Recenzja Huawei P10 – „P9 w wersji 2.0”

Zawsze rozpoczynając testy kolejnej generacji flagowego smartfona którejś z firm mam spore obawy, że będę mocno rozczarowana. Problemem jest bowiem fakt, że producenci stawiają sobie (i konkurencji) poprzeczkę coraz wyżej, a i nasz apetyt rośnie w miarę jedzenia. W tym roku Huawei postanowił wypuścić na rynek model P10, który – można odnieść wrażenie – nie wnosi znacznych zmian względem zeszłorocznego P9. Można powiedzieć, że jest jego odświeżeniem zamkniętym w nieco innej bryle. Dziś zapraszam Was do zapoznania się z recenzją Huawei P10, natomiast już niebawem przedstawię Wam bezpośrednie porównanie P9 z P10.

Parametry techniczne Huawei P10:

Huawei P10 dostępny jest w Polsce w cenie wynoszącej 2699 złotych (dual SIM, 64GB). Do 23 marca trwa przedsprzedaż, w ramach której możecie otrzymać gratis akcesoria o wartości 449 złotych – więcej na ten temat przeczytacie w tym wpisie.

Wspomnę jeszcze tylko, że Huawei P9 w momencie polskiej premiery kosztował 2399 złotych za wersję z 32GB pamięci wewnętrznej (z 64GB pamięci i 4GB – tyle, co teraz P10, 2699 złotych). Można zatem powiedzieć, że cena flagowca nie uległa zmianie. Szkoda jedynie, że w nieco niższej cenie nie jest dostępna wersja z mniejszą przestrzenią na pliki – jestem przekonana, że sporo osób by się na nią zdecydowało.

Jakie były moje pierwsze wrażenia z użytkowania Huawei P10? Oto one:

A teraz przejdźmy już do tego, na co czekaliście najbardziej – recenzji Huawei P10!

Wzornictwo, jakość wykonania

Jeśli chodzi o wygląd Huawei P10, można by powiedzieć, że to taki Huawei P9 w wersji 2.0. Wszystko przez to, że urządzenie to jest jedynie udoskonaleniem poprzednika, kosmetyczną ewolucją, aniżeli rewolucją czy znaczącym odświeżeniem. Zmiany tak naprawdę zaszły dwie. Podstawową jest fakt zastosowania matowego aluminium na tyle urządzenia zamiast błyszczącego, natomiast nieco poboczną – zmiana ulokowania skanera linii papilarnych. Przeniesiono go bowien z tyłu na front, co również wpłynęło na delikatną modyfikację wzornictwa modelu. Nie jest jednak tak, że patrząc na obie generacje trudno odróżnić, która to która – obie mają swoje cechy charakterystyczne i, mimo że z pozoru wyglądają bardzo podobnie, w rzeczywistości nie sposób się pomylić, który model to P10, a który to P9. Co więcej, jestem przekonana, że oba produkty spodobają się nieco innym grupom odbiorców. Gdybym miała wybierać, pod względem wzornictwa do gustu przypadł mi bardziej P9, ze względu na mniej palcującą się obudowę. Ale z drugiej strony – matowy P10 też wygląda przyjemnie dla oka. Pod warunkiem, że jest świeżo wytarty…

No i właśnie, dochodzimy do tego, co w przypadku P10 irytuje najbardziej – wysoka podatność na zbieranie odcisków palców, które są bardzo widoczne. Zwłaszcza na czarnej wersji kolorystycznej, która akurat przypadła mi w udziale. Dodatkowo, jeśli mamy choć delikatnie spoconą rękę, to również znacznie odbija się na wyglądzie telefonu w postaci pozostających na nim smug. Muszę Was uprzedzić, że wcale nie jest tak łatwo się ich pozbyć, ale kilka ruchów ściereczką z reguły wystarcza.

Ale nie cały tył P10 to aluminium. W dolnej jego części widoczne są linie antenowe, skądinąd bardzo ładnie wkomponowane, natomiast u góry – dwa obiektywy aparatów pod szklaną pokrywą. I podobnie jak w moim testowym P9 w zeszłym roku, tak i tym razem w P10, niestety, element ten udało mi się zarysować (jedna z rys jest długa i dość głęboka – wyczuwalna pod paznokciem), co pokazuje, że jest to możliwe.

