Z raportu NIK wynika, że policja powinna nałożyć na siebie mandat i zabrać dowód rejestracyjny

Zawsze było dla mnie naturalne, że służby takie, jak policja, pogotowie ratunkowe czy straż pożarna powinny mieć zagwarantowane najlepsze z możliwych warunki pracy. Na myśli mam m.in. oddany im do dyspozycji sprzęt czy zapewnienie wszelkich niezbędnych szkoleń, podnoszących kwalifikacje. Cóż, z opublikowanego przez NIK raportu wynika jednak, że w przypadku policji do ideału jeszcze bardzo dużo brakuje.

Za mało radiowozów

Radiowóz to dla policjanta zapewne jedno z ważniejszych narzędzi w wykonywaniu codziennej pracy. Trzeba przecież jechać na patrol, dotrzeć na zgłoszenie, a w kryzysowych sytuacjach udać się w pościg. Samochody muszą więc być w pełni sprawne i gwarantować, że policjanci dojadą bez problemu do celu. Tymczasem okazuje się, że zdecydowana większość aut jest już mocno wyeksploatowana i na liczniku ma przebieg powyżej 200 tysięcy kilometrów.

Średni wiek aut osobowych wynosi 7 lat, w przypadku furgonetek jest to 8 lat, a samochody wyspecjalizowane są starsze o kolejne pół roku. Niestety, aut nie można wycofać z użytku. Z tego powodu, że jest ich wciąż zwyczajnie za mało. Policja nie może pozwolić sobie na pozbycie się wyeksploatowanych samochodów, gdyż takim działaniem prawdopodobnie jeszcze bardziej utrudniłaby swoją pracę. Przyznają to zresztą przepytani policjanci, spośród których większość przyznaje, że dostępne pojazdy nie pozwalają na sprawną realizację zadań, nie tylko ze względu na ich liczbę, ale również stan techniczny.

Widać to chociażby po statystykach, dotyczących czasu, jaki samochody spędzają w serwisie. W latach 2015-2016 średnio rocznie wyłączonych z użytku było około 2000 samochodów. Średni czas pobytu w serwisie w 2015 roku wynosił 10 dni, ale w roku 2016 był już dwukrotnie dłuższy.

fot. Dorota Wróblewicz/ketrzyn.wm.pl

Samochody samochodami, ale ktoś musi nimi jeździć

A z tym też jest problem. Nie z samym prawem jazdy, które co prawda nie jest obowiązkowe przy kandydaturze, ale i tak zaledwie 3% policjantów z 10 skontrolowanych jednostek nie miało uprawnień. Gorzej jest jednak z możliwością prowadzenia samochodów uprzywilejowanych. W komendach wojewódzkich niezbędnych pozwoleń nie ma 51% policjantów, z kolei w powiatowych 31%. Co to oznacza? Część z nich musi używać radiowozów jako pojazdów uprzywilejowanych pomimo tego, że nie ma odpowiednich uprawnień. Zdarzają się również sytuacje, w których policjant przez ich brak nie włącza sygnałów, przez co dojazd na miejsce się utrudnia, a czas interwencji jest wydłużony.

To nie wszystko. Szybki dojazd na miejsce czy pościg wymagają dobrego panowania nad autem. Jazdę doskonalą jednak głównie funkcjonariusze z tzw. „drogówki”. Na szkoleniach centralnych przeszkolono  w 2015 roku 153 policjantów, z kolei rok później 240, co i tak przekładało się odpowiednio na 9 i 12 procent zgłoszonego zapotrzebowania.

Uczestnicy takich kursów musieli na dodatek z własnej kieszeni wykupić ubezpieczenie od wyrządzenia ewentualnych szkód w mieniu pracodawcy. Co gorsza, nie wykorzystano nawet zbudowanego za 6,5 miliona złotych symulatora jazdy, do którego dostęp ma Wyższa Szkoła Policji w Szczytnie. Dlaczego? Nie udało się dojść do porozumienia i ustalić podmiotu, odpowiedzialnego za autorskie prawa majątkowe.

Szkód nie brakuje

Można by to jeszcze zrozumieć, gdyby liczba wypadków i kolizji z udziałem radiowozów była znikoma. Ale tak nie jest. W latach 2015-2016 było ponad 16 tysięcy takich zdarzeń. I uwaga, ponad połowa z nich miała miejsce z winy policjantów. Nie chcę ich w żaden sposób piętnować, takie rzeczy się po prostu zdarzają. Ale jeżeli raport pokazuje, że znaczna część tych szkód wynikała z niezachowania odpowiedniej ostrożności, a również wykonywania prostych manewrów, takich jak parkowanie czy cofanie (podkreślam raz jeszcze – nic przyjemnego, ale to ludzka rzecz), chyba warto się jednak pochylić nad tematem szkoleń. O ile zwykły Kowalski, kiedy spowoduje kolizję poczuje to na własnej kieszeni, to w przypadku policji czy jakichkolwiek innych służb, może być to już bardziej brzemienne w skutkach.

fot. trojmiasto.tv

„Nie ma pan aktualnych badań technicznych…”

Pewnie części z Was zdarzyło się usłyszeć to podczas kontroli z ust policjanta, prawda? Jak się okazuje, szewc bez butów chodzi. Policji zdarzało się bowiem również używać radiowozów, które nie miały aktualnego przeglądu technicznego. NIK zwraca też uwagę na to, że stacje kontroli pojazdów i stanowiska diagnostyczne były objęte niewystarczającą kontrolą ze strony Komendanta Głównego Policji. Są one źle wyposażone, nie mają odpowiednich narzędzi, pozwalających na wykonanie naprawy samochodów. A to z kolei przekłada się chociażby na dłuższy niż zakładany czas wyłączenia radiowozów z użytku.

Niedociągnięć jest dużo i wypadałoby coś z tym zrobić

Szczerze mówiąc, jestem w szoku. Że nie jest idealnie, wszyscy wiemy lub przynajmniej się spodziewamy. Nie szokują mnie już nawet te badania techniczne i zbyt mała ilość radiowozów. Najbardziej nie rozumiem chyba jednak braku szkoleń wśród policjantów. Gdyby ktoś zechciał zainwestować w kursy doszkalające techniki jazdy, być może udało by się zmniejszyć koszty, jakie policja ponosi na naprawę samochodów? A może gdyby uszkodzone radiowozy nie musiały stać w serwisie, problem z ich zbyt małą liczbą chociaż trochę by się zmniejszył? Ktoś ewidentnie powinien się nad tym pochylić.

Źródło: NIK