Po Godzinach: Bitcoinowy monopol, zapachowy e-mail i robot podróżnik

Witam serdecznie w kolejnej odsłonie cyklu Po Godzinach, pełniącego rolę naszej weekendowej odskoczni od otaczającego nas na co dzień tematu tabletów. Miniony tydzień upłynął większości z nas pod znakiem mistrzostw świata w piłce nożnej, które to skutecznie spychają na drugi plan wszelkie nowinki z krainy nowoczesnych technologii. W dzisiejszym odcinku nadrabiamy więc zaległości, przyglądając się między innymi urządzeniu do przesyłania zapachów przez internet, oraz robotowi korzystającemu z niecodziennych metod transportu. Najpierw jednak dowiemy się, jaki jest obecnie najprostszy sposób na zainfekowanie czyjegoś komputera złośliwym oprogramowaniem.

image_thumb9[1]

Jedna z podstawowych zasad dotyczących bezpieczeństwa w sieci mówi, by nie uruchamiać nieznanych nam programów pochodzących z podejrzanych źródeł. Okazuje się jednak, że spora część internautów nie ma oporów przed zainstalowaniem potencjalnie złośliwego oprogramowania, jeśli tylko ktoś im za to zapłaci. Badania przeprowadzone przez naukowców z uniwersytetu Carnegie Mellon wykazały, że wystarczył już jeden cent, by zachęcić niemal jedną czwartą spośród osób, które zobaczyły ogłoszenie w serwisie Mechanical Turk, do odpalenia na swoich prywatnych komputerach pliku przesłanego przez „zleceniodawcę”. Gdy wynagrodzenie za wykonanie tej czynności zostało podniesione do jednego dolara, bezpieczeństwo własnych urządzeń postanowiło zaryzykować ponad czterdzieści procent użytkowników. W trakcie trwającego pięć tygodni eksperymentu wspomniany program został pobrany przez tysiąc siedemset czternaście osób, spośród których dziewięćset sześćdziesiąt pięć zdecydowało się go odpalić (z czego tylko siedemnaście osób skorzystało przy tym z maszyny wirtualnej). Oczywiście należy tutaj wziąć poprawkę na fakt, iż użytkownicy wspomnianego serwisu założyli w nim konta właśnie w poszukiwaniu takich nietypowych, niezbyt wymagających form zarabiania pieniędzy, co z pewnością miało wpływ na wynik eksperymentu. Całe wydarzenie przypomina nam jednak po raz kolejny, że zatrważająco często najsłabszym ogniwem zabezpieczeń komputerowych jest niestety sam użytkownik.

bitcoin11[1]

A skoro mowa już o pieniądzach… Najpopularniejsza obecnie kryptowaluta – Bitcoin – ledwie zdążyła wygrzebać się z kryzysu, w który wpędził ją upadek serwisu Mt. Gox (największej internetowej giełdy pozwalającej na handel wirtualnymi pieniędzmi), a już pojawiły się kolejne związane z nią problemy. Naukowcy z Cornell University odkryli bowiem, że ponad połowa „wydobycia” wspomnianej waluty kontrolowana jest przez jedną grupę „kopaczy” noszącą nazwę GHash. Sytuacja ta, mimo iż na pierwszy rzut oka nie wydaje się zbyt problematyczna, zagraża jednak jednemu z głównych filarów odpowiedzialnych za popularność Bitcoina, czyli decentralizacji. Do tej pory wspomniana kryptowaluta nie była bowiem zależna od żadnego państwa, mennicy czy firmy. Zdobycie zbyt dużej kontroli przez jedną organizację może więc sprawić, że Bitcoin upodobni się do tradycyjnych walut dla których miał stanowić alternatywę. Reprezentanci organizacji Ghash zapewniają wprawdzie, że nie mają zamiaru w żaden sposób wykorzystywać swojej uprzywilejowanej pozycji, gdyż tak jak wszystkim osobom inwestującym w Bitcoiny zależy im na tym, by waluta ta zachowała swoją pierwotną formę. Ciężko jednak uwierzyć w jakiekolwiek zapewnienia gdy w grę wchodzą naprawdę potężne pieniądze.

first-scent-message-sent-ophone-670[1]

Współczesna poczta elektroniczna pozwala nam na bezproblemowe przesyłanie tekstu, obrazów i dźwięków, co w zupełności wystarcza zdecydowanej większości użytkowników. Są jednak ludzie, którym marzy się możliwość przesyłania za pośrednictwem internetu również innych rodzajów bodźców.

