Recenzja czytnika e-booków PocketBook InkPad 3 – to godny konkurent dla Kindle Oasis 2

Uwielbiam książki. Lubię czuć papier pod palcami, cenię sobie szelest kartek i zapach farby drukarskiej. Całą ścianę pokoju poświęciłem na biblioteczkę, w której książki są ustawiane w trzech rzędach i… już się prawie nie mieszczą. Kilka lat temu kupiłem swój pierwszy czytnik ebooków i szybko się z nim bardzo polubiłem, mimo że nie szeleścił i nie pachniał zadrukowanym papierem. Z jednej strony okazał się wspaniały, a z drugiej… przekląłem stronę upolujebooka.pl, która stała się błogosławieństwem dla czytnika, a przekleństwem dla portfela. Dziś w mojej e–bibliotece jest ponad 500 pozycji, a mimo to pojawiły się kolejne papierowe książki na półkach i obok nich. Przez tych parę lat mój Kindle trochę się zestarzał, więc z przyjemnością przyjąłem do testów jego większego i młodszego brata, czytnik PocketBook InkPad 3.

Zawartość zestawu

Spore, płaskie opakowanie, w jakie pakowany jest InkPad 3, kryje – poza czytnikiem – krótką dokumentację, kabel microUSB oraz przejściówkę z microUSB na Jacka 3,5 mm. Ta ostatnia jest interesującym dodatkiem, jako że czytnik potrafi odtwarzać pliki audio oraz odczytywać książki dzięki syntezatorowi mowy.

Ekran

PocketBook InkPad 3 to urządzenie z ekranem o przekątnej 7,8″, wykonanym w technologii E-Ink Carta, o rozdzielczości 1404×1872 punkty (300 ppi). Wysoka rozdzielczość gwarantuje dobrą reprodukcję fontów na ekranie nawet przy ustawionym małym rozmiarze tekstu. Wszystkie krawędzie liter są ostre i doskonale odwzorowane, a jakąkolwiek strukturę znaki ujawniają dopiero po użyciu silnego szkła powiększającego. Gęstość ekranu jest tak duża, że dobrze wyglądają na nim nie tylko fonty przygotowywane z myślą o czytnikach w rodzaju Bookerly czy Literata, ale również rozmaite wynalazki używane jako fonty wydawcy.

Ramki ochronne zredukowano do mniej niż centymetra, poza dolną, na której znalazły się przyciski do obsługi czytnika i która może służyć też jako wygodny uchwyt. Dolna krawędź kryje także system podświetlenia ekranu, który jest jedną z ciekawszych nowości w testowanym urządzeniu. Linijka podświetlająca dyfuzor składa się z 19 diod LED, co zapewnia oświetlenie o bardzo dobrej równomierności. Ciekawostki zaczynają się później: 10 diod ma barwę biało-niebieską, a 9 pomarańczowo-żółtą.

Linijka LED zapewniająca podświetlenie

Odpowiednia regulacja mieszania kolorów pozwala uzyskać odcienie podświetlenia od zimno-białej do prawie pomarańczowej. Potrzebne regulatory znajdziemy w menu oświetlenia: suwaki jasności i odcienia oraz możliwość włączenia automatyki, którą producent nazywa SMARTlight.

SMARTlight – domyślne krzywe podświetlenia

Działanie SMARTlight zasługuje na dodatkowe wyjaśnienia, gdyż urządzenie nie jest wyposażone w czujnik oświetlenia, który mógłby posłużyć do wykrywania, kiedy i jak należy zmienić jasność i barwę światła. Oba parametry uzależnione zostały od pory dnia – stosowne ustawienia można znaleźć w menu konfiguracji, przedstawione w postaci czytelnego wykresu.

Jeżeli domyślne krzywe nam nie odpowiadają (da się je podejrzeć, ale nie zmienić), to można utworzyć sobie własny profil (lub profile, po co się ograniczać), edytując następnie wykres i dopasowując parametry oświetlenia do własnych upodobań – zmiany widać na żywo i taki system sprawdza się w praktyce bardzo dobrze.

