fot: Pixabay

Nawet 30 tys. złotych za MacBooka Pro. Czy to się może (dobrze) sprzedać?

Co jakiś czas, z uporem godnym lepszej sprawy, piszę dla Was felietony, gdzie dość często pojawia się teza zbliżona do tej, wedle której ceny urządzeń mobilnych galopują w zastraszającym tempie. Zresztą, nie chodzi tu nawet o produkty z charakterystycznym logo nadgryzionego jabłuszka, ale o większość obecnych na rynku producentów. Gdy już wydawało mi się, że nic mnie w kwestii wyceny nie zdziwi, wtedy Apple zaprezentował odświeżone MacBooki Pro.

Jak zawsze subiektywny wstęp

MacBook Pro to urządzenie do zadań specjalnych. Właśnie od tego zdania chciałem rozpocząć ten felieton, ponieważ jestem święcie przekonany o prawdziwości tego stwierdzenia. To bardzo ważne, bowiem musimy tu stanowczo stwierdzić, że mówimy o sprzęcie dla profesjonalistów. Kto chce, kupi tańszego Aira lub innego laptopa, który będzie wykorzystywał ekosystem Miicrosoftu. Szczerze mówiąc, nie jestem więc zdziwiony tym, że tak wielu grafików czy montażystów uwielbia pracę na urządzeniach z logo Apple. Ich legenda nadal działa na korzyść marki. Pytanie tylko czy słusznie.

MacBook Pro (fot. Apple)

Dostrzegam też drugą stronę monety. Platforma od Microsoftu przechodzi w ostatnich latach szereg zmian, dzięki którym dystans między Apple a firmą z Redmond stopniowo traci na znaczeniu. Mnogość oprogramowania, duża niezależność w kwestii rozbudowy maszyn czy zmierzająca – wreszcie – w dobrą stronę polityka aktualizacji, to całkiem niezła karta przetargowa.

Podsumowując, obie platformy mają szereg rozległych zalet. Na dobrą sprawę wielu z Was może stwierdzić, że są to zamienniki w zbliżonej skali. To, co zrobicie na Maku, zwykle da radę wykonać także na Windowsie. Rzecz jasna, z użyciem innych narzędzi, ale fakt pozostaje faktem. Mamy wybór. Na dobrą sprawę, nawet miłośnicy Linuxa z roku na rok mogą cieszyć się coraz to większą pulą możliwości.

I wydawałoby się, że w sytuacji, kiedy Apple po prostu musi sobie z tych wszystkich mocnych cech konkurencji zdawać świetnie sprawę, przyjdą jakieś zmiany. Ot, może jakiś nieśmiały eksperyment z obniżeniem cen, żeby powalczyć o klientów, którzy nie mają portfeli wypchanych banknotami? Większość marek premium co najmniej rozważyłaby taki ruch. Jednak nie Apple. Powiem krótko: nowy MacBook Pro w najmocniejszej konfiguracji kosztuje ponad trzydzieści tysięcy złotych!

Sprzeda się? Pewnie, że się sprzeda

Mam taki zwyczaj, że staram się w felietonie nie porównywać produktów różnych marek. Będę się go trzymał także i w tym tekście. Ma to o tyle duże znaczenie, że jeśli już pozbieracie szczękę z podłogi, możecie zacząć zastanawiać się nad tym, czy istnieją tańsze alternatywy. Naturalnie, że istnieją. Powiem więcej. W cenie niższej aniżeli 18 tysięcy złotych możemy wyrwać najbardziej zaawansowane komputery przenośne na Windowsie. A jeśli zaszalejemy i dorzucimy jeszcze z pięć tysięcy, to można już nabyć urządzenia z tak wielką mocą obliczeniową, że typowy Kowalski do końca swoich dni nie zagospodaruje potencjału takiej maszyny.

A Ty? Kupiłbyś laptopa za takie pieniądze?
/Fot: Pixabay

Naturalnie, w tej określonej sytuacji płacimy za logo (i ekosystem), jednak powiedzmy sobie szczerze, wiele firm, które wykorzystują ekosystem Microsoftu, także nie uprawia wolontariatu i „podatek od logo” jest integralną częścią transakcji. Wbrew obiegowej opinii, miłośnicy okienek mają do swojej dyspozycji co najmniej 4-5 marek premium, które wykorzystują najwyższej jakości komponenty i stopy metali. Byle klient był zadowolony, byle kasa się zgadzała.

Kusi mnie, żeby napisać tutaj, że taka polityka cenowa Apple, to strzał w stopę, nieprzemyślana decyzja, która nabije kieszenie konkurentom, ale szczerze mówiąc, nie do końca wierzę w te słowa. Jeśli ktoś rozważa zakup tego najdroższego MacBooka Pro bądź innych, nieco tańszych wersji urządzenia, które także można dla siebie zamówić i spersonalizować, to jest to zazwyczaj osoba, która dokładnie wie, co wybiera i ile przyjdzie jej za ten luksus zapłacić.

Jeśli ktoś waha się nad ekosystemem Microsoftu lub po prostu krytykuje tę politykę cenową Apple, to podejrzewam, że z sobie znanych względów i tak by tego urządzenia nie kupił. Może decyduje stan konta, może wrodzona oszczędność, a być może przywiązanie do aplikacji, które występują tylko dla ekosystemu Microsoftu, bez względu na odpowiedniki, żywiące się środowiskiem MacOS.

Uczciwie przyznam, że w życiu nie wydałbym równowartości kilkuletniego, niezłego samochodu klasy kompakt na laptopa. Jakiś czas temu brałem na poważnie zakup urządzenia bazującego na ekosystemie Apple w nieco niższych kwotach. Celowałem w szybkie i bezproblemowe montowanie filmów na YouTube. Zamysł gdzieś dalej chodzi mi z tyłu głowy, jednak myślałem o zauważalnie mniejszej liczbie złotówek ;)

Takich osób jak ja jest zapewne o wiele więcej. Myślą o Apple, rozważają szarpnięcie się na ich produkty, bo ich niesamowita renoma, potęgowana przez wrażenie obcowania z produktami inne niż wszystkie, to chyba fundament rynkowego sukcesu tej firmy. Właśnie w tym miejscu docieramy do pointy. Jestem więcej niż przekonany o tym, że MacBook Pro w najdroższej konfiguracji sprzeda się. A na dodatek sprzeda się całkiem dobrze. Jeśli szereg osób znanych w jakiejś konkretnej branży kupi właśnie produkt od Apple, a nie od konkurencji, to inni podążą za nimi, nieraz zapominając o realnych alternatywach czy stanie konta.

A jak Wy sądzicie? Czy Apple z taką wyceną przekroczyło pewną barierę? A może ta wycena to wcale nie taki abstrakcyjny pomysł i inne marki zaczną naśladować ich politykę cenową? Koniecznie dajcie znać w komentarzach.

zdjęcie główne z: Pixabay