Recenzja Huawei P9 – smartfona, który ma szansę zagościć w moich rękach na dłużej

smartfon Huawei P9 smartphone

Przed weekendem minął miesiąc odkąd eksploatuję Huawei P9. Był ze mną w Londynie, Bazylei i Nowym Jorku. Zwiedził, zleciał i zjechał ze mną kawał świata. Jeśli po tak intensywnym miesiącu z P9 jako prywatnym telefonem nie chciałam wyrzucić go przez okno (lub, po prostu, nie zrobiłam tego), wniosek może być tylko jeden: Huawei P9 dobrym smartfonem jest. Choć oczywiście nie obyło się bez wad i kilku chwil zwątpienia.

Parametry techniczne Huawei P9 (EVA-L09):

Cena w momencie publikacji: 2399 złotych.

Wideorecenzja

Wzornictwo, jakość wykonania

Już podczas premiery w Londynie, w której miałam okazję uczestniczyć, stwierdziłam, że chętnie przygarnęłabym P9 w kolorze Titanium Gray – choćby na dłuższe testy. Okazało się jednak, że Huawei dużo bardziej zadbał o dziennikarzy przybyłych na miejsce i każdemu trafiła się sztuka na własność. Nie myślcie jednak, że to w jakikolwiek sposób wpływa na ocenę produktu – nic z tych rzeczy. Ale czytając Tabletowo i znając mnie, doskonale już chyba wiecie, że do przekupnych nie należę.

Huawei P9 dostępny jest w kilku różnych wersjach kolorystycznych, ale właśnie Titanium Gray, w mojej opinii, wygląda najlepiej. Wszystko za sprawą tego, że w pozostałych edycjach podwójny obiektyw wyróżnia się na tle obudowy, a tutaj jest ładnie zamaskowany, dzięki czarnej wstawce w górnej jej części.

Niezależnie jednak od koloru Huawei P9 zdecydowanie może się podobać. O Mate 8 pisałam to samo… Ale w P9 aluminium jest nieco inaczej ścięte na krawędziach, a sam ekran jest 2.5D, co sprawia, że wygląda jeszcze lepiej. Nie spotkałam się z żadnym słowem krytyki pod adresem właśnie wzornictwa ze strony osób, którym pokazywałam P9 w ostatnich tygodniach. Wszyscy zgodnie twierdzili, że P9 jest elegancki i gustowny, a jego smukłość (6,95 mm) i błyszczące krawędzie załamujące światło dodają uroku. Co więcej, część z tych osób dziwiła się nawet, że… jest to Huawei, czyli producent, który wciąż kojarzy im się z kiepską jakością wykonania, o której zarówno tutaj, w P9, jak i w ostatnich smartfonach Huawei nie może być mowy.

No dobrze, ale jak Huawei P9 zniósł próbę czasu? Korzystam z niego bardzo intensywnie – zwłaszcza na wspomnianych we wstępie wyjazdach dałam mu solidny wycisk. Użytkuję go dokładnie tak samo, jak każdy inny telefon, który przechodzi przez moje ręce – nie naklejam żadnych folii ochronnych i nie noszę w etui, ale jednocześnie nie rzucam po pokoju. Po miesiącu aluminiowa obudowa na pierwszy rzut oka wygląda jak nowa – dopiero po naprawdę czujnym przyjrzeniu się można dostrzec dwie mikrorysy. Uwielbia też zbierać brud i odciski palców, ale oprócz tego nie mam żadnych zastrzeżeń. Te mam patrząc na ochronę obiektywów aparatu, czyli górną część obudowy, która – niestety – rysy przyjmować lubi bardzo. Doliczyłam się dwóch całkiem sporych rys (i odnoszę wrażenie, że powstały nie z mojej winy podczas użytkowania, a przy transporcie z serwisu) i czterech mniejszych. Szczęście w nieszczęściu, że żadna z nich nie jest bezpośrednio na obiektywie.

