Recenzja Asusa Transformer Book T100 Chi. Stylowa hybryda z Windowsem 8.1

Rynek urządzeń hybrydowych wciąż jest dla mnie nierozwikłaną zagadką. W sprzedaży możemy znaleźć całe mnóstwo produktów mniej lub bardziej ciekawych, które dorównują wydajnością tabletom (czasem ją przewyższając), ale w dużej części nie umywają się wciąż do ultrabooków, które są cienkie, lekkie i oferują długi czas pracy. Pod lupę postanowiłam wziąć Asusa Transformer Book T100 Chi, nowe podejście tajwańskiego koncernu do windowsowej hybrydy. Zapraszam do zapoznania się z jego recenzją.

Parametry techniczne Asusa Transformer Book T100 Chi:

W stacji dokującej jest tylko port microUSB. Wymiary z klawiaturą to 265 x 174,5 x 13,2-14,8 mm, a waga – 1,08 kg.

Cena w momencie publikacji: 399 dolarów w USA, w Polsce niedostępny

Wzornictwo, jakość wykonania

Jestem okazjonalną użytkowniczką Acera Aspire Switch 10. Gdy tylko gdzieś wyjeżdżam, hybryda ta koniecznie jedzie ze mną, bym mogła stać na straży tego, co dzieje się na Tabletowo. Ale jest sporej grubości – razem z klawiaturą dorównuje dwóm położonym na sobie egzemplarzom Transformer Book T100 Chi. Przerzucając się ze Switcha na nowego Transformera czułam niesamowity przeskok. Ale nie ma co tu porównywać obu produktów, bo raz, że produkt Acera jest dużo starszy, a dwa – polska cena T100 Chi jest nieznana.

Nie jest tajemnicą, że Asus Transformer Book T100 Chi spodobał mi się od pierwszej chwili, gdy tylko miałam okazję z nim obcować. Jest bardzo elegancki, wykonany z aluminium przyciągającego wzrok, a do tego jest ultracienki – po prostu może się podobać. Już na fotkach prasowych produkt ten wyglądał naprawdę dobrze, ale w rzeczywistości jest, wierzcie mi, o niebo lepiej. Potęguje to fakt, że urządzenie jest czarne, dzięki czemu wszelkiego rodzaju srebrne wstawki (logo, obramowanie lekko ściętych krawędzi, ramka obiektywu aparatu) idealnie się komponują.

Patrząc jednak na urządzenie z przodu okazuje się, że Asus w dalszym ciągu pozostał w zeszłym roku z grubością ramek okalających wyświetlacz – z każdej ze stron są one, w mojej opinii, zbyt grube. Tłumaczyć je może jeden fakt: gdyby zdecydowano się na zastosowanie węższych ramek przy lewym i prawym boku, producent byłby zmuszony zmniejszyć klawiaturę, a wtedy z pewnością korzystanie z niej nie należałoby do najbardziej komfortowych. Z uwag widocznych po krótkiej chwili użytkowania mam jeszcze jedną: górna pokrywa uwielbia zbierać odciski palców i dość trudno je usunąć.

Jakość wykonania urządzenia, na pierwszy rzut oka, nie pozostawia wiele do życzenia. Po wzięciu tablet w dłonie okazuje się, że jest delikatnie podatny na wyginanie oraz cichutko poskrzypuje przy próbach ściskania. Ale to jedyne zastrzeżenia, jakie mogę mieć pod jego adresem.

Lewa krawędź skrywa w sobie port microUSB, 3.5 mm jack audio, jeden z głośników, przycisk Windows oraz przyciski do regulacji głośności (+/-). U góry umieszczony został tylko jeden przycisk – włącznik i znajduje się bezpośrednio przy lewym boku, a obok niego niewielka dioda informująca o ładowaniu. Na prawym znajdziemy trzy istotne porty: slot kart microSD, port microUSB 3.0 oraz wyjście microHDMI, jak również drugi głośnik. Na dole mamy tylko i wyłącznie dwa otwory, w które montuje się bolce od stacji dokującej.

