CODE VEIN_20191026095814

Code Vein – czyli Dark Souls w sosie słodko-kwaśnym (recenzja)

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że pierwszy raz słyszycie o tym tytule – nic w tym dziwnego. Pomimo tego, że Code Vein pojawił się na rynku stosunkowo niedawno, to w Polsce premiera przeszła raczej bez większego echa. Ja również przed premierą nie miałem pojęcia, że taka gra w ogóle istnieje, cieszę się więc, że miałem okazję ją sprawdzić przy okazji recenzji. I przyznać muszę, że to całkiem przyjemny tytuł, aczkolwiek nie jestem przekonany czy ma on jakieś większe szanse, by podbić rynek przy tak mocnej konkurencji – tym bardziej na zachodzie.

Kojarzycie gry z serii God Eater? Twórcy tej popularnej (w szczególności na wschodzie) serii gier postanowili spróbować swoich sił w innym gatunku. I tak oto powstał Code Vein, któremu już od pierwszych zapowiedzi przyklejono metkę „Dark Souls w stylu anime”, co na dobrą sprawę nie jest ani krzywdzące, ani nieprawdziwe. No dobrze, ale jakie to Code Vein jest? Tego dowiecie się właśnie z tej recenzji!

Fabuła i (zniszczony) świat

Podstawy Code Vein rozpoznamy od razu, wyraźnie widać skąd czerpano inspirację, ale w porównaniu do The Surge 2 czy Lords of the Fallen gra studia Shift jest dużo bardziej oryginalna pod względem systemu walki czy ogólnego pomysłu na rozgrywkę. Oczywiście znajdziemy tu ogniska punkty zapisu, charakterystyczne areny z bossami (nawet jest dobrze znana mgła!) czy zbieralne po śmierci punkty wraz z odradzającymi się przeciwnikami – jednak patrząc na system walki trudno pomylić Code Vein z jakimkolwiek innym tytułem.

Etapy retrospekcyjne są niezwykle nużącymi przerywnikami standardowej rozgrywki.

Zacznijmy jednak od innej rozpoznawalnej rzeczy – fabuły i klimatu. Czuć, że jest to gra tworzona przez Japończyków. Widać to już po samym stylu graficznym czy sposobie opowiadania historii. I dla mnie, nie ukrywam, że jest to wada, nie przepadam za anime i dalekowschodnimi klimatami – jednak nie uwzględniam tego w ocenie końcowej, to po prostu kwestia gustu. A nawet gdybym miał to wziąć pod uwagę w podsumowaniu, to i tak na plus, ponieważ jestem pewny, że dużo osób pokocha Code Vein właśnie za stylistykę i klimat. Muszę przyznać, że różnorodność na rynku jest tym, co lubię – dla każdego coś dobrego.

Moja postać nie bez powodu ma ciemne okulary – to po to, by śledzić najciekawsze obiekty w okolicy.

Fabuła ukazuje nam (miejmy taką nadzieję) fikcyjną, postapokaliptyczną przyszłość, gdzie tajemnicza siła zniszczyła znany nam świat. Przy życiu pozostali jedynie Revenants (to chyba dobry moment, by wspomnieć, że gra nie ma polskiej wersji językowej), czyli grupa potężnych wampirów próbujących przeżyć na tym jednak nie tak pustym łez padole. Historia mnie nie porwała, jej sposób przedstawiania również (wiele nudnych retrospekcji). Świat pomimo tego, że jest całkiem ciekawie przedstawiony i ma rozległe role, to też nie wzbudził u mnie większego zainteresowania i fabułę śledziłem dość biernie. Bez dwóch zdań grałem tu głównie dla rozgrywki, a nie opowiadanej historii – ale jak już wspominałem, może być to wina tego, że nie trafiło to wszystko w moje gusta.

Niech nie zmylą was maski – to nie Kraków.