Z rzeczy wizualnych, które mniej lub bardziej rzucają się w oczy – między szkłem a krawędzią w górnej części obudowy od wyjęcia telefonu z pudełka miałam delikatnie uszczerbioną ramkę. Idąc dalej, same krawędzie telefonu wyglądają jak nowe, natomiast zeszlifowane jej części widać, że miejscami przyjęły kilka pomniejszych rysek. Nie jest to jednak nadzwyczajny powód do niepokoju – podczas mocnej eksploatacji każdy smartfon, niezależnie od marki, zaczyna nosić większe lub mniejsze ślady użytkowania. Wciąż jednak, gdybym miała podsumować, w jakim stanie wizualnym jest mój P9, powiedziałabym, że w bardzo dobrym. Nie idealnym, bo te ryski przy aparacie jednak irytują (gdy już się wie, że one tam są).  Sam ekran natomiast jest lepem na odciski palców, ale (tfu, tfu!) rys żadnych nie złapał.

Mając obok siebie dwa najważniejsze urządzenia z portfolio Huawei: P9 i Mate 8, można dostrzec, że ten drugi ma węższe ramki wokół ekranu – zwłaszcza nad i pod. Mimo to oba prezentują się naprawdę dobrze.

Szybki rzut oka po krawędziach? Proszę bardzo. Prawa skrywa w sobie gładkie przyciski do regulacji głośności i chropowaty włącznik, dobre rozwiązanie, bo zastosowana faktura nie pozwoli nam ich pomylić między sobą. Dół został zagospodarowany na głośnik mono, USB typu C i 3.5 mm jack audio (moim zdaniem to plus, wolę, jak kabel leci z dołu niż z góry). Lewa krawędź byłaby pusta, gdyby nie szufladka na slot microSD i nanoSIM. Na tyle mamy dwa obiektywy, dwukolorową diodę LED, laserowy autofokus oraz czytnik linii papilarnych. Z przodu z kolei umieszczono obiektyw kamerki frontowej, głośnik do rozmów telefonicznych, czujnik światła i diodę powiadamiającą.

Przy tej ostatniej warto się chwilę zatrzymać. Umieszczono ją w maskownicy głośnika, z prawej strony. Fakt ten sprawia, że gdy telefon leży na płaskiej powierzchni, a dioda pulsująco świeci w celu powiadomienia o połączeniu, wiadomości lub innym wydarzeniu oczekującym na telefonie, trudno jest ją dostrzec. Problem ten nie występuje, gdy P9 stoi np. w jakimś stojaku (jak u mnie przy laptopie) – zawsze widzę, kiedy dioda informuje mnie o powiadomieniu. Swoją drogą, wtedy zawsze świeci na zielono. Gdy procent naładowania spada do poziomu, w którym telefon zaczyna to sygnalizować odpowiednim komunikatem (14%), zaczyna migać na czerwono. Podłączenie do ładowarki skutkuje zmianą koloru ponownie na zielony (co dziwne, od początku ładowania, nie dopiero przy końcu).

Wyświetlacz

Odkąd pamiętam CEO Huawei negatywnie wypowiada się o stosowaniu ekranów QHD w smartfonach i stale kontynuuje politykę firmy, która jest temu po prostu przeciwna (nie zdziwię się jednak, jeśli któryś z kolejnych smartfonów będzie taki ekran oferował – w ramach np. eksperymentu czy badania rynku). Przez ten fakt właśnie, zarówno w Mate 8 (który ma ekran przecież aż 6-calowy), jak i P9 z przekątną 5,2”, mamy nie QHD (2560×1440), a Full HD (1920 x 1080 pikseli). Zabieg ten – w połączeniu oczywiście z dobrze zoptymalizowanym systemem i procesorem – pozwala na wydłużenie czasu pracy akumulatora, który w dzisiejszych czasach jest wręcz kluczowy dla użytkowników smartfonów.

