Recenzja Lenovo IdeaPad Miix 700 – Surface dla wszystkich?

Kiedy Microsoft pokazał światu Surface’a Pro, rynek hybryd zadrżał. Dotąd takie urządzenia, choć często nieduże, niemal zawsze były koślawe i jednym słowem – brzydkie. Na tle takich potworków kolejne generacje „Powierzchni” wyglądały jak jedyne czyste dzieci pośród chmary kolegów ubłoconych po pachy. Nic dziwnego, że praktyczne wzornictwo wypracowane przez Microsoft szybko doczekało się fanów – nie tylko wśród użytkowników, ale też u konkurencji. Lenovo postanowiło ponownie uderzyć w rynek hybryd. Proszę Państwa – przed Wami Yoga Surface… tfu! … Lenovo IdeaPad Miix 700.

SPECYFIKACJA, CO W PUDEŁKU I DESIGN

Cena Lenovo IdeaPad Miix 700 w testowanej konfiguracji wynosi ok. 4500 złotych.

W opakowaniu jest bogato: oprócz tabletu znajdujemy w nim również ładowarkę, kabel USB, klawiaturę i rysik. Podoba mi się to zagranie – Lenovo nie każe sobie ekstra dopłacać za gadżety, które przecież dopiero w zestawie czynią z tabletu hybrydę.

Tak, Miix 700 zdecydowanie może się podobać. Nie jest to może tak charakterystyczne wzornictwo, jak przy ostatnich Yogach. Nie mamy tu tak krzykliwych kolorów ani fikuśnych materiałów (choć żałuję, że na przykład zewnętrzna część etui z klawiaturą nie jest w kolorze soczystej pomarańczy, jak niektóre laptopy Lenovo). Od razu widać, jakich odbiorców firma chce przyciągnąć w tym wypadku – postawiono na wzornictwo kojarzące się z elegancją i klasą, więc wszelkiej maści biznesmeni, bizneswoman i ludzie przymuszeni przez profil zawodowy pracować mobilnie, powinni być zainteresowani.

Podobieństwa do Surface’a 4 Pro są aż nadto widoczne. Niemal taka sama waga, przekątna ekranu, bliźniaczy sznyt obudowy, no i ta legendarna stopka podtrzymująca tablet, gdy postawimy go na jakiejś powierzchni. Widać też pewne różnice, będące cechami charakterystycznymi Lenovo. Na przykład zawiasy, nóżki to to samo rozwiązanie, co w Yodze 900 – nie są to typowe siłowniczki, a ładnie wyglądające, zazębiające się ciasno pierścienie, nazywane zawiasem bransoletowym. I rzeczywiście, spoglądając na tył urządzenia, na czarnym tle (taki kolor otrzymałem do testów) wyróżniają się: błyszczące logo producenta i skrzące się odbitym światłem zawiasy rozkładanej podstawki. Wystarczy też rzut okiem na klawiaturę, i dostrzeżemy charakterystyczny dla Lenovo kształt klawiszy.

Całość sprawia świetne wrażenie, za co można winić materiały, z jakich wykonano ten tablet. W znakomitej większości jest to, mające przyjemną, lekko matową fakturę, aluminium. Tablet nie jest wybitnie cienki, niecałe dziewięć milimetrów to średni wynik. Łącząc to z wagą wynoszącą 780 gramów, sprzęt wydaje się być solidny. Nie ma tu miejsca na jakiekolwiek ugięcia, piski czy zgrzyty – spasowanie i sztywność korpusu tabletu są wzorowe. Wyświetlacz pokryto szkłem Gorilla Glass, które nie tylko sprawdza się w aspekcie psychologicznym („ten ekran jest odporny na zarysowania i dobrze się z tym czuję!”), ale też zapewnia rzeczywistą ochronę przed przeciwnościami losu (wszak nieraz pewnie potraktujemy wyświetlacz nie tym rysikiem, co trzeba ;)). Trzeba to powtórzyć: tablet wykonany jest znakomicie – to najwyższa próba designu i dbałości o detale. Trudno będzie nie zawiesić oka na tak wykonanym urządzeniu. Szczególnie efektownie prezentuje się w szaro-złotej wersji kolorystycznej. Choć trudno tu o wzorniczą świeżość, bo Miix 700 wygląda jak bliskie rodzeństwo Surface Pro 4, to są to dobre geny i można być z nich dumnym.

