Nowe standardy społeczności Facebooka – czyli (w jaki sposób) nie możesz wyzywać ludzi i dlaczego

Facebook opublikował ostatnio obszerny zestaw zasad, którymi serwis zamierza się kierować podczas decydowania, które posty i komentarze należy uznać za obraźliwe, krzywdzące czy niebezpieczne. Serwis chce stworzyć miejsce, w którym słowa „brzydki” czy „oszust” nie istnieją, a posty z określeniem „nie lubię” będą pilnie analizowane.

To wszystko sprawia, że „Standardy społeczności” w miarę zagłębiania się w lekturę (a trzeba przyznać, że jest to kilka solidnych stron tekstu), przestają być zestawem wytycznych dotyczących tego co wolno, a co nie wolno na Facebooku, a bardziej zaczynają przypominać zbiór życzeń Marka Zuckerberga co do tego, jak chciałby, żeby wyglądał jego serwis.

„Zdajemy sobie sprawę, że Facebook powinien być miejscem zachęcającym ludzi do komunikacji, w związku z czym bardzo poważnie podchodzimy do kwestii zwalczania nadużyć w naszym serwisie. Dlatego właśnie przygotowaliśmy zbiór dokumentów pod nazwą Standardy społeczności, w których określiliśmy, co jest dozwolone i co jest zabronione na Facebooku.”

Inicjatywa, jaką podjęto w związku z treściami na Facebooku jest jak najbardziej godna pochwały. Trzeba jednak pamiętać, jaką ma genezę. Jej korzenie (wcale nie tak głębokie) sięgają afery związanej z niewłaściwym wykorzystaniem danych przez Cambridge Analytica, w którym Facebook miał swój bierny udział.

Zresztą, standardy społeczności nie są na Facebooku nowością – zbiór zasad korzystania z serwisu dostępny był już wcześniej, choć na pewno nie był jakoś specjalnie eksponowany przez platformę społecznościową. Jednak jako że wokół Facebooka toczy się ostatnio mnóstwo dyskusji, serwis nie mógł sobie pozwolić na nicnieróbstwo. Zaktualizowanie zasad społeczności jest więc sygnałem typu „zobaczcie, jest Was 2 miliardy i zależy nam na Was”.

Co znajdziemy w nowych standardach społeczności Facebooka?

Zaktualizowane zasady podkreślają, jak bardzo Facebookowi po drodze z takimi wartościami jak bezpieczeństwo, swoboda wypowiedzi czy równość. Jeśli ktoś będzie naruszał Prawo Zuckerbergowe, może liczyć na ograniczenia lub ban. Serwis nie wyklucza także poinformowania organów ścigania w wypadkach, gdy zaistnieje poważne ryzyko szkody fizycznej lub bezpośredniego zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego.

Moderatorzy będą mieć trudne zadanie. O ile bardzo łatwo rozpoznać treści pornograficzne, przedstawiające sceny zażywania narkotyków czy oferty sprzedaży broni palnej, istnieją sytuacje, które nawet przy uwzględnieniu kontekstu nie są jasne. Te same słowa w ustach różnych ludzi mogą oznaczać „tylko” mowę nienawiści, a w innym wypadku – realną groźbę zastosowania przemocy. Co prawda istnieje specjalne Centrum zapobiegania nękaniuale Facebook w myśl zasady „lepiej zapobiegać niż leczyć”, nakreśla bardzo szeroki margines bezpieczeństwa.

Definiowanie, jakie słowa i zwroty nie będą tolerowane na Facebooku

Chodzi o całe spektrum nadużyć słownych, od oczywistych bluzgów po epitety, którymi posługujemy się nawet w codziennym języku, wyrażając swoją dezaprobatę lub określając swój stosunek do czegoś, co nam się nie podoba. Pytanie, czy przymiotnik „brzydki”, który od teraz będzie na cenzurowanym w Facebooku, rzeczywiście jest tak szkodliwy.

Rzecz jasna wszystko będzie zależeć od kontekstu, gdyż inaczej odbierzemy przecież komentarz kolegi, który stwierdzi, że mamy brzydki dywan, a inaczej jego opinię pod naszym nowym profilowym, wyrażoną wykrzyknikiem „Aleś ty brzydki!”. Facebook ma walczyć z użyciem wielu negatywnych słów raczej w scenariuszach podobnych do tego drugiego. I tu ciekawostka: osoby publiczne będą traktowane nieco odmiennie – wobec nich będziemy mogli pozwolić sobie na częstszą i bardziej dobitną krytykę niż w stosunku do „zwykłych” fejsbukowiczów.

Wśród innych zakazanych zachowań jest jak choćby wyzywanie innych od „niedorozwiniętych”, „zdeformowanych”, „kretynów”, „głupich”, „puszczalskich”, „oszustów” czy „skąpców” (tu: Sknerus McKwacz pewnie straci imię). Niedopuszczalne jest obrażanie bliźnich przez porównywanie ich do brudu, odchodów czy zwierząt. Odpada więc nazwanie kogoś psem, świnią czy krową. Sprawdzane będą nawet treści zawierające w zdaniach słowa „nienawidzę” czy „nie lubię”. Nie będą mogły się one odnosić do rasy, pochodzenia, narodowości, wyznania, orientacji seksualnej, płci, niepełnosprawności lub choroby. Dotyczy to też nawoływania do segregacji czy określania wyższości narodowej nad obywatelami innych krajów czy imigrantami.

Oczywiście Facebook dopuszcza do żartowania niemal z każdej rzeczy lub publikowania prowokacyjnych treści w celu edukacyjnym, ale muszą być one wyraźnie oznaczone i nie przekraczać bariery dobrego smaku. Intencje osoby wrzucającej taki post (w jakiejkolwiek formie) muszą być czytelne, w przeciwnym wypadku materiał zostanie usunięty.

Stosowanie podwójnych standardów

Czytanie zaktualizowanych standardów społeczności to w gruncie rzeczy dość przyjemna lektura. Można by rzec – nawet motywująca. Człowiek od razu pociesza się myślą w stylu „ja taki nie jestem” kręci głową z niedowierzaniem, jak można wyzywać innych w internecie. Jednak w pewnym sensie nadal „można”. Bo historia Facebooka pełna jest sytuacji, w których obraźliwy i zasługujący na usunięcie materiał wisiał na czyjejś ścianie niepokojąco długo, podczas gdy nieszkodliwe, a nawet pożyteczne treści były usuwane za domniemane użycie niewłaściwego elementu graficznego na zdjęciu.

„Standardy społeczności służą jako zbiór zasad komunikacji na Facebooku i są stale rozwijane. W związku tym chcemy, aby członkowie naszej społeczności ich przestrzegali.”

Standardy społeczności można więc interpretować na sto sposobów: jako ewidentną reakcję na aferę Cambridge Analytica, próbę uspokojenia użytkowników jednego z największego serwisu społecznościowego na świecie lub projekcję marzeń Marka Zuckerberga o internecie bez nienawiści i brzydkich słów.

Dla wielu pozostanie jednak kolejnym regulaminem, pod którego przydługim tekstem większość poszuka przycisku „OK” czy „Zgadzam się”. Bez refleksji nad tym, że nazwanie kogoś „niedorozwojem” nie musiałoby być zakazywane, gdyby każdy rozumiał, że tak się po prostu nie robi.

Pełny tekst standardów społeczności Facebooka przeczytacie >>tutaj<<.