Full HD przy przekątnej 5,2” przekłada się na zagęszczenie pikseli na cal wynoszące 423 ppi. To sprawia, że czcionki wyświetlane na ekranie telefonu są ostre i czytelne. Do samego wyświetlacza trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Jest odpowiednio ciemny w nocy (minimalna jasność: 5 nitów) i odpowiednio jasny w dzień (maksymalna jasność: 600 nitów). Do tego oferuje bardzo dobre kąty widzenia i możliwość zmiany temperatury barwowej w ustawieniach (zimniejsze, cieplejsze lub zdefiniowane przez użytkownika). Dodatkowo w ustawieniach można zmienić rozmiar wyświetlanej czcionki – na mały, normalny, duży, ogromny i superduży, więc jeśli ktoś ma problemy ze wzrokiem lub po prostu nie odpowiada mu domyślna wielkość czcionki, w każdej chwili może ją zmienić na inną.

Klawiatura ekranowa jest czterorzędowa, zatem aby wprowadzić cyfry należy albo przejść do widoku drugiej zakładki lub dłużej przytrzymać litery z górnego rzędu. Domyślnie obsługuje wprowadzanie tekstu za pomocą przeciągania palcem po kolejnych literach danego słowa (Swype). Jest też możliwość dyktowania treści – sama ikona mikrofonu znajduje się w takim miejscu, tuż przy spacji, że jeśli z niej nie korzystamy, to najlepiej wyłączyć jej pokazywanie się, jak ja to robię za każdym razem, bo w innym wypadku często lubi wskakiwać zamiast spacji. Jest także pismo odręczne, ale ta metoda sprawdza się najsłabiej.

Ekran naprawdę świetnie reaguje na nawet najlżejsze muśnięcia palcem, a jednocześnie jest odporny na przypadkowe tapnięcia na stronach internetowych czy w menu. Co ciekawe jednak, czasem zdarza, podczas wpisywania tekstu standardową metodą, że klawiatura interpretuje to, jakbym swype’owała, czego w danym momencie w ogóle nie robię – jest to dość irytujące, ale występuje sporadycznie.

Spis treści:

1. Wideorecenzja. Jakość wykonania, wzornictwo. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Interfejs
3. Moduły łączności. Głośnik. Aparat
4. Czytnik linii papilarnych. Czas pracy. Podsumowanie

Działanie, oprogramowanie

W ciągu ostatniego miesiąca przeszłam już przez trzy wersje oprogramowania Huawei P9. B130, B135 – na temat której nie jestem w stanie powiedzieć dobrego słowa, o czym mogliście przeczytać tutaj oraz B136, czyli najbardziej aktualnej, która pojawiła się na P9 zaledwie kilka dni temu. Przy pierwszej wersji nie miałam zupełnie żadnych zastrzeżeń do pracy telefonu, urządzenie działało bezbłędnie i szybko, czyli dokładnie tak, jak od niego oczekiwałam. Przy drugiej… szkoda gadać. To był właśnie ten moment, w którym nerwy mi puściły i zwątpiłam w P9. Telefon zaczął się zacinać, co wcześniej w ogóle nie miało miejsca, a sam aparat – zwariował (często nie chciał robić zdjęć, pomagało ponowne uruchomienie aparatu lub telefonu). Przez to właśnie P9 trafił do serwisu w celu wgrania stabilnego oprogramowania (telefon wrócił do mnie z B130). Co ciekawe, jak już z niego wrócił, powiadomienie o aktualizacji do B135 już mi się nie pojawiło, a znajomi, którzy również dostali P9, w ogóle nie odnotowali dostępności takiej wersji. To z kolei może sugerować, że albo aktualizacja została wypuszczona testowo i dla niewielkiej liczby użytkowników (i trafiłam się tu ja), albo w pierwszej fali finalnej aktualizacji użytkownicy zaczęli zgłaszać błędy i szybko ją wycofali. Jakkolwiek by nie było, jakiś czas później została wydana kolejna wersja oprogramowania, B136, na której telefon działa do tej pory. Co najważniejsze, zachowuje się dokładnie tak samo, jak na początku – czyli bez większych zastrzeżeń. Ośmiordzeniowy procesor Kirin 955 (4x Cortex A72 2,5GHz + 4x Cortex A53 1,8GHz) z Mali-T880, 3GB RAM i Android 6.0 Marshmallow z EMUI 4.1 – to połączenie naprawdę dobrze sprawdza się podczas codziennego użytkowania.