Wysuwana nóżka jest bardzo wygodna: jej opór jest mocno wyczuwalny i na tyle silny, że nie obawiamy się powierzyć losu dwunastocalowej tafli szkła niepozornej, aluminiowej podstawce. Kickstand wysuwa się w zakresie od 0 do 150 stopni i czyni go to bohaterem mojej kanapy. O ile normalnie wyprawiam gimnastyczne cuda, siedząc przed laptopem przy biurku, to mając Miix 700 jestem w stanie swobodnie przybrać pozycję kwiatu lotosu, a hybryda nadal będzie stabilnie spoczywać na moich kolanach – właśnie dzięki wspomnianej stopce. Całość tej recenzji powstaje właśnie w ten sposób, zero ślęczenia przy biurku.

Jeśli już o nóżce mówimy, to pod nią znajduje się slot na karty microSD. To dobra lokalizacja – boki urządzenia mają jedną szparę do zapełnienia się kurzem mniej. Na lewej krawędzi tabletu mamy tylko jeden z głośników i fikuśny port USB, którego gniazdo jest wygięte w charakterystyczny sposób. Ten kształt sugeruje, że jedynie przez ten jeden port USB (a są dwa) można ładować urządzenie. Tego typu rozwiązania zawsze wywołują u mnie przemożną chęć zrobienia producentom na złość i sprawdzenia, co by się stało, gdybym jednak wcisnął wtyczkę od ładowarki do drugiego portu. Oczywiście, że tego nie zrobiłem – nie jestem aż tak złośliwy.

Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz: o ile jest to godne pochwały, że urządzenie ma dwa porty USB, to jeden z nich jest z poprzedniej epoki (interfejs 2.0), a drugi – z obecnej (3.0). Skąd ta różnica i po co? Na niektóre pytania nie ma odpowiedzi. I troszkę szkoda, że jednak musimy dzielić jeden z portów z ładowarką. W sytuacji, gdy bateria wymaga ładowania, pozostaje nam tylko jedno gniazdo USB do wykorzystania. Gdy w tym konkretnym momencie chcielibyśmy dodatkowo podłączyć myszkę i zewnętrzny modem, musielibyśmy skorzystać z HUB-a. A to przecież nie jest aż tak rzadki scenariusz, zwłaszcza, że tablet w wersjach przeznaczonych na nasz rynek nie ma zintegrowanego modemu i slotu na karty SIM.

Na prawej krawędzi urządzenia mamy wspomniany już port USB, głośnik oraz gniazdo microHDMI – wygodna sprawa, ułatwiająca życie, gdy IdeaPada używamy do prezentacji czy potrzebujemy dodatkowej przestrzeni roboczej na innym monitorze. Oczywiście są też przyciski: służące do włączania/wybudzania tabletu oraz do manipulacji głośnością urządzenia (tych ostatnich praktycznie nie używałem, mając podpiętą klawiaturę). Na górnej krawędzi znajdziemy zaś jedynie gniazdo słuchawkowe. Swoją drogą, szkoda, że nie ma go na którymś z boków, wtedy wtyczka jacka 3.5 mm nie sterczałaby tak perfidnie ku górze (oczywiście, że się czepiam ;)). Na dole z kolei jest miejsce na magnetyczne złącze do klawiatury.