Wszystkie krawędzie telefonu z tyłu są zaoblone, dzięki czemu P10 naprawdę dobrze leży w dłoni, natomiast z przodu – elegancko zeszlifowane w kierunku ekranu, co nadaje całości elegancji. A i tak mistrzowskim zagraniem według mnie było tu umieszczenie czerwonego włącznika o chropowatej fakturze, który doskonale komponuje się z czarnym kolorem obudowy (dla uściślenia, przyciski głośności są gładkie, a ich kolor nie odbiega od koloru krawędzi).


Jeśli chodzi o rozmieszczenie klawiszy, znajdują się na odpowiedniej wysokości, na prawym boku telefonu, dzięki czemu ciągle mamy je pod kciukiem. Na lewym boku znalazło się miejsce wyłącznie dla szuflady skrywającej w sobie sloty: nanoSIM i microSD (w wersji dual SIM: 2x nanoSIM lub nanoSIM + microSD). Górna krawędź P10 jest pusta – jest tu wyłącznie niewielki mikrofon. Na przeciwległej znajdziemy natomiast drugi mikrofon, głośnik, 3,5 mm jack audio oraz USB typu C.

Z tyłu, u góry, mamy do dyspozycji dwa obiektywy aparatów z podwójną diodą doświetlającą oraz logo Leica. Z przodu z kolei, na froncie telefonu, nad ekranem są: głośnik do połączeń telefonicznych, czujnik światła, obiektyw kamerki przedniej oraz niewielka dioda powiadamiająca; pod ekranem znajdziemy czytnik linii papilarnych.

Podsumowując, Huawei P10 jest smartfonem, który prezentuje się elegancko i może się podobać, a jego wymiary sprawiają, że korzystanie z niego jedną ręką jest bezproblemowe.

Wyświetlacz

Spora część producentów podąża za trendem powiększania swoich flagowców, tymczasem Huawei… nieznacznie, ale jednak zmniejsza. P9 miał ekran o przekątnej 5,2”, natomiast jego następca ma nieco mniejszy, bo 5,1”. Rozdzielczość pozostała ta sama – 1920×1080 pikseli – tym samym Huawei mocno trzyma się swojego zdania, że stosowanie wyższej rozdzielczości w jego flagowej serii P nie ma najmniejszego sensu (swoją drogą, warto pamiętać, że jedynymi modelami w portfolio Huawei z ekranem QHD są: Mate 9 Pro i Mate 9 Porsche Design, a także P10 Plus).

Rozdzielczość jest całkowicie wystarczająca do codziennego użytkowania modelu – powiedziałabym, że w sam raz (a przekłada się na zagęszczenie pikseli na cal na poziomie 431 ppi). I tylko malkontenci będą narzekać, że w urządzeniu, które chce się nazywać flagowcem, aż się prosi o zastosowanie QHD. Z drugiej strony… poniekąd można się z tym zgodzić, bo P10, idąc w ślady poprzednich flagowców z tej serii, powinien być choć trochę tańszy.

Jeśli chodzi o jasność minimalną i maksymalną, nie można im zupełnie nic zarzucić. Maksymalna pozwala na komfortowe korzystanie z telefonu w pełnym słońcu, z kolei minimalna nie męczy oczu podczas używania go wieczorami czy też nocą. Pomocna jest tu również ochrona wzroku, czyli specjalny tryb, który niweluje wyświetlanie światła niebieskiego – wtedy ekran ma żółtawe zabarwienie. Tryb ten możemy włączyć ręcznie w wybranym momencie lub według ustalonego harmonogramu.

W ustawieniach dostępne są jeszcze trzy funkcje, które warto mieć na uwadze. Są to:
– możliwość zmiany temperatury barwowej (na zimniejszą/cieplejszą),
– tryb wyłączenia dotyku – ochrona przed przypadkowym uruchomieniem telefonu w kieszeni lub torebce,
– tryb obsługi w rękawiczkach.

