6000 mAh z moto g9 power vs 900-kilometrowa trasa. Jak skończył się ten pojedynek?

Artykuł sponsorowany

Po dłuższym przestoju wraca moda na smartfony z dużymi akumulatorami. Trend ten zdaje się bardzo optymistyczny, zwłaszcza dla osób przyzwyczajonych do sięgania po ładowarkę niekiedy nawet częściej niż raz dziennie. Motorola moto g9 power jest modelem, który o ładowarce pozwala zapomnieć – a przynajmniej można odnieść wrażenie, że tak na ten temat twierdzi producent. Postanowiłam to sprawdzić… w dość nietypowy sposób.

6000 mAh pozwala zaszaleć

Powiedzmy to sobie wprost: moto g9 power jest smartfonem z niższej półki cenowej, którego najmocniejszym punktem specyfikacji jest właśnie akumulator o pojemności 6000 mAh. Z doświadczenia wiem, że tak duże ogniwo w codziennym użytkowaniu potrafi się przełożyć na spokojne dwa dni użytkowania, w porywach nawet do trzech, jeśli ktoś jest mniej wymagającym użytkownikiem.

W przypadku moto g9 power dużą rolę odgrywają niskoenergetyczne podzespoły, takie jak procesor Qualcomm Snapdragon 662 czy duży, bo aż 6,8-calowy ekran IPS, ale o rozdzielczości 720×1640 pikseli. Takie połączenie komponentów daje nadzieje na długie godziny użytkowania telefonu na jednym ładowaniu.

Przedstawiciele Motoroli przyszli do mnie któregoś dnia z propozycją nietypowego testu baterii w moto g9 power. Akurat leżałam w łóżku z 39-stopniową gorączką, więc wymyśliłam coś, co zimą, zwłaszcza przy aktualnych warunkach pogodowych, było pomysłem co najmniej nierozsądnym – podróż do Sopotu i z powrotem. Przybiliśmy wirtualną piątkę – robimy to! ;)

Eksperyment na żywym organizmie

Trasa ode mnie do molo w Sopocie i z powrotem liczy sobie dokładnie 900 km. Wyjazd pierwotnie zaplanowaliśmy na sobotę, ale z racji szybko zmieniającej się pogody, przełożyliśmy go na piątek – w prognozie była mowa o słońcu i, jeszcze, jako takich warunkach na drogach. I faktycznie, trafiliśmy! Ale dość o rzeczach pobocznych, skupmy się na baterii w moto g9 power.

W podróż wyruszyliśmy o 12:27, kiedy to telefon wskazywał 95% naładowania baterii – tych pięć procent zużyłam wcześniej na odpisywanie na mejle, prowadzenie Instagrama i standardowe surfowanie po sieci. Pół godziny później wymuszony postój na dolanie płynu do spryskiwaczy pokazał, że 5% baterii już zdążyło uciec. Jak było dalej?

Niecałe cztery godziny później, po dojechaniu do Sopotu w okolice molo, ostatecznie zakończyliśmy tą część pojedynku z wynikiem 61%. Oznacza to, że podróż obniżyła procent naładowania baterii o zaledwie 34%, co jest świetnym wynikiem, biorąc pod uwagę, że w tę stronę jechaliśmy przez większość czasu z jasnością ekranu w telefonie ustawioną w górnej granicy.

Niestety, do Sopotu dojechaliśmy tuż po zachodzie słońca, przez co nie dość, że zrobiło się już zimno, to warunki oświetleniowe nie pozwalały na zbytnie rozwinięcie skrzydeł pod względem fotografii. Zrobiliśmy z Kubą zaledwie kilka zdjęć na molo i wokół niego, i wróciliśmy do samochodu.

Z Sopotu ruszaliśmy z 56% baterii w moto g9 power. Było chwilę po 18, co oznacza, że ekran telefonu spokojnie mógł działać na niższych jasnościach, co niewątpliwie pomogło zaoszczędzić sporo baterii na trasie. Po zakończeniu trasy, na ekranie widoczne było 30% naładowania baterii, co oznacza, że w tę stronę telefon zużył jedynie 26%.

Co ważne, choć mam dostępny w samochodzie hotspot WiFi, telefon nie był do niego podłączony – działał cały czas wyłącznie na LTE, co oznacza, że poradził sobie wręcz wyśmienicie (po podłączeniu z WiFi % pod koniec trasy powinien być jeszcze wyższy).

Po przybyciu na miejsce była godzina 22:36, więc siłą rzeczy korzystałam z telefonu jeszcze w domu – już po podłączeniu do sieci domowej. Po północy zakończyłam dzień z 20% naładowania baterii w Moto G9 Power i aż 11 godzinami i 47 minutami SoT (na włączonym ekranie). Ostatecznie o 9:56 następnego dnia telefon wskazywał jeszcze 10% zapasu baterii i 12 godzin i 35 minut SoT.

Zacny wynik!

Jasne, to był dość szalony test i pewnie znajdą się osoby, które stwierdzą, że bez sensu, ale udowodnił jedno – moto g9 power pozwala przejechać pół Polski w te i z powrotem i jeszcze mieć zapas energii. A jak się sprawdza podczas typowego użytkowania… zweryfikuję już normalnie testując ten telefon ;)

Dla chcących kupić Moto G9 Power – świetna okazja!

Co prawda już o tym pisaliśmy kilka dni temu, ale nie zaszkodzi powtórzyć, bo promocja jest bardzo dobra.

Osoby zainteresowane wejściem w posiadanie moto g9 power, mogą teraz kupić ten model o 200 złotych taniej niż wynosi jego standardowa cena. Zamiast 899 złotych zapłacicie za niego teraz 699 złotych. Daje to obniżkę ceny o prawie 25%!

Promocja trwa do 18 lutego i obowiązuje między innymi na oficjalnej stronie Motoroli.

…ale można go też wygrać

Całą opisywaną podróż relacjonowałam “na żywo” na naszym tabletowym Instagramie – jeśli chcecie być na bieżąco, koniecznie obserwujcie nasz profil (prowadzę go osobiście!). A skoro już o Instagramie mowa…

Motorola przygotowała walentynkowy konkurs, z którym warto się zapoznać tutaj. Powodzenia!

Wpis powstał przy współpracy z Motorolą