Samochody elektryczne są obecnie za ciche. Ale niebawem się to zmieni

Jedną z zalet, o jakiej mówi się w kontekście samochodów elektrycznych jest fakt, iż te są, względem swoich odpowiedników napędzanych silnikami spalinowymi, po prostu ciche. Teoretycznie powinniśmy to odbierać jako pozytyw – im więcej będzie ich jeździć po drogach, tym większa szansa, że przynajmniej odrobinę odpoczną nasze uszy. Nie da się jednak ukryć, że może to nieść za sobą również dość przykre konsekwencje.

O ile bowiem moglibyśmy być zadowoleni z faktu, iż wokół nas robi się ciszej, to auta nie wydające z siebie dźwięków mogą być zagrożeniem dla pieszych czy rowerzystów. Najgorzej jest wtedy, gdy samochody elektryczne poruszają się z niewielką prędkością. Wraz z jej wzrostem pojawia się już szum opon czy opór powietrza, który nie pozwala na ich „niezauważalny” ruch.  A niejednokrotnie mogliśmy się przekonać, że wcale nie trzeba dużej prędkości, aby doszło do tragedii.

Ucierpieć mogą w ten sposób na przykład osoby niewidome – istnieje ryzyko, że zwyczajnie nie usłyszą nadjeżdżającego pojazdu. Sprawą zainteresowała się więc i (to już jakiś czas temu) Unia Europejska. Podjęto decyzję, że auta elektryczne muszą zostać wyposażone w specjalne systemy emitujące dźwięk – AVAS (Acoustic Vehicle Alerting System).

fot. Pixabay

Problematyczny stał się jednak.. jego wybór. Debatowano bowiem, czy ma to być stały szum czy może jednak dźwięk pulsacyjny. Ostatecznie zdecydowano się na połączenie jednego i drugiego.

Dźwięk ma być emitowany przez auta elektryczne wtedy, kiedy te będą poruszać się z prędkością z zakresu 1-20 km/h. Kierowca nie będzie miał możliwości wyłączenia tej funkcji. Ta pojawi się dopiero po przekroczeniu 20 km/h. Nie będzie również obowiązku emitowania dźwięku podczas postoju.

Przepisy mają wejść w życie wiosną przyszłego roku. Na ich wprowadzenie zdecydowała się również Szwajcaria, nie wchodząca w skład UE.

*Grafika wyróżniająca pochodzi z serwisu pixabay.com

Źródło: autogaleria.pl