Z tyłu, w centralnej części, ładnie prezentujące się, świecące logo Asus, natomiast w prawym górnym rogu (patrząc na tablet obudową do siebie) nieco wystający z obudowy obiektyw aparatu. Od frontu mamy taflę 10,1-calowego wyświetlacza, obiektyw kamerki przedniej i drugie, ale mniejsze tym razem, logo producenta.

Klawiatura – stacja dokująca

Sporo zmieniło się w stosunku do zwykłego Asusa Transformer Book T100, jeśli pod uwagę weźmiemy mechanizm montowania stacji dokującej. We wspomnianym modelu były trzy bolce i to one odpowiadały za połączenie pomiędzy dwoma częściami hybrydy – ekranem i klawiaturą. Dzięki temu nie mogła wystąpić sytuacja, w której klawiatura by się rozładowała i stała bezużyteczna. Co więcej, podłączenie jakiegokolwiek akcesorium do stacji dokującej nie kończyło się brakiem reakcji, jak ma to miejsce obecnie. I niechcący zaspojlerowałam…

Stacja dokująca to tak naprawdę wyłącznie magnetyczne złącze (solidne neodymowe), klawiatura i port microUSB. Z przyzwyczajenia (choćby ze wspomnianego wcześniej Acera) to do niej chciałam podłączyć pendrive (przez odpowiedni adapter, przez wzgląd na brak pełnowymiarowego portu USB…), ale zrobiłam błąd, bo przecież wspomniany port nie obsługuje OTG. Służy jedynie do ładowania klawiatury, która łączy się z tabletem przez Bluetooth. Zreflektowałam się po chwili i podłączyłam do właściwego wejścia – bezpośrednio w tablecie. Taka sytuacja, przez zwykłe zapominanie się, zdarzyła mi się kilka razy.

Czymże by była stacja dokująca bez gumowych nóżek? Transformer Book T100 Chi również je oferuje i są naprawdę doskonałe – pracując na jakiejkolwiek płaskiej powierzchni urządzenie nie ślizga się po niej, co jest niewątpliwym plusem. Niestety, nie zawsze jest tak różowo. Podczas korzystania z urządzenia na kolanach ekran przeciąża klawiaturę i całość leci do tyłu. Jedynym rozwiązaniem jest przytrzymywanie klawiatury nadgarstkami, co podczas pisania jest wręcz naturalne, więc temat szybko znika.

Po zadokowaniu tabletu ekran można odchylić maksymalnie pod kątem ok. 75 stopni. Szkoda, że nie ma większej regulacji kąta, bo nie wszyscy będą z takiego zadowoleni (ja np. preferuję większe odchylenie ekranu). Zresztą, spójrzcie jak to wygląda versus przywoływany ciągle Switch 10.

Początkowo może dziwić dlaczego Asus zdecydował się zmienić mechanizm mocowania tabletu z klawiaturą. Pomysł z trzema bolcami i przełącznikiem wydawał się być bardzo dobrym. Do czasu, w którym ów przełącznik się wyrabiał i/lub przestawał odpowiednio działać. Złącze zmieniono, przez co teraz sprawę spojenia dwóch części urządzenia zostawiono magnesom. Złącze jest solidne i dobrze trzyma. Wielokrotnie zdarzyło się zabrać T100 Chi z biurka chwytając go za część tabletową, gdy ta oczywiście była zadokowana. Nigdy klawiatura nie odczepiła się od ekranu, co jest dobrym prognostykiem na dłuższą perspektywę użytkowania. Mimo wszystko jednak niepokojące jest, że ekran nieco „gibie się” będąc zadokowanym. Ale podobna sytuacja ma miejsce w Switchu, więc nie uznaję tego jako wielką wadę. Co więcej, takie złącze sprawia, że ekran można dokować w dwie strony, co również ma swoje zalety.

