Zabrałam Lenovo Yoga C930 na koniec świata. Jak się sprawdził?

Artykuł sponsorowany

Kilka miesięcy temu porzuciłam laptopy na rzecz komputera stacjonarnego i dużego monitora. Problem w tym, że na wyjazdy nie spakuję składaka do bagażu, a na czymś pracować trzeba. Tak się składa, że tuż przed moją ostatnią podróżą do Brazylii na premierę rodziny Moto G, odezwało się do mnie Lenovo z pytaniem, czy nie zabrałam ze sobą modelu Yoga C930. Pomyślałam: “dlaczego nie?”. I tak oto przebył ze mną sporo tysięcy kilometrów, dzielnie towarzysząc mi na drugim końcu świata.

Konwertowalną konstrukcję warto docenić

W połowie stycznia na łamach Tabletowo mogliście przeczytać recenzję Yogi C930 autorstwa Krzyśka. Polemizowałabym z jego opinią, według której to najładniejszy laptop dostępny na rynku, ale z całą pewnością może się podobać. Ale to, co mi przypadło do gustu bardziej niż jego design, to konwertowalna konstrukcja, dzięki której ekran można obracać o 360 stopni.

Podczas wspomnianego wyjazdu wielokrotnie zdarzyło mi się “uprawiać Yogging przy basenie”, leżąc na leżaku w cieniu, mając laptopa na kolanach. Jak się pewnie domyślacie, kluczową rolę odegrała tutaj możliwość odchylenia ekranu na tyle, by komfortowo dało się z niego korzystać, gdy podstawa laptopa opierała się o moje nogi. Większość konkurencyjnych urządzeń tego typu pod tym konkretnym względem przegrywa w przedbiegach. Nie ukrywam też, że to właśnie teraz (a może raczej dopiero teraz) zaczęłam znacznie doceniać 360-tki. Bo choć korzystanie z nich w trybie tabletu jest raczej nie dla mnie – choć tu rysik chowany w obudowie mocno ku temu skłania – tak możliwość znacznego odchylenia ekranu bardzo mocno mnie do siebie przekonuje.

Zawias skrywający… głośniki

Pozostając w tym temacie ważną kwestią są zawiasy, bo faktem jest, że są dwa. W przeciwieństwie jednak do większości podobnych laptopów, tutaj konstrukcja opiera się o jeden długi, ciągnący się przez prawie całą długość urządzenia. Obok jest też mniejsza część, ale to tak na dobrą sprawę tylko niewielki zawias, oddzielony niejako specjalnie, by wyodrębnić i wyróżnić miejsce na logo Lenovo – a przynajmniej takie można odnieść wrażenie. I nie ma w tym nic dziwnego, bo wygląda to przyjemnie dla oka.

Zmierzam jednak do tego, że konstrukcje jednozawiasowe lub dwu, ale w kształcie takim jak tutaj, są bardziej odporne i lepiej znoszą próbę czasu. W swojej laptopowej historii miałam kiedyś model z dwoma mniejszymi zawiasami i, cóż, jeden z nich po jakimś czasie padł, przez co sprzęt zaczął się z jednej strony dosłownie rozpadać na dwie części. Tutaj nie musimy się o to obawiać.

Na koniec tej części zostawiłam wisienkę na torcie (aż chciałoby się napisać: last but not least), czyli głośnik, a dokładniej soundbar. Ten umieszczony został na całej długości zawiasu i jest po prostu świetny. Zaletą jest nie tylko jego ulokowanie, dzięki któremu dźwięk zawsze wydobywa się ku użytkownikowi, ale także sama jego jakość i głośność – zdecydowanie zasługują na pochwałę. Słuchając muzyki ma się wrażenie, że dźwięk wręcz otacza użytkownika. To głównie zasługa systemu Dolby Atmos, w który wyposażona została Yoga C930.

Praca na Yodze C930

Jestem przekonana, że kto przeczytał o leżeniu na leżaku z laptopem na kolanach w brazylijskich klimatach, temu zapaliła się lampka – co z widocznością ekranu w słońcu? Problem oczywiście występuje, jak to przy okazji wszystkich urządzeń z błyszczącymi matrycami. W Yodze C930 zastosowany został bardzo jasny wyświetlacz, który jednak w starciu z ostrym słońcem nie ma większych szans i refleksy mocno dają się we znaki. W cieniu jest natomiast dużo lepiej, ale to raczej oczywistość.

