Xbox Game Pass – świetna usługa średnich gier

To już pięć lat. To już pięć lat, odkąd usługa-abonament od Microsoftu – Xbox Game Pass – pozwala nam zagrać w setki tytułów na Xboksie oraz Windowsie. Na papierze wszystko wygląda cudownie, jednak jak się sprawy mają w rzeczywistości?

Cudowność leży przede wszystkim w liczbach – przecież 433 gry na PC i 459 konsole to taka wartość, że nie przerobicie tego zbyt szybko, nawet, jeżeli postanowilibyście wziąć udział w eksperymencie „Czy można spać tylko 3 godziny na dobę”. Tylko czy taka liczba zawiera w sobie naprawdę imponujące i wyjątkowe tytuły, czy jest ona rozdmuchana do granic możliwości, a po wszelkich „okresach próbnych” nie ma powodu, żeby płacić pełną kwotę? Sprawdźmy.

Klub ekskluzywnych tytułów

Możemy rzucać się na prawo i lewo, obrażać przeciwny obóz i punktować najmniejsze potknięcia, ale nie zmienimy jednej zasady na świecie: gry ekskluzywne dla danej konsoli to główny motor napędowy. Co z tego, że Horizon: Zero Dawn, Days Gone czy Spider-Man pojawiły się (lub pojawią się) na komputery osobiste – ludzie często chcą żyć hypem na grę, co nie zawsze musi oznaczać zamówienie przedpremierowe. Płacąc ponad 40 złotych chciałbym zatem otrzymać coś, czego nie znajdę u konkurencji. Co otrzymuję?

(zwracam uwagę, że filtry udostępnione przez witrynę gamepassport.net mogą zgubić kilka tytułów, jednak sens argumentów powinien zostać zachowany)

Xbox game studios na PC
Lista gier Xbox Game Studios wg. gamepassport.net

Zarówno dobór gier, jak i ich jakość, są mocno dyskusyjne. Halo Infinite w kontekście multiplayer wciąż zawodzi oczekiwania graczy, Forza Horizon 5 to ładne kopiuj-wklej z poprzedniej części, które porzuciłem, jak tylko wyszły gry wyścigowe, które oferują wyższy poziom wyzwania i różnorodności tras. Gears 5 również nie należy do najlepszych gier z serii, a Age of Empires IV raczej nie uniósł ciężaru sławy poprzedniczek. Całości broni Minecraft Dungeons oraz dwie części Ori – za mało, żeby warto było płacić pełną kwotę za abonament. Celowo pominąłem gry z „Remastered” w tytule, żeby przejść do następnego zarzutu.

Nie tak wygląda retro

Nie jest tajemnicą, że pierwszy Xbox był trochę pecetem w przebraniu. Zmodyfikowany procesor Intel Pentium III i wbudowany dysk na złączu ATA nie pozostawiały wątpliwości temu, kto kiedykolwiek zerwał plomby gwarancyjne i otworzył swojego „eksa”. Skoro Microsoft nie musi już udowadniać, że posiada na pierwszego Xboksa gry niedostępne nigdzie indziej, to może warto by było pozwolić grającym na komputerach zbadać stare tytuły? Niestety, w Forzę Motorsport, Crimson Skies czy Project Gotham Racing nie zagracie poprzez usługę Xbox Game Pass.

W kolejnej generacji wcale nie jest lepiej. Moja partnerka, duża fanka Viva Pinata, nie zagra sobie w tytuł z Xboksa 360, mimo tego, że ten wyszedł oficjalnie na PC. Czyżby Microsoft przerosło usuwanie Games for Windows Live, zaimplementowanego w grach? Niewykluczone.

W przypadku tych, list kryterium było wydanie gry przed 2012 rokiem (źródło: gamepassport.net)

A co z tymi remasterami? Uważam, że tych jest zdecydowanie zbyt mało, żeby mówić o jakimś „przyczółku dla fanów retro, których piksele za bardzo kłują w oczy”. Co więcej, Yakuza i klasyczne przygodówki zasługują na uwagę graczy, ale myślę, że przeliczając czas poświęcony na ukończenie The Remastered Colection, taniej wychodzi po prostu kupić trylogię i na stałe przypisać trylogię do konta.

(źródło: gamepassport.net)

Na ratunek EA Play

Electronic Arts ma wiele za uszami. Narzucanie wysokiego tempa, które pogrzebało dobry wynik Mass Effect: Andromeda i Anthem, zamykanie studiów, którym powinie się noga, czy crunch to nie są najlepsze praktyki w branży. Byłbym jednak hipokrytą w tym narzekaniu, bo Mirror’s Edge to do dziś jedna z moich ulubionych gier, a przy wielu tytułach z ubiegłej dekady (Burnout Paradise, Battlefield Bad Company 2) bawiłem się świetnie.

Abonament od Elektroników, zwany EA Play, jest częścią najdroższego pakietu Xbox Game Pass – wersji Ultimate. W przypadku konsol, jest to niemal 20 procent obecnego katalogu. I śmiem twierdzić, że zgodnie z zasadą pareto – te 20% odpowiada za 80% dobroci Game Passa. Zamiast Forzy Horizon – GRID Legends, DIRT Rally i F1 (tak, wiem że to zasługa wykupienia Codemasters); zamiast Halo – Titanfall 2; do tego trylogie Dragon Age i Mass Effect, Star Wars Squadrons, Battlefront 2 czy Fallen Order. Chciałbym móc tak wymieniać przy okazji gier od Xbox Game Studios.