Podobnie jak część tabletowa, również stacja dokująca wykonana jest z aluminium, aczkolwiek tylko po części. Górna część jest aluminiowa, natomiast dolna – z tworzywa sztucznego, a dokładniej z poliwęglanu. Całość wykonana jest bardzo dobrze i jedyne zastrzeżenie, jakie mam, to że stacja nie jest do końca sztywna, przez co jest minimalnie podatna na wyginanie.

Zdecydowanie na plus natomiast muszę zaliczyć korzystanie z klawiatury. Jest wygodna, ma też klawisz funkcyjny Fn ułatwiający korzystanie z najważniejszych ustawień (m.in. jasność obrazu, głośność dźwięku, etc.). Wiele tekstów na Tabletowo w ostatnim czasie powstało właśnie na klawiaturze T100 Chi, co powinno świadczyć o tym, że można być spokojnym o wygodę wprowadzania tekstu za jej pomocą. Również gładzik zasługuje na słowa pochwały – jest faktycznie gładki, palec przesuwa się po nim jak po jednolitej tafli, czego oczekuję od mobilnego sprzętu, do którego w podróży nie zamierzam podłączać myszki. O czym warto wspomnieć to fakt, że obsługuje gesty Windowsa 8, czyli choćby wysuwanie aplikacji z lewej krawędzi czy paska funkcyjnego z prawej, jak również scrollowanie stron internetowych czy multitouch.

Klawiatura ma także dedykowany przełącznik Bluetooth oraz dwie diody – sygnalizujące: połączenie oraz rozładowywanie/ładowanie klawiatury. Warto też zaznaczyć, że nie jest dostępna wersja Transformer Book T100 Chi z dyskiem w klawiaturze. A sama klawiatura nie jest podświetlana.

 

Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Klawiatura – stacja dokująca
2. Wyświetlacz. Działanie. Akumulator. Podsumowanie

Wyświetlacz

Lubię wysokie rozdzielczości. Nie tylko ja tak mam. Asus postanowił zadbać o użytkowników, którzy preferują Full HD (1920 x 1200 pikseli) na ekranie o przekątnej 10,1” i właśnie taką matrycę zamontował w Transformer Book T100 Chi. Nie mogło być inaczej – w końcu T100 Chi pozycjonowany jest półkę wyżej niż T100 (czy nawet aluminiowyT100TAM z 1280×800). Czcionki są ostre i czytelne, strony internetowe i wszelkiego rodzaju dokumenty przegląda się bardzo komfortowo.

Gorzej jest już z jasnością ekranu. Minimalna wynosi 25 nitów, przez co korzystanie z tabletu nocą może nieco drażnić. W dzień natomiast, dopóki pracujemy w pomieszczeniach, nie ma żadnych problemów. Te pojawiają się po wyjściu na zewnątrz, na przykład do ogródka. Wszystko przez jasność maksymalną o niezbyt szczególnej wartości 275 nitów oraz przez fakt, że ekran tabletu jest błyszczący, co dodatkowo podbija brak czytelności w pełnym słońcu.

Na kąty widzenia oferowane przez T100 Chi zdecydowanie nie można narzekać – jeśli chcemy obejrzeć krótkie wideo w towarzystwie, nie będzie problemu, by znajomi zobaczyli treść nawet pod kątem.

Działanie

Asus Transformer Book T100 Chi został wyposażony w czterordzeniowy procesor Intel Atom Z3775 o częstotliwości taktowania 1,46GHz, który wspierany jest przez 2GB pamięci operacyjnej RAM. Podczas użytkowania tabletu i wykonywaniu zadań, do jakich został stworzony (głównie praca biurowa i prosta rozrywka: portale społecznościowe, wideo, YouTube, Skype) nie odnotowałam żadnych problemów z jego działaniem. Pracuje stabilnie i tylko podczas zaawansowanych procesów zdarza mu się zwalniać, choć trzeba pamiętać, że to nie jest urządzenie ani do zaawansowanej obróbki zdjęć, ani do renderowania filmów.

