Recenzja Kingdome Come: Deliverance – A Woman’s Lot, czyli DLC ze szczyptą feminizmu

Od premiery Kingdome Come: Deliverance minął już ponad rok. Od tego czasu gra zespołu Warhorse Studios podbiła serca graczy na całym świecie, uchodząc za jedną z najlepszych produkcji 2018 roku. Rosnąca popularność Kingdome Come skłoniła twórców do zaprojektowania kilku DLC, mających wypełnić fabularne luki w wątku głównym i wpuścić odrobinę świeżego powietrza do doliny Sazawy. W ten sposób doczekaliśmy świetnego Band of Bastards czy From Ashes, a ostatnio intrygującego A Woman’s Lot. To ostatnie rozszerzenie będzie tematem dzisiejszej recenzji, do której serdecznie Was zapraszam!

A Woman’s Lot jako średniowieczno-feministyczna wizja świata

A Woman’s Lot (tj. Dola Kobiety) to tytuł od początku nacechowany silnym feminizmem stanowiącym niejako opór wobec męskiego patriarchatu. Twórcy nie bawili się wprawdzie (na całe szczęście) w zakłamywanie historii, ale starali się wyeksponować kobiece postaci na tle wydarzeń z podstawki Kingdome Come.

A Woman’s Lot podzielone jest na dwa oddzielne, ale koszmarnie nierówne wątki. Trudno mi będzie całościowo ocenić czwarte DLC do Kingdome Come, ale zrobię, co w mojej mocy, aby przybliżyć Wam jak to wszystko wygląda i z czym to się je. Jak wspomniałem wyżej, mamy tutaj dwie zupełnie różne historie skupiające się wokół dwóch pobocznych bohaterek – Teresy ze Skalicy oraz Johanki z Sazawy. I zapowiem to już teraz – nie spodziewajcie się fajerwerków.

A Woman’s Lot to rozszerzenie dla arcyfanów średniowiecznej rzeczywistości, dla których zbieranie rzepy o poranku czy wyprawa po gwoździe do kowala, wpisują się w kategorie odwzorujące magię ówczesnego świata. Znajdzie się tu też parę intrygujących questów rodem z podstawki, ale raczej nie zrekompensują Wam one czasu spędzonego przed komputerem. To po prostu gratka dla miłośników średniowiecza. Mnie szczerze mówiąc wspomniane DLC kompletnie nie porwało…

Na całe szczęście wyeksponowanie Teresy i Johanki oraz ukryte tutaj feministyczne przesłanie, nie rzutują na odbiór gry. Przeciwnicy poprawności politycznej nie muszą się więc martwić, bo A Woman’s Lot to przede wszystkim przejmujący obraz silnej, niezłomnej kobiety, która ma więcej odwagi od niejednego mężczyzny.

No, ale wszystko po kolei. Aby nie wprowadzać zbędnego chaosu, podzielę recenzję na dwie części. W pierwszej skupię się na wątku Teresy, a później poświęcimy trochę czasu Johance. Do dzieła!

Ach te baby! Człek by je łyżkami jadł

Słowo się rzekło, więc na stół wyłożyliśmy historię Teresy – dziewczyny o iście ognistym temperamencie, która krew niejednego Kumana ma na swoich rękach. Zacznijmy jednak od początku.

Osoby, które grały w podstawkę Kingdome Come na pewno pamiętają moment, kiedy Skalica zostaje zaatakowana przez ogromną, nieznaną armię. To wtedy Henryk traci rodziców, a podczas ucieczki udaje mu się ocalić życie Teresie. Przynajmniej tak to wyglądało z jego perspektywy. Jakiś czas później spotka on Teresę nieopodal Ratajskich murów.

Jeśli zechcemy rozpocząć DLC, wystarczy porozmawiać z Teresą i zapytać jak udało jej się przeżyć atak na Skalicę. Wcześniej musimy jednak przejść zadanie pt. Przebudzenie – inaczej nici z DLC. Wtedy gra automatycznie przeniesie nas do wspomnień Teresy, mniej więcej do momentu, w którym rozpoczynaliśmy grę Henrykiem.

Chwila oczekiwania, parę krótkich cut-scenek i oto jesteśmy znowu w Skalicy, ale tym razem jako szanowana córka młynarza, a nie syn kowala. Na początku myślałem, że twórcy dzięki postaci Teresy, pozwolą nam bliżej poznać Henryka albo któregoś z bohaterów poległych w czasie ataku. Niestety, tak się nie stało. Całość rozgrywki skupia się na durnych wyborach na zasadzie: pójdę na jagody albo na grzyby. Questy poboczne opierają się na zrywaniu rzepy, karmieniu kur i bieganiem za swoim zabugowanym psem.

