Death Stranding Director's Cut

Recenzja Death Stranding Director’s Cut – połączyć ludzkość jeszcze raz

Data Premiery
24 września 2021
Developer
Kojima Productions
Wydawca
PlayStation Polska

Od tematu Death Stranding uciekałem przez dwa lata jak tylko się dało. Hideo Kojima to twórca, wobec którego zachwytów nie było końca na całym świecie. Czytając stare artykuły z polskich czasopism, nie byłem w stanie jednak zrozumieć jego fenomenu. Kilkukrotnie też odbiłem się od oryginalnego Metal Gear Solid i – szczerze mówiąc – myślałem, że po prostu jestem na tę grę za głupi. Gdy już zagrałem w najnowsze dzieło Kojimy, zrozumiałem, że po prostu nie poświęciłem twórcy tyle uwagi, ile wówczas powinienem.

Death Stranding – przeżyjmy to jeszcze raz

PlayStation ma ostatnio humor na wypuszczanie wersji reżyserskich dla swoich największych gier ekskluzywnych. Dwa miesiące temu omawiałem na łamach serwisu Ghost of Tsushima: Director’s Cut, które okazało się definitywnym, kompletnym wydaniem tej niesamowitej produkcji studia Sucker Punch. Czy Death Stranding: Director’s Cut można też za takowe uznać? Zależy jak na to spojrzeć.

Przede wszystkim – jeżeli w 2019 roku odbiliście się od gry Kojima Productions, to Director’s Cut nie sprawi magicznie, iż nagle pokochacie tę grę. Wręcz przeciwnie – Death Stranding dalej rozkręca się niesamowicie wolno, przez co musiałem wydobyć ze swojego wnętrza największe pokłady cierpliwości. Najbardziej podczas rozgrywki przeszkadzały mi dialogi, a dokładniej ich liczba.

Wątek główny, polegający na ponownym połączeniu Ameryki poprzez sieć, jest okropnie przegadany, pełen niepotrzebnego patosu. W każdym momencie, gdy Sam Bridges popędzał innych bohaterów, by kończyli z gadką, stawałem się coraz większym jego fanem. Świadomy, odporny na propagandę bohater to coś, czego zdecydowanie potrzebowałem. Kojima – jak to zwykle w swoich grach – rzuca w gracza potężną ilością informacji na raz. Warto jednak to wytrzymać, ponieważ nagrodą okazuje się zaskakująco świetna gra.

Ludzie paczki wysyłają

Przez ostatnie dwa lata Death Stranding było łatwym obiektem do żartów ze strony graczy. Wiecie – symulator kuriera i te sprawy. Tylko że ten symulator kuriera bardzo mi się spodobał, z kilku względów. Mechanika poruszania się bohaterem robi wrażenie nawet tak długi czas po oryginalnej premierze gry. Nawet drobny pagórek może być wyzwaniem przy dużym ładunku, gdyż Sam musi nieustannie utrzymywać balans.

Tutaj do akcji wkracza też kontroler Dual Sense. Dzięki niemu ciężar pakunków jest naprawdę odczuwalny, a samo planowanie trasy dostawy nie jest tak proste, jak się wydaje, zwłaszcza w początkowych etapach gry. Niemniej jednak, dostarczanie przesyłek jest zaskakująco odprężające i satysfakcjonujące. Utrudnione poruszanie się sprawia, że gracz nie popada łatwo w znużenie. Łatwo też na mapie znajdować inne, upuszczone przez grających paczki, które łatwo dostarczyć do wszechobecnych terminali, zgarniając przy tym kilka dodatkowych kciuków w górę.

O ile jednak same przechadzki są przyjemne, tak nie jestem fanem obcowania z tytułowym zjawiskiem. Czarna breja, jaka spowija świat gry podczas deszczu, utrudnia tylko dostarczanie przesyłek, a odganianie kolejnych zjaw jest udręką samą w sobie. Czułem się miejscami zrezygnowany, jakby Kojima specjalnie robił mi na złość. Zwłaszcza, że uciekanie przed plagą nie przynosi dodatkowych benefitów do zlecenia. Wręcz przeciwnie – przesyłka może zostać uszkodzona, co obniży potencjalne nagrody dla Sama.

Nie masz się co cieszyć złodziejaszku, od teraz Sam może Ci porządnie nakopać!
Nie masz się co cieszyć złodziejaszku, od teraz Sam może Ci porządnie nakopać!

Spokój, jaki towarzyszy podczas długich przechadzek, wynika z jeszcze jednego elementu. W momencie, gdy nie atakują nas złodzieje lub zjawy, Death Stranding uraczy nas rozszerzoną ścieżką dźwiękową. Ta przypadła mi do gustu niesamowicie i za każdym cieszyłem się słysząc jakiś nowy utwór. Warto spojrzeć na całą playlistę, bo to ona może najłatwiej nakreślić klimat gry i przekonać do niej bardziej, niż sam przegadany prolog. Rzućcie tylko okiem na kompilację utworów z serwisu Spotify.

Co jednak robi największe wrażenie w Death Stranding, to wykorzystanie elementów sieciowych. Gracze tutaj rzeczywiście ze sobą współpracują, zostawiając kolejne terminale do przesyłek, drabiny do łatwego przekraczania rzek czy wreszcie całe autostrady, ułatwiające poruszanie się po rozdzielonej Ameryce.

W produkcji Hideo Kojimy nie ma miejsca na żadne wygłupy ze strony grających, a każdy dodatkowy element tylko ułatwiał zabawę. To jest bardzo miłe, gdy widzisz, jak wiele pomocy zebrało się po dwóch tygodniach życia Director’s Cut.