Osobną kwestią jest warstwa oleofobowa, na temat której pojawiło się w sieci sporo wątpliwości. Wiele wskazuje na to, że faktycznie jej tu nie ma. Jak jednak wykazałam na poniższym wideo, nie ma żadnej różnicy w korzystaniu z P10 z fabrycznie naklejoną na niego folią oraz bez niej – tak samo dobrze palec się ślizga po ekranie. A to właśnie pozostawało w ostatnim czasie kwestią sporną.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne
3. Głośnik. Czytnik linii papilarnych. Czas pracy
4. Aparat. Podsumowanie

Działanie, oprogramowanie

Huawei P10, jak na flagowca przystało, działa dokładnie tak, jak bym tego od niego oczekiwała – płynnie i bezproblemowo. A wszystko dzięki ośmiordzeniowemu procesorowi Kirin 960 o częstotliwości taktowania 2,3 GHz z Mali-G71, 4GB pamięci operacyjnej RAM i Androidowi w wersji 7.0 Nougat. Podczas ponad dwutygodniowych testów nie spotkałam się z dosłownie żadnymi problemami z działaniem P10, a samo oprogramowanie w tym czasie zostało zaktualizowane dwukrotnie – najpierw do wersji B112, następnie, kilka dni później, do B113.

Wysoką wydajność urządzenia potwierdzają również wyniki uzyskane w popularnych benchmarkach:

AnTuTu: 129944
Quadrant: 36545
GeekBench 4:
single core: 1860
multi core: 5438

Z wymagającymi grami, chyba nikt nie ma wątpliwości, P10 radzi sobie świetnie. Niezależnie od tego, czy mowa jest o Real Racing 3, Asphalt 8: Airborne, Dead Trigger 2 czy GTA San Andreas – wszystkie działają jak marzenie, bez zająknięcia i na najwyższych ustawieniach graficznych. Ale o ile sama rozgrywka jest przyjemnością, tak nie można tego samego powiedzieć o obudowie telefonu, która po krótkim czasie się nagrzewa – nie są to przesadnie wysokie temperatury, ale odczuwalne. Co istotne, obudowa staje się ciepła nie tylko podczas grania, ale również podczas dłuższego korzystania z telefonu.

Interfejs

Z produktu na produkt widać, że Huawei ulepsza swoją nakładkę systemową – EMUI. Huawei P10 jest pierwszym smartfonem, który działa dzięki EMUI w wersji 5.1, która tak naprawdę od poprzedniej różni się kosmetycznymi zmianami. Na pierwszy rzut oka trudno jest je dostrzec. Pokuszę się o stwierdzenie, że w ogóle trudno je zauważyć.

Najważniejsze, że wciąż EMUI pełne jest funkcji i udogodnień, które sprawiają, że korzystanie z telefonu jest prostsze i bardziej intuicyjne, a czasem i po prostu przyjemniejsze. A jest tego trochę:

Zaplecze komunikacyjne

Jakość rozmów:
pamiętam, jak gdy wróciliśmy z Barcelony, Krzysiek z Galaktycznego napisał do mnie na Messengerze czy już przeprowadziłam jakąś rozmowę przez P10. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie, a on, że w takim razie powinnam, bo jakość rozmów jest świetna. I faktycznie, pierwsza, druga, trzecia rozmowa i wniosek był prosty: głośnik jest bardzo dobry, dzięki czemu nie ma najmniejszych problemów ze zrozumieniem rozmówcy. Do tego mikrofon jest czuły i odpowiednio dobrze zbiera dźwięk, redukując szumy z otoczenia. Co więcej, nawet moja mama, z którą jest mi dane dość często rozmawiać przez przeróżne telefony stwierdziła, że wyjątkowo dobrze się ze mną rozmawiało – oczywiście nie mając pojęcia, że w ręce trzymam flagowego P10.

Dual SIM:
testowana przeze mnie wersja ma tylko jeden slot kart nanoSIM i microSD, natomiast w sprzedaży w Polsce są oferowane modele z dual SIM, w dodatku hybrydowym – z dwoma nanoSIM lub nanoSIM+microSD; informacja ta jest potwierdzona zarówno przez Huawei Polska, jak i sklepy, które od jakiegoś czasu oferują P10 w przedsprzedaży.