Jedyna rzecz, o której koniecznie trzeba wspomnieć, to występujący problem z trzymaniem wymagających aplikacji w RAMie. O ile strony się nie przeładowują, a filmy na YouTube zazwyczaj włączają się w miejscu, w którym skończyliśmy oglądać, tak z grami najczęściej jednak bywa tak, że się po prostu włączają ponownie, zamiast wrócić do miejsca stopu. Mowa oczywiście o sytuacjach, gdy w tle działa kilkanaście aplikacji, a nie kilka – wtedy problem nie występuje.

Wiadomo, że słowa nie oddadzą tego, jak działa Huawei P9 w rzeczywistości, ale możecie to zobaczyć zarówno w wideorecenzji z początku wpisu, jak również na porównaniu z Mate 8 – poniżej:

Benchmarki:
AnTuTu: 84460
Quadrant: 37078
Geekbench 3:
single core: 1808
multi core: 6503
3D Mark:
Ice Storm: maks.
Ice Storm Extreme: maks.
Ice Storm Unlimited: 19536

W komentarzach pytaliście czy Huawei P9 się nagrzewa. Podczas typowego użytkowania taka sytuacja nie ma miejsca. Zdarza się, że podczas dłuższego eksploatowania aparatu (dłuższej sesji) czy grania obudowa staje się wyraźnie ciepła, ale nie są to nieprzyzwoite temperatury, które powodują dyskomfort korzystania z telefonu. Widać jednak spadki klatek w grach, zatem bez wątpienia występuje tu throttling.

A skoro już zahaczyliśmy o tematykę grania, standardowo sprawdziłam Dead Trigger 2, Asphalt 8: Airborne, Real Racing 3 i Mortal Kombat X na najwyższych detalach – każda z gier radziła sobie bardzo dobrze i zapewniała rozgrywkę na najwyższym poziomie, za co odpowiada GPU w postaci Mali-T880 MP4. Urywki możecie zobaczyć na końcówce wideo z początku wpisu.

Interfejs

Osoby zaznajomione z EMUI doskonale wiedzą, czego spodziewać się po tej autorskiej nakładce Huawei, bo jest identyczna, jak w poprzednich modelach. Wersja 4.1 w stosunku do poprzedniej (4.0) wprowadziła jedynie bardzo widoczne zmiany w aplikacji aparatu, a inne ciekawe funkcje i możliwości pozostały na swoim miejscu. Pokrótce postaram się wymienić najważniejsze z nich:

Przyznajcie, trochę tego jest!

A żeby tego było mało, po wyciągnięciu telefonu z pudełka mamy do dyspozycji całkiem sporo aplikacji (część zupełnie niepotrzebna): Dragon Mania, Puzzle Pets, Spider-Man: Ultimate Power, Asphalt Nitro, Top Games, Epoka lodowcowa, Todoist, Booking.com, EyeEm, News Republic, WPS Office (te można odinstalować), aplikacje Google (Mapy, YouTube, Dysk, Muzyka, Filmy, Zdjęcia, Hangouts, Google+, Książki, Kiosk, Gry, Gmail, Chrome), odtwarzacz muzyczny i wideo, HiCare, pogoda, kalendarz, kalkulator, notatnik, rejestrator dźwięku (dyktafon świetnie zbiera dźwięk), latarka, lustro, kompas, kopia zapasowa, menadżer plików.