Nie zapominajmy jednak, że poleciałam tam do pracy, więc Waszą uwagę skupię teraz na kwestiach, na które zwróciłam uwagę najbardziej. A zacznę od tego, że… brak portu microSD/SD w laptopie to nieporozumienie. Nie jest to zarzut w kierunku tego konkretnego modelu, a wszystkich, które takowego nie oferują. Po nagraniu pierwszych wrażeń i zrobieniu sporej liczby zdjęć, nie mogę ich zgrać na komputer bez dodatkowego akcesorium (czytnika kart pamięci na USB), o którego zabraniu ze sobą muszę pamiętać. Jasne, nie jest to jakiś wielki problem, ale dla wielu brak czytnika w laptopie to minus na tyle istotny, że nie zdecydują się na wejście w jego posiadanie. A jednak w produktach za kilka tysięcy złotych można oczekiwać takiego dodatku. Z drugiej strony zawsze można wejść w posiadanie przejściówki i ten problem rozwiązać.

Na Yodze C930 zdarzyło mi się montować wideo – a konkretnie to z pierwszymi wrażeniami z użytkowania nowych smartfonów Motoroli z serii Moto G7. Materiał trwa niecałe pięć minut, ale jego renderowanie zajęło czterokrotnie dłuższy czas, przy czym temperatura obudowy stała się mocno odczuwalna, a system chłodzenia dawał o sobie znać przez cały czas jego trwania.

Zdaję sobie sprawę z tego, że żaden laptop biurowy nie jest stricte stworzony do tak wymagających zadań. Jednocześnie w mojej pracy kluczowe jest, by sprzęt, którego używam, radził sobie we wszystkich scenariuszach, w których potrzebuję. A Yoga C930 jak najbardziej sobie z tym wszystkim poradziła. W sumie zdziwiłabym się, gdyby było inaczej w przypadku odpowiednio wycenionego sprzętu, w dodatku z Core i7 8550U i 16 GB RAM na pokładzie.

A touchpad i klawiatura?

Do Brazylii nie zabrałam ze sobą myszki, więc tu podczas montażu w ruch musiał iść touchpad. Ten jest dość spory i precyzyjny, dodatkowo palec porusza się po nim bez najmniejszego oporu, co w efekcie daje bardzo pozytywne odczucia związane z jego użytkowaniem. Oczywiście obsługuje gesty multidotyku, więc przewijanie stron internetowych czy dokumentów bez dotykania ekranu również wchodzi w grę.

Klawiatura… początkowo miałam problem w przyzwyczajeniu się do niej, zwłaszcza, że ostatnie miesiące spędzam pracując na klawiaturze o dużo wyższym skoku. Podobnie odczucia mam w stosunku do małych strzałek góra – dół. Nie twierdzę, że klawiatura jest zła czy niewygodna, po prostu zmiana przyzwyczajeń musi zająć chwilę – zwłaszcza, że przez ostatnie lata w większości korzystałam z laptopów konkurencji. Jestem przekonana, że “przesiadając się” na ten konkretny model laptopa na dłużej zmieniłabym nawyki i w dłuższej perspektywie stwierdziłabym, że ta klawiatura jest wygodna, ale… jeszcze nie nadszedł ten moment. Doceniam natomiast dwustopniowe, białe podświetlenie, które ułatwia korzystanie z laptopa w ciemniejszych warunkach.

Zbliżając się ku końcowi…

Nie chciałabym, by był to tekst powielający recenzję od Krzyśka, w której opisał wszystkie aspekty związane z Yogą C930. Jednocześnie nie mogę pominąć tak istotnych rzeczy, jak czytnik linii papilarnych, który natychmiastowo reaguje na przyłożenie do niego palca. Co ważne, gdy laptop jest w uśpieniu, wystarczy skorzystać ze skanera, by po chwili ten się włączył.

Równie istotny jest rysik, który chowamy w slot znajdujący się w obudowie laptopa, dzięki czemu mamy pewność, że go nie zgubimy oraz bateria, która podczas moich testów spokojnie wytrzymywała do ośmiu godzin pracy biurowej, co oceniam bardzo pozytywnie.

Podsumowując… będę miło wspominać czas spędzony z Lenovo Yoga C930. Nie jestem w jego ocenie aż tak hurraoptymistyczna jak Krzysiek, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że jest to sprzęt godny polecenia. Zwłaszcza dla osób, które oczekują wysokiej wydajności, dobrego brzmienia, konwertowalnej konstrukcji z dotykowym ekranem i rysika, który potrafi się przydać w najmniej spodziewanych momentach.

Na koniec bardzo ważna rzecz. Yoga C930 objęta jest programem Lenovo Premium Care. W praktyce oznacza to, że gdyby cokolwiek stało się z urządzeniem, producent gwarantuje jego naprawę w ciągu maksymalnie pięciu dni. Jeśli czas ten się wydłuży z jakiekolwiek powodu, użytkownik sprzętu otrzymuje zwrot kwoty wydanej podczas zakupu laptopa oraz… naprawionego laptopa.

Co ważne, z Lenovo Premium Care mogą skorzystać użytkownicy wybranych laptopów z serii Yoga i Legion.

Wpis powstał przy współpracy z Lenovo Polska