Aparat Xiaomi Redmi Note 7 może być dużo lepszy dzięki aplikacji Google’a – porównanie zdjęć

Efekty są ciekawe!

Przez ostatni tydzień bawiłem się specjalną aplikacją aparatu dla Xiaomi Redmi Note 7, która sprawiła, że zupełnie inaczej patrzę na aparat w tym urządzeniu. Do tej pory uważałem, że jak na półkę cenową, do której należy Redmi Note 7, jest niezły, ale ma bardzo duże wady. Okazuje się, że wiele z nich da się wyeliminować słynnym „prostym trikiem”. Zgadza się, wystarczy zainstalować port aplikacji aparatu z Google Pixela 3.

Nie od dziś wiadomo, że w przypadku mobilnej fotografii oprogramowanie potrafi czynić cuda. Można mieć ten sam aparat w smartfonie, co konkurencja i mimo to robić lepsze zdjęcia. Znany jest chociażby przypadek Sony, od którego połowa branży kupuje sensory aparatów, a później robi z nimi coś, czego japoński producent nigdy do końca z jakichś powodów nie potrafił.

Mistrzem w tym aspekcie jest prawdopodobnie Google i jego pojedyncze aparaty. Pixel 2 do dziś robi świetne zdjęcia, zachwyca trybem Night Sight i doskonale rozmywa tło, a wszystko to przy pojedynczym aparacie. Można nawet dokładnie sprawdzić, jakie inne urządzenia korzystają z tych samych aparatów, co Google Pixel 2 czy Google Pixel 3. Te listy uświadamiają, jak duże znaczenie ma software.

Nie bez powodu deweloperzy chętnie portują aplikację aparatu Pixela wraz z jej możliwościami do innych smartfonów. Tak się składa, że deweloper o nicku BSG ma na swoim koncie już wiele takich portów i jednym z nich jest właśnie ten dedykowany Redmi Note 7. Wyniki porównania zdjęć wykonanych aplikacją GCam i natywną Xiaomi pozytywnie zaskakują. Zerknijcie na moje zestawienie kilkudziesięciu zdjęć z obu aplikacji z tego samego smartfonu wraz z omówieniem.

Zdjęcia w trybie automatycznym

W mojej recenzji Redmi Note 7 trochę narzekałem na jakość zdjęć:

Niestety, ale wystarczy się przyjrzeć i zobaczymy, że szczegółów to właśnie tym zdjęciom brakuje najbardziej. Nie chodzi o kształty czy detale, ale o fakturę. Tak jak pisałem w pierwszych wrażeniach:

Łatwo to dostrzec tam, gdzie jest dużo cząsteczek, np. w przypadku sierści psa, materiałów czy trawy. Szczegóły się zlewają, tekstura zanika – zostają w zasadzie tylko kolory.

To niesamowite, jak zdjęcia zrobione tym samym aparatem potrafią się różnić. Zobaczcie, jak dużo bardziej szczegółowe są zdjęcia zrobione za pomocą GCama:

To jeden z lepszych przykładów, gdzie widać znaczącą poprawę jakości. Z jednej strony zdjęcie zrobione GCamem jest ciemniejsze, ale jednocześnie znacznie bardziej szczegółowe. Widać puszystą fakturę misia, pojedyncze czarne włoski – nie ma tego efektu rozmazania.

W tym wypadku widzimy mój zakwas w kuchni. Na pierwszy rzut oka nie ma większych różnic. Nawet nie ma tu żadnego pola do popisu dla GCama. A jednak jak przyjrzeć się samemu zakwasowi, pęcherzykom czy jego fakturze, to nawet tam zauważymy większą szczegółowość. Zobaczcie też drewniany blat tuż pod słoikiem. Jest różnica.

Tu także w mojej ocenie GCam spisał się lepiej. Dostrzegł większe pokrycie różu na kwiatku, a ostrość poszczególnych elementów wokół niego jest sporo wyższa.

Tu mamy nieciekawe, w dodatku dla utrudnienia robione pod słońce zdjęcie. Szczegółowość blaszanych dachów to jedno, ale zwróćcie uwagę na blok na dalszym planie, gdzie GCam wyłapał więcej brudu na ścianie.