Mimo iż techniczne jest to gra z poprzedniej generacji, wykorzystanie silnika Decima dalej robi wrażenie, zwłaszcza w przerywnikach z aktorami. Obok The Last of Us: Part II, gra Hideo Kojimy może się pochwalić najlepiej wykonanymi twarzami bohaterów w historii tego medium. Podejrzewam też, że przez długi czas trudno będzie strącić obie produkcje z tego piedestału – taka natura gier PlayStation Studios.

Zmiany wynikające z Director’s Cut

Wszystko, o czym pisałem wcześniej, widzieliśmy już jednak dwa lata temu. Przejdźmy więc do omówienia konkretnych zmian w Death Stranding: Director’s Cut. Przede wszystkim – 60 kl./s. w rozdzielczości 4K oraz dodatkowy tryb Ultra-Wide, rozszerzający perspektywę gracza do standardu 21:9. To oczywiście jest poparte absolutnie szybkimi czasami ładowania. Wystarczy powiedzieć, że podczas gdy na podstawowym PS4 gra wczytywała się niemalże półtorej minuty, teraz zajmuje jej to 3 sekundy! Nawet, jeśli macie już oryginalną grę, to powyższe usprawnienia są warte ulepszenia do Director’s Cut za 30 złotych.

I to już byłoby wystarczające, lecz Director’s Cut zawiera mnóstwo pomniejszych zmian w grze. Od teraz Sam na przykład może podjąć walkę z złodziejami MULE – za pomocą własnych stóp i pięści, a także ogłuszającego, elektro-magnetycznego pistoletu. Z nim też związane są misje treningowe, które łudząco przypominają VR Missions z Metal Gear Solid. Gdyby tego było mało, za pomocą zebranych komponentów zbudujecie własny tor wyścigowy, będący podstawą do bicia kolejnych rekordów i – przede wszystkim – łatwiejszego zwiększania poziomu doświadczenia Sama.

Wiele z tych zmian łączy jeden wspólny cel. Widać, że Kojima chciał mocno obniżyć próg wejścia do Death Stranding, uatrakcyjnić grę dla odbiorców, którzy jeszcze nie mieli z nią do czynienia. To się moim zdaniem udało – nowa wersja od początku podpowiada graczowi jak grać, ale rzuca też mu pomocne narzędzia, które mogą ułatwić początkowe dostawy. Jest tylko jeden problem – ten prolog oraz pierwszy epizod tak się niesamowicie wlekły, że to porażka sama w sobie. Wyobrażam sobie sytuację, w której sporo graczy większości zmian nie zobaczy, ponieważ odrzuci go narracja oraz początkowe, ospałe tempo produkcji.

Po ciężkiej dostawie, Sam lubił zdrzemnąć się na podłodze
Po ciężkiej dostawie, Sam lubił zdrzemnąć się na podłodze. Sam Kojima nawet podpowiada, by gracz też robił sobie przerwy.

Druga szansa dla Death Stranding

Nie będę odkrywcą mówiąc, że Death Stranding nie jest produkcją dla każdego, nawet biorąc pod uwagę usprawione Director’s Cut. Doceniam nietuzinkowość produkcji, jej ambitną próbę wprowadzenia czegoś świeżego do naszego medium, ale także kluczowe poprawki dla posiadaczy PlayStation 5. Nie tylko te techniczne, lecz też te mechaniczne, usprawniające rozgrywkę dla najbardziej skonfundowanych graczy.

Największym problemem Death Stranding dla mnie jest fakt, iż produkcja traktuje siebie zbyt poważnie. Pompatyczne dialogi sprawiają, iż nie mam pojęcia czy obcuję z wartościowym przekazem, czy też może parodią na temat propagandy. Mistycyzm Hideo Kojimy wylewa się z tej gry hektolitrami, więc jeżeli nie trawicie jego twórczości oraz stylu opowiadania historii, to tutaj również nie macie czego szukać.

O ile sam odbiłem się od historii, tak sama rozgrywka była dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Jeżeli koncept post-apokaliptycznego kuriera do Was przemawia, to być może warto zignorować główny wątek i skupić się na frajdzie, jaką dostarcza samo doręczanie przesyłek? Sam byłem w ogromnym szoku, jak odprężające jest to doświadczenie.

Tak czy inaczej – Death Stranding: Director’s Cut to produkt kompletny. Dla powracających znajdzie się mnóstwo dodatkowej zawartości, a nowi gracze mają zdecydowanie obniżony próg wejścia. Patrząc na cenę 30 złotych za aktualizację starej wersji do Director’s Cut, naprawdę nie ma co narzekać.

A jeżeli jeszcze nie graliście, to poczekajcie na jakąś większą obniżkę. 219 złotych to jednak dość duża inwestycja na tytuł, od którego tak łatwo się odbić.

Death Stranding Director's Cut
Recenzja Death Stranding Director’s Cut – połączyć ludzkość jeszcze raz
Zalety
to w końcu Death Stranding, z wszystkimi jego unikalnymi aspektami
ogromna liczba ułatwień dla zaczynających graczy
mnóstwo dodatkowej zawartości dla weteranów
odprężająca, unikatowa rozgrywka
czasy ładowania i 4K w 60 kl/s
Wady
to niestety dalej Death Stranding, z wszystkimi jego przywarami
okropna, pompatyczna narracja
walka nie sprawia zbyt wiele frajdy
usypiające wręcz dialogi
7.5
Ocena