PROCESOR, GRAFIKA I PAMIĘĆ

Lenovo ideapad Miix 700 występuje w przyrodzie w trzech wersjach, różniących się specyfikacją i ceną:

Są to procesory Core M drugiej generacji, zatem przynajmniej w założeniu powinny radzić sobie znacznie żwawiej niż ich starsze rodzeństwo. Rozpiętość cenowa modeli jest dość spora, jednak można spodziewać się, że będą tanieć szybciej, niż jest to w wypadku Surface’ów. Mi do testów udostępniono najwyższą wersję i jestem z tego powodu bardziej niż zadowolony.

Wymienione procki charakteryzują się niedużym poborem mocy sięgającym 4.5W, gdzie na przykład te wykorzystywane w Surface’ach 3 Pro zjadały 15W. Powinno to przekładać się na lepsze czasy działania na baterii, ale pod tym względem różnice pomiędzy generacjami się zacierają, o czym napiszę nieco dalej. Tabletu nie wyposażono też w aktywne chłodzenie – znaczy to tyle, że w środku nie uświadczymy wentylatora. Ma to swoje oczywiste plusy, takie jak kompletna cisza podczas pracy czy zero ciepłego powietrza wydmuchiwanego gdzieś wprost na dłonie. Sprzęt w stresie oczywiście się nagrzewa, choć nie punktowo – robi się zauważalnie cieplejszy w okolicach napisu Lenovo i poniżej, ale aluminium dobrze przekazuje temperaturę dalej, przez co nie ma się wrażenia, że tablet w jedną rękę parzy, a w drugą ziębi. Poza tym – korzystając często z dołączonej klawiatury po prostu tego nie zauważamy.

Za grafikę odpowiada ten sam moduł, który instalowany jest w Surface Pro 4, z tym, że w najsłabszej wersji z Intel Core m3-6Y30, czyli Intel HD Graphics 515. Jak pewnie wiele razy słyszeliście, żeby, jeśli interesujecie się Surfacem, nawet nie zawracać sobie gitary jego najsłabszą wersją, bo… no właśnie. Co może wycisnąć z siebie taki układzik?

Umówmy się: hybrydy nie są do grania. Nasze oczekiwania wobec tabletu magicznie się zmieniają, kiedy podłączamy do niego klawiaturę. Wcześniej? – „och, to tylko tablet, byle tylko Hearthstone działał jak trzeba”. A jak zadokujemy klawisze: „no tak, przydałoby się, żeby pociągnął nowego Need For Speeda”. Przecież to to samo urządzenie :).

Miix 700 pociągnie dwu-trzyletnie gry na niskich detalach. Grałem w Civilization V i GRID 2, i naprawdę się da, jednak trzeba pójść na ustępstwa: albo ustawimy szczegóły grafiki na normal/low, albo wykorzystamy staroszkolną metodę zwiększania wydajności i zmniejszymy rozdziałkę z Full HD na niższą. Mocy układu graficznego wystarczy na krótkie sesje z niewymagającymi grami, jednak trzeba mieć w pamięci tę rzecz: ta hybryda nie została stworzona dla graczy.

Jeśli chodzi o wydajność pamięci, mamy tu klasyczny przykład tego, gdzie i jak należy szukać oszczędności. Prędkości są całkiem niezłe, lecz odstają od tego, co oferuje Microsoft w Surface’ach. Co ciekawe, to nie jest tak megawidoczne – zamiast pakować w środek najdroższe kości, zastosowano wystarczająco szybkie i absolutnie nie ma tutaj czego się czepiać.

Spis treści:

  1. Specyfikacja, co w pudełku i design. Procesor, grafika i pamięć
  2. Ekran. Głośniki. Aparaty. Wydajność, bateria
  3. Akcesoria: etui z klawiaturą i pióro. Podsumowanie

