Po pół roku z 49-calowym monitorem 32:9 wiem, że z tej drogi nie ma powrotu

Po wpisie na temat mojego nowego biurka pojawiło się sporo pytań odnośnie monitora, który na nim stoi. Jest nim Samsung LC49J890, 49-calowy kolos, który towarzyszy mi w codziennej pracy od marca. I choć nigdy nie sądziłam, że będę potrzebowała tak wielkiego monitora, teraz… trudno jest mi nawet pomyśleć o tym, że miałabym się z nim rozstać.

Umówmy się: monitor nigdy nie był dla mnie urządzeniem, do którego przykładałam większą wagę. Przez wiele lat nie miałam komputera stacjonarnego, więc korzystając z laptopa w domu podłączałam go do 29-calowego monitora 21:9 i byłam całkowicie zadowolona. Im dłużej jednak wkręcałam się w Tabletowo i moją pracę, tym bardziej rosły moje wymagania i oczekiwania co do sprzętu, z którego korzystam. W zeszłym roku Kuba zbudował mi stacjonarną jednostkę (swoją drogą, niebawem będzie ją mocno modernizował, o czym pewnie przeczytacie na Tabletowo), a moje biurko wciąż okupował ten sam monitor sprzed kilku lat. I nastał ten dzień, w którym do naszego mieszkania przybył Samsung LC49J890. Początkowo na mały stolik w starym mieszkaniu, a następnie, wreszcie, na jego docelowe miejsce – na nowe biurko w nowym biurze.

Ładne zakrzywienie

Monitor jest bardzo duży (1203,0 x 369,4 x 194,4 mm z podstawą), więc musicie się przygotować na to, że zajmuje sporo miejsca. Do tego waży aż 15,1 kg, na co z kolei musi być gotowe Wasze biurko ;) Ale skoro mój typowo jadalny stolik wytrzymał, niewielkie biurka też powinny dać sobie z nim radę.

Jeśli chodzi o cyferki, LC49J890 ma matową matrycę VA o przekątnej 49” (124,2 cm!), rozdzielczości 3840 x 1080 pikseli i proporcjach 32:9. Ekran jest zakrzywiony, dzięki czemu patrząc na niego zarówno na wprost, jak i na najdalej wysunięte zakątki przy krawędziach, utrzymujemy stałą odległość od wyświetlacza. Do tego jasność 300 cd/m2, kontrast 3000:1, czas reakcji 5 ms i częstotliwość odświeżania wynosząca 144 Hz.

Regulacja góra – dół, prawo – lewo, pochylenie / odchylenie

Kilka słów niezbędnego wstępu

Z punktu widzenia wymagającego użytkownika bardzo istotny jest fakt, że LC49J890 pozwala na dostosowanie kilku najważniejszych parametrów pod siebie. I tak, możemy zmienić wysokość, na której znajduje się monitor – regulowane ramię pozwala na manewr o maksymalnie 20 cm w dół lub w górę. Do tego możemy go też pochylić bardziej ku dołowi lub odchylić (od -2,0° do +15,0°), a żeby tego było mało – konstrukcja umożliwia też manewrowanie ekranem prawo – lewo (od -15,0° do  +15,0°), co przydaje się w codziennym użytkowaniu – zwłaszcza, gdy chcemy coś podłączyć do złączy z tyłu monitora. A skoro już o nich mowa…

Jest ich sporo – pełnowymiarowe HDMI 2.0, DisplayPort 1.2 i dwa USB typu C po prawej stronie ramienia, a także USB typu C, dwa USB 2.0, jeden USB 3.0 i 3.5 mm jack audio po lewej stronie (patrząc na wprost monitora). Co ważne, dwa porty USB C obsługują ładowanie – jeden przeznaczony jest do smartfonów (do 15 W), drugi – do laptopów (do 95 W), co oznacza, że podłączając laptopa do monitora Samsunga nie potrzebujemy dodatkowego źródła zasilania. W testowanym monitorze nie znajdziemy D-sub ani DVI.

