Recenzja słuchawek bezprzewodowych Sony MDR-100ABN. Dobre decyzje brzmią właśnie w ten sposób

Nie każdy potrzebuje świetnych słuchawek bezprzewodowych z aktywną redukcją hałasu za 1500 złotych. Znajdą się jednak tacy, którzy mogliby oddać za tego typu sprzęt 750 złotych. I jest to właśnie ta kwota, w której można znaleźć użyczone mi limonkowe MDR-ki Sony. I – jak mało które słuchawki – grają na poziomie adekwatnym do swojej ceny.

Słuchawki Sony MDR-100ABN czy też, jak nazywa je producent, h.ear ON Wireless, zaczynają powoli stawać się wzorem w swojej klasie. Są jednymi z najczęściej polecanych muzycznych wokółuszników Bluetooth z aktywną redukcją hałasu.

Swoją popularność zyskały właściwie dzięki jednej rzeczy: były dodawane jako gratis do zamówień przedpremierowych zeszłorocznej Sony Xperii XZ Premium. Osoby, którym zależało na smartfonie, ale nie na słuchawkach, po prostu je odsprzedawały. Dzięki temu nawet teraz na portalach aukcyjnych można trafić na sztuki w idealnym stanie za 700-800 złotych. W sklepach można je kupić za około 1100 złotych, więc zdecydowanie lepiej upolować MDR-100ABN na jakiejś aukcji.

Zacząłem od ceny słuchawek nie bez powodu. Na rynku znajdziemy kilka modeli słuchawek Bluetooth, które grają trochę lepiej, a na pewno dokładniej redukują hałas (jak choćby MDR-1000X od samego Sony). Jednak poszukując sprzętu, który nie będzie zawiązywał na kablu słuchawek wielokrotnych węzłów gordyjskich, a jakością muzyki dorówna konwencjonalnym słuchawkom na przewodzie z przedziału cenowego 300-400 złotych, nie da się nie spojrzeć przychylnym okiem na Sony MDR-100 ABN. Pojawią się w każdym szanowanym zestawieniu, i to nie bez powodu.

Wypunktuję specyfikację:

Zestaw sprzedażowy prezentuje się standardowo, jak na tę półkę cenową. Oprócz słuchawek, mamy więc kabel jack-jack zakończony z jednej strony wtyczką kątową, a z drugiej strony standardową oraz przewód microUSB do ładowania. Niektórzy producenci dorzucają oprócz tego przejściówkę samolotową – tu akurat tego nie ma. Jest za to sztywny futerał, w którym można umieścić uprzednio złożone słuchawki. To dobra rzecz podczas przenoszenia słuchawek w sposób inny niż na głowie, na przykład gdy padnie bateria, o której rozładowanie nie jest tak łatwo – ale o tym w dalszej części recenzji.

Słuchawki sprzedawane są w pięciu kolorach – ja dostałem do przetestowania wersję limonkową. W kolorze słuchawek jest też pokrowiec oraz kabel audio. Sprawia to wrażenie całkiem estetycznego zestawu.

W każdej z wersji kolorystycznych, plastik, który w słuchawkach Sony dominuje, jest pokryty przyjemną dla oka farbą – matową i sprawiającą wrażenie miękkiej, dzięki łagodnemu rozpraszaniu światła. W innych słuchawkach w tej cenie widać już oznaki szlacheckiego rodowodu – czerń, szarość i przebłyskującą z nich polerkę metalu. Sony postanowiło nie podchodzić do tematu śmiertelnie poważnie, a już najmniej królewską wersją jest wściekła limonka, którą dane mi było świecić w miejscach publicznych.

Sony nie pęka

Nic nie wskazuje na to, by MDR-100ABN cierpiał na legendarną już przypadłość ich droższego kuzynostwa: model MDR-1000X nieraz wracał do sprzedawcy z powodu pękającego plastiku obudowy. Tutaj wszystko wydaje się być ok – egzemplarz, który otrzymałem do testów, ma już za sobą jakieś pół roku użytkowania.

