Recenzja Plantronics BackBeat GO 810 – rozrywkowe słuchawki biznesowego producenta

Plantronics BackBeat GO 810 to bezprzewodowe słuchawki Bluetooth wyposażone w system aktywnej redukcji szumów, czyli ANC. W gruncie rzeczy, na pierwszy rzut oka nie wyróżniają się niczym charakterystycznym, choć oczywiście producent przekazał w nich swoje podejście do tego typu sprzętu. Dosyć istotna jest tutaj cena – 729 złotych – która wskazuje, że nie mamy do czynienia z wydmuszką bezkompromisowych słuchawek, jak chociażby Bluedio F2, a raczej sprzętem z wysokiej półki. Czy słuchawki Plantronics podołały zadaniu i dzielnie stawiły czoła wyzwaniom, jakie postawiły przed nimi udane propozycje konkurencji? To postaram się Wam przybliżyć w poniższej recenzji.

Specyfikacja techniczna

Nie udało znaleźć mi się polskiej strony producenta, niemniej muszę przyznać, że informacje udzielane przez Plantronics na temat słuchawek są całkiem obszerne. Zgodnie z tradycją, wszystkie dane znajdziecie w poniższej liście, tymczasem ja – korzystając z okazji – napomknę, że model BackBeat GO 810 dostępny jest w trzech wariantach kolorystycznych. Są to Graphite Black (ten wariant trafił do mnie na testy), Navy Blue oraz Bone White. No, ale do wzornictwa przejdziemy nieco później.

Zestaw sprzedażowy

W przyrodzie musi istnieć równowaga – w kilku moich ostatnich tekstach pokusiłem się o pochwalenie producenta za pudełko, w jakim trafiają do nas dane słuchawki oraz sam zestaw sprzedażowy, więc tym razem nastał czas, żeby stało się odwrotnie. Sam unboxing zapewnia wrażenie wręcz bliźniacze do tego, które oferowały nam wspomniane już słuchawki Bluedio F2. Po wyjęciu z obwoluty kartonu właściwego i jego otwarciu, naszym oczom ukazują się same słuchawki z folią założoną wokół nauszników, króciutka broszura Quick Start, średniej jakości siateczkowy worek na słuchawki oraz foliowy woreczek z papierologią, kablem do ładowania microUSB (miernej jakości) oraz kablem jack-jack (przeciętnej jakości, ale nie najgorszej; sygnowany logo producenta). Cóż, w gruncie rzeczy ponad 3 razy tańsze Bluedio F2 zrobiły na mnie lepsze wrażenie – choć pudełka chyba wyszły z tej samej fabryki, to zamiast siateczkowego woreczka otrzymaliśmy sztywne, niezbyt designerskie, ale solidne etui oraz niewielki zapinany pokrowiec na przewody. O porównywanie – pod tym kątem – Plantronics BackBeat GO 810 do droższych konkurentów nawet się nie pokuszę, bo to byłoby jak znęcanie się nad słabszymi.

Puśćmy jednak w niepamięć tę nudę, którą producent oferuje nam w pudełku i przyjrzyjmy się bliżej temu, co reprezentują sobą same słuchawki.

Wzornictwo i jakość wykonania

Jeżeli chodzi o wzornictwo, to Plantronics BackBeat GO 810 po prostu trafiły w mój czuły punkt. Rozważania warto byłoby zacząć od tego, że choć są to słuchawki jeszcze-wokółuszne, to wymiarami bardzo blisko im do nieco większych konstrukcji nausznych. Małżowiny chowają się w nausznikach raczej na styk i zdecydowanie nie mają tam nadmiernie dużo przestrzeni. Niemniej, ucisk wywierany na naszych uszach nie jest duży i mogę śmiało powiedzieć, że słuchawki są względnie wygodne – bez żadnego problemu spędziłem w nich niemal 4 godziny w samolocie i ani przez chwilę nie miałem ochoty dać uszom trochę odpoczynku, co często zdarza się przy konstrukcjach o tych wymiarach. Niemniej, w tym aspekcie mogłoby być zdecydowanie lepiej – co prawda odpowiednie sprofilowanie muszli, wystarczający zakres regulacji w pionie i duża swoboda ruchu w zakresie poziomym wynagradzają drobne braki w przestrzeni, ale wciąż mam wrażenie, że czegoś tu brakuje. A skoro już przy tej kompaktowości jesteśmy – słuchawki są naprawdę całkiem małe i dosyć zgrabnie się składają – tym bardziej szkoda, że zabrakło tu zawiasu umożliwiającego zmniejszenie ich wymiarów jeszcze bardziej.