Przez kablologię nie jestem w stanie odsunąć monitora od ściany, więc grafika zajumana od producenta ;) / fot. Samsung

Głośniki, 7-watowe, umieszczone są z tyłu, nieopodal krawędzi bocznych. Jak one głośno grają! O kilka słów na ich temat poprosiłam Kubę, który słyszy lepiej i więcej ode mnie…

Kasia dobrze rozpoczęła ten wątek: GŁOŚNO! Głośno, ale nie oznacza to, że idealnie. Dźwięk nie niepodważalnie donośny – szczególnie wysokie tony. Średnia scena jest… po prostu jest, ale na bas nie ma co liczyć.

Przy takich rozmiarach monitora producent zastosował ciekawą sztuczkę – jako że monitor ma ponad 120 cm szerokości – głośniki zamontowane są na jego skrajnych bokach, pomimo niezbyt idealnego brzmienia, stwarzają swoją funkcję bardzo dobrze, bo dźwięk nas otacza (dosłownie). Ahhh, gdyby jeszcze był ten bass – ale wiadomo, nie może być zbyt idealnie :)

Z głośnikami miałam zabawną historię. Bo dopóki nie odkryłam, że z przodu monitora jest specjalny przycisk do regulacji głośności, byłam przekonana, że są strasznie ciche. No, ale nic dziwnego, skoro ustawione były na 10% głośności… Tym sposobem płynnie przeszliśmy do przycisków, które aż się proszą o kilka słów.

Przyciski ważna rzecz

Przyciski są cztery: główny, odpowiedzialny za najważniejsze ustawienia monitora (przy którym za chwilę zatrzymamy się nieco dłużej) i trzy dodatkowe, które pozwalają szybko przełączać się pomiędzy źródłami, do którego podłączony jest monitor, trybu PiP (picture in picture) i PbP (picture by picture), jak i switch USB.

Przycisk główny jest nieco schowany – znajduje się na dolnej krawędzi monitora, a jego obecność zdradza jedynie ikonka włącznika wraz z niewielką diodą (która, co ważne, wcale nie musi ciągle świecić). Przycisk nie dość, że jest klikalny na wprost, to jeszcze umożliwia klikanie prawo – lewo. I właśnie kliknięcie w prawo podwyższa głośność, w lewo – ścisza, a w dół (czyli w kierunku do siebie) – wycisza.

Ten sam przycisk, ale wciśnięty w górę (od siebie) z automatu przechodzi do trybu “oszczędzania oczu” – włącza filtr światła niebieskiego, przez co wyświetlane treści są zamglone, jakby mleczne, ale faktem jest, że oczy męczą się sporo mniej. Pozwala też zmienić kontrast i jasność ekranu (ale nie w trybie oszczędzania oczu).

I teraz wchodzimy w głąb ustawień, wciskając przycisk standardowo. Wtedy naszym oczom ukazuje się podmenu, z którego możemy przejść do zmiany źródła obrazu (czyli tego samego, za co odpowiada osobny, pierwszy przycisk z lewej), ustawień PiP/PbP (zmiana rozmiaru, proporcji ekranu – 16:9, 11:9 lub 21:9), źródła dźwięku, źródła obrazu i zmiany USB oraz kontrastu dla każdego z okien osobno.

Przejście w górę daje nam dostęp do wszystkich ustawień monitora – Samsung Magic Bright (cztery tryby obrazu: standard, kino, wysoka jasność, niestandardowy), jasności, kontrastu, ostrości, koloru, Samsung Magic Upscale oraz wyświetlacza ekranowego (który wyświetla się na ekranie, gdy wchodzimy w menu).

Mając teorię za sobą, czas na praktykę

49 cali o proporcjach 32:9 odpowiada dwóm 27-calowym wyświetlaczom. Z tą różnicą, że nie ma odstępu pomiędzy nimi, ani tym bardziej czarnych ramek dwóch monitorów. Ekran można podzielić samodzielnie lub przy pomocy aplikacji Easy Setting Box – polecam, potrafi ułatwić życie. Aplikacja pozwala wyznaczyć określony podział ekranu w zależności od naszych preferencji – ja najczęściej korzystam z trzech okien obok siebie, ale o różnej szerokości, czego akurat ta aplikacja nie umożliwia, ale w innym wypadku okaże się na wagę złota.