Ergonomia

Przystępując do testowania czytnika prawie o dwa cale większego od tego, którego używam na co dzień, byłem pełen obaw dotyczących wygody użytkowania. Po prawie trzech tygodniach jestem gotów przyznać, że większość z nich się nie sprawdziła. Mimo większego rozmiaru urządzenie waży praktycznie tyle samo, co posiadany przeze mnie Paperwhite 2 i nie męczy dłoni nawet przy długim czytaniu. Zmieniłem trochę system trzymania – o ile Kindle’a trzymam za boki, o tyle InkPad 3, mimo odpowiednio dużych dłoni, okazał się wygodniejszy, gdy trzymam go z boku i dołu, z kciukiem na przyciskach lewo/prawo. Osoby o mniejszych dłoniach prawdopodobnie ten ostatni wariant uznają za najwygodniejszy, jako alternatywę mając używanie dwuręczne.

Samo rozstawienie przycisków mogłoby być lepsze – układ długich i wąskich przycisków wymusza użycie drugiej ręki w celu skorzystania z przycisków Home i Menu. Na szczęście najczęściej używane przyciski Lewo i Prawo są dostępne podczas obsługi jedną ręką, co nie znaczy, że ich działanie jest niezawodne – z niewiadomych mi powodów „Prawo” przerzucało niekiedy na koniec książki, zamiast na następną stronę. Ponieważ nie było żadnej możliwości powrotu poza ręcznym cofnięciem się na potrzebną stronę, owocowało to za każdym razem dłuższą chwilą szukania, bo niby dlaczego miałbym pamiętać właściwy numer? Zdarzało się to na szczęście niezbyt często.

Niezbyt zgodne z moją intuicją (a raczej z przyzwyczajeniami z Kindle) okazało się także sterowanie za pomocą ekranu dotykowego – o ile gesty page swipe działały zgodnie z przewidywaniami, to dotknięcia krawędzi ekranu z dowolnej strony czytnika przenosiło mnie na następną stronę, podczas gdy przyzwyczajenie mówiło, że lewa krawędź powinna przenosić stronę wstecz. W PocketBooku za przełączenie strony wstecz odpowiadają natomiast OBA dolne rogi urządzenia. Zadziałały przyzwyczajenia, natomiast przyznaję, że przy czytniku o takim rozmiarze takie położenie stref na ekranie ma swoje zalety, bo umożliwia obsługę jedną ręką.

Spis treści

  1. Zawartość zestawu. Ekran. Ergonomia
  2. Zanim otworzysz książkę. Czytamy. Podsumowanie

Zanim otworzysz książkę…

… to trzeba ją najpierw wgrać na czytnik. A metod na to jest całkiem sporo. Zanim jednak zaczniemy wgrywać, warto zrobić trochę porządku w pamięci urządzenia – PocketBook ładuje bowiem do niej spory pakiet książek z domeny publicznej (mocno niemłodych vel z brodą). Pozycji w języku polskim jest tam bodaj 6 czy 7, reszta natomiast to książki obcojęzyczne. Jeśli o mnie chodzi, całkowicie usunąłem je z urządzenia i zacząłem od pustego dysku.

Kabel – najbardziej oczywista i najmniej wygodna forma umieszczenia książek w pamięci urządzenia. Do dyspozycji mamy około 6 GB (reszta z 8 GB to system)  co jest wartością całkiem sporą – typowa książka nie przekracza przecież kilkunastu MiB. Pamięć wewnętrzną można wesprzeć kartą microSD o pojemności do 32 GB, da się też zwyczajnie wcześniej wgrać na nią książki i włożyć do czytnika – zaczytanie dużej biblioteki trochę może trwać, ale po góra kilkunastu minutach uzyskamy dostęp do naszych zbiorów.

A gdzie się podział PocketBook Cloud?

