Asus Zenbook 14 (UX434F) – recenzja laptopa, do którego mam słabość

Asus Zenbook 14 w wersji UX433F testowany był w zeszłym roku przez Krzyśka. Do mnie natomiast trafiła niedawno edycja UX434F. Jedna cyfra różnicy w nazwie to – wbrew pozorom – kilka kluczowych zmian wewnątrz konstrukcji, o których opowiem Wam w tym materiale. Bo, poza nowszą, 10-tą generacją intelowej i7-tki, mamy tu ScreenPad 2.0, który wyświetla już nie tylko klawiaturę alfanumeryczną, ale także aplikacje, co – przyznajcie – brzmi intrygująco.

Ale standardowo zacznijmy od parametrów technicznych – specyfikacja Asusa Zenbook 14 UX434F przedstawia się następująco:

  • matowy ekran o przekątnej 14” i rozdzielczości 1920 x 1080 pikseli, 16:9, 92% screen to body ratio,
  • czterordzeniowy, ośmiowątkowy, Intel Core i7-10510U, 10. generacja procesorów – 14 nm,
  • NVIDIA GeForce MX250,
  • 16 GB RAM,
  • 512 GB SSD,
  • Windows 10 Home,
  • USB 3.1 typu C, USB 3.1, USB 2.0,
  • pełnowymiarowe HDMI,
  • slot kart microSD,
  • 3.5 mm jack audio,
  • kamerka przednia,
  • touchpad: 5,65-calowy, dotykowy ekran IPS o rozdzielczości 2160 x 1080 pikseli (18:9),
  • WiFi 5,
  • Bluetooth 5.0,
  • akumulator 50 Wh,
  • wymiary: 31,9 x 19,9 x 1,69 cm,
  • waga: 1,26 kg.

Cena w momencie publikacji recenzji: ok. 5599 zł

Wzornictwo

Gdy wyjęłam Zenbooka 14 z pudełka, uśmiechnęłam się, bo na myśl od razu przyszedł mi Zenbook 3 UX390UA, będący niegdyś moim przyjacielem bliższych i dalszych podróży, który… miał z testowanym dziś modelem wspólną cechę. Oba są granatowe (w Zenbooku 14 kolor ten nazywa się Royal Blue) z charakterystycznymi koncentrycznymi kręgami na obudowie i złotym, błyszczącym logo na środku tejże pokrywy. Nie ukrywam, ten wizualny zabieg wciąż mi się podoba i niewątpliwie cieszy oko.

Ważniejsza jest jednak sama konstrukcja Zenbooka 14 i to właśnie jej należy poświęcić kilka słów. Oto bowiem zawias urządzenia pozwala otworzyć ekran o 145 stopni, a więc odchył jest na tyle duży, że można mówić o swobodnej pracy niezależnie od tego, czy siedzimy przy biurku czy w pozycji półleżącej zajmujemy kanapę (a że zdarza mi się tak pracować, ma to spore znaczenie).

Przydatne jest też to, że – w momencie odchylenia ekranu o więcej niż 90 stopni – zawias podnosi dolną część laptopa o 3 stopnie, dzięki czemu ustawia klawiaturę pod wygodnym kątem do pisania. Nie jest to może wybitnie odczuwalne podczas korzystania z niej na co dzień, ale warto ten szczegół docenić – widać bowiem wyraźnie, że Asusowi zależało na ergonomii użytkowania.

Tym, co rzuca się w oczy po otwarciu klapy laptopa, jest 14-calowy, matowy, niedotykowy ekran, otoczony wąskimi ramkami. Z wyliczeń Asusa wynika, że ekran zajmuje powierzchnię aż 92% przedniego panelu Zenbooka 14, a to dzięki zastosowaniu designu NanoEdge, czyli bocznych ramek mających zaledwie 2,9 mm grubości i górnej 3,3 mm. Co ważne, w tej górnej udało się w niej zmieścić kamerkę do wideopołączeń, która obsługuje także Windows Hello (swoją drogą, przydatna rzecz, bo nie znajdziemy tu czytnika linii papilarnych).

