Motorola Edge – recenzja nieziemskiego smartfona

Motorola Edge to najciekawszy, najbardziej intrygujący i najlepszy smartfon w ofercie tej firmy. Ma w sobie coś, co bezwzględnie przyciąga wzrok każdego. Tym “czymś” jest zakrzywiony ekran, ale nie byle jak, bo zachodzący na lewą i prawą krawędź pod kątem niemal 90 stopni. Jak się korzysta z takiego smartfona? Czas odpowiedzieć na to pytanie.

Specyfikacja Motoroli Edge:

Cena w momencie publikacji recenzji: 2999 złotych

Wzornictwo, jakość wykonania

Motorola Edge prezentuje się nieziemsko. Bardzo mocno zakrzywione krawędzie ekranu wylewającego się wręcz z telefonu to coś, co powoduje, że Edge może być obiektem westchnień. Patrząc na zdjęcia prasowe nie pałałam do tego designu większym zainteresowaniem, ale muszę stwierdzić, że na żywo wygląda to fenomenalnie.

Niestety, jak to zazwyczaj bywa, im bardziej nietypowe wzornictwo, tym większe kompromisy z zakresu ergonomii – ale o tym nieco później. Na razie wspomnę jedynie, że do obsługi tego smartfona trzeba się przyzwyczaić. Początkowo aluminiowa ramka na krawędziach urządzenia trochę mi przeszkadzała, wżynając się czasem w dłoń, ale po jakimś czasie chyba nauczyłam się z niego korzystać. Inna rzecz, że zdecydowałam się jednak nosić ten delikatny sprzęt w etui, przez co nie wiem, jak Edge wyglądałby po kilku tygodniach użytkowania bez niego.

Motorola Edge składa się z aluminiowej ramki, plastikowej obudowy i ogromnej tafli szkła Gorilla Glass 5. W moje ręce przywędrował Edge w czarnej wersji kolorystycznej, zwanej również Solar Black, natomiast w sprzedaży dostępna jest także fioletowa edycja (możecie jej szukać jako Midnight Magenta).

W zestawie z telefonem w pudełku otrzymujemy 18-Watową ładowarkę, słuchawki oraz etui, chroniące tył urządzenia, jego rogi i wszystkie krawędzie, z wyjątkiem ekranu zachodzącego na lewy i prawy bok telefonu – ten musi zostać odsłonięty, by wciąż móc z niego korzystać.

Jeśli chodzi o krawędzie, tutaj miłe zaskoczenie – na dolnej, poza USB typu C, mikrofonem i głośnikiem, mamy 3.5 mm jacka audio, coraz rzadziej spotykanego w smartfonach z tej półki cenowej. Na górnej z kolei mamy drugi mikrofon i podwójny slot kart (2x nanoSIM lub nanoSIM + microSD).

Lewy bok pozostał niezagospodarowany, z kolei na prawym mamy przyciski do regulacji głośności i włącznik, który wyróżnia się chropowatą teksturą, dzięki czemu łatwo jest go wyczuć pod palcem nawet w ciemności.

Moto Edge jest pokryty hydrofobową powłoką, co niestety nie oznacza, że jest wodoszczelny. Powinien natomiast przetrwać spotkania z deszczem czy przypadkowe zachlapania.

Wyświetlacz – technikalia

O zakrzywieniu ekranu za chwilę, czas przyjrzeć się jemu samemu. A jest czemu! Mamy tu aż 6,7-calowy panel OLED-owy o rozdzielczości 2340×1080 pikseli (Full HD+), proporcjach 19,5:9 i odświeżaniu ekranu 90 Hz. 

Ostatni z parametrów można zmieniać w ustawieniach pomiędzy 60 Hz a 90 Hz lub zostawić automatyce, aczkolwiek tej nieszczególnie ufam. Nie widzę jednak sensu, by zmieniać częstotliwość odświeżania i zmniejszać ją do 60 Hz – przy 90 Hz wszystko wygląda dużo lepiej, płynniej i milej dla oka.