Dropbox – jeśli jesteśmy użytkownikami tego dysku, można ustawić automatyczną, dwustronną synchronizację wskazanego katalogu z czytnikiem – książka wgrana do Dropboxa zostanie wysłana do czytnika, a książka wgrana ręcznie do odpowiedniego katalogu czytnika zostanie przesłana także do Dropboxa. Korzystanie z tej metody okazało się dość wygodne, choć wymagało odkurzenia przeze mnie konta – od dawna go nie używałem, woląc OneDrive (który niestety nie jest obsługiwany).

Send-to-PocketBook – z  jedną różnicą jest to praktycznie kopia funkcji Send-To-Kindle. Po utworzeniu konta zyskujemy adres mailowy w domenie @pbsync.com. Wysyłając na ten adres książkę, trafi ona automagicznie do wydzielonego katalogu SendToPb na urządzeniu. Jest to świetna metoda do wykorzystywania na co dzień, ponieważ większość polskich księgarni elektronicznych umożliwia skonfigurowanie automatycznej wysyłki do urządzenia. Książka w takim wypadku trafia na urządzenie sama po kilku minutach od zakupu. Wygodniej właściwie się nie da, ale oczywiście jest to metoda na wysyłkę pojedynczych pozycji, nie na wgrywanie całej biblioteki zakupionej wcześniej. Wspomniana na początku różnica między usługą znaną z Kindle sprowadza się do tego, że Amazon zawsze archiwizuje w swojej chmurze wysłane pozycje, a PocketBook domyślnie nie.

PocketBook Cloud – usługa ta pojawiła się w Polsce niedawno i jest rozwinięciem funkcji send-to-pocketbook. Jest to przypięty do konta użytkownika dysk sieciowy, zbliżony funkcjonalnie do archiwum znanego z Kindle. Różnica jest taka, że PocketBook Cloud nie jest uruchamiany domyślnie – wymaga on wcześniejszego, samodzielnego założenia konta w księgarni Bookland (można to zrobić jednak z wprost z czytnika) i aktywacji tam urządzenia. Chmura PocketBook ma także interfejs webowy, co oznacza, że możemy się do niej zalogować przez przeglądarkę i w ten sposób wgrać do chmury swoje archiwum. Po zalogowaniu do chmury czytnika (robimy to podając login i hasło do Booklandu) zyskujemy do wszystkich zarchiwizowanych pozycji dostęp, przy czym nie są one domyślnie ładowane na czytnik – ściągane są tylko metadane, a książka pobierana jest w momencie gdy jest potrzebna. PocketBook Cloud rozbudowuje także działanie Send-To-Pocketbook – wszystkie wysłane w ten sposób książki również są automatycznie archiwizowane.

Pobierają się metadane mojej biblioteki
…i można już pobrać książkę z chmury

Legimi – firma PocketBook wprowadziła niedawno możliwość współpracy nowszych urządzeń z usługą Legimi. Logując się do niej, korzystamy z pełni zasobów udostępnianych w ramach wybranej subskrypcji. Prawdopodobnie większość dostępnych w Polsce czytników będzie oferowane właśnie w takim wariancie. Niestety, eliminuje to możliwość zalogowania czytnika w Booklandzie i skorzystania z PocketBook Cloud – odpowiednich opcji w ogóle nie znajdziemy w menu urządzenia. Przekonałem się o tym podczas trzech tygodni testów dość brutalnie – zalogowany do PB Cloud i Send-To-Pocketbook czytnik został zdalnie wylogowany i odpięty od wszystkich moich usług, w zamian za to pojawiło się Legimi, z którego nie korzystam. Szczęśliwie podobne sytuacje raczej nie będą dotyczyć urządzeń kupionych w sklepie – urządzenia testowe to inna sprawa, w niejednych rękach były i trudno się dziwić, że czasem wynika z tego zamieszanie.  Warto zaznaczyć, że jeśli trafi nam się urządzenie z niewłaściwą z naszego punktu widzenia usługą, to wystarczy zadzwonić na infolinię producenta. Po podaniu numeru seryjnego konsultant aktywuje wariant oprogramowania, który nam odpowiada. Po zrestartowaniu urządzenia powinien być już dostępny pożądany wariant. Trochę jednak szkoda, że wymaga to takich zabiegów – w sumie nie widzę żadnego logicznego powodu, by Legimi powodowało konflikt z Booklandem.