Pod ekranem znajduje się srebrna wstawka z nazwą urządzenia – mały detal, który jednak potrafi przyciągnąć wzrok i sumarycznie sprawia, że całość wewnątrz nie prezentuje się nudno.

Pierwsze włączenie Zenbooka 14 i oto dzieje się magia – naszym oczom ukazuje się bardzo nietypowy touchpad. Zamiast standardowej płytki dotykowej, tutaj mamy 5,65-calowy ekran IPS o rozdzielczości 2160 x 1080 pikseli, który oferuje rozszerzone możliwości względem modelu UX433F, ale to teraz wyłącznie sygnalizuję, bo ten temat rozwinę w dalszej części tekstu.

Pod spodem obudowy mamy cztery antypoślizgowe gumki, uprzyjemniające pracę na laptopie na płaskich powierzchniach. Obok dwóch z nich, umieszczonych w dolnej części, mamy też głośniki, ale o nich też nieco później.

Asus Zenbook 14 UX434F ma wymiary 31,9 x 19,9 x 1,69 cm i waży 1,26 kg, co oznacza, że nie jest ani najcieńszym, ani najlżejszym laptopem na rynku. Nie jest to jednak w żadnym wypadku jego wada – w końcu grubsza obudowa pozwoliła umieścić na krawędziach pełnowymiarowe porty USB i HDMI, co oznacza brak konieczności korzystania z adaptera, a to bardzo doceniam.

Szkoda, że zabrakło pełnowymiarowego czytnika kart SD, ale w obliczu tego, że coraz więcej małych laptopów nie ma microSD, trudno traktować to jako zarzut – ważne, że czytnik microSD jest na swoim miejscu.

Co ważne, Asus chwali się, że konstrukcja Zenbooka 14 spełnia normy odporności MIL-STD-810G. Podczas testów jednak nie pokusiłam się o sprawdzenie jak dużo jest w stanie przetrwać ten sprzęt – ani świadomie, ani nieświadomie ;). Faktem jest jednak, że Zenbook 14 sprawia wrażenie konstrukcji solidnej, która w moich oczach blednie jedynie przez wzgląd na obudowę wprost uwielbiającą zbierać odciski palców (zarówno pokrywa laptopa, jak i przestrzeń wokół touchpada).

W pudełku z Zenbookiem 14 dostajemy 65-Watową ładowarkę, adapter na złącze Ethernet oraz etui – dość proste (i nie tak eleganckie, jak w przypadku UX390UA), ale dobrze spełniające swoją rolę.

Ekran

Asus chwali się, że zmieścił 14-calowy wyświetlacz w obudowie 13-calowego laptopa, a wszystko to za sprawą wspomnianych już wąskich ramek wokół niego. I muszę przyznać, że wygląda to naprawdę dobrze, ale o tym, że jestem zwolenniczką bezramkowości w laptopach, chyba już doskonale wiecie.

Powinniście też wiedzieć z poprzednich recenzji, że nie neguję zastosowania ekranu, który nie jest dotykowy – pod warunkiem, że jest on matowy. I w Zenbooku 14 warunek ten został spełniony, co mnie cieszy. Na rynku jest też dostępna wersja z dotykowym ekranem, ale ja jednak jestem tradycjonalistką i wolę nie mazać sobie palcem po wyświetlaczu – a matowa powierzchnia zawsze w cenie.

Ekran Zenbooka 14 ma przekątną 14 cali i rozdzielczość 1920 x 1080 pikseli (proporcje 16:9). Wartości te nie przekładają się na wysokie zagęszczenie pikseli na cal (to wynosi 157 ppi), ale trudno mówić tu o złej jakości wyświetlanego obrazu czy braku czytelności czcionek – jest jak najbardziej w porządku, zwłaszcza, że przecież patrzymy na ten ekran z dużej odległości. Kąty widzenia są bardzo dobre.