Do takich osób zaliczają się David Edwards i Rachel Field, autorzy projektu oPhone który ma na celu umożliwienie nam wysyłania zapachów. Zaproponowany przez nich pomysł opiera się na wykorzystaniu aplikacji pozwalającej nadawcy skomponować interesujący go zapach z trzydziestu dwóch aromatów podstawowych, które następnie zostaną zmieszane w urządzeniu odbiorcy i rozpylone w powietrzu. Oznacza to więc, że wspomniane urządzenie nie pozwoli nam niestety na dokładne odtworzenie zapachu interesującego nas przedmiotu bądź miejsca, co dość znacznie ogranicza użyteczność oPhone. Autorzy pomysłu nie ukrywają zresztą, że zaprojektowane przez nich urządzenie jest dopiero pierwszym krokiem na drodze do stworzenia systemu pozwalającego na prawdziwe przesyłanie zapachów za pośrednictwem internetu. Ich kolejnym celem jest wyposażenie wspomnianej aplikacji w funkcję automatycznego rozpoznawania obiektów na zdjęciach i automatycznego przypisywania im odpowiednich mieszanek zapachowych, dzięki czemu użytkownik nie musiałby tego robić samodzielnie. oPhone znajduje się obecnie na etapie zbiórki funduszy za pomocą serwisu Indiegogo. Przewidywana cena urządzenia po wejściu na rynek wynosi niespełna dwieście dolarów.

Na nieco inny pomysł wpadł natomiast Frederic Petrignani, autor projektu Frebble – niewielkiego urządzenia pozwalającego symulować za pośrednictwem internetu prostą czynność jaką jest trzymanie kogoś za rękę. By tego dokonać akcesorium zostało wyposażone w dwa czujniki nacisku, dwa niewielkie silniczki generujące wibrację oraz dźwignię symulującą nacisk dłoni drugiej osoby. Urządzenia sprzedawane będą oczywiście w parach, a ich ceny będą się zaczynać od dziewięćdziesięciu dziewięciu dolarów za wersję podstawową. Aktualnie autor projektu zbiera na niego fundusze za pośrednictwem serwisu Kickstarter.

robot-to-hitchhike-across-canada-670[1]

Pamiętacie jeszcze debatę na temat uzbrojonych robotów, która odbyła się kilka tygodni temu w Genewie? Wtedy to grupa ekspertów dyskutowała między innymi o tym, czy możemy zaufać maszynom wyposażonym w sztuczną inteligencję na tyle, by oddać w ich ręce ludzkie życie. Teraz dwójka kanadyjskich uczonych postanowiła przeprowadzić dość nietypowy eksperyment mający sprawdzić jak sprawa wygląda od drugiej strony, czyli czy roboty mogą w pełni zaufać ludziom.

W tym celu zaprojektowali oni prostego robota wyposażonego w system rozpoznawania mowy, syntezator głosu, moduły GPS, WiFi i 3G oraz jedno ruchome ramie służące mu do… łapania stopa. To właśnie tą niecodzienną metodę transportu wykorzysta on bowiem do poruszania się po Kanadzie. Podczas swojej wyprawy nasz dzielny podróżnik, tak jak przystało na współczesnego obieżyświata, wykona dużo zdjęć którymi podzieli się ze swoimi fanami za pomocą serwisów społecznościowych oraz własnego bloga, na którym ukażą się również jego „wspomnienia” z trasy. Osoby, które zdecydują się go podwieźć zabawi natomiast ciekawostkami zaczerpniętymi z Wikipedii. Autorzy projektu widzą w nim szansę na to, by sprawdzić jak przypadkowi ludzie zareagują na niespodziewane spotkanie robota: czy zignorują go, pomogą mu w jego podróży lub też wprost przeciwnie, okażą się do niego wrogo nastawieni? Należy bowiem pamiętać, że hitchBOT, bo takie imię nadano maszynie, nie będzie posiadał możliwości samodzielnego poruszania się, co oznacza, że o sukcesie całego przedsięwzięcia zadecyduje tylko i wyłącznie życzliwość napotkanych kierowców. Datę rozpoczęcia wyprawy wyznaczono na dwudziestego siódmego lipca. Teoretycznie by osiągnąć swój cel hitchBOT będzie musiał przebyć nieco ponad sześć tysięcy kilometrów, jednak specyfika metody transportu wybranej przez jego twórców gwarantuje, że trasa ta nieco się wydłuży.

I to by było tyle na dziś. Miłego weekendu i do zobaczenia za tydzień!