Od OLED-owego panelu Motoroli Edge trudno jest odwrócić wzrok – jest rewelacyjny. Fakt, że to właśnie na ekran Motorola stawia najmocniej, podkreśla też fabrycznie wgrana, animowana tapeta, przedstawiająca szumiące fale – fajny zabieg, bardzo rzadko stosowany przez producentów smartfonów.

Full HD+ przy przekątnej 6,7 cala nie jest niczym nadzwyczajnym, ale do swobodnego korzystania ze smartfona spokojnie wystarcza. Po tym też możemy poznać, że Motorola nie zamierza walczyć o miano flagowca – rozdzielczość QHD+ zarezerwowana jest właśnie dla tych najdroższych modeli.

W ustawieniach ekranu mamy opcję zmiany kolorów spośród trzech dostępnych trybów: naturalne, wzmocnione i nasycone (nie ma natomiast możliwości ręcznego ustawienia balansu bieli), jest też dostępny tryb nocny i tak zwany “pełny ekran” – to właśnie tutaj możemy ustawić, by treści wyświetlały się na pełnym wyświetlaczu, a nie tylko do wysokości górnej belki powiadomień.

Jak to w przypadku smartfonów Motoroli bywa, także i tu mamy opcję uważnego ekranu, który – po poruszeniu telefonem – na wygaszonym ekranie pokazuje godzinę, datę oraz powiadomienia, które to z kolei można podejrzeć z jego poziomu.

Endless Edge – jak się z niego korzysta i czy są jakieś korzyści?

Ekran Motoroli Edge, ze względu na swoją charakterystykę (zachodzenie na krawędzie pod kątem dochodzącym do 90 stopni), nazwany został Endless Edge. Korzystanie z niego wiąże się z koniecznością przyzwyczajenia się do refleksów świetlnych odbijających się od zakrzywionych krawędzi, co czasem skutecznie utrudnia komfortowe użytkowanie telefonu.

Bardziej jednak tak mocno zakrzywione krawędzie dają się we znaki podczas pisania wszelkich treści (czy to na portalach społecznościowych, czy mejli), bowiem pierwsza litera wyświetlana jest nie na wprost użytkownika, a po lewej stronie, za krawędzią – tak, że jej na wprost nie widać. Strasznie upierdliwe i z ergonomią nie ma to nic wspólnego.

Na szczęście inżynierowie Motoroli odpowiednio to przemyśleli i dali możliwość wyświetlania aplikacji na pełnym ekranie lub tylko na jego froncie. Co też ważne, można ustawić konkretny wybór na sztywno w ustawieniach (“Wyświetlacz na krawędzi”), ale też na bieżąco zmieniać w bardzo prosty i szybki sposób – wystarczy dwukrotnie tapnąć w linię znajdującą się tuż obok prawej krawędzi telefonu (pod warunkiem, że jest włączona opcja “Dotknięcie krawędzi”, ukryta w ustawieniach wyświetlacza).

Dotknięcie krawędzi umożliwia również korzystanie z podręcznego przybornika, do którego możemy przypiąć wybrane aplikacje lub narzędzia – fajna rzecz, ale, przyznaję, nie zdarzyło mi się z niej skorzystać poza testami funkcji.

Tak naprawdę realne korzyści z tak mocno zakrzywionego ekranu widzę jedynie podczas oglądania treści wideo – czy to na YouTube czy na Netfliksie. Wtedy można odnieść wrażenie, że obraz jest nieskończony i, przyznaję, wygląda to rewelacyjnie. Trzeba mieć jednak świadomość, że mimo wszystko tracimy kilka pikseli widoczności zarówno na górze, jak i na dole kadru.

A skoro już mamy tak mocno zakrzywione krawędzie, to dobrze by było je w jakiś sposób wykorzystać. Motorola postanowiła zaadoptować do swojego telefonu podobne rozwiązanie, z jakim mieliśmy do czynienia w smartfonach Samsunga typu Galaxy Note Edge, a mianowicie podświetlanie krawędzi bocznych, gdy przychodzi powiadomienie lub gdy ktoś dzwoni. Dodatkowo, gdy Edge podłączony jest do ładowarki, krawędzie boczne świecą się na adekwatny do poziomu naładowania telefonu kolor – fajny bajer.