A co jest w tym najśmieszniejsze/najstraszniejsze – EA Play możecie zakupić w rocznym abonamencie, kosztującym 80 złotych. 6 złotych miesięcznie bez dodatkowych kont i promocji „Game Pass za 4 złote”. Lista gier, które dotąd Electronic Arts usunęło z usługi, nie jest przesadnie długa i obejmuje głównie gry wydawane co roku, nie ma więc mowy o nadrabianiu zaległości wbrew sobie „bo za dwa tygodnie już nie pograsz”. Bez kombinowania roczny abonament Game Pass Ultimate to prawie 660 złotych. Matematykę pozostawiam wam.

Gdzie ten wysoki budżet?

Zapewne wielu z was, jeżeli spędza wystarczająco dużo czasu w sieci i interesuje się grami, widziało odpowiedź twitterowego konta Xbox Game Pass na artykuł Kotaku:

Źródłó: Reddit

Xbox chciał wyjść na takiego zabawnego kolesia, co punktuje i wyśmiewa głupotki branży. Zupełnie, jakby chciał, żeby nikt nie zwrócił uwagi na to, że… Game Pass faktycznie nie oferuje od jakiegoś czasu gier, z których moglibyśmy poczuć wysoki budżet.

Źródło: gamepassport.net

Znajdujące się na końcu listy Stardew Valley pojawiło się na Game Passie jesienią 2021 roku. Od tego czasu z „dużych tytułów” otrzymaliśmy Age of Empires IV, Halo Infinite oraz Forzę Horizon 5. Na hity w najbliższym czasie nie ma co liczyć – Starfield i Redfall nie zadebiutują w tym roku i żadne studio zależne od Microsoftu nie ma nic dużego w planach do końca 2022.

W giereczkowie jest miejsce na tytuły o każdym budżecie. Większość gier niezależnych nie zachwyci mnie jednak grafiką. Sporo indyków ma cudowną stylistykę (Toem, Cuphead, Death’s Door), jeżeli jednak szukam grafiki, która wyrwie mnie z kapci, swój wzrok muszę skierować tam, gdzie są duże pieniądze.

Dlatego cały czas mam w pamięci walki w remake’u Demon’s Souls na PlayStation 5 – te szczegółowe modele pancerza, udźwiękowienie, efekty cząsteczkowe przy rzucanych zaklęciach. Owszem, Sony nie oferuje dużych tytułów na premierę w PS Plus, ale skoro Microsoft chce wrzucać kolejne Forze i Halo w dniu premiery na Game Passa, to niech takie „perełki” pojawiają się częściej niż co dwa lata.

A co z indykami?

Posiedzieliśmy, pośmialiśmy się, że redakcje grają tylko w drogie gierki, całkowicie pomijając tytuły niezależne o małym budżecie. Klikając w filtr „Indie” na oficjalnej liście Game Passa otrzymujemy 132 gry. Wycinek poniżej.

Jeżeli chcecie wiedzieć, jak niszczy się rynek gier niezależnych, to właśnie w ten sposób. Nawet, jeżeli wygrasz Independent Games Festival w jakiejś kategorii, gracze i tak będą woleli przetestować grę, jeżeli wejdzie w skład Game Passa – po co mieliby płacić kilkadziesiąt złotych za Unpacking czy TOEM, skoro to gry na kilka godzin – najwyżej sprawdzą je sobie na jakiejś subskrypcji. Każdy, kto nie będzie grał na zasadach Microsoftu, zostanie zmarginalizowany.

Wiecie jeszcze przy ilu z tych gier Microsoft kiwnęło palcem? Przy Ori: Will of the Wisps. Znowu posłużę się przykładem Electronic Arts. Spod szyldu EA Originals, który ma promować gry niezależne, otrzymaliśmy dwie części Unravel, A Way Out, It Takes Two, czy Lost in Random. Wcześniej EA wydało też Shank, Deathspank oraz Bulletstorma. Jeżeli stać ich na kupienie Activision-Blizzard, to zapewne nie powinni mieć problemu ze wspieraniem małych studiów.

Panie, to jak to jest z tym Game Passem?

Po raz pierwszy z Game Passa skorzystałem pod koniec ubiegłego roku. Chciałem spędzić trochę czasu z bratem w Forza Horizon 5. Skorzystałem z 3 miesięcy za 4 złote, ulepszonych do wariantu Ultimate. W tym czasie, oprócz ww. Forzy zagrałem w… trzy gry, z czego jednej nie udało mi się skończyć na czas zanim zniknęła z usługi. Nie mam zamiaru bawić się w dodatkowe konta, byleby mieć uruchomioną w tle usługę – w swojej obecnej postaci i zawartości nie ma tam dla mnie nic, co by uzasadniało uwzględnienie abonamentu w budżecie domowym.

Każdy oczywiście może sam dokonać oceny. Może 660 złotych miesięcznie za ponad 400 gier, które pojawiają się i znikają, to świetna inwestycja. Wolałbym mniej żerowania na scenie niezależnej oraz katalogu 2010-2020 od EA i udowodnieniu, że jest to usługa Microsoftu. Poza tym, skoro Game Pass ma już infrastrukturę do grania w chmurze, to idąc śladem PlayStation uruchomienie gier z Xboksa Classic oraz 360 w Xbox Cloud Gaming nie powinno stanowić dla nich problemu.

Kto wie, może 2023 rok będzie „rokiem Game Passa”. Pod warunkiem, że po premierze Starfield i Redfall znowu nie nadejdzie „sucha pora”…