Wśród aplikacji jest też krokomierz (pod aplikacją Zdrowie) – nieźle wyglądający, ale dość marnie liczący kroki (znacznie zaniża wyniki względem Galaxy S7 i Xiaomi Mi Band, które pokazują zbliżoną do siebie liczbę kroków).Warto zwrócić uwagę jeszcze na menadżer telefonu. Z poziomu tego programu możemy w szybki sposób zoptymalizować pracę telefonu, ustawić blokowane aplikacje (czyli te, które przy włączaniu najpierw proszą o weryfikację czy my to my – przez skaner linii papilarnych) oraz włączyć ochronę przed nękaniem (blokowanie numerów z czarnej listy i wskazanych wyrazów z wiadomościach od nieznajomych numerów – można stworzyć dość obszerną czarną listę słów kluczowych).

Spis treści:

1. Wideorecenzja. Jakość wykonania, wzornictwo. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Interfejs
3. Moduły łączności. Głośnik. Aparat
4. Czytnik linii papilarnych. Czas pracy. Podsumowanie

Moduły łączności, sloty, porty:

Pamięci wewnętrznej jest 32GB, z czego do wykorzystania przez użytkownika zostaje 25,08GB, zatem prawie 7GB zajmuje system i aplikacje. Na kartę pamięci o maksymalnej pojemności 128GB można przenosić zdjęcia, filmy, gry i muzykę, jak również zapisywać utwory muzyczne i mapy offline (jeśli same programy oferują taką opcję i na to pozwalają).

Głośnik. Głośnik jest jeden, mono, umieszczony na dolnej krawędzi, co samo w sobie dla wielu może być minusem (trzymając telefon poziomo, np. podczas grania, łatwo zasłonić otwór). Wydobywający się z niego dźwięk jest czysty, brak charakterystycznego charczenia czy trzeszczenia, ale na maksymalnej głośności trudno nie dostrzec, że dźwięk jest nieco spłaszczony i zniekształcony. Ale wszystko za sprawą tego, że jest głośny – pomiar wykazał 71 decybeli. Po podłączeniu słuchawek przez 3.5 mm jacka audio zanurzymy się w przyjemnym dźwięku, nieznacznie lepszym i głośniejszym niż tym z Mate 8.

Aparat

Dla porządku trochę informacji papierowych:

O ile tematy związane z innymi podzespołami P9 nie były poruszane na tabletowo, tak przez ostatnie tygodnie zdążyłam Was już zapoznać z najważniejszym komponentem nowego flagowca Huawei, czyli aparatem. Doskonale więc już znacie możliwości fotograficzne tego smartfona – wystarczyło, że przeczytaliście dwa teksty, w których porównywałam zdjęcia zrobione Huawei P9 z tymi z Huawei Mate 8 i Samsunga Galaxy S7. Jeśli więc zapoznaliście się z tamtymi wpisami, doskonale wiecie już, czego spodziewać się po tym podzespole. W wielkim skrócie można go podsumować: jaśniejszy obiektyw i optyczna stabilizacja obrazu i byłby ideał. A tak, na plus zdecydowanie naturalne odwzorowanie barw, które są naprawdę bardzo zbliżone do rzeczywistości. W przypadku zdjęć nocnych wyraźnie widać, że fotografie są ciemne, ale przez to klimatyczne i zbliżone do rzeczywistości – neutralne i naturalne (bez sztucznego podbijania kolorów czy jasności). Całą masę zdjęć zrobionych Huawei P9 możecie zobaczyć poniżej (w pełnej rozdzielczości – otwórz w nowym oknie), a także w porównaniu z Huawei Mate 8 oraz w osobnym porównaniu z Samsungiem Galaxy S7.