Zastrzeżenie mam jedynie do jasności minimalnej, która wieczorami daje się we znaki – jest po prostu dla mnie nieco za wysoka. Na poziom maksymalnej jasności z kolei narzekać nie można – jest zaskakująco wysoka.

Klawiatura

Nie miałam okazji korzystać z poprzedniego Zenbooka 14 (UX433F), ale sądząc po zdjęciach i opisie, klawiatura w nim jest dokładnie taka sama, jak w UX434F. A to oznacza klawiaturę wyspową z dobrze zaakcentowanymi odstępami pomiędzy klawiszami, ze skokiem klawisza 1,4 mm i trzystopniowym podświetleniem, które przydaje się po zmierzchu.

Czasem mam tak, że do klawiatury w kolejnym testowym laptopie muszę się przyzwyczaić i zanim mi się to uda, mija średnio kilka godzin. Tymczasem muszę przyznać, że pisanie na klawiaturze Zenbooka 14 UX434F jakoś od razu stało się dla mnie całkowicie naturalne i przyjemne. Nie musiałam przechodzić tak zwanego “etapu przejściowego” – odpaliłam Worda, zaczęłam pisać i już po chwili czułam, jakbym za pomocą tej klawiatury wprowadziła miliony znaków do różnego rodzaju edytorów tekstów. To naprawdę dobrze o niej świadczy.

Zastrzeżenia mogę mieć jedynie do strzałek góra-dół, lewo-prawo, bo klawisze te nie dość, że są malutkie, to jeszcze mają mikroskopijny odstęp między sobą (zwłaszcza pierwsze dwa), ale i do tego można się przyzwyczaić. Ważnym faktem jest też to, że klawiatura jest sześciorzędowa.

W pierwszym rzędzie od góry Asus umieścił wszystkie klawisze funkcyjne, których używanie nie wymaga wciskania Fn. Włącznik z kolei znajduje się w prawym górnym rogu klawiatury, a zatem nie został umieszczony poza nią i nie został z nim zintegrowany skaner odcisków palców (tego, jak już wspomniałam na początku, zabrakło).

Touchpad ze ScreenPad 2.0

Skoro było już sporo o klawiaturze, umożliwiającej bezwzrokowe wprowadzanie tekstu w moim przypadku, czas na intrygującą składową Asusa Zenbook 14, a mianowicie – touchpad. Jest to ekran IPS o przekątnej 5,65 cala i rozdzielczości Full HD+ (konkretnie 2160 x 1080 pikseli), mający być odporny na zbieranie odcisków palców i smugi powstałe podczas korzystania z niego. I tak jest, choć nie w pełni. Smugi są ledwo widoczne podczas korzystania z laptopa, ale spora w tym zasługa dobrego podświetlenia touchpadowego ekranu. Patrząc na niego pod kątem – już są widoczne.

Touchpad bardzo dobrze sprawdza się w swojej standardowej roli – jest responsywny, odpowiednio reaguje na gesty multidotykowe, wszystko tu gra, jak należy. Ale nie to jest w nim ważne, bo to nie jest zwykła tafla dotykowa. ScreenPad 2.0 oferuje bowiem rozbudowane możliwości, których nie znajdziemy w laptopach innych producentów. O ile w modelu UX433F touchpad zastępował jedynie klawiaturę alfanumeryczną, tak w UX434F jego zastosowań jest dużo więcej.

Zacznijmy jednak od tego, że touchpad jest szeroki, a to za sprawą zastosowanych proporcji 18:9 – dzięki temu korzysta się z niego komfortowo. ScreenPad ma swoje dedykowane ustawienia. Możemy zmienić jego jasność, tło, rozdzielczość (2160 x 1080 lub 1000 x 500), częstotliwość odświeżania (50 lub 60 Hz), a nawet włączyć funkcję oszczędzania baterii. Nie polecam jednak w tym jakkolwiek kombinować – domyślne ustawienia są najlepsze.

No dobrze, ale co oferuje ScreenPad 2.0?

