fot: Pixabay

Przyszłość branży mobilnej należy jeszcze do Apple czy już do „Azjatyckich Tygrysów”?

Gdyby ktoś w 2012 roku zapytał mnie, czy Android i ekosystem Google to przyszłość, miałbym poważny problem z odpowiedzią. W grze były jeszcze mobilne okienka, a Apple podążało swoją drogą, obwieszczając wszystkim wszem i wobec, że stoi ponad tym wszystkim. Świat się zmienił, poszedł może nawet trochę do przodu, i gdyby ktoś zadał mi teraz to samo pytanie co wtedy, nie wiem czy nie stwierdziłbym, że jesteśmy u schyłku dużych zmian.

Jak zawsze subiektywny wstęp

Nie przywiązuję się do ekosystemów, tak samo, jak nigdy nie uważałem się za fanboja Androida. O ironio, prędzej chyba było mi w pewnym momencie do mobilnego Windowsa, jednak ten z sobie znanych względów postanowił spektakularnie wykitować. A szkoda. Wydaje mi się to dość ważnym elementem, od którego chciałem rozpocząć ten wpis. Chodzi o to, żebyście nie myśleli teraz, że trafił się kolejny prorok, który jabłka w życiu na oczy nie widział, a wieści upadek Wielkiego Apple. To nie tak.

Obserwując branżę mobilną nieco z boku, patrząc na same urządzenia, a nie na ekosystem, dalej widzę wielki wpływ Apple na otaczającą nas rzeczywistość. To fakt, z którym trudno dyskutować. Jednak dostrzegam też, że od pewnego czasu w siłę rosną producenci, którzy stają niejako w opozycji do produktów z Cupertino. Nie chcę tutaj wymieniać nazw firm, żeby kogoś nie pominąć, jednak dopowiem tylko, że funkcjonalna zmiana, która polegała na odchudzaniu ramek, przyszła do nas z Azji.

Można by wskazać więcej takich rozwiązań. Wypada też odnotować, że ekosystemy konkurencji powoli, ale systematycznie zmniejszają dystans do tego, co oferuje Apple. Jasne, to jeszcze nie jest ten sam poziom, ale gdzieś tak od 2017 roku da się dostrzec sporo dobrych ruchów, które pomagają nam wszystkim w codziennym życiu. Czasem jest to zasługa firm trzecich, a czasem Google. W tym samym czasie w konkurencyjnym obozie nie dostrzegam zbyt wielu ruchów, które mogłyby wprawić nas wszystkich w osłupienie.

Punkt zwrotny?

Nie wiem, czy ostatnie deklaracje Tima Cooka, CEO Apple, nie są w pewnym sensie prologiem do wielkich zmian. Sporo redakcji technologicznych podchwyciło temat, snując nieraz bardzo ciekawe wizje. Oto bowiem, po wielu latach zabawy w kotka i myszkę, kiedy Apple stale i niezmiennie zbija na swoich produktach kokosy, firma decyduje się zaprzestać publikowania w corocznych raportach wielu dość ważnych z punktu widzenia dziennikarzy danych.

Pierwsze pytanie, jakie od razu mi się włączył, to „ale dlaczego?”. Teorii będzie wiele i chętnie zapoznam się z Waszymi opiniami w komentarzach. Moim zdaniem, firma, która kiedyś była ponad ten cały androidowy światek, nagle zdała sobie sprawę z tego, że musi zmienić obszar, w jakim konkuruje z markami, które pracują na ekosystemie Google. To bardzo mądra decyzja biznesowa, jednak przez fanbojów może być ona odebrana dwojako. Osobiście wątpię, że to koniec całej tej wielkiej otoczki, która towarzyszy Apple od lat, ale bez wątpienia jesteśmy u progu czegoś nowego.

iPhone XS i iPhone XS Max (fot. Apple)

W zasadzie możemy tylko gdybać i spekulować nad tym, jaki Apple ma dalekosiężny pomysł na siebie, ale naprawdę chcę wierzyć, że jest to coś więcej, niż systematyczne podnoszenie cen za swoje urządzenia. W pewnym momencie osiągną one punkt krytyczny, co w zasadzie dla każdej firmy na świecie zwykle kończy się krachem, po którym następuje udana bądź nieudana, rewolucja. Wątpię, żeby tak zamożna firma, którą stać na wszystko, nie miała jakiegoś przysłowiowego asa w rękawie.

Ciekawi mnie natomiast to, jak ta decyzja wpłynie na konkurencję. Wątpię, żeby znalazł się w świecie Androida ktoś na tyle odważny, kto powie „skoro oni nie publikują, to my też nie”. Gdyby tak było, to oznaczałoby to, że wiele marek nie wyciągnęło z notcha, który nieraz był po prostu zbędny, żadnych rozsądnych wniosków. Osobiście raczej stawiam na to, że inspiracja Apple dla wielu marek dalej będzie miała dość spore znaczenie, ale w perspektywie czasu może ona nieco wyhamować.

Emejzing umiera?

Moim zdaniem, nie. Widzę to po swojej lepszej połówce. Niedawno przeszła na system z logo nadgryzionego jabłuszka, zasilając pewną ilością złotówek konta technologicznego giganta. I w zasadzie jest chodzącym świadectwem na to, że wyniki sprzedażowe czy publikacja tabelek to jedno, a rzeczywistość to zupełnie inna sprawa. Jest już na planowaniu „ekosystemu Apple”, myśląc nad jakimś MacBookiem Air, który nie wydrenuje zbytnio stanu konta.

To tylko jeden z przykładów, które mógłbym podać. Zatem, może dziś zakończymy ten felieton dość przewrotnie? W zasadzie, mogłem zapytać się żony, co sądzi o tym, że Apple może już niedługo oddać pole „Azjatyckim Tygrysom”. Zapytałaby mnie, skąd takie wnioski. Powiedziałbym, że przecież CEO firmy, Tim Cook podjął taką a taką decyzję, wytłumaczyłbym jej, jak to działa, jakie są schematy i dlaczego to takie ważne.

Podejrzewam, że odpowiedź byłaby prosta, prawdopodobnie na następującą nutę: zwykli ludzie tego nie czytają, raczej mało kogo to obchodzi, a Apple robi świetne rzeczy. Potem prawdopodobnie wzięłaby swojego iPhone’a w dłoń, sprawdziła parę stron w sieci i po prostu przeszła ponad tym wszystkim do porządku dziennego. Rzecz jasna, nadal z zamysłem budowy „ekosystemu”. Może ludzie tak bardzo szukają w decyzjach Apple drugiego dna i prorokują wielkie zmiany dlatego, że mają już dość ery tego producenta?

Z tą myślą Was zostawiam, jednocześnie zachęcając Was do dyskusji w komentarzach :)

zdjęcie główne: Pixabay