Plantronics BackBeat GO 810 to słuchawki, które są po prostu bardzo estetyczne. Otrzymany przeze mnie do testów wariant to Graphite Black, a w moim odczuciu ciemna szarość w dwóch odcieniach doskonale komponuje się z miedzianym wykończeniem. Oczywiście miedzianym pod względem koloru, bo całość urządzenia została wykonana z plastiku. Nomen omen, dosyć trzeszczącego i, choć recenzowane słuchawki nie sprawiają wrażenia, jakby wkrótce miały rozpaść się w naszych rękach, to charakterystyczne skrzypienie usłyszymy właściwie za każdym razem, kiedy bierzemy je do ręki. Szkoda, bo gdyby z estetyką szła w parze solidność wykonania, to słuchawki naprawdę mogłyby stanąć w szranki ze swoimi droższymi konkurentami, tymczasem odczuwam wrażenie, że za niewiele mniejsze pieniądze otrzymujemy sprzęt wręcz wybrakowany. Sam pałąk również sprawia wrażenie niebezpiecznie delikatnego i choć nie miałem nieprzyjemności go złamać czy uszkodzić, to obawiam się, że na tego typu urazy może być całkiem podatny.

Jeśli chodzi o wykończenie pałąka, to ten jest pokryty materiałem skrywającym pod sobą dwie niewielkie gąbki, które nie dość, że są bardzo płaskie (mniej więcej połowa grubości tego, co skrywa tkanina to plastik), to na dodatek nie uświadczymy ich na całej długości pałąka, co moim zdaniem wpłynęłoby korzystnie na komfort użytkowania słuchawek. To nie jest tak, że dyskomfort jest szczególnie odczuwalny, ale mimo wszystko w tym aspekcie słuchawki nie pozwalają o sobie zupełnie zapomnieć. Warto dodać w tym momencie, że niewielki odstający z pałąka plastikowy panel jest jednym z dwóch elementów recenzowanych słuchawek, który został opatrzony logo producenta – lakonicznym PLT. Drugim takim miejscem jest prawa muszla, ale muszę przyznać, że sygnowanie jest delikatne i wyważone i słuchawki można bez wstydu nosić poza domem, czego nie da się powiedzieć o wszystkich modelach dostępnych na rynku ;). Jeżeli chodzi o wzornictwo, to moim zdaniem Plantronics zasługuje na uczciwą piątkę z niewielkim plusikiem, jednak pod kątem wykonania byłaby to co najwyżej trója. A może nawet taka na szynach, jeśli przypomnimy sobie całkiem wysoką cenę słuchawek?

Obsługa i codzienne użytkowanie

Mimo niezbyt pozytywnego wrażenia, jakie pozostawiło po sobie rozpakowanie słuchawek oraz same odczucie wynikające z wzięcia ich do rąk, z Plantronics BackBeat GO 810 korzystałem raczej z przyjemnością. Zupełnie bez zarzutu mogę wypowiedzieć się na temat sterowania samymi słuchawkami – to jest po prostu wygodne i intuicyjne. Na prawej muszli, z tyłu, znajduje się przełącznik, którego przesunięcie powoduje włączenie słuchawek, a pociągnięcie w górę uruchomi tryb parowania – jak nietrudno się domyślić, ustawienie go w położeniu dolnym spowoduje wyłączenie słuchawek. Nieco pod nim znajduje się dioda sygnalizująca stan słuchawek, ale ta jest w gruncie rzeczy niepotrzebna – komunikaty głosowe, jakimi raczą nas Plantronics BackBeat GO 810, są wystarczająco dokładne (i, co ważne, nie ranią uszu i są zrozumiałe ;)), a to czy nie zostawiliśmy słuchawek włączonych, najszybciej zasygnalizuje nam sam przełącznik – po uruchomieniu urządzenia, naszym oczom ukazuje się niewielki, zielony kawałek plastiku.