EKRAN

W Lenovo Miix 700 rozdzielczość ekranu to 2160×1440 pikseli, co daje nam upakowanie pikseli rzędu 216ppi. Zaprawdę, zaprawdę powiadam Wam – ten ekran jest znakomity. Paleta barw równająca do tego, co pokazał Microsoft w Surface Pro 4, naprawdę szerokie kąty widzenia i wzorowy kontrast. Prawda – niektórzy mogliby narzekać na niewielkie przechylenie barwowe w kierunku zimnego, jednak ja bym się tym nie przejmował. Jasność ekranu też jest godna pochwały: ten panel naprawdę daje radę. Producent deklaruje wartości w okolicach 350 cd/m2, natomiast testy mówią nawet o 380 nitach. Niestety, w zbyt piękny dzień, kiedy promienie słoneczne będą padać bezpośrednio na wyświetlacz, nie da się mówić o komforcie przeglądania treści. Oprócz tego, że coś na tym ekranie dojrzysz, to zobaczysz w nim również odbicie swojej skrzywionej miny. Swoją robotę robi tu błyszcząca matryca, która rzeczywiście jest dobra w tym, co ma w nazwie – po prostu błyszczy. Pomijając drobnostki, summa summarum i tak jest to jeden z najlepszych wyświetlaczy, z jakim było mi dane dotąd spotkać się w tabletach.

Od strony technicznej i wizualnej ekran nie ma się czego wstydzić, jednak 2160×1440 pikseli na 12 calach i z Windowsem 10 na pokładzie… no właśnie: skalowanie treści. Mamy tu przecież pełnoprawną wersję systemu operacyjnego, w którym zróżnicowanie aplikacji jest mieczem obosiecznym. Z jednej strony możemy odpalić jakikolwiek program, a z drugiej – czasem nie jesteśmy do końca pewni, który element interfejsu właśnie dotknęliśmy. Jeśli jakiś program nie został przystosowany do pracy w trybie tabletu, to mogą pojawić się tego typu utrudnienia. Dla tych, którzy korzystają z Office’a czy Visual Studio, których apki mają opcję zmiany trybu obsługi na dotykowy – to nie jest problem. Ale Libre Office i te mikroskopijne ikonki – no matko z córką. Najprostszym rozwiązaniem jest podłączenie klawiatury z gładzikiem lub myszki, co eliminuje zmagania z niewielkimi elementami w przestrzeni roboczej. Byłoby jednak miło, gdyby Microsoft ogarnął temat nieco lepiej, tak by tryb tabletu nie ograniczał się tylko do ukrycia ikon z paska zadań i rozszerzenia kafelek z Menu Start na cały pulpit.

GŁOŚNIKI

Docieramy do miejsca kolejnych domniemanych cięć budżetowych. Głośniki rozmieszczone są stereofonicznie, na bocznych krawędziach urządzenia. Nie są zbyt głośne – maksymalne ustawienie nie pozwoli komfortowo słuchać muzyki w salonie. Rozumiem, że przy takiej grubości tabletu nie można oczekiwać cudów, jeśli chodzi o natężenie, jednak definitywnie nie jest to pierwsza klasa – raczej średnia. Testowałem już bardziej donośne stereo w tańszych modelach tabletów Lenovo. Biorąc pod uwagę już samą jakość dźwięku, to tony wydobywające się z głośników są zadowalające – oczywiście nie ma tu mowy o soczystym basie czy głębi, ale odgłosy są miękkie i nie drażnią. Może to i nawet lepiej, że głośniki nie tłuką szyb falą pogłosu – nie wiadomo, co by się działo, gdyby dać im za dużo mocy.

Jeśli jesteśmy już przy słuchaniu muzyki, to mogę powiedzieć coś o wyjściu słuchawkowym. Tu, co ciekawe, mocy nie zabrakło. Jest w sam raz: pchełki na maksymalnym wolumie rozsadzą głowę, a nauszne zaczną lekko irytować. Subiektywne odczucia są takie: flagowe smartfony mają lepsze audio. W Miix 700 niby separacja instrumentów jest w porządku, ale sam wokal próbuje się w nie mocno wmieszać i powoduje uczucie ściśnięcia sceny. W pewnych momentach miałem wrażenie, że wszystko wręcz dudni. To pewnie, jak już wspomniałem, jest kwestią osobistego odbioru, gdyż mało prawdopodobne, żeby ktoś dorobił się identycznej głuchoty do mojej.