Poduszki padów są przyjemne w dotyku – obszyto je syntetyczną skórą, podobnie jak wewnętrzną część pałąka. Gąbki są wystarczająco miękkie, jednak dla mnie musiałyby być jeszcze bardziej miękkie, przynajmniej o pół stopnia w skali Karola. Jednostką tej miary jest nacisk pada na okulary, które noszę, a w wypadku słuchawek wokółusznych to istotna sprawa.

Testem dla miękkości gąbek i materiału, który je obszywa, jest dla mnie co innego: spacer podczas silnego wiatru. Szczelne słuchawki nie powinny wpuszczać do środka podmuchów powietrza, bo to przecież mocno wpływa na komfort odsłuchu. A w wypadku h.ear ON niestety tak właśnie jest, przynajmniej w moim wypadku – i to w sytuacji, gdy nie mam założonych okularów, które nausznikami podważałyby gąbki.

Więc albo to pady są odrobinę twardsze od tych, do których przywykłem, albo mam bańkę o kształtach pokiereszowanego awokado. Lub i to, i to.

To ciekawa sprawa, biorąc pod uwagę, że docisk słuchawek do głowy jest w porządku. Można przebiegnąć w nich kilka kroków i nie będą się zsuwać – świadczy to o dobrym naprężeniu metalowego rdzenia pałąka. Osobiście byłem w stanie trzymać słuchawki na głowie przez maksymalnie 4-5 godzin pod rząd. Później dawał się we znaki wyraźny dyskomfort.

I znów może to być spowodowane tym, jak bardzo kwadratowa jest moja głowa – to, że ja ściągałem słuchawki po takim czasie, nie oznacza od razu, że Wy też będziecie. Jakkolwiek będzie, taki czas noszenia i tak jest wysoki, więc MDR-100ABN trzeba zaliczyć do wygodnych sprzętów. Na najwyższą notę pod tym względem, przynajmniej w mojej opinii, jednak nie zasługuje.

Słuchawkami Sony sterujemy przy pomocy klasycznych przycisków. Na obudowie lewego pada mamy przycisk zasilania, za pomocą którego sparujemy MDR-ki z dowolnym urządzeniem z modułem Bluetooth (również przez NFC), przycisk aktywujący redukcję szumów i gniazdo microUSB do ładowania akumulatora. Jest też gniazdo audio oraz mikrofon. Drugi znajduje się na obudowie przeciwległej muszli, a razem z nim – przyciski do sterowania głośnością czy nawigacji. Przesuwając główny przełącznik, zmieniamy lub przewijamy utwory, a wciskając go, odbierzemy połączenie przychodzące. Czyli standard.

Spis treści:

1. Specyfikacja. Wygląd i komfort użytkowania
2. Jak grają? Aktywna redukcja hałasu. Bateria. Podsumowanie

Muzyka taka, jak ją pan artysta stworzył

Spodziewałem się najlepszego. Opinie o tych MDR-kach były nad wyraz dobre. Sony w specyfikacji podaje, że słuchawki obsługują dźwięk w Hi-Res Audio i korzystają z technologii LDAC, która ma niwelować niedociągnięcia typowe dla technologii Bluetooth. Kodek opracowany przez Japończyków umożliwia odtwarzanie muzyki przy szybkości przesyłania danych wynoszącej 990 kb/s. To trzy razy szybciej niż przeciętna prędkość transmisji dźwięku przez Bluetooth. Przy zachowaniu maksymalnej dokładności bitowej i częstotliwości próbkowania (96 kHz / 24 bity), powinienem odpływać do krainy szczęśliwości tuż po usłyszeniu pierwszych nut La donna è mobile.

