Surface Pro 4 jako mobilne narzędzie pracy – jak się sprawdza?

W naszej redakcji jest doskonały znawca usług i produktów firmy Microsoft – Piotrek. I to właśnie on wkrótce przedstawi Wam pełną i zapewne bardzo dokładną recenzję najnowszej hybrydy w jej ofercie, czyli Surface Pro 4. Tak się jednak złożyło, że oboje dostaliśmy testowe sztuki w tym samym momencie, dzięki czemu i ja mogę napisać na jego temat kilka słów. Z tym, że o ile nadchodzący tekst Piotra będzie faktycznie recenzją, ja skupię się jedynie na wrażeniach typowo użytkowych. Spójrzmy zatem na Microsoft Surface Pro 4 z perspektywy urządzenia mającego służyć jako mobilne narzędzie pracy redaktora/blogera.

Z Surface nigdy wcześniej nie miałam do czynienia dłużej niż przez krótką chwilę. Tak, to mój pierwszy raz z tym produktem. Dotychczas wszystkie generacje sprowadzał sobie na własną rękę Piotr. Sprowadzał, bo – jak być może pamiętacie – Surface Pro 4 jest pierwszym produktem z tej serii, który oficjalnie zadebiutował w Polsce (a wraz z nim Surface 3).

surface-pro-4-wyjazddochin-04

Nie ukrywam, że dość długo zastanawiałam się, które urządzenie zabrać ze sobą do Chin na wypadek, gdyby przyszło mi coś pilnego na szybko napisać. Wahałam się pomiędzy moim 15-calowym Asusem NX305J, a właśnie 12,3-calowym Surface Pro 4, który akurat chwilę przed wyjazdem trafił w moje ręce. Z jednej strony ryzykowne wydawało się wzięcie sprzętu, którego zupełnie nie znam, ale z drugiej – jest mniejszy (ale gruby) i mniej waży (ale wciąż sporo). A dodatkowo mogę zweryfikować, jak faktycznie sprawdza się w mojej pracy. I, cóż, ryzyko się opłaciło. Wzięłam ze sobą Surface Pro 4.

Urządzenie trafiło do mnie w wersji z procesorem Intel Core i5-6300U, 4GB RAM, 128GB SSD i Windowsem 10 Pro. Do tego dostałam oficjalne akcesoria: klawiaturę Type Cover, bez której z pewnością nie wzięłabym tego urządzenia zamiast laptopa oraz rysik Surface Pen (ten jest częścią zestawu).

Muszę, po prostu muszę to napisać: wbudowana w obudowę tabletu nóżka mnie urzekła. Nie sam fakt jej obecności, ale to, że solidnie trzyma się w ustawionej pozycji, niezależnie od kąta, pod którym stoi. Świetna sprawa i niezwykle przydatna. Korzystałam z Surface Pro 4 w samolocie, na kanapie, w środkach transportu publicznego, w pociągu – w każdej lokalizacji mogłam dostosować kąt, pod którym chciałam korzystać z ekranu, a Surface Pro 4 się słuchał. Najbardziej istotne dla mnie jest jednak to, że podstawka zapewnia odchylenie ekranu o dużo większy kąt niż gros hybryd dostępnych na rynku. Pod tym względem Surface Pro 4 jest naprawdę ciekawą propozycją.

Z Type Cover początkowo nie mogłam się zaprzyjaźnić. Okazało się jednak, że – jak w przypadku każdej przesiadki z innego sprzętu – także i do tej klawiatury można się przyzwyczaić, co nastąpiło stosunkowo szybko. Akcesorium to spełnia dwojaką rolę. Nie dość, że jest klawiaturą (w dodatku podświetlaną!), to jeszcze chroni ekran urządzenia podczas transportu. Sama klawiatura jest bardzo wygodna, a do tego nieprzesadnie głośna. Zapewnia odpowiedni skok klawiszy, odstępy pomiędzy nimi są na tyle duże, że nie zdarza się przypadkowe kliknięcie klawisza obok. Napisałam na niej wiele tekstów (zwłaszcza podczas 12-godzinnego lotu) i muszę przyznać, że nie była to męczarnia. Wprost przeciwnie.

Do wydajności Surface Pro 4 nie mam zastrzeżeń, aczkolwiek korzystałam z niego jak na typowym wyjeździe – męczyłam pakiet biurowy, zdjęcia (wraz z prostą obróbką w Irfanview i GIMP) i całą masę otwartych kart w przeglądarce. Urządzenie uciągnęło to bez problemu.

