Dlaczego Android Pay w Polsce ma pod górkę?

Android Pay wystartował w Polsce 17 listopada 2016 roku. Od tego czasu dziesiątki tysięcy osób podpięło swoje karty do usługi Google. Liczby te nie są jednak oszałamiające. Niektórzy przewidują „oczywistą oczywistość”, że sytuacja nieco się zmieni, ponieważ do grona banków wspierających płatności telefonem przy pomocy androidowego rozwiązania dołączył mBank. Cóż – „nieco” to dobre słowo.

Według serwisu Cashless z Android Pay w Polsce korzysta jakieś 25 tysięcy osób. To dużo i mało jednocześnie. Dużo, bo zyskało tylu użytkowników w ciągu półrocza, ale mało biorąc pod uwagę, że stanowi to mniej niż 1% wszystkich transakcji.

Cashless podaje w raporcie, że pod koniec pierwszego kwartału tego roku, 11 tysięcy klientów banku BZWBK wypróbowało Android Pay. W Aliorze czynnie korzysta z niego jakieś 8,2 tys. użytkowników. T-Mobile Usługi Bankowe dodaje do tej puli kolejne 5,2 tys. płacących przez NFC i rozwiązanie Google. Jest jeszcze Nest Bank, w którym mam konto (ale nie mam smartfonu z NFC ;). Gdybym jednak korzystał z Android Pay, byłbym pewnie jednym z kilkuset takich klientów.

To oczywiste, że liczba użytkowników Android Pay będzie wzrastać, im więcej banków zacznie udostępniać swoim klientom możliwość skorzystania z tej usługi. Płacących telefonem będzie też przybywać, w miarę, jak dotychczasowi użytkownicy telefonów bez modułu NFC, będą wymieniać swoje smartfony na nowsze, w których się już on znajdzie. Prawdziwą przeszkodą dla Android Pay w Polsce nie jest kiepska adaptacja Android Pay przez banki czy techniczne ograniczenia urządzeń konsumentów, tylko fakt, że Polacy są już przyzwyczajeni do płatności zbliżeniowych w innej formie – i jest ona wystarczająco wygodna, żeby nie interesować się innymi.

Adaptacja płatności zbliżeniowych w Polsce jest zdecydowanie lepsza niż w innych krajach, w tym w USA. Podczas gdy tam sporo terminali odczytuje dane z kart tylko przez pasek magnetyczny lub chip, u nas ponad 83% kas obsłuży klienta zbliżeniowo. Wielu klientów nie będzie się więc „bawić” w parowanie smartfonu z kartą, czytanie instrukcji, lub obawia się problemów, które – trzeba uczciwie przyznać – czasem występują podczas płacenia przez Android Pay.

Płacenie kartą jest proste: przykładasz kartę do czytnika, „PIN i zielony”. Nie ma to nic wspólnego z tym, że karta ma przewagę, bo ma pasek magnetyczny, ani nie trzeba pilnować, żeby się rozładowała. Po prostu zwykle nie lubimy rezygnować ze starych zwyczajów i zmieniać ich na nowe – może nawet lepsze. W tym wypadku ludziom wystarczy, że choć raz zobaczą gościa, który przy kasie poci się, bo Android Pay „coś nie chce działać” i nieszczęśnik wstrzymuje kolejkę w Rossmanie. A nam się śpieszy.

Android Pay

Rzecz jasna, jest spore grono osób, które lubi nowinki technologiczne. Zresztą, płacenie telefonem w Polsce to nie nowość i w gruncie rzeczy jest stosunkowo popularne. Technologia HCE, z której korzysta już sporo banków, pozwala niemal 300 tys. ich klientom na powiązanie specjalnej karty do płatności zbliżeniowych ze swoim smartfonem i płacenie nim wszędzie tam, gdzie terminale obsługują „zbliżeniówki”. Rozwiązanie to pojawiło się na długo przed zainteresowaniem się Google  naszym rynkiem bankowości.

Jest możliwe, że większość tych, którzy od dawna płacą telefonem, przerzucą się na Android Pay, jednak znów to wymusi na wielu zmianę przyzwyczajeń i zapewne część ludzi się na to nie zdecyduje już nigdy. Nie oznacza to, że rozwiązanie od Google jest gorsze czy wiele trudniejsze od zainstalowania apki własnego banku – to po prostu dodatkowa funkcja, na którą na obecnym rynku płatności zbliżeniowych nie ma zbyt wiele miejsca. Za to na rynku gadżetów mobilnych – jest. Dlatego spora część z nas, tworzących treści na portalach takich, jak ten, oraz śledzących informacje, które się na nich pojawiają, ostatecznie wypróbuje Android Pay.

Banki najwyraźniej zrozumiały, że Android Pay będzie siłą rzeczy zyskiwał na popularności. Rynek tych usług zmienia się, bo w Polsce naprawdę dużo ludzi jest bardzo mocno „na bieżąco”. Dlatego, choć HCE ma się całkiem nieźle, kolejne instytucje będą wprowadzać wsparcie dla usługi Google, nawet mimo tego, że jest to swego rodzaju konkurencja dla HCE. Ostatecznie i tak to my, stojąc przy kasie zdecydujemy, czy zapłacimy szklanym ekranem smartfona, czy plastikową kartą. Różnica polega głównie na tym, że od teraz rzeczywiście mamy jakiś wybór.

 

źródło: Cashless 1, 2, Money.pl