Jakość dźwięku może nie zrobi z nas od razu wyznawców japońskiej myśli technicznej, ale Sony h.ear ON zdecydowanie zasługują na miano jednych z najlepiej grających słuchawek Bluetooth, dostępnych dla zwykłego śmiertelnika. Tak, to naprawdę wysoka półka i słuchanie praktycznie każdego gatunku muzycznego jest przyjemnością. Oprócz tych przypadków, gdzie sam gatunek muzyczny w żaden sposób nie kojarzy się z przyjemnością ;)

MDR-100ABN grają bardzo kulturalnie i oferują bardzo przejrzysty przekrój przez każde pasmo. Są niezwykle neutralne, ale nie oznacza to, że dźwięk jest miałki czy bez wyrazu. Co to, to nie – niemal każdy wygrywany jest z dużą precyzją. Tony średnie brzmią kapitalnie – można wręcz zanurzyć się w tym, co prezentuje sobą pierwszy plan. Dużo zależy od tego, na czym skupimy swoją uwagę, bo instrumenty prezentowane są z godnym podziwu przywiązaniem do szczegółów. Dzięki temu możemy śledzić właściwie każdy z nich oddzielnie. To idealny tryb do słuchania jazzu, bluesa, utworów instrumentalnych, muzyki klasycznej czy alternatywy bazującej na różnorodnych, niesztampowych dźwiękach. Bardzo dobrze wypadają też wokale, brzmiące, jakbyśmy byli w studiu nagraniowym i stali zaraz obok artysty.

W pewnych okolicznościach separacja nie zawsze jest tak idealna. Bywa, że dźwięki zlewają się ze sobą, zwłaszcza, gdy skorzystamy z maksymalnej głośności – a możemy to zrobić, bo h.ear ON-y nie są najpotężniejszą konstrukcją, z jaką możemy się spotkać. Gdy dobijamy na skali do maxa, średnie tony robią się nieco drażniące, a bas już za nimi nie nadąża. Wtedy mamy przed sobą dwie opcje: albo pobawimy się equalizerem, żeby zmienić nieco charakterystykę dźwięku, albo skorzystamy z magicznego przycisku aktywnej redukcji hałasu. O nim za moment.

Jeszcze słowo na temat głośności słuchawek: moim zdaniem te nauszniki Sony zostały stworzone do grania na potencjometrze ustawionym na połowie głośności lub wyższym. Dopiero wtedy wybrzmiewają detale, które na niższych poziomach ukrywają się nieco w tle, a bywa, że to właśnie te szczegóły najbardziej do nas przemówią podczas muzycznego seansu. MDR-ki naprawdę nie boją się głośniej zagrać i chwała im za to. Jedyny problem, jaki w tym widzę, to fakt, że choć mają zamkniętą konstrukcję, to zadziwiająco dużo dźwięków wydostaje się poza nie. Już na połowie skali poziomu głośności ludzie na drugim końcu mieszkania słyszą, jakie nuty są wygrywane na poduszkach. Izolacja dźwięku nie jest więc najwyższych lotów.

Wracamy do przycisku aktywnej redukcji hałasu. Po jego włączeniu odczujemy sporą różnicę. Średnie tony zostają zmiękczone i wygładzone, nuty swobodniej zlewają się z innymi, a szczegóły nie są tak wyraziste. Scena się poszerza, i choć już wcześniej doskonale mogliśmy zlokalizować dźwięki płynące niejako z lewej i prawej strony, tak redukcja szumów dodaje jej dodatkowej przestrzeni i jakby przesuwa nieco „za nas”. Jednocześnie trochę więcej miejsca dostają tony wysokie i niskie – oj, tak, basy mają wtedy gdzie hulać. W tym trybie najlepiej słucha się rocka – tych wszystkich gitarowych riffów i uderzeń nogą w bębny, jak też popu i muzyki elektronicznej.

Czy aktywna redukcja hałasu jest tu tak dobra, jak mówią?

