Recenzja monitora AORUS AD27QD – ekran kompletny?

Marka AORUS, która wywodzi się spod skrzydeł Gigabyte’a, zdążyła się konkretnie rozwinąć od momentu jej powstania w 2014 roku. AORUS wydał pod swoimi skrzydłami wiele komponentów, peryferiów oraz akcesoriów komputerowych – od kart graficznych i pamięci po myszki czy plecaki. Do uzupełnienia zestawu z logiem orła (czy jastrzębia?) brakowało do tej pory już tylko monitora, ale i to musiało w końcu ulec zmianie. Model AD27QD ukazał się na rynku niedawno i choć debiuty w świecie technologicznym nie należą zwykle do udanych, to AORUS jest w tym przypadku chlubnym wyjątkiem.

Pierwsze spotkanie

Monitor zaczyna imponować zaraz po rozpakowaniu. Sam zestaw składa się raczej ze standardowych dodatków w postaci zasilacza (również tego w wersji dla Wielkiej Brytanii) oraz złącz HDMI, DisplayPort czy USB. Montaż urządzenia jest banalny jak konstrukcja cepa i nie wymaga jakichkolwiek narzędzi, a zaledwie kilku minut wolnego czasu.

Mówiąc, że AD27QD imponuje, miałem jednak na myśli sam design monitora. Gamingowe urządzenia zwykle charakteryzują się bardzo agresywną, „sportową” stylistyką, ale przód AORUS-a AD27QD w ogóle tego nie przypomina. Zgrabnie ulokowane logo, cieniutkie ramki i przemyślany design sprawiają, że na ten sprzęt patrzy się ze sporą przyjemnością.

Sam ekran przytwierdzony jest do grubego oraz solidnego ramienia, wykonanego w głównej mierze z metalu. Monitor z tyłu jest zupełną odwrotnością minimalizmu przedstawionego z przodu. Na klapie znajdują się wzory przypominające skrzydła, które skrywają pod sobą LED-y. Dodatkowo podświetlony jest również symbol AORUS-a, znajdujący się na tylnej części ramienia. Przy odpowiedniej konfiguracji wygląda to naprawdę ładnie… o ile oczywiście ktoś ma ustawione monitory w taki sposób, żeby było to widać. Moje urządzenia stoją tuż przy ścianie, więc nie miałem specjalnej sposobności, żeby móc nacieszyć się tymi efektami.

Monitor nieźle wypada też pod kątem ergonomicznym. Ramię pozwala na pochylenie ekranu w górę oraz na boki, obniżenie/podwyższenie (13 cm), a i też znalazło się miejsce dla pivota. Chwalę ten element tylko dlatego, że urządzenie świetnie udawało mi się dostosować do różnych sytuacji. Gdy trzeba było obejrzeć film czy obsłużyć domówkę, wystarczyło całość przechylić. Z kolei podczas codziennego użytkowania wyświetlacz udawało mi się ustawić w taki sposób, żeby mieć go na wysokości oczu. Dzięki temu moje plecy nie męczyły się, a to przy dłuższych sesjach jest naprawdę pomocne.

Pod kątem portów AORUS AD27QD wypada w mojej opinii bardzo dobrze. Jest złącze słuchawkowe oraz mikrofonowe, dwa wejścia HDMI, jedno DisplayPort, jedno drukarkowe USB SuperSpeed typu A/B oraz dwa USB 3.0 typu A z szybkim ładowaniem. Panel USB znajduje się niestety nie z boku, a z tyłu, co nie jest specjalnie komfortowe. Warto też dodać, że w tym gąszczu znalazło się nawet miejsce dla Kensington Locka, co może się przysłużyć pracownikom biur.

Powiem tak – dla każdego, coś dobrego… choć dodatkowym DisplayPortem raczej bym nie pogardził. Tak samo jak wbudowanymi głośnikami, dla których tutaj niestety zabrakło miejsca. Stąd jeśli zdecydujecie użyć tego sprzętu jako swojego głównego ekranu dla konsoli, to przygotujcie się na wpięcie zewnętrznego sprzętu do złącza znajdującego się na monitorze lub na samej maszynce do grania. To w sumie jest drobnostka, bo wbudowane głośniki w monitorach są zwykle kiepskie, ale wspominam to przez pryzmat mojego grania na PS4, które wymagało ode mnie podpięcia słuchawek lub manewrowania kablami… a człowiek to z natury bestia leniwa.