Zanim jeszcze zerkniecie na same fotografie, kilka słów odnośnie funkcji dostępnych w aparacie. Interfejs aplikacji jest prosty i przejrzysty, dzięki czemu bardzo łatwo jest się odnaleźć w poszczególnych opcjach. Główny widok to spust migawki, obok którego znajdziemy wyciągany tryb PRO (wyciągany, bo żeby go włączyć trzeba przesunąć go w kierunku środka ekranu – w lewo), przejście do galerii, zmiana aparatu na przednią kamerkę, przejście do trybu robienia zdjęć z wybieranym polem ostrości i włączenie LED. Przesunięcie palcem w lewo powoduje przejście do trybów (monochromatyczny, nocny, upiększanie, wideo, HDR, film z makijażem, panorama, malowanie światłem, tryb poklatkowy, zwolnione tempo, znak wodny, notatka audio i skanowanie dokumentu). Przesunięcie palcem w prawo natomiast włącza ustawienia – zapisywanie w RAW (dostępne tylko w trybie profesjonalnym, w monochromatycznym i pozostałych już nie), dodawanie znaczników GPS i znaków wodnych i tak dalej. Jednak najciekawszym i najważniejszym według mnie, co tam można znaleźć, jest funkcja o mylącej nazwie „tryb filmowy”. Tryby dostępne są trzy: normalny, łagodny i jaskrawy – i dostępne są nie tylko podczas nagrywania wideo, ale również podczas robienia zdjęć. Najciekawszy jest jaskrawy, który automatycznie podbija kolory, bardziej je nasyca, a dodatkowo dodaje winietę, która często powoduje, że zdjęcie wygląda po prostu ciekawiej. W trybie profesjonalnym mamy do dyspozycji możliwość zmiany następujących wartości: ISO (50 – 3200), przysłona, ekspozycja, balans bieli i fokus (AF-S, AF-C i manualny).

Co ważne, aparat można szybko włączać przez dwukrotne przytrzymanie klawisza ściszania (Vol-). Podczas robienia zdjęć natomiast ten sam klawisz można wykorzystać jako regulację ostrości, ustawienie zoomu lub jako migawkę.

Tyle teorii. Poniżej przykładowe zdjęcia zrobione P9:

Panorama:

Zdjęcia w trybie jaskrawym:

Zdjęcia w trybie monochromatycznym:

Wideo w Full HD ze stabilizacją programową:

Wideo w Full HD bez stabilizacji w 60 kl/s:

Wideo w Full HD bez stabilizacji w 30 kl/s:

Wideo nocne:

Wideo – frontowa kamerka:

Spis treści:

1. Wideorecenzja. Jakość wykonania, wzornictwo. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Interfejs
3. Moduły łączności. Głośnik. Aparat
4. Czytnik linii papilarnych. Czas pracy. Podsumowanie

Czytnik linii papilarnych

Możecie się ze mną zgadzać lub nie, ale uważam, że smartfony Huawei mają najlepsze czytniki linii papilarnych wśród wszystkich dostępnych na rynku. Skuteczność skanera w P9 jest praktycznie 100-procentowa – w ciągu miesiąca na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje, w których P9 nie odczytał poprawnie mojego odcisku palca – rewelacja! A do tego skaner działa dosłownie w mgnieniu oka. Umiejscowienie samego czytnika może być dyskusyjne, bo o ile korzysta się z niego przyjemnie (jest cały czas pod palcem wskazującym), tak nie da się go użyć, gdy telefon leży na plecach lub jest umieszczony w większości uchwytów samochodowych. Wtedy jednak z pomocą przychodzi możliwość odblokowywania ekranu alternatywną metodą, czyli pinem lub wzorem (w zależności od tego, co ustawiliśmy).

