Królewska Rodzina Nexus – symbol i duma Androida czy wydajny marketing Google’a? (cz. I)

1393272519785

Gdybyśmy się zastanowili, to w każdej dziedzinie życia znajdziemy jakiś symbol. Symbolem będzie to coś, co kojarzy się z dumą, podziwem, a niekiedy pożądaniem ludzi pragnących go posiąść. Jest zwykle „towarem” deficytowym, który każdy chce mieć. Z reguły jednak pozostaje w sferze marzeń dla większości. Przyczyn jest wiele. Zwykle jedną z nich jest słaba dostępność bądź wysoka cena.

W świecie motoryzacji symbolem niezawodności i splendoru jest marka samochodów LEXUS. Auto klasy premium, które potrafi zaślepić swym urokiem. Przeważnie jednak wejście w jego posiadanie wiąże się ze sporym wydatkiem. Nie bez powodu poruszyłem temat Lexusa. W świecie terminali mobilnych takim symbolem jest rodzina urządzeń NEXUS. Można by rzec, że nazwa czerpie pełnymi garściami od nazwy samochodów premium, a obie marki mają ze sobą wiele wspólnego. Różnica polega jednak na tym, że producent Nexusa to dla mnie mistrz marketingu, korzystający ze swojego potencjału. Pozbywając się ograniczeń, o których mowa wyżej, stworzył markę, która stała się symbolem Androida. Myślę, że to dobry moment, by przeprowadzić Was przez krainę urządzeń, przypominając barwną historię i dokonania „królewskiego rodu”.

 

Oczko w głowie potentata z Mountain View

Nie od dziś wiadomo, że ostatnimi czasy sektor IT mocno ewoluował. Samo zarabianie na reklamach nie było już tak atrakcyjne jak rozkwitający rynek terminali mobilnych. Google zdając sobie z tego sprawę stworzyło osławioną już dziś rodzinę urządzeń z serii Nexus. Tak powstała marka, która początkowo wywołała poruszenie, a nawet powiem więcej – oburzenie wśród producentów. Oburzenie, które nie bez przyczyny przykręciło „kurek z dolarami” takim gigantom jak Samsung, LG, HTC, Sony (wówczas Sony Ericsson) czy w mniejszym stopniu Nokia (inny system). Marka Nexus miała być z zamysłu symbolem dobrego stosunku jakości do ceny. Urządzenia Google’a pracować miały na czystym Androidzie i oferować najdłuższe wsparcie producenta oraz najnowsze aktualizacje.

Brzmi wręcz bajecznie! Ale no właśnie, czy patrząc z perspektywy czasu ta sztuka się udała? Myślę, że połowicznie, przy czym aktualnie sukces projektu zaczyna się wymykać pod naporem „chińskiej” fali urządzeń mobilnych i dynamicznie zmieniającego się rynku…

 

A zaczęło się niewinnie… 

W styczniu 2010 roku w porozumieniu ze wschodzącą tajwańską gwiazdą segmentu mobilnego, którym było HTC , na świat przybył model o wdzięcznej i wymownej nazwie Nexus One (dla tych, którzy słabo komunikują się w języku angielskim: One [ z ang. jeden] – w wolnym tłumaczeniu firmy Google oznaczał „Pierwszy”).

Urządzenie charakteryzowało się metalową obudową i obecnością czystego Androida 2.1 (Eclair). Sam system wprowadził m.in. obsługę głosową (rozpoznawanie mowy) tekstu i GPS’a oraz natywnie implementowaną aplikację Gmail. Szczególnie warta odnotowania była możliwość uruchomienia wielu aplikacji na raz (multitasking). Urządzenie uzbrojone było w niepowalającą dziś konstrukcję, która jednak w tamtych czasach musiała zwracać na siebie uwagę. Jednostką napędzającą był 1-GHz procesor Qualcomm Snapdragon S1 QSD8250 z grafiką Adreno 200, 512 MB RAM, 512 pamięci dyskowej flash. Obraz wyświetlany był na 3.7-calowym ekranie o rozdzielczości WVGA (800×480 pikseli). Pierwszy Nexus dysponował 5 Mpix aparatem cyfrowym z diodą LED, który potrafił nagrywać filmy w rozdzielczości 720×480 pikseli przy 24 kl./s. Całość dopełniał zestaw modułów: WiFi 802.11b/g/n, HSDPA do 7,2 Mb/s, Bluetooth 2.1 + EDR, nawigacja A-GPS oraz slot na karty microSD do 32 GB. Smartfon posiadał baterię o pojemności 1400 mAh. Zakup urządzenia możliwy był tylko przez dystrybucję Google Play w cenie 529$

