Kilka miesięcy temu, robiąc naleśniki, niezdarnie szturchnęłam miskę z przygotowanym ciastem. W efekcie wylądowało na podłodze, zachlapując pół kuchni, i wzbudzając we mnie ogrom irytacji. Uśmiechnęłam się wtedy pod nosem, myśląc: tylko automatycznego mopa mi jeszcze brakuje. Może właśnie takiego, jak teraz przyszło mi testować – Dreame H15 Pro.
Bycie geekiem to straszna choroba
Oczywiście traktujcie to, co napisałam, z przymrużeniem oka. Ale faktem jest, że osoby, lubiące nowinki technologiczne, nie mają teraz łatwo. Na rynku pojawia się coraz więcej urządzeń, które mogą nas w wielu obowiązkach domowych wyręczyć lub po prostu je ułatwić czy też uprzyjemnić. Zresztą, wystarczy spojrzeć po moim przykładzie.
Do codziennego dbania o czystość podłóg mam odkurzacz automatyczny. Raz na jakiś czas przelecę mieszkanie dodatkowo odkurzaczem pionowym, który pomaga mi też dbać o czystość kanap i wszelkiego rodzaju zakamarków. W całej tej układance brakuje jednego ogniwa. Tak, dobrze myślicie – odkurzacza mopującego.
Bo – jasne – roboty sprzątające mają opcję mopowania, ale to wciąż rozwiązanie służące odświeżeniu podłóg, a nie ich myciu. Chcąc zatem iść z duchem czasu, można kupić np. takiego Dreame H15 Pro, który…
I tu czas na lokowanie promocji:
Do 10 kwietnia Dreame H15 Pro dostępny jest w niższej cenie – za 2499 złotych. Po tej dacie cena wzrośnie do standardowej, która wynosi 2999 złotych.



Odkurzacze mopujące przeszły długą drogę
Nie lubię sprzątać. O ile jeszcze odkurzanie z użyciem odkurzacza pionowego (niekoniecznie nowoczesnego, może być starodawny, tradycyjny) potrafi mnie mimo wszystko wyciszyć, tak tradycyjne mopowanie to już zupełnie nie mój konik. Nie lubię i, przyznaję, moje podłogi są myte raczej rzadziej niż częściej (na szczęście testujemy coraz więcej robotów sprzątających z opcją mopowania… ;)).
Z odkurzaczami mopującymi też nie mam dobrych wspomnień. Swego czasu, ładnych kilka lat temu, testowałam sprzęt, który wymagał strasznie dużo uwagi – po mopowaniu podłóg trzeba było ręcznie umyć wałek i zostawić do wysuszenia, zadbać o czystość stacji dokującej, opróżnić pojemniki na wodę i brudy, etc. Strasznie dużo zachodu – w stosunku do tradycyjnego mopa profitów właściwie brak, a zajmował sporo więcej miejsca.
Na szczęście w świecie tego typu sprzętu zaszły spore zmiany. Już o Dreame H13 Pro słyszałam sporo pozytywnych słów, ale jakoś ciągle nie było mi z tym sprzętem po drodze. I tak przeczekałam aż na rynku zadebiutowały kolejne generacje. Dreame H15 Pro jest przykładem pionowego odkurzacza mopującego, który nie wymaga zbyt wiele uwagi – wiele aspektów, które przeszkadzały mi kilka lat temu, zostało wyeliminowanych.


Budowa Dreame H15 Pro
Urządzenie składa się z dwóch części – odkurzacza mopującego i stacji bazowej. Odkurzacz jest wyposażony w, od góry:
- rączkę z włącznikiem, zmianą trybów pracy i przyciskiem odpowiadającym za uruchamianie funkcji samoczyszczenia (jego wciśnięcie przez 3 sekundy powoduje uruchomienie samego suszenia),
- ekran wyświetlający tryby pracy, procentowy poziom naładowania, jak i ikony informujące o braku wody czystej czy pełnym zbiorniku wody brudnej,
- zbiornik na wodę brudną (700 ml),
- zbiornik na wodę czystą (780 ml),
- demontowalny wałek.