Działanie, oprogramowanie

Brakuje mi tu Snapdragona 865, ale jest za to inna jednostka od Qualcomma, Snapdragon 765 z Adreno 620, która – w połączeniu z 6 GB RAM i czystym systemem Android 10 – sprawdza się bardzo dobrze. Właściwie podczas codziennego użytkowania nie czuć, że nie mamy do czynienia z najwyższą jednostką centralną z oferty wspomnianego Qualcomma. Nieco wolniejsze działanie względem flagowców można by było odczuć w bezpośrednim porównaniu z nimi.

Motorola Edge działa płynnie i szybko – w połączeniu z ekranem o odświeżaniu 90 Hz korzystanie z Motoroli Edge to czysta przyjemność. Czasem tylko nieco brakuje RAM-u, przez co trzeba nieco dłużej poczekać na wczytanie się gry czy aplikacji, ale w ogólnym rozrachunku jest pozytywnie. Zastanawiający jest dla mnie tylko spam z Google News – zamiast co jakiś czas sypać powiadomieniami, na Moto Edge kilka powiadomień pojawia się jednocześnie – nigdy wcześniej na żadnym smartfonie tak nie miałam.

Jeśli chodzi o samo oprogramowanie, Moto Edge działa na czystym systemie Android 10. Właściwie jedynym dodatkiem są gesty Moto w postaci uważnego ekranu, który zapobiega przyciemnianiu ekranu podczas patrzenia na niego, zestawu narzędzi do edycji zrzutów ekranu (które można robić przeciągając trzy palce po ekranie), włączania aparatu podwójnym obrotem nadgarstka czy latarki – poprzez dwukrotne potrząśnięcie telefonem.

Niezmiennie podoba mi się również to, że włączenie trybu “Nie przeszkadzać” powoduje zablokowanie pojawiania się jakichkolwiek ikon powiadomień (coś jak tryb kierowcy w Oppo). Dopiero jego wyłączenie sprawia, że wszystkie powiadomienia stają się dla nas widoczne.

Gaming to ciekawa kwestia. Wszystko za sprawą tego, że Motorola Edge oferuje możliwość korzystania z dotykowych przycisków przypisanych do górnej krawędzi telefonu – wirtualne triggery są dostępne w każdej grze, w efekcie czego granie na tym smartfonie jest dużo ciekawszym doznaniem.

Podczas grania Edge potrafi się minimalnie nagrzać, ale nie w takim stopniu, jak podczas ładowania – wtedy osiąga wyższe temperatury, ale – jak informuje Motorola – jest to całkowicie naturalne podczas tego procesu i nie powinniśmy się tym przejmować.

Testy syntetyczne / benchmarki:

Zaplecze komunikacyjne obejmuje dosłownie wszystko, czego moglibyśmy oczekiwać. Jest 5G (z którego póki co można skorzystać jedynie w Plusie; listę obsługiwanych pasm znajdziecie w parametrach z początku recenzji), NFC, GPS, dwuzakresowe WiFi, Bluetooth 5.1 i dual SIM. Jedyne co, to dual SIM mógłby być standardowy, a nie hybrydowy (przez co musimy wybierać czy korzystać z dwóch kart nanoSIM czy z jednej nanoSIM i opcji rozszerzenia pamięci dzięki slotowi kart microSD), ale to nie dla wszystkich będzie znaczącym minusem.

Wszystkie moduły łączności działają bez zastrzeżeń. Nie odnotowałam żadnych problemów z LTE, łącznością bezprzewodową czy działaniem nawigacji samochodowej (na przykładzie Google Maps). Rozmowy telefoniczne również oceniam pozytywnie – nie spotkała mnie sytuacja, w której źle słyszałabym rozmówcę; druga strona również nie narzekała na jakość tego, jak mnie słychać.