Wyróżniającym elementem urządzenia desygnowanego logiem Nexus był trackball świecący w trzech różnych kolorach, pełniący rolę diody powiadomień. Z racji słabej dostępności (tylko poprzez sklep Google) oraz błędach w marketingu, Nexus One nie zdobył wielkiej popularności. Posiadał jednak bardzo dobrą specyfikację i tolerancyjną cenę (jak na tamte czasy). A to oznaczać mogło nieuchronnie zbliżający się czas na zmiany…

 

Rewolucja czy bardziej ewolucja?

Po słabych wynikach sprzedaży Nexusa One, Google wydało oficjalne oświadczenie, z którego wynikało, że kończy krótką przygodę z produkcją urządzeń mobilnych. Jednak gigant z Mountain View postanowił dać sobie drugą szansę. U schyłku 2010 roku, a dokładnie 16 grudnia (27 grudnia Polska), swój debiut miał Nexus S.

Tym razem Google oddało swoje złote dziecko w ręce Koreańczyków. Samsung stworzył maszynę zupełnie odmienną od koncepcji HTC. Szpecący plastik rekompensowała bardzo dobra specyfikacja. Obudowa smartfona wyprodukowana była z błyszczącego tworzywa zwanego HyperSkin. Zapobiegał on ślizganiu się urządzenia. Model ten miał ciekawie zakrzywioną fakturę, przez co stał się dość charakterystycznym urządzeniem na rynku. Jak się potem okazało, koncepcja zdobyła aprobatę wielu klientów.

We wnętrzu, podobnie jak w przypadku Samsunga Galaxy S pierwszej generacji, drzemał 1 GHz Samsung Hummingbird z GPU PowerVR SGX-540, 512 MB RAM, 16 GB pamięci wbudowanej (flash), na własne pliki . Ekranem użytym w Nexusie S była 4 calowa matryca Super LCD 480×800 pikseliSamsung postawił na aparat o tych samych parametrach co w Nexusie One. 5 Mpix matryca była wstanie nagrać film w rozdzielczości 720×480 pikseli. W trudnych warunkach oświetleniowych aparat wspierała dioda LED. Warto wspomnieć o 0,3 Mpix kamerze do wideorozmów. Oprócz standardowych modułów WiFi a/b/g/n, HSDPA do 7,2 Mb/s, Bluetooth 2.1 +EDR, portu microUSB 2.0, smartfon wyposażony był w technologię NFC. Oferowała ona bezprzewodowy transfer multimediów oraz danych na krótką odległość. To właśnie dzięki NFC narodziła się nowa idea płatności zbliżeniowych za pomocą smartfona. W praktyce to nic innego jak technologia, na której oparty jest PayPass w kartach płatniczych. Bateria względem poprzednika urosła o 100 jednostek i wynosiła 1500 mAh. Sam model przeszedł do historii jako najdłużej oficjalnie wspierany smartfon w dziejach Androida. Począwszy od wersji 2.3 Gingerbread, (którego miał jako pierwszy) poprzez 4.0 Ice Cream Sandwich, a skończywszy na Androidzie Jelly Bean 4.1.1, później 4.1.2. Po dziś dzień można uzyskać bardzo dobre, choć nieoficjalne, wsparcie do wersji  4.4 KitKat. Cena, jaką trzeba było zapłacić za urządzenie w Google Play, wynosiła 529$.