Krokiem wstecz względem Dreame H13 Pro jest brak pojemnika automatycznie dozującego płyn do mycia – wystarczyło go tam wlać na jakiś czas i się nim nie przejmować. Nie ukrywam, dość upierdliwe jest dolewanie go przy każdym uzupełnieniu zbiornika na wodę czystą. Ogromna szkoda, że producent zrezygnował z tego rozwiązania.
Druga rzecz to brak podświetlenia szczotki, będąca – jak mniemam – wypadkową zastosowania ściągaczki w przedniej części podstawy odkurzacza. Jest to system GapFree, oparty o robotyczne ramię opuszczające się automatycznie, gdy jedziemy odkurzaczem do tyłu. Ma to za zadanie pozostawienie minimalnej ilości wody podczas mopowania, eliminowanie zacieków, przyspieszanie schnięcie podłogi oraz pomoc w czyszczeniu przestrzeni przy ścianach.
Budowa Dreame H15 Pro pozwala na korzystanie z niego również poziomo względem podłogi (180 stopni) – wystarczy wręcz położyć go na ziemi, by wjechać pod podwieszane meble czy kanapę. Wjazd ułatwia dodatkowe małe kółeczko, znajdujące się z tyłu obudowy odkurzacza.

Odkurzacz wykonany jest solidnie i wygląda naprawdę dobrze. Jedyny element, do trwałości którego mogę mieć jakiekolwiek wątpliwości, to rączka odpowiadająca za podnoszenie i tym samym odłączanie zbiornika na wodę czystą. Zbiornik jest montowany poziomo i, aby go wyjąć z podstawy, należy użyć nieco siły, podważając rączkę do góry. Podczas eksploatacji odkurzacza często będziemy sięgać w kierunku tego zbiornika – warto na niego uważać, by zachował trwałość jak najdłużej.
Na temat samej stacji i jej możliwości rozpiszę się w dalszej części tekstu. Teraz wspomnę jedynie, że odkurzacz stoi w niej pewnie i, aby zaczął się ładować, wystarczy go po prostu umieścić w stacji – proces ładowania rozpoczyna się automatycznie.
Wypadałoby jeszcze rozwinąć temat trybów pracy, bo te są cztery:
- tryb inteligentny – dostosowuje siłę ssania do zabrudzeń na podłodze,
- tryb turbo – usuwa z podłogi uporczywe zabrudzenia,
- tryb ssania – urządzenie wyłącznie odsysa wodę,
- tryb niestandardowy – moc ssania, objętość wody, etc., można regulować w aplikacji (do tego jeszcze wrócę).




Dreame H15 Pro w praktyce: skuteczność sprzątania
Jestem w szoku. Jestem w szoku jak brudne miałam płytki na balkonie po zimie. Jestem w szoku jak brudną miałam podłogę w mieszkaniu. Generalnie – nie wyobrażałam sobie, że jest aż tak źle. Albo że tak dobrze będzie spisywał się Dreame H15 Pro w swojej roli, choć moc ssania, wynosząca 21000 Pa, sporo po sobie obiecuje.
Jego testy zaczęłam z grubej rury – pierwszy wiosenny, słoneczny weekend sprzyjał odgruzowaniu balkonu. Koty uwielbiają spędzać tam czas, a najlepiej, gdy jestem obok nich. Zresztą, praca stamtąd to też czysta przyjemność. Aby jednak było maksymalnie komfortowo, trzeba było umyć podłogę.
No to ciach – Dreame H15 Pro w dłoń i lecimy. Od razu odczułam to, jak lekko prowadzi się ten sprzęt i to w każdym kierunku, a to zapewne przede wszystkim dzięki zastosowaniu kół GlideWheel. Zaraz później okazało się, że zaskakująco szybko schną ślady po myciu podłogi – w tym jednak pomagała wysoka temperatura, więc ocenę tego aspektu zostawiłam sobie na później.
Po zakończeniu mopowania, trwającego 10 minut, podczas których urządzenie zużyło 25% baterii, wyjęłam pojemnik z wodą brudną i… powiedzieć, że była brudna, to jak nic nie powiedzieć. Odstawiłam sprzęt do stacji, uruchomiłam mycie mopa i suszenie (do tego zaraz wrócimy) i… po zakończeniu tego procesu nie dość, że wałek był suchy, to jeszcze naprawdę czysty.
Później przeprowadziłam szereg testów już bezpośrednio w mieszkaniu – z naciskiem na gres w kuchni i łazience, ale oczywiście bez omijania paneli będących pomiędzy tymi pomieszczeniami. Podsumowałabym to jednym zdaniem: dawno nie miałam tak czystych podłóg.
I to nawet nie chodzi o to, że Dreame H15 Pro wciągnie brudy z podłogi czy rozlaną ciecz, albo nawet stłuczone jajko razem ze skorupką. Chodzi o to, jak potrafi szorować wszelkie twarde powierzchnie – do tego stopnia, że różnica pomiędzy umytą a nieumytą przestrzenią widoczna jest gołym okiem.
Dodatkowo technologia TangleCut dba o to, by włosy czy sierść zwierząt były cięte zanim zdążą się wplątać w wałek. Co jednak ważne, to rzeczywiście świetnie działa.