APARATY

5 megapikseli z przodu i z tyłu. Tylny aparat ma autofokus i diodę doświetlającą. Razem z przednim potrafi też namierzać twarze i kręcić wideo w Full HD (30 kl./s). Do czego może się taki aparat przydać? W skrajnych sytuacjach może posłużyć jako skaner notatek i to chyba tyle. Zrobiłem ze dwa zdjęcia tym cudem, żebyście Wy nie musieli. Naprawdę, nie róbcie tego. Ja zrobiłem i trochę mi wstyd. Przy okazji – wiecie, jak niewygodnie robi się zdjęcia 12-calowym tabletem z doczepioną klawiaturą?

Ciekawostka: w niektórych modelach Miix 700 (niedostępnych w Polsce), tylny aparat ma możliwość korzystania z Real Sense i Windows Hello. Jak dostać się na konto Microsoftu odwracając tablet podczas logowania? Dobrze, że nie musiałem tego sprawdzać ;).

Jakość zdjęć nie powala, ale jak na tablet jest w porządku – przechwycone kolory są ładne, za to fotografiom brakuje detali. Dużo zależy od tego, w jaki sposób autofokus wymyśli sobie zadziałać – tego nigdy nie byłem w stanie przewidzieć. Raz skupiał się na obiekcie naprawdę szybko, innym razem nie pomagały nawet modlitwy i jedynym remedium był restart aplikacji. Jeśli miałbym w pośpiechu kiedyś zrobić zdjęcie ważnych notatek, a miałbym do dyspozycji tylko IdeaPada, mógłby to być test nie tylko mojego refleksu, ale i cierpliwości. Aparat zwykle działa, a czasem nie – i jest to ewidentna wina aplikacji. Frontowy sensor niestety jest dość dokładny, przez co widać niepotrzebne detale mojej twarzy.

WYDAJNOŚĆ, BATERIA

Wszystkie pomniejsze wady można z powodzeniem puścić w niepamięć, biorąc pod uwagę to, jak sprawnie Lenovo radzi sobie z zadaniami. Komplet podzespołów zapewnia naprawdę przyjemną pracę. Piętnaście zakładek w przeglądarce, Spotify w tle i buforujący się filmik na YouTube? Czemu nie? – zero opóźnień. Trudno o jakiekolwiek słowa krytyki, kiedy ocenia się wydajność Miix 700 podczas codziennych czynności. Muszę przyznać, że przez 70% czasu ta hybryda całkowicie zastępowała mi komputer osobisty i wierzcie mi – nie czułem żadnego braku.

Są jednak zadania, które będą zmuszać ten sprzęt do większego wysiłku: to na przykład gry czy renderowanie filmów w Full HD. To dziedziny, w których tablet nie będzie sobie radził tak dobrze, jak laptopy. To nie jest tak, że nie podoła, bo recenzję wideo renderowałem właśnie na Miix 700. Jest to jednak trochę męczące – nie tylko dla hybrydy, ale i dla jej właściciela. IdeaPad w najwyższej wersji to kawał dobrego sprzętu, ale szukać dla niego stałego kąta w mieszkaniu, czy podpinać na wieki pod ładowarkę – to nie jego naturalne środowisko. To sprzęt mobilny i kocha towarzyszyć człowiekowi poza domem.

No właśnie: jak wygląda kwestia wydajności baterii? Ogniwo ma pojemność 40,5 Wh, czyli ponad 5700 mAh. Nie cierpię poddawać baterii testom syntetycznym. One potrafią być miarodajne, ale jeśli tylko mam możliwość przetestować, jak bateria zachowuje się podczas typowego dla mnie użytkowania, to to robię.

Oczywiście, im większe ciężary nałożone na procesor i resztę podzespołów, tym gorsze wyniki przebiegów:

Wszystkie powyższe wyniki dotyczą pracy przy jasności ekranu 80%-100% i podczas pracy na zewnętrznym modemie.