Również na prawej muszli, z tym że u dołu, znajduje się przycisk, który pełni dwojaką rolę. Kiedy słuchamy muzyki, służy przełączeniu trybu EQ – do niego przejdziemy trochę później, ale nadmienię w tym momencie, że smartfon musi odtwarzać multimedia, aby ten tryb się przełączył – uruchomienie aplikacji i testowanie „na sucho” nie przyniesie żadnych rezultatów. Warto nadmienić, że kliknięcie tego przycisku jest sygnalizowane wyłącznie piknięciem, a więc aktualnie włączony tryb equalizera trzeba rozróżnić bazując na słuchu. Kiedy przy użyciu słuchawek będziemy przeprowadzać rozmowę telefoniczną, to wciśnięcie przycisku spowoduje wyciszenie naszego mikrofonu.

Lewa muszla jest nieco bogatsza w elementy sterowania – w miejscu, gdzie po prawej stronie znajduje się włącznik, są też dwa połączone ze sobą przyciski służące do regulacji głośności. One także otrzymały drugą funkcję – dłuższe wciśnięcie i – jednocześnie powoduje włączenie lub wyłączenie ANC. O tyle, o ile wyłączeniu towarzyszy komunikat głosowy, tak włączenie zasygnalizowane zostanie piknięciem oraz… odczuwalną redukcją szumów ;). Warto nadmienić, że z tego poziomu nie możemy regulować stopnia Active Noise Cancellingu – w tym celu musimy zwrócić się o pomoc do aplikacji, o której kilka słów powiem za chwilę. Teraz jeszcze dwa słowa o tym, że na lewej muszli, która została pokryta gumą (swoją drogą, łatwo łapiącą kurz), znajdują się trzy przyciski, których funkcji chyba nawet nie muszę tłumaczyć. Dla odmiany, prawa część słuchawek jest w tym miejscu wykończona tym samym plastikiem, co reszta konstrukcji i w tym miejscu dodatkowo pojawia się niewielkie wytłoczone PLT.

Jeśli chodzi więc o sterowanie, to wszystko wypada dobrze – bez fajerwerków, którymi raczą nas chociażby Sony WH-1000XM3, ale też bez żadnych kłopotów. Fizyczne przyciski pracują tak, jak powinny. W celu uzupełnienia tej sekcji dodam jeszcze, że w dolnej części lewej muszli znajduje się 3,5-milimetrowe gniazdo jack oraz wejście na kabel microUSB (szkoda, że nie USB typu C).

No dobrze, a co z tą aplikacją?

Aplikacja zwie się BackBeat i w gruncie rzeczy jest całkiem przyjemna w użytkowaniu. Tak naprawdę, to wystarczy włączyć ją tylko raz – od razu słuchawki wykryją oprogramowanie, będziemy mogli je zaktualizować i wybrać swój ulubiony tryb ANC – a do wyboru są „aż” dwa, czyli High oraz Low. Jeśli jednak damy BackBeat dłuższą chwilę, to odnajdziemy kilka przydatnych funkcji.

Pierwszą z nich jest możliwość automatycznego wyłączania aktywnej redukcji szumów po dwóch lub czterech godzinach bezczynności słuchawek tak, aby przedłużyć czas pracy na baterii. Drugą z nich jest funkcja Find MyHeadset, która wysyła do słuchawek głośny ton umożliwiający ich znalezienie. Cóż, jeszcze nie zdarzyło mi się zapodziać gdzieś słuchawek wokółusznych, nawet tak kompaktowych, ale niektórzy być może taką możliwość docenią. Oprócz tego, dwie drobnostki – możliwość przeczytania, czym charakteryzują się oba tryby equalizera oraz odczytanie spodziewanego czasu pracy przy aktualnym poziomie naładowania akumulatora.