Z ciekawości w prostym programie Movie Maker odpaliłam do zapisania film ważący 1GB. Na T100 Chi cały proces trwał 19 minut, na Acerze Switch 10 (Intel Atom Z3745) – 22 minuty, a dla porównania na moim staruszku laptopie z Intel Core i7 i 8GB RAM – 7 minut. W tym czasie T100 Chi dał się poznać również od innej strony – jego obudowa nagrzała się do 37 stopni w okolicy lewego górnego rogu. Całe szczęście, że nie musimy go trzymać w rękach podczas renderowania wideo, bo przecież jest zadokowany w klawiaturze.

T100 Chi nie został przeznaczony do gier, ale jeśli by komuś przyszło do głowy, to bez większych problemów może zagrać na przykład w Asphalt 8: Airborne. Jeśli natomiast chodzi o wideo, jak to w przypadku Windowsa bywa, nie ma żadnych problemów z odtwarzaniem przeróżnych formatów wideo i audio. Dopóki nie zdecydujemy się na odpalenie filmów w 4K – wtedy możliwości tabletu się kończą:
mp4, 2160p, HEVC, 12mbps, 8bit, napisy: nieruchomy obraz,
mov, 2160p, h264, 420_8bit, 600mbps, ProRes: bardzo mocno przycina,
mp4, 2160p, h264, hp5.1, 32mbps: przycina.

Osobnym tematem są głośniki, których – na całe szczęście – nie znajdziemy z tyłu obudowy. Co ciekawe również, nie ma ich z przodu. Asus zdecydował się umiejscowić je po bokach – jeden na lewej krawędzi, drugi na prawej. Dźwięk nie należy do najlepszych – co prawda nie trzeszczy, jak to bywa w tego typu urządzeniach, ale jest charakterystycznie spłaszczony, przez co nie wydobędziemy pełni dźwięku z utworów, które lubimy słuchać.

Zdjęcia również możemy wykonywać, ale aparat (5 Mpix) i kamerka (2 Mpix) do najlepszych nie należą. Co prawda zdjęcia z frontowej kamerki na portale społęcznościowe raczej się nie nadają, ale jakość kamerki jest zadowalająca podczas przeprowadzania rozmów wideo.

Korzystając z wszelkiego rodzaju tabletów i hybryd z Windowsem 8.1 trzeba pamiętać o pamięci wewnętrznej, której zazwyczaj szybko zaczyna brakować. W przypadku Asusa Transformer Book T100 Chi mamy 32GB, z czego na starcie do dyspozycji użytkownika jest 16,8GB. Pamięć możemy rozszerzyć dzięki slotowi kart microSD, ale tuta jestem zawiedziona, bo podczas testów okazało się, że nie czyta kart 64GB i większych. Wielka szkoda. Dodatkowo warto zauważyć, że karta delikatnie wystaje z gniazda.

Akumulator

Asus Transformer T100 Chi, jak wszystkie pozostałe hybrydowe urządzenia tej klasy, to przede wszystkim sprzęt do pracy mobilnej i konsumowania treści. Oczywiście mówiąc „praca” nie mam na myśli zaawansowanej obróbki zdjęć czy wideo, a raczej edytowanie dokumentów czy tworzenie wpisów w różnych systemach zarządzania treścią albo prezentacji np. w PowerPoincie. Jak długo jesteśmy w stanie to robić oddając się w ręce Chi? Już Wam mówię.

Z racji tego, że do pisania tekstów potrzebna jest klawiatura, podczas testów cały czas włączony był moduł Bluetooth. Oprócz tego działało WiFi, natomiast jasność ekranu ustawiana była w zależności od miejsca, w którym przebywałam – maksymalnie w połowie skali. Za każdym razem czas pracy oscylował w okolicy 4,5-5 godzin.