Z 128 GB pamięci wewnętrznej do wykorzystania przez użytkownika zostaje dokładnie 107 GB. Jeśli chodzi o jej prędkość, przedstawia się następująco:

Audio

Z warstwy audio użytkownicy Motoroli Edge zdecydowanie mogą być zadowoleni. Bardzo duży plus należy się Motoroli za umieszczenie w Edge’u 3.5 mm jacka audio, dzięki czemu – bez żadnej zbędnej przejściówki – możemy podłączyć do niego ulubione, przewodowe słuchawki. Dodatkowo, co równie istotne, mamy tu do czynienia z głośnikami stereofonicznymi. Co o nich sądzi Kuba?

Motorola wreszcie włożyła do smartfona głośniki, które mogą konkurować z najlepszymi – jest po prostu wow. Wszystkie sceny bardzo czytelne, bas czysty i klarowny jak na tak małą konstrukcję. Jestem pod wielkim wrażeniem. Nie ma co się więcej rozwodzić nad jakością tego dźwięku, trzeba to po prostu usłyszeć samemu.

Biometria

Do wyboru mamy dwie dostępne opcje zabezpieczeń biometrycznych – czytnik linii papilarnych zintegrowany z ekranem oraz rozpoznawanie twarzy. Obie działają nieźle, ale można się do nich nieco przyczepić. 

Czytnik działa sprawnie, ale umieszczony jest, według mnie, nieco za nisko – za blisko dolnej krawędzi. W mojej opinii mógłby być nieco wyżej, by później móc od razu przejść do obsługi telefonu prawą ręką. Rozpoznawanie twarzy z kolei w większości przypadków radzi sobie dobrze, choć losowo raz na jakiś czas zdarza się, że zamuli – nie wiedzieć czemu potrafi trwać dłużej niż standardowo.

Ciekawostką (ale i niczym nowym, bo w wielu smartfonach też to występuje) niech będzie fakt, że animację odblokowywania ekranu za pomocą skanera odcisków palców można zmieniać – nie jest ich wcale dużo, bo dostępne są zaledwie trzy, ale każda jest warta uwagi.

Czas pracy 

Smartfon Motorola Edge został wyposażony w akumulator o pojemności 4500 mAh, który trudno jest rozładować w ciągu dnia, jeśli korzystamy wyłącznie z sieci WiFi, czyli w domu lub w biurze. W takim scenariuszu telefon jest w stanie działać dzień, by na wieczór miał jeszcze solidnych kilkadziesiąt procent zapasu na kolejny dzień (którego już jednak pełnego nie jest w stanie działać, rozładowuje się ok. 16-18 drugiego dnia).

W moich rękach Edge działał średnio 1-1,5 dnia, z czego na włączonym ekranie (SoT) od 5 do 7 godzin (w zależności od jasności ekranu i działania na LTE czy WiFi). To niezłe wyniki, biorąc pod uwagę, że są powtarzalne zarówno na jasnym motywie, jak i na ciemnym, w dodatku niezależnie od ustawionego odświeżania ekranu.

W zestawie z Motorolą Edge dostajemy ładowarkę TurboPower – niby szybką, ale tylko 18-Watową (konkurencja ma 30- lub nawet 40-Watowe, więc trudno nazwać ją bardzo szybką). 

Pełne naładowanie ogniwa o sporej, jakby nie było pojemności, trwa prawie dwie godziny.

Aparat 

Co ciekawego przewidziała Motorola dla amatorów fotografii? Mamy tu zestaw składający się z czterech soczewek:

Główne grzechy aparatu? Występujące czasem podwójne ostrzenie podczas wykonywania zdjęć – z czym dotychczas najczęściej problemy miały smartfony Sony, nigdy Motoroli… Do tego, z kwestii już typowo jakościowych, dochodzi prześwietlanie jasnych kadrów, ze szczególnym uwzględnieniem nieba (zwróćcie uwagę na chmury) oraz wybiórcze działanie automatycznego HDR-u – przy głównym obiektywie działa kiepsko, by przy ultraszerokim rozwinąć skrzydła (widać to na wszystkich przykładach, które zamieściłam poniżej). Zauważalny jest też efekt beczki w zdjęciach ultraszerokokątych.