Z poziomu ustawień możemy zmienić nazwę headsetu, zaktualizować oprogramowanie, sprawdzić aktualnie połączone urządzenia i usunąć poprzednie (!), ustawić język komunikatów, zarządzać dźwiękiem połączenia przychodzącego, zamienić pozostały czas działania wyświetlany w aplikacji na procent naładowania baterii, włączyć lub wyłączyć tryb HD Voice, a także zresetować ustawienia słuchawek.

Jeżeli chodzi o codzienne użytkowanie, to jest jeszcze jeden aspekt, na który chciałbym zwrócić uwagę. Plantronics BackBeat GO 810 to słuchawki, które trzymają się głowy jak przyklejone i podczas pisania tej recenzji musiałem się upewnić, czy na pewno nie są dedykowane sportowcom. Już dawno nie miałem do czynienia ze sprzętem, który bez nadmiernego ucisku nie sprawiał mi drobnych psikusów podczas schylania się czy gwałtownego obracania. Tu tkwi sekret tego, o czym wspominałem wcześniej – choć słuchawki nie są najbardziej komfortowe pod kątem przestrzeni na uszy, to aż chce się je nosić. Bardzo często mobilne modele nauszne były nieco bardziej komfortowe, ale w zamian znacznie bardziej uciążliwe podczas użytkowania ich w warunkach miejskich – w tym wypadku, Plantronics jak najbardziej poszedł w dobrą stronę. Bo czy jest coś gorszego w pociągu/samolocie, niż słuchawki lecące nam z głowy podczas trzymania kabinówki nad głową?

Spis treści:

  1. Wzornictwo i jakość wykonania. Obsługa i użytkowanie
  2. Jakość dźwięku i stabilność połączenia. Bateria. Podsumowanie

Jakość dźwięku i stabilność połączenia

Na samym początku warto byłoby nadmienić, że Plantronics BackBeat GO 810 udostępniają z poziomu aplikacji equalizer. Tak właściwie, „equalizer” to dosyć sporo powiedziane – do wyboru są dwa, predefiniowane tryby – Balanced oraz Bright. Ten pierwszy opisałbym raczej jako „niezmodyfikowany”, bo charakterystyka brzmieniowa słuchawek nie należy do zbalansowanych czy płaskich, a raczej rozrywkowych. Oprócz tego, do dyspozycji użytkownika oddany zostaje wspomniany już tryb Bright, w którym nieco podbite są tony wysokie, co na pewno spodoba się wielu użytkownikom słuchawek biorąc pod uwagę potęgę basu, jaką oferuje drugie z ustawień. Producent nie chwali się tym w opisie samego EQ, ale moim zdaniem ten tryb nieco tłumi również niskie tony, więc osobiście pokusiłbym się raczej o przemianowanie Bright na Balanced, a Balanced na Entertainment. Ale to tylko nomenklatura.

Jeśli chodzi o brzmienie oferowane przez ten model, to to potrafi urzec swoim luzemPlantronicsy, choć wyglądają całkiem elegancko, grają w zupełnie wyluzowanym, wakacyjnym stylu, czyli po prostu… basowo. Zdecydowaną dominantą brzmieniową są niskie tony, ale te robią to w sposób tak urzekający, że nie sposób się do tego przyczepić. Miękkie, delikatne ciosy, które nie zalewają innych pasm to przecież właśnie to, czego większość osób poszukuje w mobilnych słuchawkach.

Plantronics BackBeat GO 810 grają zupełnie przewidywalnie i po raz kolejny mam do czynienia ze słuchawkami z typową charakterystyką V. Tony wysokie również są całkiem dobrze odwzorowane, niemniej zaskoczyła mnie średnica – tej, mimo wszystko, jest moim zdaniem za mało. Scena, jak na ten typ słuchawek, jest bardzo poprawna, ale również zupełnie niezaskakująca. Jednak mimo tego, że recenzowane słuchawki nie kaleczą brzmieniowo i w swojej półce cenowej potraktowałbym je jako mocną pozycję, mogłyby pokazać trochę więcej pazura na środku, nawet, jeśli miałoby to zabrać trochę dołu.