Wolałbym ją nazwać aktywną redukcją szumów. A to z tego powodu, że choć dobra, ignoruje często dźwięki nagłe, odcinające się gwałtownie od reszty. Zatem algorytmy bezbłędnie wyeliminują dźwięk kręcącego się wiatraka, rzęsistego deszczu, zgiełku ulicy, monotonnego szumu panującego w wagonie kolejowym czy niemiłosiernego wycia pralki zablokowanej na programie wirowania (hm, trzeba chyba już wymienić łożysko bębna). Z drugiej strony bywa, że redukcja hałasów „przepuści” odgłosy głośnej rozmowy, przejeżdżającego obok nas samochodu lub myszki komputerowej spadającej z biurka na podłogę.

Są i tego plusy: dzięki temu, że redukcja hałasu nie jest tak agresywna, jak na przykład w Bose QuietComfort 35, nie mamy wrażenia zatykania uszu ani uczucia kompletnej izolacji od otoczenia. Zakochać się w tej technologii można jednak tylko raz i nadal uważam, że Bose, a nawet samo Sony w modelu MDR-1000X, robi to lepiej.

Jest jedna rzecz, czego ze słuchawkami h.ear ON nie możecie robić

To znaczy – możecie, ale jeśli choć raz Wam się to przydarzy, to gwarantuję, że będzie to ostatni raz. Nie polecam słuchania muzyki z wyłączonym zasilaniem, polegając tylko na tym dostępnym przez kabel audio jack. W ten sposób zapraszacie do siebie zło, tak się rodzą potwory. Impedancja spada wtedy do 16 omów, razem z maksymalną głośnością, która osiąga wtedy max. 98 dB. Gdyby była to jeszcze tylko kwestia mocy, nie byłoby sprawy. Ale cały przetwornik cyfrowo-analogowy nie dostaje wtedy odżywczych elektronów, więc dźwięk jest gorszy o dwie klasy. Przyjemność ze słuchania muzyki w takich okolicznościach jest praktycznie żadna. Na szczęście braki w zasilaniu DAC-a to rzadkość z jednego prostego powodu: Sony MDR-100ABN mają doskonały akumulator.

Nie wnikałem, jak Sony to zrobiło, ale zastosowano tutaj chyba najbardziej wydajny system zasilania, jaki widziałem w słuchawkach Bluetooth. Wygodne nauszniki, które mają niecałe 300g, potrafiły grać podczas moich testów nawet ponad 24 godziny! Sony podaje w swoich materiałach 20 godzin działania, ale ja nawet katując je najgłośniejszymi kawałkami, ani razu nie zszedłem poniżej 21 godzin. A pamiętajmy, że mówię o sprzęcie, który ma za sobą już dziesiątki cykli rozładowania-naładowania. Autentyczny szacunek i duży plus.

Podsumowanie

Jest powód, dla którego po tak długim czasie testowałem te słuchawki. W końcu od ich pojawienia się na rynku minął prawie rok. Sony MDR-100ABN są jednak nadal bardzo dobre. Przetrwały próbę czasu, grają znakomicie i mają baterię nie do zajechania.

Co prawda na rynku znajdziemy słuchawki z lepszą aktywną redukcją hałasu, ale jeśli Wasz budżet ma swoje granice, to właściwie nie ma się nad czym zastanawiać. Sony h.ear ON są jednym z najlepszych wyborów, jakie można podjąć w temacie słuchawek Bluetooth. Pewnie sam bym się już za jakimiś rozglądał, gdyby nie moja kwadratowa głowa…

Sony MDR100-ABN nie znajdziecie w Komputroniku, ale i tak warto przejrzeć ich ofertę w poszukiwaniu słuchawek.

Spis treści:

1. Specyfikacja. Wygląd i komfort użytkowania
2. Jak grają? Aktywna redukcja hałasu. Bateria. Podsumowanie

Exit mobile version