Najdłużej bateria wytrzymała niemal 7h. Oprócz włączonego WiFi, z którego prawie wtedy nie korzystałem, tablet działał jedynie jako maszyna do pisania w edytorze tekstu. Z tego względu nie jestem w stanie uwierzyć, że tablet potrafiłby przez 9h odtwarzać filmy (jak deklaruje producent).

Proces ładowania baterii od zera do pełnego wskaźnika trwa 1h 50 min.

Zdaję sobie sprawę, że specyfika pracy każdego z nas jest inna i wymaga dostosowania sprzętu do profilu naszych działań. Jedni będą obrabiać zdjęcia, drudzy kupią hybrydę, żeby nie stracić możliwości wykonywania trochę bardziej złożonych zadań niż „wyślij krótkiego maila”. Inni z kolei potrzebują lekkiej maszyny do pisania. Oceniłbym wydajność ogniwa na do zaakceptowania, gdyż na pewno nie jest to element, którym polecałbym ten sprzęt potencjalnemu nabywcy.

Przy cięższych procesach wskaźnik naładowania baterii leci w oczach, za to gdy nie mamy podłączonych żadnych energożernych peryferiów, jest całkiem w porządku. Wyrażając się w ten sposób, biorę pod uwagę to, że przede wszystkim korzystałem z tego sprzętu jak z notebooka. Jeśli by patrzeć na sprawę przez pryzmat wydajności baterii w tabletach, to tutaj jest już poniżej oczekiwań – znajdziemy tablety o podobnej przekątnej i znacznie lepszym czasie pracy. Jednak znów: jest to hybryda, i tutaj musimy być świadomi pewnych ustępstw na rzecz elastyczności i wydajności pracy.

Spis treści:

  1. Specyfikacja, co w pudełku i design. Procesor, grafika i pamięć
  2. Ekran. Głośniki. Aparaty. Wydajność, bateria
  3. Akcesoria: etui z klawiaturą i pióro. Podsumowanie

AKCESORIA I PODSUMOWANIE

Klawiatura z etui. Dla Lenovo należą się słowa uznania za to, że dołącza do zestawu doczepianą klawiaturę i nie woła sobie za nią dodatkowych pieniędzy. To warte odnotowania, zwłaszcza, że Microsoft każe sobie za Type Cover trochę dopłacić. I to nie jest tak, że do Miix 700 dorzucane jest byle pisadełko z byle jak ciętego plastiku z odzysku – o, nie: to naprawdę udany dodatek i jedna z najlepszych klawiatur do tabletów w ogóle.

Klawiatura mocowana jest do tabletu za sprawą magnetycznego zaczepu i jest on wystarczająco silny, żeby przeciwdziałać sile grawitacji, w wypadku, gdybyśmy podnieśli urządzenie tylko za ekran, pozwalając etui wisieć poniżej. To dobrze – praktycznie nie ma żadnych szans na przypadkowe wypięcie się klawiatury.

Etui sprawia dobre wrażenie. Zewnętrzna faktura klapy ma przypominać skórę – wydaje się być odrobinę miękka, nie brudzi i nie rysuje. Strzelam, że z czasem będzie się przecierać w najbardziej podatnych na to miejscach, jednak przez czas testów niczego takiego nie zauważyłem, więc prawdopodobnie uprawiam teraz czarnowidztwo. W środku etui jest przyjemne w dotyku, lekko matowe – bardzo spodobał mi się ten materiał. Klawisze są już wykonane z bardziej wytrzymałego tworzywa, delikatnie chropowatego, co pozwala to łatwo je rozróżnić podczas pisania. Wyspowe ułożenie tych klawiszy to znak rozpoznawczy Lenovo i nie bez powodu kojarzą się one ze spotykanymi w laptopach tej firmy. Mi osobiście do ich kształtu i rozrzutu nie było trudno się przyzwyczaić.