Dotychczas była mowa o EQ w trybie Balanced – tryb Bright jest, moim zdaniem, nieco bardziej stonowany, ale zgodnie z tym, o czym wspomniałem na początku, nie ma tutaj żadnej mowy o brzmieniu jasnym czy zimnym. Po prostu z brzmieniowej czarnej dziury robi się ciemna noc gdzieś na wsi – nadal jest bardzo ciemno, choć nieco mniej przytłaczająco. Osobom spodziewającym się przeprowadzać długie rozmowy telefoniczne czy też takim, które planują słuchać sporo audiobooków sugerowałbym sięgnięcie po Bright właśnie. Tym, którzy poszukują brzmienia wyważonego sugerowałbym…. sięgnięcie po inny model słuchawek – Plantronicsy są po ciemnej stronie mocy i żadna siła nie przeciągnie ich nawet na neutralny grunt.

Słuchawki wyposażone są w system aktywnej redukcji szumów, więc brzydko byłoby nie powiedzieć o nim chociaż dwóch słów: „cóż, działa” i… właściwie trudno mi powiedzieć cokolwiek więcej. Oczywiście do japońskiej ciszy absolutnej oferowanej przez Sony WH-1000XM3 jeszcze sporo brakuje, ale w recenzowanym sprzęcie spędziłem w samolocie dobrych kilka godzin i mogę śmiało powiedzieć, że radzi sobie całkiem zadowalająco. Poszukiwaczom wrażenia wygłuszenia zupełnego sugerowałbym sięgnąć po coś innego, w tym przypadku ANC jest raczej mile widzianym dodatkiem, aniżeli cechą kluczową. Warto byłoby też nadmienić, że Plantronics BackBeat GO 810 podczas używania ANC bez odtwarzanej muzyki wydają z siebie cichutki, niepozorny dźwięk – ten znika od razu po puszczeniu jakichkolwiek, nawet najcichszych, multimediów, niemniej przez okres testowania nie zdarzyło mi się sięgnąć po słuchawki tylko po, żeby się wyciszyć. Jeżeli chodzi o stabilność połączenia, to tutaj wszystko odbywa się bez zarzutu – nic nie przerywa, nie uświadczyłem żadnych opóźnień, a słuchawki zawsze chętnie i sprawnie parowały się ze smartfonem, nie płatając przy tym żadnych figli.

Bateria

Ten akapit, starym zwyczajem, będzie dosyć krótki i zupełnie niezaskakujący. Wartości podane przez producenta są delikatnie przeszacowane, jednak są to wartości bardzo niewiele odbiegające od wartości rzeczywistych i możecie śmiało założyć, że Plantronics BackBeat GO 810 wytrzymają więcej niż dwadzieścia godzin na jednym ładowaniu.

Podsumowanie

Plantronics BackBeat GO 810 to jeden ze sprzętów, które ani nie powalają swoją perfekcją, ani też nie są kiepskie na tyle, żeby jednoznacznie odradzić ich zakup. Po namyśle doszedłem do wniosku, że Plantronics BackBeat GO 810 to po prostu słuchawki przeciętne – w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie zasługują na określanie ich perfekcyjnymi czy bezkompromisowymi – nie są bowiem killerem na żadnej płaszczyźnie, ale ich zakup nie będzie w żadnym wypadku wtopą.

Gdyby były to słuchawki nieco tańsze, to powiedziałbym, że jest to świetna propozycja na wzięcie z półki ot tak, bez namysłu. Niemniej, wady urządzenia nie przeważają nad zaletami i jeśli tylko te słuchawki kuszą Was wymiarami, wyglądem czy czymkolwiek innym, to przy świadomości ich wad możecie po nie sięgać – będziecie zadowoleni. A na samym końcu, dla pewności, że nic Wam nie umknie, macie okazję jeszcze się przyjrzeć, jak wygląda lewa muszla, kiedy nie jest wyczyszczona na błysk, tylko otrzemy ją o dowolny kawałek materiału ;).

Spis treści:

  1. Wzornictwo i jakość wykonania. Obsługa i użytkowanie
  2. Jakość dźwięku i stabilność połączenia. Bateria. Podsumowanie
Exit mobile version