Tablet – zabójca przenośnych konsol do gier

AMD-s-New-Tablet-Could-Be-the-Downfall-of-Gaming-Consoles-409230-2

Nowe jest wrogiem starego – to fakt niepodważalny. W dobie intensywnego postępu technologicznego nie tylko zwiększają się możliwości urządzeń mobilnych ze względu na ich rosnącą ciągle wydajność, ale i obserwuje się przejmowanie przez nie pewnych sfer, które niegdyś należały do innych, odrębnych urządzeń.

Jako przykład takiego oddziaływania mogę przedstawić wchłonięcie przez smartfony rynku odtwarzaczy MP3. Mało kiedy widuję kogoś z takim urządzeniem. Swoją „empetrójkę” zakopałem już dawno w „szufladzie rzeczy niepotrzebnych”, zapewne wraz z zakupem legendarnej według mnie Nokii 6230i, która później służyła mi jako główny odtwarzacz muzyki. Dzięki małemu upgrade’owi polegającemu na wymianie karty pamięci MMC na odrobinę większą (z 32 MB dostępnej w zestawie karty do 256 MB) mogłem pomieścić tyle muzyki, ile oferował mi ówczesny odtwarzacz MP3. Do tego kabelek z przejściówką na jack 3,5 mm i… grajek przestał być mi potrzebny. Rozwiązanie może nieco karkołomne, ale się sprawdziło. Kilka lat do przodu i mieliśmy już telefony oferujące duże ilości pamięci wewnętrznej oraz możliwość jej zwiększenia przez karty microSD. I oczywiście wbudowane już wejścia jack  3,5 mm. Telefon już nie tylko dzwonił, ale i umilał czas w drodze do pracy, szkoły, gdziekolwiek.

Drugi przykład? Kompakty cyfrowe. W moim rodzinnym domu już od kilku lat kurzy się leciwy już aparacik Nikona, który został szybko zastąpiony przez telefony – razem z tatą zawsze gustowaliśmy w Nokiach (i to tych z niezłymi wtedy aparatami) i nie mieliśmy ochoty targać ze sobą futerału z urządzeniem, które tylko robi zdjęcia. Po co, skoro w kieszeni mamy coś, co też wykona niezłe ujęcie – a i można to bez problemu wysłać mailem, MMS-em, na Facebook’a? Siostra dzierży iPhone’a, z tatą posiadamy solidarnie Lumie z obiektywem Carl Zeiss – aparat przestał być potrzebny. Zwłaszcza, że optyka w smartfonach idzie coraz bardziej do przodu – mamy PureView od Nokii, Sony też tworzy świetne „aparatofony”, Samsung nie ma się czego powstydzić, a iPhone też pstryka ładne fotki.

Na naszych urządzeniach mobilnych robimy już niemal wszystko. Przeglądamy internet, robimy zakupy, wykonujemy przelewy, rozmawiamy – dlaczego by nie grać? Rosnąca nieprzerwanie moc obliczeniowa naszych elektronicznych towarzyszy dnia codziennego cały czas zaskakuje. Całkiem niedawno przecież czytałem o pierwszym urządzeniu mobilnym z jednordzeniowym procesorem o częstotliwości taktowania 1 GHz. Potem już te posiadające więcej, niż jeden rdzeń. Najpierw pytałem: „po co?”, „dlaczego?”. Teraz już wiem, po co.

Tablet to urządzenie ultramobilne

Nihil novi, orzeknie ten, który przeczyta ten nagłówek. Od tego jednak trzeba wyjść, by zrozumieć, do czego piję. Owe urządzenie to odpowiedź rynku na dzisiejsze potrzeby konsumenta. „Centrum dowodzenia”, tudzież biuro, stanowisko pracy chcemy mieć przy sobie. Tablet w pewnym sensie jest zdolny zastąpić nam typową stację roboczą – nie jest to wielkim problemem, jeśli chodzi o te urządzenia pod kontrolą nowego systemu Windows. Podpięcie takiego sprzętu do monitora, zestawu mysz + klawiatura nie jest problemem. Dlaczego zatem takie urządzenie nie mogłoby sprawdzić się w roli przenośnej konsoli?