Pewną trudność początkowo sprawiło mi wyzbycie się wrażenia, że klawiatura sprężynuje. Nie jest to tak silne zjawisko, jak wydawało mi się podczas pierwszego spotkania (byłem po prostu przyzwyczajony do sztywnych klawiatur laptopów), jednak nie można przymknąć na to oka. Oczywiście można zrezygnować z podwójnego magnesu, który powoduje, że klawiatura jest lekko uniesiona w powietrzu i pochylona pod niewielkim kątem w stronę użytkownika – zawsze to jakiś sposób, ale… Owszem, kiedy leży ona płasko na blacie biurka, jest zdecydowanie stabilniejsza, ale ani to wtedy wygodne, ani ciche, bo dźwięk dobijanych klawiszy niesie się wtedy jak kwik dzika po lesie. Są one dość twarde, mają też nieco wyższy skok niż u konkurencji.

Pisanie na takiej klawiaturze to kwestia nawyku. Bywało, że gubiłem litery podczas szybkiego pisania, aż odkryłem powód: ta klawiatura jest stworzona do tego, żeby stukać na niej, gdy mamy hybrydę na kolanach. Naprawdę, odkąd odszedłem od biurka i siadłem na kanapie, ilość pomyłek spadła niemal do zera, a na pewno nie ma takich, które byłyby spowodowane mankamentami klawiatury. Widocznie nie przepada ona za zbyt sztywnym podłożem. Czy to wygodne? Oj, tak. Domyślam się, że osoba o krótkich nogach może mieć niewielki problem z optymalnym rozstawieniem stopki tabletu i znalezieniem jeszcze miejsca na klawiaturę, ale wyższym osobom nie powinno to sprawiać trudności.

Czy czegoś zabrakło? Tak, podświetlenia! Szkoda, że Lenovo nie zdecydowało się na umieszczenie diod pod klawiszami, skoro już celują w premium. Zgaduję, że dla wielu byłaby to przydatna rzecz – sam większość tego tekstu klepałem w nocy. Doceniłbym, naprawdę.

Gładzik jest wystarczająco duży i precyzyjny, miły w „smyraniu”. Ma dwa standardowe przyciski oraz multitouch, dzięki któremu obsługuje niektóre Windowsowe gesty, na przykład przewijania (dwoma palcami w górę lub w dół), czy powiększenia lub pomniejszenia (przez gest szczypnięcia lub rozciągnięcia). To niestety tyle – sama płytka dotykowa nie jest tak mocno zintegrowana z systemem, jak to jest w Surface Pro. Gdybym się uparł, to obsługiwałbym hybrydę tylko i wyłącznie gładzikiem, jednak zawsze kończyło się tym, że ostatecznie i tak pomagałem sobie ekranem dotykowym lub podpinałem myszkę.

Biorąc pod uwagę wszystkie „za” i niewiele „przeciw” – etui z klawiaturą nie dość, że ładne i zapewnia dodatkową ochronę ekranu, to do tego przyjemnie się na nim pisze. Jest plusik!

Pióro. To jest naprawdę fajna sprawa – kolejny gadżet ułatwiający życie, dorzucany przez Lenovo do zestawu. Ten funkcjonalny rysik tylko nieznacznie ustępuje funkcjonalnością Surface Penowi. Lenovo chwali się, że potrafi on wychwycić 2048 poziomów nacisku i jestem w stanie w to uwierzyć. Pióro ma dość twardy grot, co skutkuje czasem charakterystycznym stukaniem o powierzchnię wyświetlacza. Nie jest to jednak coś, co by, że tak to ujmę, skreślało jego przydatność. Na rysiku mamy dwa (podobno definiowalne, ale nie znalazłem tej opcji) przyciski. Szkoda, że przeciwny koniec długopisu nie jest aktywny – tak jak w Surface Penie. Wbrew tego, co przekazują niektóre redakcje, nie ma możliwości korzystania z grzbietu pióra jako gumki, do zmazywania pojedynczych linii rysunku czy tekstu. Służy do tego jeden z przycisków.

