Przewaga Apple’a i Google’a nad Microsoftem

Używając urządzenia z Androidem istnieje duża szansa, że korzystasz też z Chrome, Google Play czy Gmaila. Jeśli masz iPhone’a najprawdopodobniej korzystasz z Safari, iTunes i iCloud.

Ekosystemy aplikacji Apple i Google są bardzo zwarte, a produkty do nich należące ściśle się ze sobą wiążą i komunikują. Dzięki temu, firmy te nie muszą promować każdego produktu z osobna, a jedynie „lokomotywy”, czyli najważniejsze usługi czy urządzenia. Applowi wystarczy sprzedaż jego urządzeń, a wszystkie aplikacje zareklamują się same. Google ma wyszukiwarkę i Androida, które to produkty integrują w sobie wiele innych usług tej firmy – choćby Gmail, Drive, YouTube czy Play Store.

Chris Capossela, szef działu marketing Microsoftu zdaje sobie sprawę, że firma z Redmond nie wykształciła tak silnych zależności między swoimi produktami. Dwie największe „lokomotywy” Microsoftu to Office i Windows. Problem w tym, że produkty te bardzo słabo promują inne usługi i aplikacje – jak choćby Internet Explorera, Skype’a czy sam sprzęt w postaci smartfonów i tabletów. Mając Windowsa z Officem możemy swobodnie używać Chrome’a, Dropboxa, iPhone’a, iTunes czy wyszukiwarki Google i nie będziemy odczuwali z tego powodu żadnego dyskomfortu.

Microsoft-Executive-Talks-Windows-3

Na grafice powyżej widać zależności między poszczególnymi produktami i usługami trzech gigantów. Widać, że Microsoft ma wiele dużych „graczy”, ale zdecydowanie kuleją zależności między nimi. Wiąże się to z koniecznością ponoszenia dużych nakładów finansowych na reklamy wszystkich poszczególnych elementów, takich jak OneNote, Bing, OneDrive, Surface, Windows Phone, etc… Według Caposelli Microsoft będzie starał się to zmienić i coraz lepiej integrować swoje produkty tak, żeby popularność jednego napędzała popularność kolejnych. Widać to już teraz na przykładzie współpracy Surface i OneNote, Binga i Cortany czy Skype’a oraz Outlooka. Sieć powiązań musi być jednak dużo gęstsza, żeby forma odczuła realną zmianę.

Kolejnym elementem z którym musi się zmierzyć Microsoft to całkowita zmiana rynku konsumenckiego, na którym króluje biznesowy model „freemium”, czyli darmowe usługi z płatnymi dodatkowymi funkcjami. Już teraz Windows konsumencki jest w większości darmowy, a utrzymanie jego dominacji na desktopach może uratować w przyszłości firmę przed utratą rynku korporacyjnego. Łatwo sobie wyobrazić, że ludzie, którzy przestaną korzystać z Windowsa w domu, przestaną również czuć potrzebę używania go w pracy. A szybko przyzwyczajenia użytkowników mogą zmienić się w decyzje biznesowe działów IT – a już teraz Google i Apple mocno atakują rynek korpo. Dobrym przykładem jest również Office, który trafił za darmo na smartfony i tablety z iOS oraz Androidem i ma przyciągać do usługi Office 365. Rozdanie tego pakietu ponad 50 milionom użytkowników urządzeń mobilnych jeszcze nie tak dawno wydawało się zupełnie nierealne. Dzisiaj Microsoft rozumie, że bez udziału w rynku szybko może stracić dawną pozycję – nawet w rozwiązaniach profesjonalnych. Jeśli ludzie w domu będą używać Google Docs i zapomną o Office, ze względu na łatwość obsługi, Docsy mogą pojawić się masowo w dużych firmach. Do tego jeszcze daleko, ale zagrożenie jest jak najbardziej realne.

„Rok 2013 będzie rokiem Windowsa!” „Microsoft pokaże co potrafi w roku 2014!”. To prawie tak jak z rokiem Linuksa ogłaszanym każdego roku przez ostatnią dekadę. Windows 10 wydaje się jednak największą zmianą podejścia od czasów Windowsa 95, więc teraz albo nigdy.