Podstawową funkcją ScreenPada jest wyświetlanie narzędzi przydatnych podczas korzystania z programów należących do pakietu Office. Jest też klawiatura alfanumeryczna, pole do wprowadzania tekstu odręcznego oraz Quick Key – funkcja, pozwalająca przypisać sobie przydatne skróty potrzebne w poszczególnych programach do wirtualnych przycisków na touchpadzie (wśród domyślnych jest wytnij, wklej, zaznacz wszystko, kopiuj, cofnij, szukaj).

Można np. na touchpadzie włączyć film z Netfliksa czy teledysk z YouTube. Dla mnie przydatny jest także stały podgląd statystyk Tabletowo na tym dodatkowym ekranie. Działa to o tyle fajnie, że możemy korzystać wtedy ze ScreenPada jak ze zwykłego touchpada, nie wpływając na działanie wyświetlanej w jego tle aplikacji.

Jak to wygląda możecie zobaczyć w materiale Asusa – całkiem dobrze to producent zobrazował:

Sam gest “przesuwania” treści z dużego ekranu na mały jest bardzo dobrze przemyślany. Podobnie zresztą jak dolna belka na touchpadzie, przypominająca tą z Androida, dzięki której dany widok możemy przerzucić na ekran laptopa lub po prostu przełączyć się między aplikacjami bezpośrednio na touchpadzie (pod warunkiem, że wcześniej zostały tam otwarte).

Korzystanie ze ScreenPada nie jest skomplikowane, choć początkowo wymaga zmiany przyzwyczajeń związanych z użytkowaniem zwykłego touchpada. Ciągłe przełączanie się pomiędzy włączonym a wyłączonym touchpadem (w zależności od potrzeb) jest dość uciążliwe, ale później wchodzi w nawyk.

ScreenPad to bardzo fajna rzecz, a przede wszystkim rzeczywiście przydatna podczas korzystania z laptopa.

Kultura pracy

Asus Zenbook 14 UX434F to maszyna przeznaczona do pracy. I w tej roli sprawdza się świetnie. Podczas pracy biurowej stale utrzymuje wysoki poziom wydajności, dzięki czemu nie mogę na jego temat powiedzieć nic złego – laptop pracuje bezgłośnie i nie nagrzewa się. Oczywiście do czasu.

W momencie, w którym sięgniemy po bardziej wymagające programy, jak chociażby te do obróbki zdjęć czy prostego montażu wideo (bo i do tego przecież Zenbooka można wykorzystać), laptop zaczyna się “pocić” – z bezgłośnej pracy pozostają jedynie wspomnienia, we znaki daje się słyszalna praca układu chłodzenia, a i obudowa znacznie się nagrzewa (aczkolwiek jedynie w części najdalej wysuniętej od użytkownika).

Gry z kolei to już dla mnie zupełnie obcy temat. Mam jednak obok siebie osobę, która jest w stanie powiedzieć kilka słów o tym, jak Zenbook 14 UX434F sprawdza się w roli sporadycznego kompana osoby, która lubi pograć. Kuba, który dorzuci kilka swoich słów do tego tekstu :)

Gaming / laptop – czy takie połączenie idzie w parze? Jak wiecie ten model nie jest przeznaczony dla hardocorowych graczy. Ba! Jestem nawet w stanie pokusić się o stwierdzenie, że inżynierowie, którzy siedzieli nad projektem tego modelu przy desce kreślarskiej, nie myśleli nawet, że ktoś na tym będzie chciał zagrać. A tu BANG – niespodzianka; jak zwykle muszę sprawdzić coś ze swojej działki.

Dziewięć części Gwiezdnych Wojen za nami. Ale że ciągle gdzieś w sercu gra mi marsz imperialny to ostatnimi czasy wracam do nostalgicznych gier. W mojej bibliotece ponownie zawitał tytuł, który ogrywałem już kilka lat temu, ale nadeszła pora, by ponownie zagłębić się w to uniwersum. Star Wars: The Old Republic – gra typu MMORPG, która na nasze PC-ety została wydana 20 września 2011 roku. Jeżeli ktoś nie grał – gorąco zachęcam! Jest to darmowa gra z uniwersum Star Wars – produkt na wagę złota (a ten tytuł jest po prostu dobry – nawet jak na 2019/2020 rok).