Jak w każdym urządzeniu, Google nie wystrzegło się wszystkich wad podczas projektowania swojego dziecka. Fala krytyki w oczach recenzentów i blogerów spadła na tandetną, skrzypiącą obudowę oraz brak slotu na kartę pamięci. Również oprogramowanie nie było bez winy. Dość wspomnieć, iż czysty Android 2.3 pozbawiony został tak popularnej funkcji jak radio. Pomimo tego Nexus S został pozytywnie odebrany przez ogół rynku. Świetny, wyraźny ekran, wydajne podzespoły czy oryginalny design to tylko kilka z jego zalet. Oprócz nich również zachowanie dobrej proporcji jakości do ceny oraz, co najważniejsze, lepszy marketing, sprawiły, że urządzenie było chętnie kupowane szczególnie przez entuzjastów modyfikacji, a także ludzi ceniących sobie prostotę oprogramowania. Google odrobiło pracę domową i pokazało światu, że trzeba się będzie z nim liczyć. Marka Nexus zaczęła nabierać splendoru…

 

Mistrz ewolucji

Czwarty kwartał 2011 roku powitał Galaxy Nexusa, zwanego także Nexus Prime. Model ten, jak jego poprzednik, to dzieło koreańskiego koncernu Samsung. Po udanym wejściu na rynek Nexusa S oczekiwania i apetyt na „galaktyczne” dziecko Google’a były ogromne. Topowe wówczas podzespoły i niesamowity ekran o wysokiej rozdzielczości (4.65 calowy wyświetlacz HD Super AMOLED o niecodziennej, zakrzywionej fakturze) zaostrzyły apetyt zagorzałych wielbicieli. Jednak po pierwszych emocjach zaczęło brakować przysłowiowego „wow”. Ci, którzy liczyli na spektakularną rewolucję, rozczarowali się…

Co oczywiście nie oznaczało, że Galaxy Nexus był do niczego. Wręcz przeciwnie. To bardzo wydajna maszyna, która zapewniała płynną i bezproblemową pracę systemu. Posiadała wszystko, co było potrzebne do codziennego użytku. Problem w tym, że Google wprowadzając swoje urządzenie na rynek zapomniał, że nie wystarczy wsadzić najlepsze podzespoły i oczekiwać sukcesu. Być może gigantowi z Mountain View brakowało wizjonerskiej twórczości Steve’a Jobsa…

Gwoli przypomnienia, specyfikacja Nexusa Prime opierała się o dwurdzeniowy TI OMAP 4460 taktowany na 1.2 GHz z grafiką PowerVR SGX-540 przy wsparciu 1 GB pamięci operacyjnej RAM oraz 16 GB Flash-EMMC (pamięć wbudowana) bez możliwości dalszej rozbudowy (brak czytnika kart). Na przednim panelu umieszczono 4.65-calowy ekran Super AMOLED w rozdzielczości HD (720p). Tutaj też swoje miejsce znalazła 1.3 Mpix kamera do wideorozmów. Tylni panel skrywał aparat 5 Mpix z diodą doświetlającą LED, nagrywający wideo w rozdzielczości Full HD (1080p). Komunikację zapewniało WiFi 802.11b/g/n, HSDPA+ do 21 Mb/s, microUSB 2.0, Bluetooth  3.0, NFC, A-GPS, a także protokół MHL do komunikacji obrazu przez port HDMI w telewizorze. Jak u poprzednika, do produkcji obudowy użyto materiału HyperSkin. Za ogniwo zasilające posłużyła bateria o pojemności 1750 mAh. Niemłody już Galaxy Nexus otrzymywał oficjalne wsparcie aż do Androida Jelly Bean 4.3 (nieoficjalnie 4.4 Kit Kat). Na uwagę zasługiwała cena, która w sklepie Play wynosiła 349$.

Społeczność użytkowników „galaktycznego” Nexusa uchodzi za bardzo zżytą ze swoją maszyną. Ostatnia decyzja Google’a o braku oficjalnej aktualizacji do Androida 4.4 Kitkat spowodowała bojkot. Wystosowano nawet petycję, pod którą podpisało się ponad 17 000 użytkowników.