W korzystaniu z rysika pomaga aplikacja WRITEit, która początkowo była niedopracowana, jednak w trakcie trwania testu otrzymała aktualizację i jest teraz podstawowym kompanem podczas pracy z piórem. Mamy możliwość robienia zrzutu całego ekranu, jego części, możemy rysować czy podkreślać tekst. Ponadto, gdy korzystamy z pena, aplikacja wyszukuje pola tekstowe na ekranie i proponuje skorzystanie z rysika do wpisania tekstu, który następnie zostanie skonwertowany do cyfrowej postaci dzięki opcji rozpoznawania tekstu. Czasem to wyszukiwanie pól tekstowych działa aż za dobrze i WRITEit błędnie interpretuje wolne pole. Na pewno jest jeszcze co poprawiać kolejnymi aktualizacjami.

Owszem, możliwości nie ma zbyt dużo, jednak jeśli robimy sporo zrzutów ekranu, wycinamy i wysyłamy fragmenty tekstu czy publikacji – pióro zdecydowanie przyspiesza pracę. Osobiście sporo korzystałem z tego gadżetu i nie widzę Lenovo Miix 700 inaczej, jak tylko w duecie z nim. Jedynym poważniejszym minusem jest to, że nie można swobodnie położyć ręki na ekranie i rysować, tak by dłoń nie została wykryta i nie rysowała dodatkowych linii. Zdarzyło się też raz, czy dwa, że rysik nie reagował, jednak było to tak sporadyczne, że aż dziwne, że o tym wspominam.

Stylus można zamocować z pomocą specjalnego zaczepu do… portu USB. Dyskusyjne to rozwiązanie, gdyż w ten sposób łatwo tracimy wolne gniazdo rozszerzeń. Szczerze – nie korzystałem z niego w ogóle, jednak może być ktoś, komu taka opcja w smak.

PODSUMOWANIE

Lenovo Miix 700 to udana hybryda. Jeszcze trochę jej brakuje do nawiązania bezpośredniej rywalizacji z Surfacem Pro 4 (a przynajmniej z najwyższą jego wersją). Pomiędzy tymi hybrydami rzucają się w oczy różnice wydajnościowe – Surface znacznie lepiej nadaje się do wymagających zadań. Jednak jeśli nie planujemy montować filmów w 4K i grać w nowsze gry, to Miix 700 jest bardziej opłacalnym wyborem. Ma znakomity ekran, nie straszna mu wielozadaniowość i sprawdzi się w podróży. Pod względem wykonania ma czym się chwalić – prezentuje się bardzo dobrze i jest skrojony doskonale. Dodatkowo w zestawie znajdujemy klawiaturę, której nawet przez myśl nam nie przejdzie wymieniać oraz rysik, który rzeczywiście do czegoś się przydaje. Jeśli mielibyśmy kierować się ceną, to za te same pieniądze kupimy Surface’a Pro 4 z klawiaturą, ale o odczuwalnie gorszej specyfikacji.

Oczywiście nie jest to sprzęt dla wszystkich. Trudno oczekiwać od hybrydy funkcjonalności i wydajności rasowych notebooków czy stacji roboczych, nawet jeśli byłyby one tak samo drogie, jak ona. Nie ma się co pakować w dotykowy ekran i stylus, których nigdy nie użyjemy, bo będziemy traktować Miixa jak komputer stacjonarny i w życiu nie wyniesiemy go z domu, ani nie zabierzemy choćby na kanapę. Jeśli jednak potrzebujesz solidnej hybrydy, która wygląda i działa (i jeszcze raz wygląda), a twoim zdaniem za Surface Pro 4 w wersji z Intel Core i5 Microsoft każe sobie płacić trochę za dużo – warto rozważyć zakup Lenovo IdeaPad Miix 700.

Spis treści:

  1. Specyfikacja, co w pudełku i design. Procesor, grafika i pamięć
  2. Ekran. Głośniki. Aparaty. Wydajność, bateria
  3. Akcesoria: etui z klawiaturą i pióro. Podsumowanie
Exit mobile version