Wydawać by się mogło, że Apple jest nie tylko największym, ale i najbardziej stabilnym zleceniodawcą. Nic bardziej mylnego. Owszem, skala jego zamówień jest naprawdę ogromna, ale dobra passa nie trwa wiecznie. Dobitnie przekonaliśmy się o tym po publikacji wyników finansowych za ubiegły kwartał. Po raz pierwszy w historii firmy sprzedaż iPhone’ów spadła w porównaniu z analogicznym okresem rok wcześniej. Powody do zmartwień ma jednak nie tylko koncern z Cupertino.
Jak wiadomo, Apple nie produkuje samo dosłownie nic, ponieważ zleca to innym. Skorzystały na tym fabryki na Tajwanie, które w czasach hossy wyrastały jedna po drugiej, jak grzyby po deszczu. Niestety dla wszystkich, dobra passa się skończyła, przez co zamiast zysków, trzeba zacząć liczyć straty.
Okazuje się bowiem, że w przypadku aż 15 z 19 tajwańskich kontrahentów Apple, dostarczających podzespoły do jego urządzeń, ubiegły kwartał okazał się dużo słabszy w porównaniu z analogicznym okresem rok wcześniej. Wśród „poszkodowanych” znajdują się zarówno bardzo duzi (m.in. TSMC i Pegatron), jak i nieco mniejsi współpracownicy (m.in. Largan Precision i AU Optronics).
Co (niezbyt) ciekawe, analitycy są zdania, że kolejne miesiące wcale nie przyniosą poprawy. Owszem, pierwsza połowa roku najczęściej jest słabsza od drugiej, ale w tym roku nie ma perspektyw, aby okres od lipca do grudnia 2016 przyniósł ze sobą boom na zamówienia. Tym samym kontrahenci wątpią w spektakularny sukces iPhone’a 7.
Jest to poważne zagrożenie zwłaszcza dla mniejszych fabryk, w przypadku których Apple jest największym zleceniodawcą. Oznacza to, że może nie wprost, ale jednak może zdecydować o ich być albo nie być. Trudno bowiem znaleźć drugiego takiego kontrahenta – tutaj w domyśle Samsung, który większość komponentów produkuje we własnym zakresie, zaspokajając w głównej mierze swoje potrzeby, a na dodatek sprzedając własne produkty konkurencji.
Źródło: AppleInsider