Tak, zamiast konia dostaliśmy psa i jest to chyba największa różnica pomiędzy A Woman’s Lot a podstawką (oczywiście w kontekście wątku Teresy). Nie możemy wprawdzie naszego zwierzęcego towarzysza dosiąść, ale za to możemy go pogłaskać, nakarmić i wydać komendę: szukaj! Wtedy nasz pupil może znaleźć jakieś ciekawe miejsce i poinformować nas o tym szczekaniem.

Bies – bo tak nazywa się nasz biały kundelek, to najbardziej zabugowany zwierzak jakiego było mi dane poznać. Nie sposób za nim nadążyć ani go zrozumieć. Czasami pojawia się i natychmiast znika niczym czarnoksiężnik o potężnych mocach. Innym razem słychać jak obszczekuje kogoś w oddali, ale nie wiadomo kogo i po co? Słabo też reaguje na komendę: do nogi! Bies żyje swoim życiem i w żaden sposób nie urozmaica nam rozgrywki.

Raziła mnie też sztampowa fabuła. Jasne, mamy poznać historię Teresy przed dramatycznymi wydarzeniami w Skalicy, ale to w końcu gra komputerowa, która powinna nas w jakikolwiek sposób pochłonąć i wciągnąć, żebyśmy chcieli tę opowieść poznać. Twórcy kompletnie o tym zapomnieli. Oddali nam do dyspozycji Teresę (jakkolwiek to brzmi), łudząc się, że gracze odpłyną w totalnej ekstazie, bo oto mogą zagrać kobietą. No nie, tak to nie działa. Przejście tego do bólu nudnego DLC zajmuje około trzech godzin. Nie ma tutaj ani zwrotów akcji, ani trudnych pojedynków, ani niczego, co mogłoby uratować ten wątek.

Teresa walczy w taki sam sposób jak Henryk. Ba! Bez problemu położyła kilku Kumanów, a z łuku ustrzeliła kolejnych dwóch. Może gdzieś trenowała? Może nauczył ją ojciec. Nie wiem, tego nie wyjaśniono. Mechanicznie jest więc bez zmian, bo oprócz psiego towarzysza nie zmieniło się na tym polu kompletnie nic.

Przy tak małym projekcie twórcy nie powinni bawić się w zbieranie rzepy i obszczekiwanie sąsiadów. Tutaj było potrzebne artyleryjskie działo, które zmiotłoby odbiorcę z powierzchni ziemi. Niestety, sama postać Teresy jest tak niemiłosiernie drewniana i beznadziejna, że nawet chwilę nie byłem w stanie się w nią wczuć.

Płoną góry, płoną lasy

Jeśli miałbym się tutaj doszukiwać jakichkolwiek plusów, to z pewnością powiedziałbym o przedstawieniu roli kobiety w średniowiecznej społeczności. I jeśli miałbym odczytywać to rozszerzenie jako swoisty manifest kobiecej wolności i niezależności, to przybiłbym piątkę. Pod tym względem A Woman’s Lot faktycznie się broni, ale w kontekście całości i tak wygląda to marnie. Na szczęście wątek Teresy miał być jedynie uzupełnieniem historii Henryka i próbą ukazania tych samych wydarzeń z innej perspektywy. Wyszło jak wyszło, ale myślę, że fani średniowiecza i tak będą zadowoleni.

Uff, przebrnęliśmy przez to z bólem i cierpieniem, ale teraz czeka nas coś bardziej przyjemnego. Panie i Panowie, przed Wami druga część recenzji, tym razem skierowana w stronę opowieści Johanki.

Matka Boska Sazawska – był biskup i inkwizycja!

W drugiej linii fabularnej ponownie wcielamy się w Henryka, który musi pomóc Johance rozwikłać zagadkę tajemniczych objawień, z którymi zmaga się od jakiegoś czasu. Aby rozpocząć zadanie udajemy się do sazawskiego klasztoru i rozmawiamy z Johanką. Niestety szybko okaże się, że nie ma drogi na skróty i najpierw musimy przejść niezmiernie żmudny quest W rękach Boga.

I jest to droga przez mękę, bo misja rozrasta się do sporych rozmiarów za sprawą takich smaczków jak: przyniesienie 10 kawałków dziczyzny. W konsewkencji, przeczesujemy całą mapę w poszukiwaniu potrzebnych nam składników, elementów czy ludzi, z którymi musimy porozmawiać. Ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby wszystkie najnudniejsze questy zawrzeć w jednym i niestety przed rozpoczęciem DLC musimy temu sprostać. Poza tym powinniśmy ukończyć inne, bardziej zajmujące zadanie pt. Zaraza.