A jak jest z dokładnością sprzątania Dreame H15 Pro?
Sprzątanie przy krawędziach to ciekawy temat i trzeba rozpatrywać go w kilku scenariuszach – zarówno, jeśli chodzi o przeznaczenie urządzenia w danej chwili, jak i kierunek jazdy (na wprost czy bokiem do krawędzi). I – tak – ma to ogromne znaczenie.
Zacznijmy od odkurzania suchych brudów. Aby to sprawdzić rozsypałam przy krawędzi ściany ryż, cukier i mąkę. Jazda bokiem urządzenia do krawędzi dała natychmiastowe efekty – już po jednym przejeździe (przód – tył) rozsypane produkty spożywcze zostały wessane.


Druga tura była podobna, przy czym testy odbywały się jeżdżąc odkurzaczem na wprost. I tutaj już stanowiło to wyzwanie, bo robotyczne ramię nie chciało dotykać podłoża, bo przeszkadzał w tym ryż. Dopiero po około sześciu przejazdach przód-tył udało się doprowadzić do względnego porządku – względnego, bo bezpośrednio przy krawędzi zostały resztki mąki (udało się je usunąć ponowną zmianą kierunku jazdy). To też pokazuje, że nauczenie się urządzenia i znalezienie własnego sposobu użytkowania to ważna rzecz – po kilku użyciach intuicyjnie będziemy już wiedzieć jak poruszać się odkurzaczem mopującym, by był najbardziej efektywny.


Suche brudy mamy za sobą, czas na mokre. Tu bez najmniejszych problemów – niezależnie od kierunku jazdy Dreame H15 Pro. Wystarczy włączyć tryb odsysania, by po chwili zebrać całą wodę rozlaną na podłodze.
Trzeci scenariusz z kolei to dogłębne mopowanie podłogi. Tutaj trzeba wiedzieć, że – ze względu na budowę odkurzacza – wałek nie jest w stanie dojechać do krawędzi ściany, niezależnie od tego, czy mówimy o jeździe na wprost czy bokiem. Na wprost nie da rady, bo ściągaczka jest dość szeroka, a bokiem też nie, bo wałek nie jest na całą szerokość konstrukcji. W pierwszym przypadku zostają ok. 4 cm podłogi do umycia, w drugim – niecałe 2 cm.


A zatem Dreame H15 Pro niewątpliwie jest skuteczny, ale trochę trzeba się nauczyć posługiwania się nim. I polubić ze ściągaczką. I mieć świadomość, że fugi to jednak trzeba będzie domyć ręcznie, jak to jest przy okazji wszystkich tego typu sprzętów. Faktem jest jednak, że regularne mycie podłóg spowalnia proces ich brudzenia.
Dodam jeszcze, że każde zakończenie pracy Dreame H15 Pro kończy się zassaniem powierzchni, na której stoi – idealne w celu uniknięcia pozostawienia mokrej plamy.