Dzisiejszy, średniej klasy tablet ma wszystko, by takim urządzeniem się stać. Jest duży, czytelny ekran. Podzespoły to najczęściej kilkurdzeniowe procesory, pamięci liczone w gigabajtach, układy graficzne i idące za tym ogromne możliwości. Tablety działają na platformach, na których aplikacji nie brakuje, a gier także jest dużo. Czy to wszystko nie wystarczy, by móc sądzić, że i tablet może stać się sukcesorem niegdysiejszych urządzeń pokroju PlayStation Portable/PlayStation Vita?

Szerokie zastosowanie tego urządzenia to dowód na to, że tablet będzie sobie rościł prawo do wchłonięcia coraz to nowych obszarów, zajmowanych niegdyś przez wyspecjalizowane urządzenia. Jako „efekt ewolucji” telefonów, następnie pierwszych smartfonów zaczerpnie on (i już to robi) z historii swoich protoplastów i tak, jak komórka zastąpiła empetrójki i kompakty, tak tablet w końcu weźmie się za przenośne konsole. Ale… czy tylko te przenośne?

Zamień tablet w przenośną konsolę

W dniu dzisiejszym wydaje mi się to bez celu. Zdecydowanie więcej gier jest przystosowanych do obsługi dotykiem i niektóre w ogóle nie obsługują zewnętrznych gamepadów. Generalnie rzecz biorąc, mamy obecnie trzy możliwości, jak chodzi o „przerobienie” tabletu na coś w rodzaju konsoli.

1. Kup sobie hybrydę konsoli i tabletu.

Rozwiązanie najprostsze, ale według mnie – najmniej efektywne. Owszem, mamy sprzęt, który z wyglądu przypomina standardową przenośną konsolę, jednak wybór takich urządzeń jest na razie po prostu zbyt mały, żeby móc sobie w nich przebierać i wybierać do woli. Takie rozwiązanie też w pewien sposób „uwiązuje” posiadacza takiego urządzenia do sztandarowego zastosowania. Patrząc jednak na taki sprzęt, ma się wrażenie, że to jest trochę, jak ze świnką morską. Ani to świnka, ani tym bardziej morska.

Wiele takich tabletów nie ma, zapewne większość po raz pierwszy usłyszy o jednym z nich. Jako przykład mogę podać Yarvik G1 Force 7″ Gaming – tablet, który wyczerpuje w całości to, co napisałem powyżej. 7-calowe urządzenie przypominające konsolę, niezbyt wydajne (co źle rokuje, jakby nie patrzeć), z leciwym nieco Androidem 4.1, jednak w atrakcyjnie niskiej cenie.

2. Kup gamepada do tabletu.

Nieco wygodniejszym rozwiązaniem jest zakupienie gamepada zdatnego do sparowania z urządzeniem przez interfejs Bluetooth. Na rynku znajdziemy już trochę więcej takich urządzeń i myśląc odrobinę o tym, że z tabletu chcemy zrobić konsolę – wolałbym już takie rozwiązanie. Gamepad przede wszystkim jest lżejszy. Problemem może być jednak ilość gier, które będzie w stanie poprawnie gamepad obsłużyć. W innym przypadku granie w gry może się stać przyjemnością.