Tu sytuacja się powtarza. Jest ciemniej, widać więcej szczegółów, da się poprawnie odczytać fakturę chodnika itd. – dostrzegamy już z czym lepiej radzi sobie aplikacja Google. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na dalszy plan, w oczywisty sposób lepiej widoczne drzewo, ale i też na biały samochód. W podstawowej aplikacji aparatu wyszedł on tak, że niemal nie widać na nim linii oddzielających drzwi od karoserii. Fotka zrobiona GCamem nie ma tego problemu – nic się nie zlewa.

To mój ulubiony przykład, którym posługiwałem się w pierwszych wrażeniach i recenzji. Sierść psa. Różnica jest tak ogromna, że można złapać się za głowę. Wszędzie tam, gdzie widać było tylko zlepek kolorów, na zdjęciu zrobionym GCamem widać, że to coś więcej – sierść, każdy pojedynczy włosek na ogonie czy wąsy. Na tym etapie mógłbym zakończyć nasze porównanie i powiedzieć „dziękuję, pozamiatane”.

A jednak nawet na takim przykładzie zobaczymy, że niebo może wyglądać naturalniej, że fotografowany obszar nie musi wyglądać jak spowity całunem smogu, a bardziej szczegółowe mogą być nawet detale w oddali czy szklany daszek na bliskim planie.

Przykład faktury kostki brukowej, o którym wspominałem w recenzji. Da się? Da się.

Nie zawsze większe różnice są w ogóle widoczne. Te dwa powyższe przykłady to pokazują. To po prostu bardzo podobne do siebie zdjęcia, ale z obiektami na tyle oddalonymi i małymi, że trudno w nich wykryć realne zmiany.

Niby z pierwszym zdjęciem nie dzieje się nic poważnego, ale na drugim widać, że można uchwycić więcej szczegółów, fakturę lodów czy nie prześwietlić obiektu.

Tutaj jest wiele do omówienia. Mamy zachód słońca, mural, samochody, rejestrację i chodnik. Efektami wychwycenia większej ilości światła przez GCam są zarówno znacznie lepiej widoczne chodnik, samochody i mural, ale i jaśniejszy zachód słońca. Jest przez to ciut mniej efektowny. Z drugiej strony patrząc całościowo, na jakość, szczegóły czy chociażby widoczność rejestracji czerwonego samochodu z prawej jestem mimo wszystko za zdjęciem nr 2.

W tym wypadku niski poziom jasności działa nieco na niekorzyść GCama. Ziemia jest ledwo widoczna, ale za to opakowanie znacznie bardziej wyraziste.

Zdjęcia z rozmytym tłem

W recenzji o zdjęciach z rozmytym tłem pisałem tak:

Po rozmyciu tła nie spodziewałbym się cudów – jest po prostu ok

Widać, że Gcam trochę inaczej podchodzi do perspektywy i w trybie portretowym po prostu zbliża się do obiektu (można to zmienić w ustawieniach aplikacji). Doskonale odcina go od tła, a tego z kolei nie rozmazuje zbyt agresywnie. Aplikacja Xiaomi ma problemy z jednym i drugim, ale też bez większej przesady.

Zdarzało się jej jednak mieć problemy z określeniem obiektu, który nie miał być rozmazany i to jeden z przykładów, gdzie aplikacja zawiodła po całości, podczas gdy GCam poradził sobie bezbłędnie.

Selfie

To, co zobaczymy w przypadku zdjęć selfie, to większe zbliżenie, nieco lepsze doświetlenie, lepszą fakturę skóry, bardziej naturalny odcień i oczywiście sporo lepszą szczegółowość włosów. Nawet kołnierz mojej kurtki jest jaśniejszy i dostrzegalny. GCam zostaje niekwestionowanym zwycięzcą.

A co z trybem portretowym w przedniej kamerce? Idealnie nie jest, ale zacznijmy od początku. Wszystko to, co napisałem we wcześniejszym przykładzie, potwierdza się także tutaj. Fajnie, że obie aplikacje poprawnie oddzieliły okulary od tła, ale tylko aplikacja GCama poradziła sobie z prawym uchem.

Tryb nocny

Ciekawie robi się także, gdy zapadnie zmrok, albo będziemy w słabo doświetlonym pomieszczaniu.