Czytamy!

Księgi Jakubowe

Niezależnie od tego, jakim sposobem książki wgramy, prędzej czy później zaczniemy je czytać. Czytnik obsługuje wszystkie popularne formaty plików (i sporo tych mniej popularnych), jednak dwa najczęściej spotykane to MOBI (właściwy raczej dla Kindle) i EPUB (reszta świata). InkPad 3 obsługuje oba formaty, lecz na ekranie przeważnie lepiej prezentuje się EPUB – trudno się temu dziwić, polskie wydawnictwa tworzą wydania MOBI konwertując je najczęściej z EPUB, z różnymi efektami zależnymi od staranności. Wydaje mi się przy tym, że sam czytnik także ma czasem niejakie kłopoty z prawidłową interpretacją MOBI, przynajmniej porównując z Kindle. Zestaw wbudowanych fontów jest dość sensowny, czytnik potrafi także korzystać z fontu wydawcy (który, umówmy się, potrafi być bardzo różnej jakości).

Warto jednak wiedzieć, że można dograć także własne fonty – po podłączeniu urządzenia kablem należy je wgrać do ukrytego katalogu „/system/fonts/”. W ten sposób wzbogaciłem czytnik o doskonałe fonty Bookerly (który bardzo lubię z Kindle) i Literata (używany w Google Play Books).

Font wydawcy

Wysoka rozdzielczość ekranu sprawdza się doskonale. Dobrze działa zaznaczanie tekstu, można też go podkreślić i dodać komentarz. Zaznaczenie może zostać także przekierowane jako pytanie do wyszukiwarki Google, udostępnione na popularnych sieciach społecznościowych (przy pomocy serwisu ReadRate), a jeśli mamy zainstalowane odpowiednie słowniki, również wysłane do automatycznego tłumacza.

Wyświetlacz podczas czytania może pracować zarówno pionowo jak i poziomo – za przełączenie domyślnie odpowiada czujnik położenia. Urządzenie reaguje na zmiany dość powoli, co z jednej strony zapobiega przypadkowemu przełączeniu, a z drugiej irytuje, gdy trzeba po pomyłce wrócić do potrzebnego ustawienia. Przyznam się, że w rezultacie przez większość czasu automatyczne obracanie miałem wyłączone.

Po określonym okresie nieaktywności urządzenie się usypia (można to też wymusić przyciskiem), a  następnie całkowicie wyłącza. Wybudzanie przyciskiem z dołu okazało się niezbyt wygodne, bardzo brakowało mi podczas użytkowania aktywnego etui, którego zamknięcie powodowałoby uśpienie, a otwarcie wybudzenie czytnika. Można je dokupić osobno (w cenie bodaj 99 złotych za oryginał), ale nie było go w zestawie, który otrzymałem do testów. Warto się o niego postarać, poza zwiększeniem wygody daje bowiem przede wszystkim dobrą ochronę ekranu przed uszkodzeniem.

Wspominałem wcześniej, że urządzenie charakteryzują pewne możliwości audio. O ile odtwarzania muzyki z czytnika sobie raczej nie wyobrażam (niby można, ale naprawdę są na to lepsze sposoby), o tyle interesująca jest możliwość wykorzystania syntezatora mowy do odczytywania tekstu z książek. Domyślnie polskiego lektora nie ma zainstalowanego, na szczęście cała procedura instalacyjna sprowadza się do wyboru jednego z dostępnych głosów i czytnik pobiera oraz instaluje potrzebne pliki sam. Jakość TTS jest niezła (odpowiada za to znany syntezator mowy Ivona), ale na dłuższą metę nieco mechaniczna intonacja lektora okazywała się dla mnie nie do zniesienia – to jednak nie jest audiobook.

Podczas testów napotkałem dwie niedogodności: podczas dłuższej lektury czytnik czasami przycinał się bez widocznego powodu i trzeba było czekać nawet kilkanaście sekund, by zaczynał reagować. Potrafił także przeskoczyć niespodziewanie na koniec książki po naciśnięciu fizycznego przycisku „w prawo”, o czym już wspominałem na początku tekstu. Na szczęście nie zdarzało się to często.