Maksymalnie można dodać pięć odcisków palców, ale nie ma możliwości wprowadzenia dwukrotnie tego samego (jak to robi się czasem, by zwiększyć skuteczność – tutaj nawet nie trzeba). Co najważniejsze jednak, jak to w sprzęcie Huawei bywa, skaner linii papilarnych nie służy wyłącznie do odblokowywania ekranu. Oto, jakie funkcje oferuje – nawet, jeśli nie korzystamy z głównej opcji skanera:
– możliwość przesuwania zdjęć następne/poprzednie w galerii (wystarczy muskać skaner prawo-lewo lub odwrotnie),
– robienie zdjęć, gdy włączona jest aplikacja aparatu (wystarczy przytrzymać palec na czytniku),
– odbieranie połączeń (przez przyłożenie palca na skanerze),
– wyłączenie alarmu (wystarczy przytrzymać palec na czytniku),
– wysunięcie panelu powiadomień (górnej belki) przez przeciągnięcie palca z góry na dół, usunięcie powiadomień przez dwukrotne dotknięcie palcem czytnika oraz schowanie belki – za pomocą gestu przesunięcia palca od dołu do góry.

Rewelacja. A to jeszcze nie wszystko. Gdy zdecydujemy się korzystać z głównej funkcji czytnika, czyli ochrony zawartości naszego telefonu, możemy używać jeszcze dwóch dodatkowych opcji. Możemy ustawić, by wybrane aplikacje włączały się wyłącznie po autoryzacji w postaci poprawnego odczytania odcisku palca, jak również dostęp do sejfu (ukrytej zawartości – zdjęć, filmów, dźwięków i plików) na tej samej zasadzie.

Czas pracy

Doszliśmy do jednego z najważniejszych aspektów decydujących o zakupie smartfona, czyli… akumulatora. W przypadku Huawei P9 mamy pojemność 3000 mAh, co przy grubości 6,95 mm jest zadowalającą wartością. A jak przedstawia się sam czas pracy?

Jeśli spojrzycie na screeny poniżej, zliczycie wszystkie dane i wyciągniecie z niej średnią, wyjdzie, że z reguły P9 działa przez 19 godzin, z czego na włączonym ekranie ok. 3 godziny 50 minut. I tak faktycznie jest. Standardem jest czas na włączonym ekranie ok. 3-3,5 godziny na LTE, natomiast 4,5-5 godzin SoT na WiFi lub w trybie mieszanym.

Niestety, mając Huawei P9 trzeba być przyzwyczajonym do ładowania go =codziennie – raz mi się zdarzyło, by telefon wytrzymał dwa dni. A samo ładowanie trwa nieco ponad dwie godziny. Warto pamiętać, że nie oferuje ładowania bezprzewodowego.

Czas działania można wydłużyć przez dodatki dostępne w ustawieniach:

Podsumowanie

W tytule recenzji napisałam, że Huawei P9 to smartfon, który ma szansę zagościć w moich rękach na dłużej. I, przynajmniej na razie, z pewnością nie zamierzam go zmienić. Jego głównym rywalem w walce o miano mojego prywatnego telefonu jest Samsung Galaxy S7 edge, ale mam zdecydowanie ciekawsze pomysły na wydanie trzech tysięcy złotych niż nowy telefon ;).

Huawei P9 doskonale wygląda, świetnie działa, oferuje fenomenalny czytnik linii papilarnych, który można wykorzystać szerzej niż tylko do ochrony swoich danych, a do tego oferuje najnowszą wersję systemu, dobry ekran z rewelacyjną jakością maksymalną i aparat – zwłaszcza z trybem monochromatycznym i nocnym.

Ale to tyle superlatyw. Po drugiej stronie są bowiem takie mankamenty, jak przeciętny czas pracy i brak dual SIM – czyli dwie bardzo istotne cechy smartfonów, które dla wielu są nie do przeskoczenia. Jest też kilka pomniejszych wad, które wypisałam poniżej, ale w mojej opinii nie są tak znaczące, jak przywołane dwie cechy.

Mimo wszystko uważam, że osoby, które interesują się Huawei P9 i chcą wejść w jego posiadanie, gdy już to zrobią, będą z niego zadowolone.

Spis treści:

1. Wideorecenzja. Jakość wykonania, wzornictwo. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Interfejs
3. Moduły łączności. Głośnik. Aparat
4. Czytnik linii papilarnych. Czas pracy. Podsumowanie

Exit mobile version