W recenzji zwróciłem uwagę na fakt, że zdjęcia w trybie nocnym wychodzą bardzo różnie:

Muszę jednak zmienić zdanie na temat zdjęć robionych w trudniejszych warunkach oświetleniowych. Jasność matrycy na poziomie f/1.8 w połączeniu z trybem nocnym potrafią dać naprawdę przyzwoite efekty. Nie jest to reguła, ale momentami byłem bardzo pozytywnie zaskoczony.

Podtrzymuję to, co napisałem i jednocześnie potwierdzają to poniższe zdjęcia. Zdarzało się nawet, że tryb nocny w natywnej aplikacji Redmi dawał lepsze efekty niż Night Sight GCama.

Szczerze mówiąc to w tym miejscu zawiodłem się na GCamie. Na jednym i drugim zdjęciu brakuje szczegółów, a lepiej doświetlone lewa część sceny i niebo nie wynagradzają mi faktu, że zdjęcie wyszło zbyt jasne. To przykład, gdzie lepsze wydaje mi się zdjęcie zrobione stockową aplikacją aparatu Xiaomi.

Tutaj już jednak GCam wygrywa po całości. Zdjęcie jest naprawdę przyzwoitej jakości, wręcz jakby robione jakimś niedawnym flagowcem. Widać wszystko, co trzeba – liście, trawę, bloki, sadzonki, drzewa oraz gałęzie na dalszym planie i jednocześnie nie wygląda to sztucznie.

Tu z kolei wolę kolorystycznie Xiaomi, ale tak naprawdę obie fotki wyglądają bardzo źle. Jak widać nie zawsze da się uratować aparat GCamem.

Może i fotka GCama jest ciut bardziej rozmazana, może nawet nienaturalnie wyglądająca, ale na pewno widać na niej znacznie więcej – nawet rejestrację na pierwszym planie.

Tutaj mamy przykład trochę jak za dnia i te same efekty – większą szczegółowość oraz lepsze odwzorowanie barw.

Tu myślę nie trzeba tłumaczyć. Wyższa szczegółowość na korzyść GCama, ale to na oryginalnym zdjęciu odczytam jeden z szyldów sklepów.

To jest bardzo interesujący przykład. O dziwo nie potrzeba tu nam wielkiej szczegółowości i chociaż zdjęcie GCama jest ogólnie (nieznacznie) lepszej jakości, to oryginalna fotka przynajmniej nie ma spapranych kolorów półki z książkami. Znacznie przyjemniejsze dla oka jest zdjęcie zrobione stockową apką aparatu.

Teorie spiskowe i podsumowanie

Należy zadać sobie pytanie, czy tak niska jakość oryginalnych zdjęć zrobionych za pomocą Redmi Note 7 to efekt swego rodzaju nieudolności inżynierów Xiaomi czy… celowy zabieg? Wiemy, że RM7 jest nieco zachowawczym modelem. Doskonałym w swojej cenie, ale żadnym przełomem w porównaniu do swojego poprzednika. Xiaomi nie mogłoby zrobić zbyt dobrego urządzenia, bo nie chce robić zamieszania w swoim portfolio. Chcesz mieć lepszy aparat – kup droższy model, w końcu ten kosztujący więcej też musi się czymś wyróżniać. Tak zresztą funkcjonuje portfolio każdego producenta.

Mniejsza jednak o teorie. Dla końcowego użytkownika bardzo dobrą wiadomością jest po prostu to, że dzięki instalacji jednej porządnej aplikacji (i to bez rootowania telefonu), można tak znacząco poprawić jakość robionych zdjęć. Jasne, czasami to loteria i zdarzy się, że aplikacją Xiaomi zrobimy przyjemniejsze w odbiorze zdjęcie, ale w miażdżącej większości przypadków GCam zrobi lepszą robotę i to co najmniej o klasę wyżej. Ciekawostką jest też to, że oryginalna aplikacja pozwala kręcić wideo maksymalnie jedynie w FullHD, a GCam w… 4K (30 FPS).

GCama odpowiedniego dla Redmi Note 7 ściągniecie tutaj (wersja BSG dla Mi8), a jeśli chcecie zobaczyć zdjęcia z tego artykułu w oryginalnej rozdzielczości, to znajdziecie je tutaj.