Wracając do tematu, pomimo tego, że ta gra jest już na rynku ładnych parę lat, nie zmienia to faktu, że EA w tym czasie cały czas ją poprawiało, więc i zdarza się, że potrafi pokazać pazur na mniej wydajnych sprzętach (mam na myśli sprzęty do gier).

Nie zdziwcie się też tym, że moja postać ma dopiero 2 LVL – wykasowałem wszystkie postacie i wracam do ponownego zdobywania leveli po jasnej stronie mocy.

Co do wydajności: za wyznacznik przyjąłem dwa ustawienia graficzne (LOW oraz HIGH) przy rozdzielczości 1920×1080 (Full HD). Jak to się się ma w praktyce?

Ustawienia HIGH są zbyt wymagające dla tego laptopa. W mieście możemy zaobserwować około 30 klatek obrazowych na sekundę. Sytuacja jest jeszcze gorsza podczas walki – 23 do 26 klatek na sekundę. Grać się da, ale jest to… drażliwe dla oczu.

Ustawienia LOW – i tutaj ogień. Nieistotne czy w mieście czy w lokacji z przeciwnikami – około 80 klatek na sekundę. Nasz FPS będzie wahać się pomiędzy 80/90, więc jest potencjał. Tak, gra się przyjemnie. Jeżeli podróżujesz, a czasem chcesz zagłębić się w dobry tytuł, jest lepiej niż OK.

Preferowane ustawienia? Polecam pokombinować pomiędzy LOW a MEDIUM – na 100% uda ustawić się magiczne 60 fps-ów, co zadowoli każdego gracza. Obowiązkowo nie zapomnijcie o myszce (granie za pomocą touchpada powinno być traktowane jako kara w zakładzie karnym).

Na sam koniec temperatury – jest ciepło, ale stabilnie. Nasz procesor nagrzeje się do 69/72 stopni Celsjusza i… tyle. Będzie stabilnie trzymać ten poziom, chociaż po dłuższej sesji odczujemy cieplejszą klawiaturę.

Jeśli chodzi o benchmarki, wyniki z 3DMark czy VRay znajdziecie na poniższych screenach:

A do tego Atto i Crystal Disk Mark:

Głośniki

Na obudowie dumnie widnieje informacja, że audio zestrojone jest przez Harman Kardon. Początkowo nie miałam zbyt dobrej opinii na ich temat. Odpaliłam film, w którym – jak się po chwili okazało – były bardzo ciche dialogi. Włączenie Spotify, a później YouTube i Netfliksa szybko zniwelowało problem i okazało się, że to nie w głośnikach leży problem. Bo głośniki w Zenbooku 14 są wprost rewelacyjne. Ale tu głos oddaję Kubie:

Dźwięk w laptopach to zawsze trudny temat do poruszenia; co osoba to inna opinia. Ale umówmy się: te sprzęty nie powstają dla fanów idealnego brzmienia, ale do pracy w podróży. Asus Zenbook 14 UX434F jednak jest czymś więcej, bo dwa głośniki umieszczone z przodu urządzenia pod dolną klapą radzą sobie… bardzo dobrze.

Dźwięk jest czysty, naprawdę czysty. Słuchanie jakiejkolwiek muzyki na tym urządzeniu jest po prostu czystą przyjemnością. Dźwięk jest dosadny, głęboki – czuć różne sceny muzyczne, łatwo jest odróżnić poszczególne instrumenty muzyczne w całym natłoku dźwięków, które płyną podczas słuchania ulubionej muzyki. Powiem tak: można się zakochać.

