Z krótką wizytą w Chinach – jak wygląda linia produkcyjna P20 i czy Huawei to tylko smartfony?

Nie każdy ma okazję uczestniczyć w światowych premierach flagowców. Jeszcze mniej osób ma szansę odwiedzić linię produkcyjną, na której powstaje jeden z najważniejszych produktów w ofercie któregoś z producentów. Tym bardziej cieszę się, że jestem jedną z nich. Podczas ostatniej wizyty w Chinach miałam okazję przyjrzeć się procesowi składania modelu Huawei P20 w jednej z fabryk w Dongguan, dzięki czemu mogę Wam zdradzić kilka ciekawostek na ten temat. Dodatkowo mam dla Was sporo zdjęć z rodzimego kraju Huawei, wykonanych za pomocą, a jakże by inaczej, P20 Pro.

Na początek ważna uwaga: niniejszy tekst powstał po wyjeździe do Chin, na który zostałam zaproszona przez Huawei. Producent nie miał jednak wglądu w niniejszy materiał przed publikacją, ani jakiegokolwiek wpływu na jego kształt i opinie w nim zawarte. Co prawda wydaje mi się to oczywiste, ale niech będzie to napisane czarno na białym, żebyście nie mieli żadnych wątpliwości. A skoro formalności mamy już za sobą – zaczynajmy!

Mam świadomość tego, że to właśnie wizyta w fabryce interesuje Was najbardziej, zatem od niej zaczniemy. Niestety, jeśli spodziewacie się relacji foto lub wideo, muszę Was zmartwić: kategorycznie zakazano nam wnoszenia jakiegokolwiek sprzętu nagrywającego wizję i/lub fonię na linię montażową, więc nie zobaczycie tego, co ja miałam okazję obejrzeć na własne oczy. Wszystko przez to, że – jak tłumaczyli przedstawiciele firmy – nie chcą dopuścić do tego, by doszło do wycieku technologii czy szczegółów związanych z maszynami stosowanymi podczas produkcji przez Huawei. Przed wejściem na halę produkcyjną znajdują się bramki wykrywające metale, więc wniesienie czegokolwiek niepożądanego graniczy z cudem. Zwłaszcza będąc ubranym w obowiązkowe „mundurki” – białe kitle, czarne sandały i twarzowe czapeczki (cóż, nawet nie mamy zdjęcia w tych strojach; też żałuję ;)).

Wielki skrót wizyty w fabryce Huawei opublikowałam na swoim profilu na Twitterze (polecam uwadze wszystkim, którzy lubią mieć dostęp do „zaplecza”) – to maksymalnie skondensowana dawka najbardziej potrzebnych informacji związanych z linią produkcyjną. Czas ją teraz rozszerzyć o kolejne ciekawostki.

A zacznijmy od tego, że fabryka, w której byliśmy, jest tylko jedną z kilku, w których produkowane są smartfony Huawei – ile ich jest konkretnie, tego niestety nie chciano nam powiedzieć. Mieliśmy okazję obserwować proces powstawania smartfona Huawei P20 – od samego początku, kiedy na linię wjeżdża pusta płyta główna (a właściwie dwie, bo początkowo proces odbywa się w parach) do samego końca, gdy z taśmy zjeżdża zafoliowane pudełko. I choć pewnie każda linia produkcyjna u każdego producenta wygląda podobnie, jako że pierwszy raz miałam okazję zobaczyć takową na własne oczy, jestem pod naprawdę dużym wrażeniem sprawności, z jaką przebiegają poszczególne etapy produkcji.

Linia produkcyjna Huawei P20 ma 150 metrów. Na tej długości odbywają się wszystkie etapy produkcji – począwszy od nakładania na płytę główną poszczególnych komponentów (wiedzieliście, że procesor, RAM, wszelkie moduły i inne mniejsze komponenty, których w sumie jest aż kilkadziesiąt!, dosłownie ściągane są z rolek wyglądających trochę jak taśma filmowa?) wraz z ich oznaczaniem przez komputer, podłączanie akumulatora i wyświetlacza, przez testy urządzenia (o nich za chwilę), po przyklejanie folii ochronnej, pakowanie do pudełka i przekazanie robotowi (!) do przewiezienia na magazyn gotowej partii smartfonów. Całość wygląda naprawdę imponująco, a smaczku dodaje jeszcze fakt, że większość maszyn i robotyczne ramiona stworzone są przez samo Huawei na własne potrzeby; tylko nieznaczna część wykorzystywanych maszyn to sprzęt firm trzecich.

