Motorola One – bez wątpienia najbardziej kompletny smartfon do 1000 złotych (recenzja)

Oprogramowanie

Jako że mamy tu czystego Androida, łatwo jest się odnaleźć w nawigacji. Po lewej stronie ekranu głównego mamy pulpit Google z zakładką Discovery. Z głównego ekranu możemy przejść bezpośrednio do listy wszystkich aplikacji, przeciągając palec od dołu ekranu ku górze. Gest wykonany w drugą stronę powoduje zsunięcie belki systemowej, zawierającej skróty do najważniejszych ustawień telefonu oraz wszelkie powiadomienia.

Tak na dobrą sprawę w oprogramowaniu nie uświadczymy żadnych ciekawych funkcji. Te, na które warto zwrócić uwagi, są raczej standardowe, a mam na myśli szybkie uruchamianie aparatu przez dwukrotne wciśnięcie przycisku zasilania (choć zazwyczaj działa to z Vol-), tworzenie konta gościa czy rozpoznawanie twarzy – tu ukryte w opcji Smart Lock jako Zaufana twarz (działa względnie dobrze, dopóki jest dobre światło).

Miłym dodatkiem w telefonie jest radio oraz aplikacja Dolby Audio, dzięki której otrzymujemy dostęp do zaawansowanego equalizera i predefiniowanych trybów audio. Największą uwagę skupia na sobie, jak zawsze w smartfonach Motoroli, aplikacja o tej samej nazwie. To właśnie tutaj znajdziemy gesty: potrząśnij dwukrotnie, by włączyć latarkę czy dwukrotnie obróć nadgarskiem, by uruchomić aparat. Jest też oczywiście wspomniany już przeze mnie Wyświetlacz Moto, co oznacza energooszczędne powiadomienia na wyłączonym ekranie. I to tak naprawdę wszystko, jeśli chodzi o jakiekolwiek dodatki.

Z rzeczy problematycznych, podczas testów zauważyłam, że telefon często nie pobierał powiadomień – i tak, wielokrotnie nie dostałam informacji o oczekujących wiadomościach na Messengerze czy e-mailach. Trudno powiedzieć w czym konkretnie tkwi problem, biorąc pod uwagę, że w ustawieniach baterii nie znalazłam żadnych funkcji, które mogłyby cokolwiek zmienić w tym zakresie. Tak było zarówno na Oreo, jak i na Pie.

Zerknijmy jeszcze okiem na benchmarki:
AnTuTu:  80929
GeekBench 4:
single core: 865
dual core: 4206
3DMark:
Ice Storm: 13832
Ice Storm Extreme: 8543

W grach telefon radzi sobie dobrze, ale mocno daje się we znaki spadek klatkażu. Trzeba też uzbroić się w cierpliwość, bo ładowanie gier trwa dość długo.

Pod względem portów i złączy, Motorola One pozytywnie zaskakuje. Wszystko za sprawą tego, że mamy tu port USB typu C, standardowy dual SIM (a zatem dwa osobne sloty na nanoSIM i osobny na microSD) i 3.5 mm jacka audio. Do tego dochodzą kwestie komunikacyjne: LTE, Bluetooth 4.2, GPS, dwuzakresowe WiFi i, co dla wielu najważniejsze, NFC, dzięki któremu można płacić telefonem zbliżeniowo. Jakość rozmów stoi na poprawnym poziomie, choć miałam do czynienia z jednym egzemplarzem, który przed przywróceniem danych fabrycznych notorycznie rozłączał połączenia po kilku sekundach (dobrze, że to pomogło).

Telefon wyposażony jest w 64 GB pamięci wewnętrznej. Poniżej macie jeszcze test pamięci systemowej, przeprowadzony w aplikacji AndroBench:
– szybkość ciągłego odczytu danych: 280,1 MB/s,
– szybkość ciągłego zapisu danych: 215,68 MB/s,
– szybkość losowego odczytu danych: 64,74 MB/s,
– szybkość losowego zapisu danych: 67,59 MB/s.

Akumulator / czas pracy

Ogniwo o pojemności 3000 mAh, Snapdragon 625 i niska rozdzielczość ekranu – w teorii już samo to mogło sugerować, że będziemy mieli do czynienia z niezłym czasem osiąganym przez Motorolę One na jednym ładowaniu. Ale jakoś nieszczególnie chciało mi się w to wierzyć przed rozpoczęciem testów, bo zawsze wolę się miło zaskoczyć, niż przykro rozczarować. Jak było tym razem?

Cóż, zdecydowanie pozytywne zaskoczenie. W moich rękach Motorola One raz udało się wytrzymać 2,5 dnia bez ładowania, z czego na włączonym ekranie niecałe 8 godzin – to był akurat dłuższy weekend i korzystałam z telefonu raczej niewiele (i dużo więcej na WiFi niż LTE), ale nie zmienia to faktu, że wynik może się podobać. W standardowych warunkach smartfon Motoroli rozładowywał się pod koniec dnia, mając na liczniku od pięciu do ośmiu godzin.