Dreame H15 Pro w praktyce: działanie stacji bazowej
Największym bajerem w kategorii odkurzaczy mopujących jest dla mnie to, że same się myją, a następnie suszą. I dokładnie tak jest w przypadku Dreame H15 Pro. Po zakończeniu pracy, wystarczy odstawić go na stację, by rozpocząć czyszczenie mopa w temperaturze 100°C – to trwa dokładnie 5 minut i generuje 56-65 dB głośności (mierzone z odległości 0,5 metra). Dostępne są trzy tryby czyszczenia wałka: domyślny, deep-clean i auto-adjust.
W drugiej kolejności następuje suszenie powietrzem o temperaturze 90°C, które domyślnie trwa ok. 30 minut i generuje ok. 55 dB. Przy suszeniu warto na chwilę się zatrzymać, bo te pół godziny to moim zdaniem za dużo, a 5 minut z kolei – za mało. Po 5 minutach wałek nie jest jeszcze idealnie suchy, a po 30 minutach nie mam wątpliwości, że taki jest – i to raczej od dłuższej chwili. Przy czym można uznać, że podnosi to poziom higieny.
Zwracam też uwagę, że po cyklu mycia wałka na podstawie widoczny jest osad, który raz na jakiś czas wypada wyczyścić wilgotną ściereczką.

Czas pracy
Dreame H15 Pro jest wyposażony w akumulator o pojemności 5000 mAh. Dreame wspomina, że dzięki niemu jest w stanie zagwarantować do godziny działania (ma to wystarczać do sprzątnięcia podłogi o łącznej powierzchni nawet 400 m²). Co na to rzeczywistość?
Wspominałam już, że mycie podłogi na balkonie w 10 minut zjadło 25% baterii. Późniejszy test czasu pracy, myjąc wszystkie twarde powierzchnie, wykazał, że procenty ulatują równomiernie – po 40 minutach w trybie automatycznym (z ogromną przewagą włączonego turbo, bo takiego moje podłogi wymagały, jak się okazało) urządzenie woła o podłączenie do prądu. Przy czym nie zalecam całkowitego rozładowywania sprzętu w trosce o żywotność jego akumulatora.
Niestety, nie udało mi się z zegarkiem w ręce zmierzyć czasu ładowania Dreame H15 Pro. Producent wspomina o czterech godzinach i jest to czas, który może być bliski prawdy. Zauważyłam bowiem, że średnio ładowanie 20% trwa ok. godzinę.

Aplikacja
Dobra wiadomość jest taka, że z aplikacji wcale nie trzeba korzystać. Ale oczywiście można i polecam do niej choć raz zajrzeć – głównie dlatego, że można ustawić dedykowany tryb sprzątania według własnych potrzeb (a następnie uruchamiać go z poziomu odkurzacza, wybierając konkretny tryb).
W aplikacji dostępna jest historia czyszczenia, informacja na temat zużycia akcesoriów czy wreszcie możliwość dostosowania ustawień sprzątania i samej stacji – o których wspominałam wyżej.
Z poziomu aplikacji zmienimy język komunikatów głosowych z angielskiego (domyślnego) na polski. A bo właśnie, nie wspomniałam jeszcze, że Dreame H15 Pro na bieżąco informuje nas, gdy trzeba dolać wody czy wylać brudną, nie tylko ikoną na wyświetlaczu, ale również głosowo (poziom głośności też można dostosować w aplikacji).
Dodam jeszcze tylko, że z aplikacji możemy korzystać tylko wtedy, gdy urządzenie jest zadokowane – odstawione do stacji. W przeciwnym razie widnieje komunikat, że jest offline.






Podsumowanie – to jak to jest z tym Dreame H15 Pro?
Największym problemem Dreame H15 Pro jest wciąż dostępny w sprzedaży Dreame H13 Pro, który zresztą nie bez powodu trzyma cenę – kosztuje ok. 2149 złotych. Czyści od krawędzi do krawędzi (ze względu na inną konstrukcję), ma podświetlenie szczotki i automatyczne dozowanie detergentu. Ale przy tym zapewnia krótszy czas pracy, niższą moc ssania czy czyszczenie szczotki w niższej temperaturze – 60°C. I oczywiście nie ma bajeru w postaci ściągaczki.
Wiele osób stwierdzi, że to taki Dreame H15 Pro to drogi gadżet, bez którego można się obejść – zwłaszcza mając w domu sporo przestrzeni pokrytej wykładziną lub dywanem. Jednak osoby, które mają sporo twardych powierzchni do odkurzenia i umycia, taki sprzęt z całą pewnością docenią. Oczywiście znając jego mocne i słabsze strony.
Drogie Dreame, to kiedy premiera odkurzacza piorącego dywany? Jeszcze jego brakuje w ofercie ;)
_
Wpis zawiera lokowanie promocji na Dreame H15 Pro. Producent nie miał wpływu na moją opinię na temat testowanego sprzętu.