Podstawowym zarzutem dla dźwięku wydobywającego się z laptopowych głośników zawsze był płaski, nijaki dźwięk – tutaj Asus pokazał, że da się stworzyć coś o 2 klasy wyżej – i chwała mu za to. Zaczynam wierzyć, że do normalnego, domowego słuchania muzyki czy oglądania filmów, wystarczy sam laptop, by stworzyć odpowiedni nastrój. Bo nie wiem czy wiecie, ale dobre audio to 50% sukcesu.

Tak czy inaczej – zachwalam, bo na pochwałę ten sprzęt zapracował sobie koncertowo.

Akumulator

Za czas działania Asusa Zenbook 14 UX434F odpowiada akumulator 50 Wh. Podczas moich testów powtarzalnym wynikiem, jaki udawało mi się uzyskiwać w trakcie typowego biurowego wykorzystywania, było pięć godzin. Było to z cały czas włączonym ScreenPadem, co też jest nie bez znaczenia – jego wyłączenie skutkuje wydłużeniem czasu pracy. I to znacznym! Jeśli zatem nie potrzebujecie korzystać ze ScreenPada – po prostu go wyłączcie, bo niepotrzebnie zżera pożądaną energię.

Wtedy podczas pracy biurowej będziecie w stanie pracować na Zenbooku 14 UX434F do nawet dziesięciu godzin (z oszczędzaniem energii) lub siedmiu (ustawiając tryb baterii na najwyższą wydajność). Podczas testów zdarzyło mi się też zaliczyć drugi sezon You jednego dnia (akurat mi się trochę rozchorowało) – laptop rozładował się po 8,5 godziny.

Ładowanie Zenbooka 14 UX434F trwa ok. 2 godziny. Niestety, musicie zapomnieć o ładowaniu przez USB – jest dedykowana wtyczka do ładowania (szkoda).

Podsumowanie

Już w tytule niniejszej recenzji dałam Wam znać, że mam słabość do Zenbooka 14 UX434F. Choć nie jest wcale najsmuklejszy ani najlżejszy – urzeka swoim wyglądem. Choć nie ma Thunderbolta ani ładowania za pomocą portu USB typu C – odwdzięcza się dwoma pełnowymiarowymi portami USB i slotem kart microSD, coraz rzadziej stosowanymi w małych laptopach. I wreszcie – choć ma dość cienkie ramki wokół ekranu, udało się nad nim zmieścić standardową kamerę do wideopołączeń, która odgrywa dużą rolę w przypadku wykonywania wielu zawodów.

Zenbook 14 ma świetną, bardzo wygodną i, co najważniejsze, podświetlaną klawiaturę – to zresztą na niej powstała niniejsza recenzja. Ma też matowy ekran o bardzo dobrych kątach widzenia i ciekawie rozwiązany touchpad ekranem oferującym dodatkowe możliwości dzięki ScreenPadowi, a całość wieńczą rewelacyjne głośniki, z których muzyka pięknie wybrzmiewa.

Co na minus? Przede wszystkim prądożerność ScreenPada – warto pamiętać o tym, by go wyłączać, gdy nie jest używany, co znacznie, ale to znacznie wpływa na długość pracy baterii laptopa. Do tego wspomniany już brak Thunderbolta i, dla niektórych, brak dotykowego ekranu, ale jak dla mnie to wcale nie jest wada (matowa matryca ma swoje zalety).

Asus Zenbook 14 UX434F towarzyszył mi w ostatnich tygodniach podczas każdego wyjścia z domu. Niech najlepszym podsumowaniem tego czasu z nim spędzonego będzie jedno zdanie:

sprawdził się wyśmienicie.

Asus Zenbook 14 (UX434F) – recenzja laptopa, do którego mam słabość
Wnioski
Ocena użytkownika0 głosów
0
Zalety
dobry, matowy ekran
wygodna klawiatura
rewelacyjne głośniki
kultura pracy
funkcjonalny ScreenPad...
Wady
...który zżera baterię w mgnieniu oka
brak Thunderbolt
ładowanie za pomocą dedykowanego portu, nie przez USB C
9
OCENA