3. Graj jak dotychczas i… miłego ścierania szkliwa.

Grając na tablecie z Androidem w Carmageddon, czy Grand Theft Auto niemal nie uczyniłem z urządzenia frisbee i nie posłałem Samsunga Galaxy Note 10.1 w p…ierony. Moje początki grania sięgają gdzieś około roku 1996, kiedy to już w wieku trzech lat mogłem w miarę zgrabnie ująć w ręce pada od Pegasusa i spróbować swoich sił jako hydraulika z misją ratowania księżniczki, czy komandosa z zamiarem podziurawienia „flaka” w ósmym levelu (chwała niech będzie Contrze). Kilka lat później tata przywlókł do domu peceta i moje granie weszło na nowy poziom – tym razem w konfiguracji z klawiaturą i myszką. Wtedy już przedzierałem się przez starożytne obiekty kierując ładną panią, stawałem z innymi żądnymi krwi świrusami do morderczego turnieju i wygrywałem sam wojnę B.J Blazkowiczem. Po drodze urodził mi się siostrzeniec, nieco podrósł i dostał Xbox-a. Lepszego kompana do gry nie ma. Gra w Fifę albo kończy się tańcem radości siostrzeńca (jest tak dobry, że nie trzeba mu dawać forów…), albo jego fochem. Przy okazji doceniłem walory korzystania z gamepada. Tym samym dzisiaj do grania w niektóre gry na komputerze używam nie myszki i klawiatury, tylko… pada od Xbox-a. I tak, jak kiedyś granie w Fifę na komputerze wywoływało u mnie co najmniej mdłości, tak dzisiaj jest po prostu fajne. Fallout New Vegas jest jednak według mnie „niegrywalny” w przypadku grania na padzie, ale być może to efekt przyzwyczajenia.

Akapit nieco mi się „za bardzo” rozwinął. W miarę mocne tablety/hybrydy z Windows 8.1 z powodzeniem mogą robić za substytut konsoli, oferują przy tym pokaźną liczbę tytułów, wszak na platformie Windows pojawia się najwięcej gier. Problem w tym, że gdy chodzi o tablety, to… staną one przed podobnym problemem, co pecety. Mamy zatrzęsienie takich oto urządzeń – z lepszymi lub gorszymi podzespołami. Żeby móc komfortowo grać w wymagające gry na Androidzie, trzeba wydać ponad tysiąc złotych na sprzęt. Tablety z Windows to zupełnie inna bajka. Na ten z naprawdę dobrymi podzespołami wydamy ponad 2 tysiące.

A tablet można spokojnie podłączyć do telewizora i nie tylko na nim grać, ale i konsumować treści. Sam podłączałem tablet z Androidem po to, żeby rozszerzyć nieco jego funkcjonalność. Komputer do telewizora – także. Na 40 calach, w fotelu fajnie pisze się artykuły. Równie miło gra się w gry.

Tablety dla stacjonarnych konsol niegroźne

Fakt jest taki, że ludzie dzisiaj wolą mieć święty spokój na kilka lat, niźli co pewien okres „dopłacać do interesu” i pilnować, żeby ich urządzenie miało taką specyfikację, która sprosta coraz to większym wymaganiom gier. Z konsolami jest o tyle łatwiej, że nie znają one pojęcia „fragmentacja”, które jest problemem, jeśli chodzi o pecety, czy tablety. Idziesz do sklepu, kupujesz jednorazowo konsolę i nie myślisz o czymś takim jak „wymagania sprzętowe”. Inaczej jest z tabletami, czy pecetami. Rok w rok pojawiają się coraz mocniejsze karty graficzne, procesory, tablety, smartfony… i tak dalej, i tak dalej. Bo im to jest potrzebne. Gry dla pecetów muszą działać na każdym sprzęcie, więc potrzebują one dużo większych porcji mocy obliczeniowej, by grać w nie komfortowo. Z tabletami jest podobnie. A w przypadku konsol – pisze się grę pod jedną, konkretną konfigurację.

Tablety, czy też smartfony w bardzo podobny sposób, jak w przypadku odtwarzaczy MP3, pokazały przenośnym konsolom miejsce – a znajduje się ono w krainie lamusa. Platformy mobilne to dla twórców gier także atrakcyjne miejsca publikacji swoich dzieł i na nich także można zarobić – choćby pomysł był maksymalnie prosty i abstrakcyjny. Bo jak wytłumaczyć fenomen Flappy Bird? Mamy już w Internecie kolejny hit, a jest nim 2048, gra, która powoli wprowadza się na platformy mobilne i, jak sądzę… będzie podobnym sukcesem finansowym, jakim była gra, przez którą jej twórca w akcie desperacji usunął ją z mobilnych sklepów z aplikacjami.

Exit mobile version