Gdy już uporamy się ze wszystkimi wymaganiami, będziemy mogli rozpocząć niejako drugą część A Woman’s Lot. Tym razem jednak czeka nas znacznie więcej fabularnych smaczków, rozbudowanych misji i przede wszystkim – podejmowanych decyzji i ich konsekwencji. Wątek Matki Boskiej Sazawskiej może się skończyć na kilka sposobów, przy czym o happy end jest naprawdę trudno. Nie będę Wam niczego spoilerować, w skrócię zarysuję tylko fabułę, żebyście wiedzieli, z czym mamy do czynienia.

Johanka dostaje serii objawień, których nie jest w stanie do końca zrozumieć. Ze względu na swój status społeczny, doskonale wie, że nikt jej nie uwierzy. Ba! Może zostać oskarżona nawet o herezję i spalona na stosie. Na szczęście w okolicy pojawia się Henryk (główny bohater), który decyduje się pomóc swojej przyjaciółce ze Skalicy.

Szybko okazuje się, że rozwikłanie zagadki tajemniczych objawień wcale nie będzie takie proste. Nasz bohater będzie musiał się udać w miejsca owych wizji i postarać się samemu zrozumieć ich sens. Ponadto, na jego drodze staną ludzie, którzy utożsamią doznającą objawień kobietę z pospolitą wiedźmą. Akcja nabierze niesamowitego tempa, a nam przyjdzie się konfrontować z samą inkwizycją.

Od naszych poczynań będzie zależał los Johanki, a decyzje wcale nie będą łatwe. Przyznam szczerze, że momentami byłem pod wrażeniem tak dobrze zrealizowanych questów, które szybko nasuwały mi skojrzenia z Wiedźminem. Matka Boska Sazawska bazuje na tych samych odcieniach szarości. Trudno jest podjąć jednoznacznie dobrą decyzję, a czasami jeden wybór jest stanie przesądzić o szczęśliwym zakończeniu.

Co się zaś tyczy mechaniki… tutaj szczególnych zmian nie ma. Twórcy w obu liniach fabularnych oddali nam do dyspozycji kilka nowych mikstur, dziesiątki tzw. znajdziek i nowe bronie, ale nie jest to nic spektakularnego, o czym warto by było się rozpisywać.

Czas na krótkie podsumowanie

W A Woman’s Lot powinno się oddzielnie oceniać wątek Teresy i Johanki, bo różnica jakości i długości pomiędzy nimi jest wręcz kolosalna. Historia Teresy to zaledwie 2-3 godziny żmudnej rozgrywki, a opowieść Johanki może zająć nawet do 10 godzin gry.

Ponowny powrót do Skalicy w żeńskiej odsłonie okazał się totalnym niewypałem i zmarnowanym czasem. Cieszę się, że ta męka trwała tylko trzy godziny… Z drugiej strony dostałem zmyślnie zaprojektowany wątek Johanki z wyśmienicie wykreowanymi postaciami drugo i trzecioplanowymi, gdzie nawet przez chwilę nie dopadło mnie znużenie… Co więcej, śmiało mogę powiedzieć, że był to najlepszy quest w całym Kingdome Come.

I co zrobić w takiej sytuacji? Wydaje mi się, że sprawiedliwą oceną będzie 6/10, choć od razu zaznaczę, że dla linii fabularnej z Johanką dałbym o jedną albo dwie gwiazdki więcej. Nienaruszona warstwa graficzna i mechaniczna nie przeszkadzały w zabawie. Ten lekko zabugowany styl w połączeniu z toporną walką i drewnianymi animacjami można naprawdę polubić – trzeba się tylko przyzwyczaić.

Gdybyście mieli wątpliwości, czy A Woman’s Lot warto mieć w swojej biblioteczce, to już odpowiadam: tak, ale wątek Teresy lepiej zostawić na sam koniec, bo zapewniam że po jego przejściu motywacja do jakiejkolwiek dalszej rozgrywki gwałtowanie spadnie…

Grę przeszedłem w wersji na PC po ukończeniu podstawki i pozostałych DLC.

Recenzja Kingdome Come: Deliverance – A Woman’s Lot, czyli DLC ze szczyptą feminizmu
6
6
Ocena użytkownika1 głos
9
Zalety
ciekawy wątek fabularny z Johanką
konsewkencje podejmowanych wyborów
dynamiczne prowadzenie akcji
kilka nowych mikstur ułatwiających rozgrywkę
Wady
nużąca linia fabularna Teresy
zabugowany psi towarzysz
fatalnie zaprojektowane questy poboczne w wątku Teresy
siła Teresy nieadekwatna do jej "rycerskich" umiejętności
6
OCENA