Nie wszystko złoto co się świeci? Powiedziałbym inaczej

Na monitor nie patrzy się jednak, żeby docenić jego aspekt wizualny. Najważniejszy jest bowiem sam ekran i, jak przystało na sprzęt za 2500 złotych, AORUS AD27QD jest napakowany po brzegi dobrem. Wyświetlacz ma 27 cali, rozdzielczość 1440p, matryca wyprodukowana została z kolei w technologii IPS i w dodatku mamy tu odświeżanie rzędu 144 Hz. AORUS AD27QD obsługuje też Adaptive Sync, czyli skorzystamy zarówno z AMD FreeSync, jak również Nvidia G-Sync (jest certyfikacja G-Sync Compatible). FreeSync/G-Sync pokrywa zakres od 48 do 144 Hz. Dodatkowo monitor obsłuży bardzo podstawowe HDR z racji obecności standardu VESA – DisplayHDR 400. Musicie przyznać, że wypada to bardzo zacnie.

Niestety, nie jestem posiadaczem kolorymetru czy innego urządzenia, które pozwoliłoby mi poddać udostępnioną przez producenta specyfikację „testowi wiarygodności”. Nie powiem Wam zatem w liczbach na ile matryca jest równomiernie podświetlona lub też jakie jest tu pokrycie kolorów. Tutaj będę zmuszony po prostu odesłać Was do testów innych redakcji, które przekażą Wam w tym temacie zdecydowanie więcej informacji.

Można też po prostu zdać się na zapewnienia producenta. Obiecywane pokrycie rzędu 95% DCI P3 to wynik bardzo dobry dla profesjonalistów… ale to tylko dodatek. Trzeba tu bowiem pamiętać, że główną grupą docelową urządzenia mają być gracze, a tym szeroka gama kolorystyczna nie jest specjalnie potrzebna. Gry nie są bowiem tak wymagające pod kątem pokrycia barw jak druk w profesjonalnej grafice.

A jak wrażenia z samego użytkowania? Muszę przyznać, że AORUS AD27QD wypadł zaskakująco dobrze. Uważam, że 1440p to idealna rozdzielczość dla monitorów o takiej przekątnej, dzięki czemu obraz jest relatywnie ostry i przy ustawieniu go w odległości 1-1,5 metra od oczu, nie widać jakichkolwiek pikseli. Windows nie musi się też specjalnie bawić w skalowanie obiektów, co pozbawiło mnie dodatkowych frustracji, które wspominam z testowania monitorów 4K.

Standardowe presety ustawień, które producent zapisał w oprogramowaniu monitora, w zupełności mnie usatysfakcjonowały. Wyświetlacz nacieszył moje oko bogatą paletą kolorów, choć oczywiście IPS nie będzie w stanie tak dobrze oddać czerni jak chociażby matryca VA. AORUS AD27QD ma przy tym bardzo dobry czas reakcji jak na matrycę IPS i zdołał on usatysfakcjonować całkiem doświadczonego gracza CS:GO. Powidoki (ghosting) istnieją na bardzo niewielką skalę, rzekłbym niewykrywalną okiem nowicjusza-gamera. Kąty widzenia z kolei wypadają bardzo dobrze, choć tutaj trzeba zaznaczyć, że pojawia się charakterystyczny „IPS glow”. Przy spojrzeniu na obraz przy mocno niestandardowej pozycji, widać lekkie srebrzenie obrazu. Podczas wyświetlenia ciemnej planszy zauważyłem też lekkie przebijanie podświetlania (backlight bleeding). Problemy te występowały jednak w moim egzemplarzu w na tyle niewielkim stopniu, że wymieniam te wady bardziej w ramach wrodzonego czepialstwa. Zresztą wspomniany backlight bleeding może nie występować ostatecznie w Waszych egzemplarzach, bo jest to pewien rodzaj loterii w kategorii wyświetlaczy.

Obraz w AORUS AD27QD zaskoczył mnie na tyle, że mogę śmiało powiedzieć, iż jest on w stanie godnie stanąć w szranki z wieloma droższymi propozycjami innych producentów. A trzeba tu zaznaczyć, że w obecnych czasach dobra matryca to jedna z najważniejszych rzeczy w kategorii gamingowych monitorów. Konsumenci cenią sobie dodatkowe funkcje, które albo dadzą im przewagę, albo zwyczajnie ułatwią życie.