No dobrze, ale przecież niemożliwe, by wszystko świetnie działało, a ja żebym była nadzwyczaj zadowolona. I faktycznie, rzeczą, która chyba najbardziej dawała się we znaki, było włączanie się wiatraków (chłodzenia) w momentach, w których bym się tego raczej nie spodziewała, jak np. zgrywanie większej liczby zdjęć z telefonu. W takich chwilach automatycznie urządzenie pracowało zauważalnie głośniej niż zwykle. Aczkolwiek muszę to głośno powiedzieć: momentów, w których wiatrak się włączał, było naprawdę niewiele. Ciekawe czy Piotr będzie mógł napisać to samo.

Kolejną rzeczą jest zapominanie, że Surface Pro 4 to hybryda a nie typowy ultrabook czy laptop. Jest to dość istotne, bowiem pracując z nim na kolanach bardzo często chciałam go złapać za dolną część, czyli za klawiaturę. Wielokrotnie łapałam się na tym w ostatnim momencie – doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, co by było, gdybym faktycznie chciała podnieść urządzenie chwytając je za klawiaturę mocowaną do tabletu za pomocą magnetycznego złącza… Na szczęście zawsze w porę się opamiętywałam, ale jednak pod tym względem trzeba bardzo uważać.

Choć jest jeszcze bardziej irytująca kwestia, zwłaszcza korzystając z tabletu na zewnątrz – błyszczący wyświetlacz. Ale, cóż, na ten moment nie ma tabletów, które mogłyby pochwalić się matowymi matrycami (a szkoda!), a takowych hybryd jest niewiele.

surface-pro-4-wyjazddochin-02

W przypadku ekranu testowego egzemplarza zauważyłam też, że ma problem z podświetleniem ekranu – tzn. poniżej 8 stopnia regulacji jasności nie zmienia jej na niższą. Mimo wszystko jednak na najniższym ustawieniu można z niego komfortowo korzystać nocą, co mi, niestety, nagminnie się zdarzało. Oprócz tego zastosowana rozdzielczość (2736 x 1824 pikseli) sprawia, że elementy interfejsu są malutkie jak mrówki, z czym wiąże się kolejny akapit. Ale jeszcze zanim do tego przejdziemy – w testowym egzemplarzu zauważyłam, widoczne zwłaszcza podczas włączania na czarnym tle, wycieki światła (przy dolnej krawędzi ekranu).

Surface Pro 4 to w mojej ocenie coś więcej niż tablet. Ba! Złapałam się na tym, że początkowo w ogóle nie korzystałam z niego w ten sposób. Dopiero później, gdy nocą trafiła się chwila wolnego w dość ciasnej agendzie, brałam do rąk tablet, żeby zobaczyć, co ciekawego wydarzyło się w Polsce, a tak właściwie to sam ekran, i obsługiwałam za pomocą rysika. Tak, rysika – bo trafianie palcem w małe elementy interfejsu woła o pomstę do nieba. Samego stylusa używa się bardzo wygodnie, aczkolwiek ja nie znalazłam dla niego innego zastosowania niż urządzenie wskazujące – rysować, niestety, nie umiem. Będąc przy rysiku koniecznie trzeba wspomnieć o tym, że trudno go zgubić – wystarczy przyłożyć go do krawędzi tabletu, a ten mocuje się w tym miejscu za pomocą magnetycznego mocowania. Bajer.

Pełne USB na prawej krawędzi okazało się przydatne (szkoda, że jest tylko jedno – ale ważne, że w ogóle), aczkolwiek większy pożytek był z gniazda USB umieszczonego… w zasilaczu przeznaczonym do ładowania Surface Pro 4. Świetne rozwiązanie, aż szkoda, że niewielu producentów je stosuje.

Jeśli chodzi o czas pracy, nie udało mi się przekroczyć sześciu godzin działania urządzenia podczas typowego biurowego wykorzystania. To mało, patrząc na Surface Pro 4 jak na tablet (nawet jak na hybrydę), a umiarkowanie, jeśli chcemy porównywać go z ultrabookami. Jestem bardzo ciekawa jakie wyniki uzyskiwał Piotr w swoim trybie użytkowania, ale o tym dowiemy się pewnie już wkrótce.

Co by nie mówić, Surface Pro 4 bardzo dobrze sprawdził się w roli mobilnego urządzenia do pracy. Początkowo podchodziłam do niego dość sceptycznie, ale okazało się, że zupełnie niepotrzebnie.

Problemem jest tylko cena, która w przypadku testowej wersji wynosi prawie 5500 złotych! (4799 złotych za urządzenie + 659 złotych za klawiaturę).