Do naszej dyspozycji oddany został 2-krotny zoom optyczny i maksymalnie 10-krotny zoom cyfrowy. Jakość tego pierwszego jest przyzwoita, choć oczekiwałabym wyższej szczegółowości i poziomu detali, natomiast nad drugim z nich nie ma się co rozwodzić – coś tam widać, ale nie ma mowy o dobrej jakości.

Podoba mi się wsparcie czujnika Time of Flight, dzięki któremu fotografowane na pierwszym planie obiekty nie są wycięte z tła, a ich ostrość stopniowo przechodzi od frontu do tyłu. Na plus zaliczam też działanie trybu nocnego, choć ten nie ma tu wcale trudnego zadania. Tryb automatyczny w nocy radzi sobie tragicznie – co drugie zdjęcie jest nieostre, często rozmazane, strasznie ciemne i zaszumione. Tryb nocny z kolei sprawia, że te zdjęcia robione po zmroku zaczynają jakoś wyglądać i przede wszystkim są jaśniejsze, choć też wcale nie nazwałabym ich rewelacyjnymi.

Przedni aparat (25 Mpix f/2,0, 0,9 μm) raczej ani nie zaskakuje, ani nie rozczarowuje – jest i nieźle spełnia swoją rolę. Tryb portretowy momentami wycina za mało lub za dużo, ale w ogólnym rozrachunku zdjęcia są OK. 

Wideo możemy nagrywać maksymalnie w 4K w 30 kl./s. lub w Full HD w 60 kl./s.. Do naszej dyspozycji jest też Slow Motion w Full HD (120 kl./s.) lub w HD (240 kl./s.).

Podsumowanie

Motorola Edge zdecydowanie wyróżnia się na tle konkurencyjnych smartfonów. Zgadzam się jednak z opiniami osób, które twierdzą, że jest… po prostu za drogi. Jednocześnie trudno jest mi jednoznacznie ocenić ten sprzęt, bo nie mam wątpliwości, że nie jest to telefon dla każdego.

Z dobrodziejstwa 5G póki co niewiele osób skorzysta, choć z pewnością warto potraktować to rozwiązanie jako przyszłościowe. Szybkie ładowanie wcale nie jest najszybsze, a zakrzywiony ekran w tak wielkim stopniu, jak tutaj, to fenomen, choć niekoniecznie związany z mistrzostwem ergonomii. Wygląda świetnie, w maksymalnym stopniu podkreśla bardzo dobry, OLED-owy wyświetlacz Edge’a, ale przy tym refleksy świetlne na krawędziach wprawiają momentami w irytację. 

Warto podkreślić obecność 3.5 mm jacka audio (coraz rzadziej spotykanego w tej cenie), dual SIM czy NFC, jak również baterii, pozwalającej pracować z daleka od ładowarki solidny dzień. Do tego 6 GB RAM (szkoda, że nie o dwa oczka więcej) i aparaty, które pozwalają tworzyć ładne obrazki, ale jednak trochę im do ideału brakuje.

Myślę, że 8 to ocena, na którą Motorola Edge mimo wszystko zasługuje.

Motorola Edge – recenzja nieziemskiego smartfona
Zalety
OLED-owy ekran 90 Hz
ogólne działanie
dobre głośniki stereo
czysty system Android 10
niezły czas pracy
3.5 jack audio
5G
dual SIM (choć hybrydowy)
etui w zestawie
Wady
ergonomia cierpi na tak znacznym zagięciu ekranu
szkoda tylko 6 GB RAM-u
szybkie ładowanie nie jest wcale szybkie w porównaniu z konkurencją
cena na start jest, według mnie, za wysoka
8
Ocena
Exit mobile version