Wynik ten potwierdził również test przeprowadzony za pomocą programu PCMark 8. W różnych trybach działania (Home i Creative) otrzymywał zbliżone rezultaty: 4 godziny 12 minut, 4 godziny 51 minut, 4 godziny 7 minut, 4 godziny 32 minuty.

To niewiele biorąc pod uwagę, że Transformer Book T100 Chi jest urządzeniem mobilnym, od którego wymagamy, by niezawodnie działał przez dłuższą część dnia. A tu się okazuje, że pięć godzin to maksymalne możliwości tego urządzenia… Słabo.

Sam Asus natomiast informuje, że urządzenie jest w stanie pracować do 10 godzin na jednym ładowaniu. Może i jest, ale zapewne bez podłączonej klawiatury przez Bluetooth, na najniższej jasności ekranu i przy przeglądaniu internetu…

Ładowanie trwa ok. 3 godziny.

Osobno natomiast ładuje się akumulator w stacji dokującej – trwa to ok. 20 minut. Klawiaturę przez trzy tygodnie testów ładowałam dwa razy – trudno konkretnie powiedzieć ile godzin jest w stanie pracować.

Podsumowanie

Asus Transformer Book T100 Chi urzeka wzornictwem, smukłością, świetną jakością wykonania i materiałami, jak również niezłym ekranem Full HD. Ale to nie wygląd jest najważniejszy, a to, jak działa i jakie wrażenia z użytkowania oferuje. A z tym jest już nieco gorzej. Pięć godzin pracy na jednym ładowaniu podczas typowego wykorzystania tego typu sprzętu i niezbyt duży kąt odchylenia ekranu to dla wielu gwóźdź do trumny dla tego urządzenia.

Trudno jest jednak oceniać sprzęt, w momencie, w którym nie zna się jego polskiej ceny. Biorąc pod uwagę kwotę 400 dolarów, którą trzeba wydać w Stanach, aby wejść w jego posiadanie, w Polsce będzie to zapewne ok. 2000 złotych (przy dobrych wiatrach: ok. 1800 złotych). Jak na hybrydę z Windowsem 8.1, bez dodatkowego dysku z klawiaturze, to – w mojej ocenie – niestety za dużo.

Pytania od czytelników

Czy masz wersję po polsku (język)?

Testowy sprzęt oferuje język angielski. Polskiego brak.

Office – jaki? Licencja jest stałe czy na rok? Ile faktycznie jest na dysku GB do wykorzystania po wyjęciu z kartonu, a ile po zainstalowaniu Office?

Office 365 na rok. Nie jest preinstalowany. Po wyjęciu z pudełka: 16,9GB. Sam Office waży nieco ponad 1GB.

Jaka jest ładowarka USB czy AC/DC?

USB.

Czy port microUSB w klawiaturze służy tylko do ładowania czy do przesyłania danych?

Wyłącznie do ładowania.

Dysk w klawiaturze – jakieś możliwości?

Niestety, brak.

Gdzie można zamówić żeby było z polskim językiem? Czy można już kupić trochę lepiej wyposażone wersje?

Z tego, co wiem, dostępna jest jedynie taka wersja, jak testowałam. Odnośnie języka polskiego – prawdopodobnie trzeba poczekać na polską premierę.

Czy klawiatura jest podświetlana?

Nie, nie jest.

Czy micro USB jest 3.0 – bo strona oficjalna Asus w specyfikacji opisuje tylko microUSB?

Jest.

Kiedy możemy spodziewać się dostępności w Polsce?

Tego niestety nie wiadomo, a Asus Polska milczy. Na razie dostępny jest jedynie jego większy brat, Transformer Book T300 Chi.

Czy karta pamięci po włożeniu wystaje ze slotu?

Delikatnie wystaje – na tyle, żeby było czuć różnicę poziomów.

A jeśli macie dodatkowe pytania – śmiało.

Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Klawiatura – stacja dokująca
2. Wyświetlacz. Działanie. Akumulator. Podsumowanie

Exit mobile version