Jako właścicielka portalu technologicznego, w którym codziennie publikowanych jest od kilkunastu do kilkudziesięciu materiałów, muszę mieć stały podgląd na to, co się dzieje. Jednocześnie muszę kontrolować mejle spływające na skrzynkę, odpowiadać na pytania redakcji na Discordzie, pilnować wiadomości na Messengerze i monitorować ruch na Tabletowo. A do tego gdzieś w rogu otwarty plik Worda (lub Google Docs – ostatnio to z tego narzędzia nagminnie korzystam), w którym w miarę możliwości sama piszę kolejną recenzję czy innego typu wpis. Nie jest łatwo to wszystko pogodzić na małym ekranie. Ale na dużym problem ten znika w mgnieniu oka – wystarczy odpowiednia organizacja pracy.

Ale możliwość korzystania z kilku okien stale otwartych obok siebie to jedna rzecz, druga to sposobność użytkowania wybranych programów na całej szerokości 49-calowego monitora. Najbardziej można to docenić korzystając z programów do obróbki wideo – w moim przypadku Sony Vegas, w Kuby – Adobe Premiere, gdzie cały timeline mieści się na jednym widoku, dzięki czemu praca na nim staje się dużo bardziej komfortowa i, ze względu na lepszy podgląd, automatycznie szybsza.

Fenomenalnie na tych 49 calach wyglądają filmy nagrane w 32:9 – naprawdę, trudno opisać to słowami. Na Excelu nie operuję zbyt często, ale jestem przekonana, że praca również w tym programie na ekranie ultra-wide wynoszona jest na zupełnie inny poziom.

Nie gram w gry. Ale też nie dla graczy stworzony został LC49J890. Z myślą o gamerach powstał bliźniaczy model LC49RG90 (bez wbudowanych głośników), ale jednak o nieco innym charakterze. I o ile w nim możemy liczyć na HDR, kropkę kwantową, FreeSync 2 i różne tryby dedykowane poszczególnym rodzajom gier (FPS, RPG, RTS), tak w LC49J890 ich nie uświadczymy, dając nam do zrozumienia, że monitor ten przeznaczony jest dla profesjonalistów, potrzebujących narzędzia głównie do pracy, a nie rozrywki.

Zbliżając się ku końcowi

Nie mam punktu odniesienia do konkurencji o podobnej charakterystyce (49 cali, ultra-wide), a na monitorach znam się jak na muzyce klasycznej czy na ornitologii (czyli nieszczególnie). Ale wiem jedno: odkąd korzystam z Samsunga LC49J890, mój komfort pracy znacznie wzrósł, a niech potwierdzeniem tych słów będzie to, że nie wyobrażam sobie teraz przesiadki na mniejszy monitor. Wygoda, jaką daje możliwość korzystania z kilku programów obok siebie (podobna do tej, którą zapewniają dwa – trzy monitory ustawione jeden koło drugiego), jest nie do podważenia.

Do tego LC49J890 ma bardzo fajne głośniki i oferuje możliwość ładowania smartfonów podłączonych bezpośrednio do niego, jak również korzystania z dwóch urządzeń jednocześnie podłączonych do niego – co prawda mi takie rozwiązanie przydaje się sporadycznie, ale zdaję sobie sprawę, że są osoby bardziej wymagające, dla których takie rozwiązanie jest codziennością. I z pewnością docenią też obecność przycisku KVM, za pomocą którego można płynnie przełączać się z obsługi tą samą myszką i klawiaturą jednego źródła obrazu do drugiego.

Samsung LC49J890 kosztuje sporo, bo aż 3600 złotych. Biorąc jednak pod uwagę, że w tej cenie zastępuje dwa osobne urządzenia i wynagradza to komfortem pracy – i to z nawiązką – zaryzykuję stwierdzenie, że jest to kwota, którą warto na niego wyłożyć.