Czytam przecieki, jakie gry zostaną udostępnione z pierwszego Xboxa na Xbox One i mam mieszane uczucia. Z jednej strony to fantastyczna wiadomość. Oto pod telewizorem będę miał jedną konsolę, która obsłuży mi wszystkie gry od… 2002 roku. 15 lat!
W 2002 roku premierę miał między innymi pierwszy Harry Potter
Na ekranach telewizorów debiutuje Burnout, Morrowind czy Need For Speed: Hot Pursuit 2. O tabletach nikt nie słyszał. Na komputerach rozpędza się Windows XP, a wśród telefonii komórkowej pojawia się legenda: Nokia 6310i. I powiem wam, że szalenie miło wspominam ten okres. To był taki wielki boom w cyfrowym świecie. Praktycznie premiera dowolnego tytułu, sprzętu czy filmu, wprowadzała nową jakość albo wręcz tworzyła zupełnie nową kategorię sprzętową.
Nie wierzycie? Spójrzcie ponownie pod telewizor. Niezależnie czy masz tam Xboxa, Playstation czy Switcha, łączą je dwie cechy: twardy dysk i dostęp do sieci. To właśnie pierwszy Xbox wprowdził to pod strzechy jako standard.
I wszystko się pięknie rozwijało. Dostawaliśmy nowe, cudowne gry, jeszcze lepsze systemy do grania a telefony zaczęły służyć do czegoś więcej niż wysyłania smsów i nawiązywania połączeń telefonicznych.
Powrot do przyszłości, czyli wróćmy do 2017
Jeszcze nie tak dawno szumnie zapowiadano… Nokię 3310. Nintendo NES mini wyprzedał się na pniu, a świat w napięciu czeka na premierę kolejnej części Star Warsów. Najlepiej sprzedająca się gra ostatnich miesięcy? Wspomniany Crash Bandicoot. Nie, nie nowy. Zremasterowany.
I to, co jeszcze jakiś czas temu wydało mi się fajne, tak teraz zaczyna mnie męczyć. Gdzie są nowe gry, które pachną świeżością? Kupując Xboxa 360 byłem przekonany, że oto mam w domu system, który zaoferuje coś dla mnie (Gears of War), coś dla żony (Viva Pinata) i coś dla dziecka (ToyStory, Bee Movie).
Dziś producenci wyciągają do nas ręce po pieniądze, oferując nam dokładnie ten sam produkt, tylko w nowym opakowaniu, bo w ulepszonej grafice. Największe hity każdego roku to Call of Duty, Battlefield, Need For Speed czy Assasins Creed.
I ja się pytam – ile można? Czy tylko mnie ten stan męczy? Bo nasz świat cyfrowych gier nie jest odosobniony. Wsiadam do auta – zremixowana muzyka z lat dziewięćdziesiątych. W kinie Blade Runner, Harry Potter (ok, w tamtym roku, niech będzie).
Owszem, zdarzają się perełki
I nie będę naiwny twierdząc, że jest inaczej. Cały czas pojawiają się produkty, dla których warto wstrzymać oddech choć na chwilę. Przy czym giną one w gąszczu totalnego tsunami produktów odświeżonych i wypuszczonych ponownie do sprzedaży. To trochę jakby ktoś wyjął mi z zamrażarki pizzę sprzed 15 lat, posypał świeżym serem i zagrzał. Niby ok, ale jednak ciężko się przełyka.
A my to kupujemy. Kupujemy, bo pamiętamy, że to było dobre i smaczne. Lubimy tylko te piosenki, które już znamy. To samo jest z grami, telefonami, filmami czy czymkolwiek innym. Kłopot w tym, że w mojej opinii już dawno zaburzony został balans i zdrowy rozsądek.
Nie jestem bez winy – też z przyjemnością sięgam po stare tytuły, by je sobie odświeżyć. Skoro są w lepszej grafice to czemu nie? Zauważyłem jednak, że coraz częściej do nich wracam nie dlatego, że jestem sentymentalny, tylko dlatego, że współczesne produkcje odstają jakością i pomysłowością od ich pierwowzorów. Są na wskroś nudne i przewidywalne. Niegrywalne.
Do tej refleksji doszedłem kiedy na WGW posadzono mnie przed Xbox One X i dano pada do ręki. Trafił mi się właśnie Assasins Creed: Origins. I tak patrzę, że w sumie jest to mi doskonale znana mechanika gry osadzona w Egipcie zamiast Jerozolimy. Wyszedłem szukać czegoś ciekawszego.
Tak bardzo potrzebuję świeżości
I wkurza mnie, że producenci stracili już wszelkie zachamowania w podawaniu mi tego samego. Nikt się nawet za specjalnie z tym nie kryje, dopóki tytuł się sprzedaje. Dopiero, gdy następuje jakaś spektakularna katastrofa, nachodzi chwila refleksji.
Obawiam sie, że w całym tym poglądzie jestem bardzo osamotniony. Wszak wyniki sprzedaży pokazują właśnie wyraźnie, że tego właśnie chcemy. Nie potrzebujemy nowości i eksperymentów. Kinect, PS Move, 3D TV czy nawet VR są tego żywym martwym dowodem.