Znajoma rozgrywka z nutką nowości

Zaczynamy standardowo – od stworzenia postaci i tutaj ogromny ukłon w stronę twórców. Nie należę co prawda do osób, które godzinami potrafią dłubać w wyglądzie swojej postaci, ale trudno nie docenić tego, jak bardzo rozbudowany jest edytor tworzenia bohatera i jak na wiele pozwala. Konstrukcja świata jest dość standardowa dla gatunku – długie korytarze, mnóstwo poukrywanych skrótów i sekretów, kilka pomniejszych pomieszczeń czy pseudootwartych lokacji, no i oczywiście aren z bossami. Co ciekawe, w grze zarysowuje się nasza mapa, dokładnie po naszych śladach, tak więc nasze błądzenie rysuje nam odpowiednie ścieżki na mapie. Wszystko potem jest „uwypuklane” podczas korzystania z odpowiedników ognisk – fajny system, który dobrze się sprawdza.

 

Co warto odnotować to bardzo przejrzysty interfejs, który pomimo wielu statystyk pozostaje czytelny. A w grze znajdziemy sporo przedmiotów, więc bardzo łatwo jest się tu zatracić w wybieraniu oręża czy pancerza – tak więc przejrzyste porównywanie statystyk zaliczam Code Vein na ogromny plus. Dla równowagi na minus zaliczę naszych towarzyszy, podczas eksplorowania możemy natrafić na kilku takich przyjaznych NPC, niestety, ich sztuczna inteligencja pozostawia wiele do życzenia, rzucają się kompletnie bezmyślnie na przeciwników, niejednokrotnie psując mi moją z góry założoną taktykę. Między odwiedzanymi lokacjami możemy spędzać czas w naszej głównej bazie; handlując, zmieniając nasz wygląd, trenując, rozmawiając z postaciami pobocznymi, rozwijając naszego bohatera. Możemy tu nawet pójść do SPA. Poważnie.

Demony? Jakie demony?

Teraz pora na to, co moim zdaniem najważniejsze – system walki, a ten czerpie garściami z wielu gier, jednak trzeba mu oddać, że ma wiele oryginalnych cech. Jest tu kilka stylów walki i wiele umiejętności do odblokowania, do tego dochodzi (średnio wygodne swoją drogą) używanie przedmiotów w walce czy zakradanie się do wroga od tyłu w celu zadania potężnych ciosów z zaskoczenia. Możemy standardowo parować czy robić uniki, jednak warto uważać, by nie wpaść w jakąś okoliczną przepaść – twórcy lubią postawić tu i ówdzie śmiercionośne dziury, w których łatwo zakończyć swój żywot.

Efekt tąpnięcia górniczego – a przynajmniej tak mi się wydaje.

Większość walk z bossami można nazwać satysfakcjonującymi i dobrze zaprojektowanymi, jednak zaznaczę, że sami bossowie (jak i zwykli przeciwnicy) często są recyklingowani, przez co efekt zaskoczenia jest dużo mniejszy niż u konkurencji. Wielokrotnie, np. po zbiciu oponentowi paska życia do połowy, uruchamia się druga faza walki, gdzie przeciwnik zmienia swoją taktykę, a niekiedy i nawet wygląd. Ogółem jednak same walki z przeciwnikami często wydawały mi się niekontrolowanie chaotyczne, a nawet niesprawiedliwe w niektórych wypadkach, co nie powinno być aż tak odczuwalne w grach „Soulslike”.

Olivier uspokój się!

Oprawa audiowizualna

Siadam do recenzji Code Vein kilka dni od ostatniej rozgrywki i… za żadne skarby nie mogę sobie przypomnieć jakiegokolwiek charakterystycznego utworu czy chociażby dźwięku. Dla mnie tytuł ten pod względem muzycznym jest po prostu mocno nijaki i nie wybija się na tle konkurencji pod żadnym względem. Bardzo dobrze za to wypadają aktorzy głosowi, tak więc osoby z uwagą śledzące fabułę Code Vein mogą cieszyć się z bardzo profesjonalnie nagranych i dobrze napisanych dialogów.