Pełne ładowanie Motoroli One trwa ok. 1,5 godziny.

Aparat

Wydaje mi się, że wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że trudno jest połączyć kwotę 1000 złotych z aparatem, który zadowalałby w każdych warunkach. Wypada jednak powiedzieć o tym wprost: Motorola One nie jest dobrym wyborem dla osób, które szukają smartfona z dobrym aparatem.

W Motoroli One otrzymujemy taki zestaw:

  • tył: 13 Mpix f/2.0 1,12 um + 2 Mpix f/2.4 1,75 um,
  • przód: 8 Mpix f/2.2, 1,12 um.

W słoneczne dni główny aparat radzi sobie względnie dobrze. Fotografie mogą się podobać, są dość przyjemne dla oka, ale nie można tu mówić ani o świetnej szczegółowości, ani idealnym odwzorowaniu barw. Gdy zaczyna brakować światła, jakość znacznie się pogarsza. Do tego stopnia, że pojawia się strasznie dużo szumów i zdjęcia stają się wręcz tragiczne – zresztą, spójrzcie na przykładowe zdjęcia załączone przeze mnie poniżej, a zobaczycie, o czym mówię (cóż, nocne fotki nie nadają się do niczego).

Przednia kamerka spisuje się przeciętnie – niezależnie od włączonego czy też wyłączonego trybu portretowego (a on sam radzi sobie dość marnie). Na pochwałę zasługuje natomiast przednia dioda doświetlająca, która potrafi uratować zdjęcia robione w nocy.

Jako jeden z nielicznych smartfonów w tej klasie, Motorola One nagrywa wideo w 4K (z przodu tylko w Full HD). Oczywiście nie ma co liczyć na stabilizację.

Podsumowanie

Zawsze najtrudniej jest napisać podsumowanie. Wszystko za sprawą tego, że wymieniane przez nas, recenzentów, wady, są czysto subiektywne. Oznacza to, że jednym będą przeszkadzały, a inni nawet nie zwrócą na nie uwagi podczas procesu zakupowego. I naprawdę długo zastanawiałam się, jakie minusy Motoroli One można wskazać, które faktycznie eliminowałyby ten telefon w oczach potencjalnych klientów, biorąc oczywiście pod uwagę jego cenę (która w momencie publikacji recenzji wynosi niecałe 1000 złotych).

Nie znalazłam takiej. Najbardziej mogę przyczepić się do rozdzielczości HD+ przy 5,9-calowym ekranie. Prawda jest jednak taka, że mi to przeszkadza nie dlatego, że jakość wyświetlanego obrazu jest strasznie zła, a przez to, że wiem, jak wygląda wyższe zagęszczenie pikseli na cal. Osoby, które szukają sprzętu w tej półce cenowej, nie powinny mieć z tym takiego problemu. Bo to nie tak, że ekran jest tragiczny. Po prostu mógłby być nieco lepszy – ale wyższa rozdzielczość przy zachowaniu pozostałych cech modelu, automatycznie podniosłaby cenę telefonu. Zatem: coś za coś.

Z innych wad brakuje mi tu diody powiadomień i głośników stereo (jest tylko mono), a i duży notch nie jest czymś, co lubię w tym modelu. Do tego warto pamiętać o aparacie, który w dzień radzi sobie nieźle, ale w gorszych warunkach już raczej tego o nim powiedzieć nie można (ale za 1000 złotych nikogo to dziwić nie powinno).

Im dłużej korzystałam z telefonu Motorola One, tym bardziej się do niego przekonywałam. Ogólne niezłe działanie i czasem aż zaskakujący czas pracy na jednym ładowaniu to coś, czego oczekuję od smartfona.

Znajdźcie inny smartfon, który w cenie wynoszącej 999 złotych oferuje 3.5 mm jacka audio, prawdziwe dual SIM z opcją rozszerzenia pamięci dzięki microSD, NFC, USB typu C i najnowszą wersją Androida (9.0 Pie). Podpowiem: nie uda Wam się.

I to właśnie sprawia, że Motorola One jest najbardziej kompletnym i chyba za sprawą tego również najciekawszym smartfonem, jaki możecie kupić do 1000 złotych.

Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Audio. Wyświetlacz. Działanie
2. Oprogramowanie. Czas pracy akumulatora. Aparat. Podsumowanie

Motorola One – bez wątpienia najbardziej kompletny smartfon do 1000 złotych (recenzja)
Zalety
3.5 mm jack audio
dual SIM + microSD
czas pracy na jednym ładowaniu
ogólne działanie na plus
czysty Android w wersji 9.0 Pie
radio
NFC
USB typu C, co jest rzadko spotykane w tej półce cenowej
Wady
aparat
rozdzielczość ekranu
głośnik mono
brak diody powiadomień
duży notch
bardzo nisko osadzony włącznik (w moim egzemplarzu)
8
OCENA