GPS:
do jazdy samochodem – nadaje się świetnie. Szybko łapie fixa i ustala bieżącą pozycję, bezproblemowo też nawiguje do wybranego celu. Gorzej, jeśli będziemy chcieli skorzystać z P10 do śledzenia naszych treningów sportowych. Nie wiedzieć czemu, smartfony Huawei mają spory problem z zapisywaniem śladu GPS – co widać głównie przez brak idealnego pokrycia trasy pieszej czy biegowej z drogą, co widać po trasie zarejestrowanej przez iSki Tracker – różnice nie są wielkie, ale często zamiast po drodze ślad prowadzi po poboczu lub nawet lesie. Ale i tak największe znaczenie ma fakt, że aplikacje sportowe, jak np. Endomondo, niestety, wciąż samoczynnie zamykają się podczas dłuższego działania w tle – jako dowód załączam screena:

NFC:
odkąd ING wreszcie wprowadziło HCE, mogę cieszyć się wspaniałą możliwość płacenia smartfonem, zamiast kartą. I w przypadku P10 nie było z tym najmniejszych problemów,

Test pamięci systemowej – AndroBench:
– szybkość ciągłego odczytu danych: 585,37 MB/s,
– szybkość ciągłego zapisu danych: 175,93 MB/s,
– szybkość losowego odczytu danych: 157,04 MB/s,
– szybkość losowego zapisu danych: 122,85 MB/s.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne
3. Głośnik. Czytnik linii papilarnych. Czas pracy
4. Aparat. Podsumowanie

Głośnik

Huawei P10 nie jest jednym z tych smartfonów, które na dolnej krawędzi mają dwie maskownice głośników, skrywające, odpowiednio, głośnik i mikrofon (tu po prostu widoczny jest jak standardowy mikrofon). Jest tu jeden głośnik – i nikt nie ma wątpliwości co do tego, że jest mono.

Mimo wszystko jednak wydobywający się z niego dźwięk jest przyjemnej jakości – nie jest przesterowany, a na najgłośniejszym ustawieniu nie charczy, ani nie trzeszczy. Do okazjonalnego słuchania muzyki całkowicie wystarczy, a dodatkowo jest na tyle głośny, że trudno jest przeoczyć przychodzące powiadomienie czy dzwonek, gdy ktoś próbuje się do nas dodzwonić.

Jakość wyjścia słuchawkowego, w mojej opinii, również jest bardzo dobra.

Czytnik linii papilarnych

Huawei przyzwyczaił nas do tego, że skaner linii papilarnych w swoich smartfonach umieszcza w górnej części obudowy z tyłu. Można by nawet powiedzieć, że była to domena Huawei – czytniki z tyłu, w dodatku pozwalające na większą funkcjonalność niż wyłącznie odblokowywanie ekranu. Pierwszym modelem, w którym Huawei od tego odszedł, był Mate 9 Pro – tu skaner znalazł się z przodu, pod ekranem. Podobnie jest w przypadku Huawei P10, najnowszego flagowca chińskiego koncernu.

I muszę Wam powiedzieć, że o ile zawsze uważałam, że Huawei ma najlepsze czytniki w swoich smartfonach, tak teraz jestem jeszcze bardziej o tym przeświadczona. Wszystko dlatego, że skaner ten działa po prostu rewelacyjnie (tak, nie bójmy się tego słowa: rewelacyjnie). Wystarczy dosłownie muśnięcie palca, by telefon błyskawicznie został odblokowany. Co więcej, odcisk palca jest poprawie odczytywany niezależnie od tego, pod jakim kątem go przyłożymy do czytnika. Jest bardzo precyzyjny i szybki.

Co najważniejsze, umieszczony pod ekranem czytnik może zastąpić nam klawisze funkcyjne z dolnej belki Androida. Wystarczy zapamiętać obsługę kilku prostych gestów, które znane są z innych smartfonów (jak chociażby ZUK Z2). Są to:

Tak naprawdę brakuje mi tu jednej rzeczy – możliwości zablokowania ekranu przez dłuższe przytrzymanie palca na czytniku, gdy znajdujemy się na ekranie głównym.

Czytnik linii papilarnych w Huawei P10 można wykorzystać, oczywiście poza zabezpieczeniem samego smartfona, także do blokady wybranych aplikacji (wtedy nikt poza nami nie ma do nich dostępu), a także do korzystania z sejfu plików – możliwości szyfrowania zdjęć, muzyki, filmów i innych plików.