Linia produkcyjna Huawei z roku na rok staje się bardziej zautomatyzowana. Jak nam powiedziano, jeszcze do niedawno na jednej taśmie pracowało kilkadziesiąt osób – aktualnie jest ich tylko kilkanaście; reszta to maszyny i ramiona robotów, które sprawnie i z niesamowitą (acz konieczną!) precyzją łączą ze sobą poszczególne elementy układanki. Człowiek niezastąpiony jest głównie podczas przeprowadzania testów, przy których warto zatrzymać się dłuższą chwilę. Bo i trwają najdłużej.

Okazuje się bowiem, że samo składanie smartfona to pikuś w obliczu jego testów. Co mnie osobiście bardzo zaskoczyło to fakt, że testy jednego egzemplarza trwają aż 30 godzin. Na ten czas składają się testy wszystkich elementów telefonu, począwszy od ekranu (prawidłowo wyświetlane kolory, brak przebarwień), przez głośniki i wyjście słuchawkowe (obecność szumów), jakość rozmów, aparat (artefakty, zniekształcenia, etc.), ładowanie, na odporności na uszkodzenia i pracę w skrajnych temperaturach kończąc. Wszystko to testowane jest w dużej mierze przez człowieka, choć faktem jest, że część procesów przejęły już maszyny, ale jednak wciąż pod czujnym okiem człowieka. Zawartość pudełka, jak również sama instrukcja obsługi, także jest sprawdzana przez odpowiedzialną za to osobę.

Cały proces wytworzenia i przetestowania jednej sztuki Huawei P20 trwa 1,5 dnia, z czego – jak wspomniałam – 30 godzin to same testy. W ciągu jednego dnia natomiast z jednej linii produkcyjnej zjeżdża 2800 sztuk urządzeń. Na każdej, podczas każdego kolejnego etapu produkcji i późniejszych testów, znajduje się masa czujników, które informują o postępach prac oraz sygnalizują, jeśli pojawi się jakiś błąd. Oczywiście zapewniano nas, że w tym roku żadnego błędu nie było, ale jakoś niespecjalnie chce mi się w to wierzyć ;) Jeśli jednak to prawda – szacun. Wszystko to monitorowane jest również na dużych ekranach znajdujących się na początku każdej linii produkcyjnej, na których to na bieżąco wyświetlana jest informacja o statusie prac, w tym wyrobionej dziennej normie produkcji.

Jak zatem widzicie, maszyny odgrywają tu główną rolę – łącznie z robotem, który z gracją podjeżdża, wywołany odpowiednio wcześniej, do linii produkcyjnej i sam sobie ładuje gotową partię smartfonów, przeznaczonych do przewiezienia do magazynu. Może brzmi to trochę jak science fiction, ale wystarczy przypomnieć sobie automatyczne odkurzacze typu Roomba, które są nieco mniej rozbudowane i pełnią trochę inne funkcje, by przekonać samego siebie do tego, że nie jest to nic nadzwyczajnego.

Czym zatem zajmuje się człowiek na linii produkcyjnej? Odnoszę wrażenie, że bardzo ważną rolę odgrywa nadzorowanie pracy maszyn. Ale są też inne zadania, jak naklejanie folii na ekran (byłam w ciężkim szoku, że człowiek może z taką precyzją naklejać folie… po czym dochodzę do wniosku, że jeśli robi to nieprzerwanie od wielu długich tygodni, to wchodzi mu to w krew), testem jakości dźwięku w specjalnej odizolowanej, dźwiękoszczelnej kabinie, testem mikrofonu, nadzorem nad testami jakości wyświetlanego obrazu i jakości aparatów, jak również naklejaniem informacji na pudełka na temat konkretnych modeli smartfonów – IMEI i numeru seryjnego. Może nie ma tego dużo, ale daje nam to do zrozumienia, że pełne zautomatyzowanie procesu produkcji na ten moment nie jest realne. Ciekawa jestem jak będzie to wyglądało za kolejny rok, dwa czy trzy lata…

Raz jeszcze powtórzę, że bardzo żałuję, że nie mogliśmy robić żadnych zdjęć w fabryce, bo słowa nie oddają tego, co mieliśmy okazji zobaczyć. Musimy to jednak uszanować i zadowolić się i tak świetną możliwością zapoznania się z procesem produkcji P20.