Grafika ma ciekawą kreskę, jednak w większość lokacji oprawa graficzna jest bardzo pusta, by wręcz nie powiedzieć sterylna. Poziom szczegółowości przypomina mi stare, dobre czasy PlayStation 3, ale i również cała reszta oprawy jak cienie czy modele nie mogą się poszczycić jakością nowych gier AAA. Niektóre animacje też wyglądają dość prosto, przez co ogólne wrażenia z oprawy mam dość negatywne. To z czego na pewno zapamiętam grafikę Code Vein, to z gęsto lejącej się na ekranie krwi – tej jest tu naprawdę sporo. Na korzyść mogę zaliczyć ciekawy styl niektórych lokacji i bardzo równą płynność, co jest niezwykle ważne w tego typu grach.

Jeśli chcecie przetestować Code Vein sami to polecam pobrać i sprawdzić na własną rękę wersję demonstracyjną gry – niestety dostępna jest tylko na PlayStation 4 i Xbox One.

Podsumowanie

Jak widać, trochę tu więcej zalet niż wad i pomimo tego, że Code Vein nie trafił do końca w moje gusta, za sprawą swojej specyficznej stylistyki i klimatu to wiem, że wielu graczy właśnie za to tę produkcję polubi. Trudno mi nie porównywać Code Vein do innych gier typu „Soulslike” – ale chyba nic w tym złego, fani tego gatunku nie mogą narzekać na brak nowych gier. Tym bardziej, że ich różnorodność stylistyczna powinna zadowolić każdego gracza – od fanów fantasy, przez alternatywną XV-wieczną Japonię i postapo, na właśnie takim anime kończąc.

Zaznaczę jednak, że Code Vein to gra skierowana raczej do weteranów Dark Souls, które dzieła From Software mają już dawno za sobą. Dlaczego? Uważam, że takie gry, jak Bloodborne, Demon’s Souls, Sekiro czy wspomniane Dark Souls są po prostu… lepsze i to od nich warto zacząć przygodę z tym gatunkiem gier. Jeśli jednak na Blighttown i Old Yharnam zjedliście już zęby i nadal jesteście głodni tego rodzaju rozgrywki, to Code Vein może być dobrym substytutem Dark Souls. Warto jednak przed zakupem sprawdzić wersje demo – ta powinna was utwierdzić w przekonaniu czy to gra dla was.

The Surge 2 – krok w dobrą stronę (recenzja)

Code Vein zadebiutowało 27 września 2019 roku na PC, PlayStation 4 i Xbox One. Recenzja stworzona na bazie wersji z PlayStation 4.

Code Vein – czyli Dark Souls w sosie słodko-kwaśnym (recenzja)
Wnioski
Pomimo tego, że Code Vein nie trafił do końca w moje gusta, to muszę mu oddać, że jest ciekawym i oryginalnym przedstawicielem gatunku „Soulslike”. Mam mu wiele do zarzucenia, jednak finalnie się broni i mile wspominam spędzony w nim czas.
GRYWALNOŚĆ
7
GRAFIKA
5.5
AUDIO
7
FABUŁA
6
WYKONANIE
6
ZAWARTOŚĆ
7
Ocena użytkownika0 głosów
0
Zalety
Bardzo rozbudowany edytor postaci
Solidne podstawy rozgrywki
Dużo przemyślanych mechanik
Dobrze zaprojektowany rozwój postaci
Ciekawy klimat
Przejrzysty i pomocny interface
Dostępna wersja demonstracyjna
Przystępniejsza od Dark Souls
Wady
Przystępniejsza od Dark Souls
Specyficznie podana fabuła (która nie każdemu przypadnie do gustu)
Durni towarzysze
Spory recykling obiektów i przeciwników
Przeciętna grafika
Niekiedy niezwykle nużące walki lub etapy
6.5
OCENA