Czas pracy

Rozpoczynając testy każdego flagowca trochę obawiam się czasu pracy, jaki będzie zapewniał z dala od ładowarki. Bo to jest często klucz do serca klienta – cecha, która decyduje o być albo nie być danego modelu w rękach konkretnych użytkowników. Jak jest w przypadku Huawei P10, który ma pojemniejsze (o 200 mAh) ogniwo niż poprzednik, P9?

Akumulator o pojemności 3200 mAh zapewnia bardzo zróżnicowany czas pracy – w zależności od tego, z jaką jasnością ekranu korzystamy z telefonu oraz jakie moduły są przez nas w danej chwili używany, czas na włączonym ekranie waha się od 2,5 do 5,5 godziny – sami przyznajcie, że różnica jest po prostu spora.

Zasada jest prosta: bardziej wymagający użytkownicy, eksploatujący telefon do granic możliwości, na LTE i z jasnością ekranu na maksymalnej wartości, będą zmuszeni podłączyć P10 do ładowania przed końcem dnia – z SoT na poziomie 2,5-3,5 godziny. Gdy jasność ekranu zmniejszymy, nawet korzystając z GPS, czas na włączonym ekranie można wydłużyć do 5-5,5 godziny.

Średnio jednak dzień działania, z SoT na poziomie 4 godzin, to standard w moich rękach. W ustawieniach znajdziemy możliwość obniżenia wyświetlanej rozdzielczości treści do 1280×720 pikseli, co dodatkowo może wydłużyć czas działania telefonu.

Istotną kwestą jest obecne tu szybkie ładowanie, dzięki któremu Huawei P10 naładujemy od 0 do 100% w zaledwie 1,5 godziny.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne
3. Głośnik. Czytnik linii papilarnych. Czas pracy
4. Aparat. Podsumowanie

Aparat

Huawei należy się pochwała i nagana jednocześnie. Pochwała za to, że między flagowym P9, a P10 udało się zaliczyć spory skok jakościowy pod względem wykonywanych fotografii, co będziecie mogli niebawem zobaczyć na porównaniu, które dla Was przygotowuję. Nagana z kolei za zróżnicowanie aparatów – w P10 f/2.2, w P10 Plus – f/1.8, co w oczach potencjalnych klientów wygląda po prostu słabo.

W Huawei P10 znajdziemy dwa obiektywy główne – kolorowy 12 Mpix i monochromatyczny 20 Mpix, które razem odpowiadają za naprawdę świetną jakość zdjęć. To dokładnie te same matryce, co w Mate 9, ale jakimś cudem (zapewne programowo) Huawei udało się wycisnąć z nich jeszcze więcej, o czym możecie przekonać się poniżej. Z przodu natomiast mamy kamerkę 8 Mpix z trybem portretowym, którego wcześniej nie było.

Zacznijmy jednak od aplikacji. Aplikacja aparatu nie uległa zmianie względem poprzednich smartfonów Huawei. Główny widok dzieli się na dwie ważne strefy (poza główną, czyli podglądem kadru) – lewą część ekranu i prawą. Po prawej mamy spust migawki, na wysokości którego jest też belka do wysuwania trybu profesjonalnego, z kolei po jej obu stronach – przejście do nagrywania wideo i galerii. Po lewej stronie mamy przydatne funkcje: zmiana aparatu głównego na frontowy i odwrotnie, filtry, tryby kolorów (normalny, jaskrawe, łagodne), tryb portretowy, tryb małej przysłony oraz lampa błyskowa.

Przejście w lewo daje nam dostęp do trybów: biało-czarnego (zwanego wcześniej monochromatycznym), panoramy, hdr, nocnego, wideo, malowania światłem, poklatkowego, zwolnione tempo, znak wodny, notatka audio, skanowanie dokumentu. Przejście w prawo natomiast otwiera nas na ustawienia aparatu. I to tyle filozofii, jeśli chodzi o aplikację – jest prosta, przejrzysta i korzysta się z niej po prostu przyjemnie. Łącznie z faktem, że wreszcie menu z trybami po zmianie orientacji poziomej na pionową lub pionowej na poziomą odwraca się tak, jak zawsze powinno.

A jak jest z jakością zdjęć robionych za pomocą Huawei P10? Cóż, bardzo dobrze, żeby nie powiedzieć, że świetnie. Szczegółowość, jak i ilość detali, jest niesamowita – pod tym względem aparat w P10 bardzo pozytywnie zaskakuje. Ostrość na wysokim poziomie – rzadko kiedy autofokus myli się lub jest zbyt wolny (bo, niestety, w kiepskich warunkach oświetleniowych nie jest to takie natychmiastowe). Kolory są dobrze, co najważniejsze – naturalnie – odwzorowane.