Coś więcej niż tylko ekran

Testowany monitor ma bardzo bogatą plejadę dodatkowych opcji, z których prawdę mówiąc nie korzystałem zbyt często w trakcie własnego użytkowania, bo zwyczajnie nie były mi potrzebne. Pokochałem głównie funkcję Black Equalizer, która podbijała jasność ciemniejszych obszarów w grach, co pozwalało łatwiej dostrzec przeciwników chowających się w cieniu. Co ciekawe, jasne obszary nie stawały się przy tym przesadnie przejaskrawione, także przez Black Equalizer nie cierpiała reszta obrazu. Polubiłem się też nieco z Super Resolution, które było odpowiedzialne za upscaling obrazów o niższej rozdzielczości.

Co jednak ważne, wszystkie ustawienia monitora dostępne są z poziomu bardzo przemyślanego oraz intuicyjnego menu. Poruszanie się po nim jest bardzo szybkie, a odnalezienie wybranych opcji nie stanowi większego problemu. Interfejsem sterujemy z kolei przy pomocy małego joysticka, chowającego się kawałek za logo znajdującym się na przedniej części urządzenia. Nie ma żadnych innych guzików, więc zatwierdzamy dane ustawienia poprzez zwykłe naciśnięcie tej małej „gałki”. Jej klikanie oraz przemieszczanie po wybranych osiach sprawia miłe wrażenie, co nie jest standardem nawet w droższych propozycjach.

Te same ustawienia możemy też modyfikować poprzez aplikację zainstalowaną na naszym komputerze – AORUS OSD Sidekick. Zwykle oprogramowanie do monitorów pozwala głównie bawić się LED-ami, ale tutaj mamy dostęp do praktycznie tych samych opcji, co z poziomu fizycznego menu w urządzeniu. Aplikacja jest również dobrze wykonana i bardzo ułatwiła mi ona życie w niektórych momentach, zwłaszcza przy wstępnej konfiguracji. Miły dodatek.

Kompletny czy nie?

AORUS AD27QD to monitor wyceniony na praktycznie równe 2500 złotych. Ktoś powie, że to dużo i patrząc przez pryzmat zarobków w naszym kraju, będzie miał rację. Niemniej jednak propozycje konkurencji oferujące matrycę inną niż TN, o rozdzielczości 1440p, z odświeżaniem 144 Hz, obecnością podstawowego HDR oraz Adaptive Sync, potrafią być znacznie droższe. AORUS AD27QD jest nie tylko korzystniej wyceniony, ale przy tym oferuje bardzo bogatą ilość funkcji i wysoką jakość zarówno wyświetlania, jak i wykonania. Może nieco zaryzykuję tym stwierdzeniem, ale dla graczy jest to w zasadzie produkt kompletny, niekoniecznie idealny. W końcu nie jest to sprzęt bez wad, ale lista zalet przytłacza je na tyle mocno, że łatwo przymknąć na nie oko. Po prostu trudno tego monitora nie polecić.

Trzeba przyznać, że to naprawdę potężne wejście ze strony AORUS-a na rynek monitorów i zaostrza on tylko apetyt na kolejne propozycje. Jeśli będą one równie dobrze wycenione, a przy tym zaoferują podobnie bogatą plejadę funkcji, to konkurencja będzie musiała odpowiednio zareagować.

Recenzja monitora AORUS AD27QD – ekran kompletny?
Wnioski
Monitor ze stosunkowo wysoką ceną, ale też sporą listą zalet i niewielką wad. Urządzenie kompletne? Jak najbardziej!
Zalety
Po prostu ładnie wygląda
Świetna konstrukcja oraz wykonanie
Piękna matryca IPS o niskim czasie reakcji i odświeżaniu 144 Hz
Bogactwo funkcji
Intuicyjna obsługa menu
Lepiej wyceniony od konkurencji....
Wady
... ale nadal drogi
Wbudowanym głośnikiem i dodatkowym DisplayPortem bym nie pogardził
Delikatny backlight bleeding w testowanym egzemplarzu
9
OCENA