Jasnym punktem InkPada okazał się czas pracy na baterii. Pierwsze ładowanie zrobiłem przed rozpoczęciem testu i przez trzy tygodnie nie sięgnąłem więcej po kabel – mimo to, przygotowując czytnik do odesłania, miał on jeszcze około 1/3 baterii, a na pewno nie był oszczędzany… Producent szacuje autonomię InkPada na jakieś 6 tygodni i wydaje się, że nie ubarwia zbytnio rzeczywistości.

„I tak wniosłem sir Lancelota du Lac do Twierdzy Ganelona, któremu ufałem jak bratu. To znaczy, żeby wyrazić się precyzyjniej – ani trochę”

Spory rozmiar urządzenia zachęca do wypróbowania go także jako czytnika PDF. Czytnik radzi sobie z nimi zupełnie nieźle, choć oczywiście dużo zależy od wagi pliku – znalazłem w zbiorach plik o rozmiarze ponad 350 MB, który doprowadził InkPada 3 niemal do zawału – była to jednak sytuacja wyjątkowa. Z pozostałymi plikami czytnik poradził sobie znacznie lepiej i na pewno jest to zasługa sporej ilości pamięci operacyjnej (1 GB) i dwurdzeniowego procesora.

Będę jednak upierał się, że naturalnym środowiskiem do czytania publikacji w tym formacie jest tablet i to możliwie duży – szybko działający ekran LCD, najlepiej wysokiej rozdzielczości, na którym możliwe jest momentalne przybliżenie zawartości spisze się znacznie lepiej niż e-papier, zwłaszcza w publikacjach bogato okraszonych grafiką, zdjęciami czy wykresami. Niestety w takich wydawnictwach nie skorzystamy z trybu Reflow, który wydobywa z PDF tekst i formatuje go tak by wypełnić ekran – w teorii świetna sprawa, w praktyce efekt jest tym gorszy im większe bogactwo graficzne książki.

Czas na podsumowanie

Producent nie powstrzymał się przed dodaniem pewnej liczby całkowicie zbędnych dodatków. Szachy, Sudoku, przeglądarka zdjęć, notatnik odręczny – nie sądzę, by ktoś do nich sięgnął więcej niż parę razy i traktował je jako coś więcej, niż ciekawostkę. Czytnik w uniwersalności nigdy nie dorówna smartfonowi – i na szczęście nie musi.

Jak więc spisuje się InkPad 3 w swojej głównej roli? Bilans zalet i wad okazał się bardzo korzystny, plasując urządzenie w okolicach Kindle Oasis 2. Dzięki zmiennej barwie podświetlenia miejscami nawet go przewyższa – trochę dziwne, że Amazon w tej kwestii nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Brakuje z kolei trochę czujnika oświetlenia – oprogramowanie działa zupełnie dobrze, ale nie uwzględnia niespodziewanych zmian warunków zewnętrznych albo… pór roku :). Nie pogardziłbym także wodoodpornością InkPada 3 – przydaje się nie tylko podczas czytania w kąpieli.

Największą wadą, jaką znalazłem, jest niemożność działania urządzenia jednocześnie z chmurą PocketBooka i Legimi oraz związana z tym konieczność każdorazowego kontaktu z infolinią, gdy chcemy przełączyć się między tymi usługami. To punkt w którym InkPada bezlitośnie przeczołga każdy czytnik z Androidem.

Czy InkPad 3 jest warty swojej ceny (na dziś przekracza ona nieco 1000 zł)? Wydaje się, że tak. Póki co nie widzę dla niego wielkiej konkurencji w swojej kategorii.

Spis treści

  1. Zawartość zestawu. Ekran. Ergonomia
  2. Zanim otworzysz książkę. Czytamy. Podsumowanie

Polecamy również:

https://www.tabletowo.pl/2018/06/20/jaki-czytnik-ebookow-wybrac-kupic-czerwiec-2018/

Exit mobile version