Zdjęcia w słabszych warunkach… też są niezłe. Ale trzeba mieć świadomość, że dość ciemna (zwłaszcza w stosunku do konkurencji) matryca, wpuszczająca niewiele światła, przekłada się na ciemniejsze zdjęcia niż ze smartfonów podobnej klasy od innych firm. Natomiast sam tryb nocny, jak przystało na Huawei, jest rewelacyjny – tu jednak konieczne jest skorzystanie ze statywu.

Przednia kamerka zadowoli nawet najbardziej wymagających wielbicieli selfie. Choć tu znowu – o ile w pełnym słońcu jakość jest super, tak w słabszych warunkach zaczynają być widoczne szumy. Nowością, przy której warto się zatrzymać, jest tryb portretowy. Odpowiada on za rozmazywanie tła na zdjęciach robionych frontową kamerką. Jak zobaczycie na przykładach załączonych poniżej, raz rozmycie to jest za duże (np. wchodzi na włosy), innym razem – za małe (przestrzeń wokół głowy jest ostra, choć nie powinna). Czyli bardzo podobnie, jak w przypadku zdjęć robionych głównym aparatem w trybie małej przysłony – jest OK, ale wciąż trochę brakuje mu do doskonałości.

Jeśli chodzi o wideo, P10 jest pierwszym przedstawicielem serii P, który nagrywa w 4K. Przeglądając materiały, jakie nim nagrałam, dochodzę do wniosku, że ich jakość jest bardzo dobra – przede wszystkim pod względem odwzorowania barw i ostrości. Odniosłam też wrażenie, że stabilizacja wideo działa przy maksymalnie Full HD 30 kl/s (i wtedy ją naprawdę widać), natomiast przy Full HD 60 kl/s i 4K radzi sobie ona gorzej – widać, że ujęcia są mniej stabilne, choć wciąż całkiem płynne.

Podsumowanie

Huawei P10 kosztuje 2699 złotych. To o 300 złotych więcej niż P9 w momencie premiery rok temu (tyle że niewiele osób pamięta, że mowa była o 32GB pamięci; 64GB zapowiadana była za 2699 złotych). Premierowa cena P10 jest niewielka, biorąc pod uwagę, że za flagowe propozycje konkurencji przyjdzie nam zapłacić o co najmniej 300 złotych więcej. Ale z drugiej strony – w stosunku do niektórych droższych produktów jest wykastrowany między innymi o ładowanie indukcyjne czy wodoszczelność, o samej powłoce oleofobowej już nie wspominając. Trzeba też pamiętać o problemach, z jakimi borykają się smartfony Huawei – aplikacje sportowe samoczynnie zamykają się po dłuższym czasie aktywności (zazwyczaj jest to kwestia kilku godzin).

W mojej opinii Huawei P10 to taki P9 w wersji 2.0 – ulepszony, udoskonalony, odświeżony. Warto rozważać wejście w jego posiadanie zwłaszcza, gdy zależy nam na świetnym aparacie – w dodatku z doskonałym trybem nocnym i monochromatycznym. Do tego świetnie działa, ma rewelacyjny czytnik linii papilarnych, Dual SIM i 64GB pamięci z możliwością rozbudowy.

Dajcie koniecznie znać w komentarzach, co myślicie na temat Huawei P10. A jeśli macie jakieś pytania – jestem do Waszej dyspozycji. Wyprzedzając jedno z nich – wideorecenzja pojawi się najwcześniej w poniedziałek. Musicie mi wybaczyć to opóźnienie, ale chciałam zdążyć z recenzją przed zakończeniem przedsprzedaży.

Na koniec dodam tylko, że już czekają na Was porównania P10 z: Samsungiem Galaxy S7, Huawei P9 oraz Honorem 8 – publikowane będą jedno dzienne w kolejnych dniach tego tygodnia. Które chcecie na pierwszy ogień? Dajcie znać w komentarzach!

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne
3. Głośnik. Czytnik linii papilarnych. Czas pracy
4. Aparat. Podsumowanie

Exit mobile version