Czarny koń w świecie… tabletów

Po przygodzie ze smartfonami gigant z Mountain View postanowił zaatakować rynek tabletów. Kolejnym dzieckiem z rodziny Nexusów został wyprodukowany w czerwcu 2012 roku Google Nexus 7 pierwszej generacji.
Powstał on przy współpracy z mało rozpoznawalną w świecie urządzeń mobilnych firmą ASUS. Jak się zakończył ten mariaż? Pokuszę się o stwierdzenie, iż wpuszczenie na rynek niedużego tabletu, jest nokautującym ciosem dla renomowanych firm. Inspirowany poczynaniami Amazonu, gigant z Mountain View upiekł nie dwie, a trzy pieczenie na jednym ogniu. Wprowadzając urządzenie w niesamowitym stosunku jakości do ceny, podciął skrzydła dużym koncernom. Stosowały one bowiem do tej pory tzw. „podatek od nowości” dorabiając sobie na klientach. Google wprowadzając urządzenie bardziej konkurencyjne wymusił tutaj pewne zmiany. Sama specyfikacja wystarczyła, aby Nexus 7 stał się ciekawszym produktem niż czytniki Kindle Fire. Porównuję tutaj te produkty, gdyż to w Amazonie właśnie Google upatrywał największego konkurenta. Ostatecznie podołał temu wyzwaniu, w lepszy i efektywniejszy sposób zarabiając na konsumpcji treści i sprzedaży usług poprzez Google Play.

Przejdźmy jednak do samego urządzenia. Otóż to co można stwierdzić już na samym początku obcowania z Nexusem 7, to enigmatyczna, smukła konstrukcja utrzymana w czarnej tonacji. Nadawało to niewątpliwie klasy urządzeniu. Tablet pokryty był gumowaną, przyjemną w dotyku fakturą. Specyfikacja, w którą uzbrojona była maszyna, potrafiła obsłużyć każdą aplikację bez zacięć. To sprawiało, że konsumpcja treści była prawdziwą przyjemnością. Obudowa Nexusa skrywała w sobie 4rdzeniową NVDIA Tegra 3 taktowaną na 1.2 GHz (piąty energooszczędny rdzeń włączał się, gdy tablet przechodził w stan spoczynku), 1 GB pamięci RAM oraz 8, 16 lub 32 GB pamięci wewnętrznej flash. Dodatkowo posiadał szereg modułów jak WiFi 802.11b/g/n, Bluetooth  4.0, micro USB 2.0, NFC czy GPS. Wersja 32 GB była dostępna w opcji z modemem 3G. Świetny 7-calowy ekran IPS LCD wyświetlał obraz w rozdzielczości 1280×800 pikseli i oferował kąty widzenia sięgające niemal 170 stopni. Urządzenie posiadało 1.3 Mpix kamerę do wideorozmów. Ogniwem zasilającym tablet była bateria o pojemności 4325 mAh. Cena tego urządzenia rozpoczynała się od bezkonkurencyjnej kwoty 199$ za wersję z 8GB pamięci wewnętrznej. Tablet zadebiutował z Androidem Jelly Bean 4.1, obecnie otrzymał aktualizację do najnowszej wersji Androida 4.4 Kit Kat.

W krótkim czasie „czarny malec” od Google’a podniósł w świecie tabletów medialny wrzask, stając się jednym z najbardziej rozpoznawalnych mobilnych urządzeń. Na koniec nurtujące wszystkich pytanie… Gdzie kryła się tajemnica sukcesu 7-calowego tabletu z rodziny Nexus? Ekhm… pokuszę się o mocną ocenę! Złote dziecko Google’a to taki produkt, który można było zabrać praktycznie wszędzie. Jest na tyle kompaktowy, by zmieścić się w kieszeni marynarki. Jego smukła budowa pozwalała na bezproblemową obsługę. Wydajność z przyjemnością zachęcała do konsumpcji treści i użytkowania w dowolny sposób. Na dodatek cena (od 199$), która sprawiała, że tablet bez większych problemów mógł kupić niemal każdy. Czy może być lepsza recepta na sukces? Odpowiedzcie sobie sami…

Technologiczny niewypał! 

