Platforma YouTube Kids wystartowała w Polsce. Zobacz, co Google przygotowało dla dzieci

W lutym 2015 roku wprowadzono na amerykański rynek platformę YouTube Kids, przeznaczoną dla najmłodszych. Celem, który przyświecał wtedy Google, było stworzenie bezpiecznego miejsca w sieci, gdzie dzieci mogłyby bawić się i uczyć, bez obaw o natknięcie się na jeden z wielu niewłaściwych dla nich materiałów, które „zwykły” YouTube promuje nawet w sekcji „Popularne”. Usługa ta trafiła oficjalnie do Polski.

Ponad trzy i pół roku oczekiwania na YouTube Kids w Polsce to naprawdę długo. Niejedno dziecko przez ten czas wyszło już z wieku typowo dziecięcego. Nastało jednak kolejne pokolenie najmłodszych, dla których nielimitowany dostęp do Internetu w domu jest czymś tak naturalnym, jak to, że mleko bierze się z lodówki.

Po YouTubie dla dzieci oczekujemy prostoty i bezpieczeństwa. Właśnie takie założenia stawia sobie Google. W opisie aplikacji sklepu Google Play czytamy:

„Stworzyliśmy YouTube Kids, aby najmłodsi mogli w bezpieczny i prosty sposób odkrywać świat, oglądając filmy online – bez względu na to, czy jest to ich ulubiona bajka lub piosenka czy film edukacyjny pokazujący, jak zrobić model wulkanu (lub glut do ugniatania). Do dyspozycji rodziców jest również wiele ustawień, które umożliwią dostosowanie aplikacji do potrzeb rodziny.”

W YouTube Kids nie znajdziemy reklam między filmami, natomiast również tutaj jest obecna funkcja autoodtwarzania następnego klipu. Najmłodszym na pewno nie będzie to przeszkadzać.

Klipy są selekcjonowane przez algorytmy, zatem nie każdy materiał przechodzi przez ręce testera. To powód, dla którego nadzór rodzicielski nadal powinien być obecny. Jeśli dziecko natknie się na film o wątpliwej treści, można go zgłosić, a trafi on do weryfikacji.

Rodzicom oddano jeszcze kilka innych narzędzi, które pomogą mieć kontrolę nad tym, jakiego rodzaju filmy będą wyświetlać się w sekcji proponowanych na tablecie lub smartfonie używanym przez dziecko.

Istnieje możliwość utworzenia oddzielnego profilu każdemu dziecku z osobna, a następnie dobieranie kanałów czy filmów, do których pociechy będą miały dostęp lub też nie. Da się także ustawić minutnik, który zakończy odtwarzanie materiałów, gdy ustalony przez rodzica czas się skończy.

Ważnym ustawieniem jest to, czy pozwolimy na dostęp do funkcji wyszukiwania. Wtedy dziecko może samodzielnie przeszukiwać serwis i ma dostęp do znacznie większej liczby filmów, ale jednocześnie pojawia się wtedy ryzyko, że trafi na jakiś nieodpowiedni dla niego klip. Wyszukiwarka wybiera materiały odpowiadające zapytaniu, ale i tak dopasowuje wyniki do filtrów wieku.

Po uruchomieniu aplikacji, będziemy musieli potwierdzić, że jesteśmy pełnoletni i utworzyć konto opiekuna. To z jego poziomu będziemy zarządzimy, jak szerokie uprawnienia będzie miało dziecko używające tabletu lub smartfona. Po zalogowaniu się na swoje konto Google, można utworzyć profile dla dzieci przez podanie ich imion i dat urodzenia. Te ostatnie mogą przydać się algorytmom do dostosowywania materiałów odpowiednich dla wieku.

Interfejs YouTube Kids jest prosty i kolorowy. W tle przygrywa wesoła muzyczka (uwaga: nie da się jej wyłączyć), a nad listą filmów znajdują się cztery ikony oznaczające ich podział na kategorie: Muzykę, Programy, Odkrywaj i Ucz się. Po obejrzeniu pierwszego wideo dołącza do nich piąta: Polecane, gdzie wyświetlą się materiały proponowane na podstawie dotychczasowej aktywności.

Dla bezpieczeństwa warto ustawić własny kod blokady rodzicielskiej – w przeciwnym wypadku starsze dzieci z łatwością ją ominą. Do czasu, kiedy to zrobimy, jedyną metodą weryfikacji tego, czy jesteśmy opiekunami, jest… rozwiązywanie podstawowych zagadek matematycznych na poziomie tabliczki mnożenia. Ewidentnie więc YouTube Kids przeznaczone jest dla naprawdę młodszych dzieci.

Na razie wybór treści jest dość skromny, ale w miarę używania aplikacji i jej obecności na polskim rynku, liczba filmów na pewno wzrośnie. YouTube Kids wydaje się być zdecydowanie lepszym wyborem dla rodzica poszukującego nieszkodliwej rozrywki dla malucha niż przebijanie się przez kapryśne algorytmy „zwykłego” YouTube’a, choć i na to znalazłoby się pewnie kilka sposobów.