Wizyta w fabryce Huawei to nie wszystko

Podczas krótkiej, acz intensywnej wizyty w Chinach, odwiedziliśmy też VR Lab, w którym inżynierowie Huawei pracują nad rozwojem wirtualnej rzeczywistości, wykorzystując do tego wszystkie zdobycze technologii oraz sprzęt różnych producentów – pojawiły się tam nawet gogle Gear VR od Samsunga. Na dwunastu stanowiskach można przetestować różne scenariusze, w których wykorzystywana jest lub może być technologia wirtualnej rzeczywistości – począwszy od grania, na strumieniowaniu koncertów na żywo w jakości 8K z dźwiękiem przestrzennym 360 skończywszy.

O ile jednak prace nad wirtualną rzeczywistością w przypadku Huawei raczej nikogo nie powinny dziwić, o tyle mocne zaznaczanie swojej obecności w obszarze infrastruktury inteligentnych miast – już mogą powodować na Waszych twarzach zaskoczenie. W Polsce bowiem Huawei kojarzony jest głównie ze smartfonami i urządzeniami elektronicznymi (laptopami, tabletami, ewentualnie modemami), tymczasem warto pamiętać, że Huawei wywodzi się właśnie z rozwiązań infrastrukturalnych. Jest także jedną z firm odpowiedzialnych za rozwój tak bardzo popularnej aktualnie sieci 5G.

Dzięki rozwiązaniom Huawei działają inteligentne kosze na śmieci, które poza tym, że mają punkt udostępniania WiFi i porty USB (brzmi absurdalnie, wiem), na bieżąco informują miejski system zarządzania odpadami czy już trzeba je opróżnić czy jeszcze nie, optymalizując w ten sposób trasę przejazdu śmieciarek. I to chyba właśnie ten kosz zrobił na nas największe wrażenie ;)

Choć nie ukrywam, że najbardziej przerażająca pod względem stałej inwigilacji mieszkańców miast była wizja systemu monitorowania, na którym – identycznie jak w dobrych filmach szpiegowskich – w czasie rzeczywistym można śledzić np. wybrane pojazdy.

Muszę jednak przyznać, że liczba obszarów, w których wykorzystywane są rozwiązania i urządzenia Huawei w inteligentnych miastach robi wrażenie. Fajnie jest mieć świadomość, że – choć w Polsce marka kojarzona jest głównie ze smartfonami i, nie ukrywajmy, Lewandowskim – na świecie wpływa też na rozwój bankowości, edukacji, medycyny, kolejnictwa i szeroko pojętego transportu.

Nasz wypad do Chin był bardzo krótki, ale udało mi się podczas niego ustrzelić trochę fajnych zdjęć za pomocą P20 Pro. Mam nadzieję, że będzie Wam się je oglądało równie przyjemnie ;)

Na początek klimatyczne jeziorko w kompleksie Huawei:

Rejs jachtem z widokiem na drapacze chmur w Hong Kongu? świetna sprawa! Zwłaszcza, że rozpoczęliśmy go późniejszym popołudniem, a skończyliśmy pod wieczór pokazem świetlnym.

Blokowisko? W rzeczywistości wygląda to jak jakieś małe miasteczko – robi wrażenie! Na żywo ten „wieżowiec” prezentuje się niesamowicie okazale i wzbudza respekt – zwłaszcza, gdy się stanie bezpośrednio pod nim.

Bardzo wysoka temperatura sprzyjała chęci kąpieli. Niestety, nie było czasu wskoczyć do basenu – nie bez powodu z zazdrością patrzyliśmy na ludzi w basenie naprzeciwko ;)

A gdyby ktoś chciał zobaczyć w formie wideo, co robiliśmy poza zwiedzaniem kompleksu Huawei, zapraszam do vloga z odwiedzin buddy Tian Tan:

I do mniej przegadanego vloga z pierwszego i drugiego dnia wyjazdu:

_

Oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia. Kiedyś moim marzeniem było wybrać się na światową premierę flagowca któregoś z najważniejszych producentów smartfonów – udało się. Później na liście planów do zrealizowania pojawiło się odwiedzenie linii produkcyjnej, na której powstaje któryś z ważnych flagowców – to też już mogę odhaczyć na checkliście. To może teraz jakiś ekskluzywny wywiad z samym CEO któregoś z producentów? ;)