Okazuje się jednak, że nawet tak doświadczonym graczom jak Google zdarzają się dość poważne wpadki. Co prawda urządzenie, które chcę teraz opisać, jest jakby na uboczu
całej rodziny Nexus, jednak chwały z pewnością jej nie przynosi. Mowa o Nexusie Q, który został zaprezentowany wraz z Nexusem 7 w czerwcu 2012.  „Magiczna kula” miała stanowić pomost dla inteligentnych urządzeń z Androidem i telewizorów. Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że czas nie stoi w miejscu – Android 4.0.4 Ice CreamSandwich po prostu się zestarzał (to z nim Nexus Q był najbardziej kompatybilny). Z czasem przyszła technologia Miracast (bezprzewodowy streaming treści do telewizora), która odesłała „Q” do lamusa. Pomysł umarł śmiercią naturalną, gdy Google usunęło go całkowicie z oferty Google Play. Na szczęście każdy ma prawo do błędów. Oby tylko wyciągać z nich wnioski…

“Małe jest piękne

Google dysponując świetnym marketingiem nie chciało pominąć żadnego sektora rynku. Na efekty nie trzeba było długo czekać. 31 października gigant z Mountain View pokazał światu Nexusa 10. Google, znany ze swojej nieprzewidywalności, do współpracy nadspodziewanie zatrudnił ponownie Samsunga. Wyrośnięty tablet dysponował specyfikacją, którą nie mógłby się powstydzić żaden sprzęt mobilny w 2012 roku. 10,1-calowy ekran True RGB Real Stripe PLS wywodzący się z rodziny ekranów LCD w rozdzielczości 2560×1600 powalał ostrością i pozostawiał całą konkurencję, łącznie z Retiną na iPadzie, za sobą. Nexus 10 wyposażony był w aparat o rozdzielczości 5 Mpix z niespotykaną wcześniej w tabletach diodą LED, a na przednim panelu ulokowano 1.9 Mpix kamerę do wideorozmów. Za płynność odpowiadał 2-rdzeniowy Exynos 5250 taktowany na 1.7 Ghz a wraz z nim układ graficzny Mali T604 i 2GB RAM. Tablet posiadał 16 bądź 32 GB pamięci flash, na własny użytek oraz komplet modułów: WiFi b/g/n, Bluetooth 4.0, NFC, micro USB 2.0 ze wsparciem dla OTG czy microHDMI. Ogniwem zasilającym była litowo-polimerowa bateria o pojemności 9000 mAh, która musiała robić wrażenie na konkurentach. Tablet wyszedł z Androidem 4.2 Jelly Bean (na dzień dzisiejszy 4.4 KitKat) i można go było nabyć w cenie 349$ w Google Play. Pomimo tych wszystkich zalet tablet miał znikome zainteresowanie. Gdzie leżał powód? Przecież topowa specyfikacja, świetny marketing, znana marka i system operacyjny, który zajmuje większość rynku, powinny dać murowany sukces. Mam na to swoją osobistą teorię… Google przekombinowało, próbując pchać swój sprzęt gdzie się da. Mniejszy brat – Nexus 7 – będąc maszyną niemal idealną, zabrał popyt i zainteresowanie ludzi. Klienci sami zweryfikowali, co jest im potrzebne. Rozmiar 7 cali okazał się optymalny. Na tyle, że gdybym chciał być złośliwy, to dodałbym, że po kupnie mniejszego brata, brakło już miejsca w kieszeni marynarki na kolejne 10 cali. I znów na usta pcha się powiedzenie, że „małe jest piękne” …

 

Sprytna polityka Google’a

Dochodząc do podsumowań pierwszej części wpisu, z łatwością można dostrzec, że Gigant z Mountain View pomimo wielu błędów jakie popełnił, zaskarbił sobie sympatię klientów. Dodatkowo poprzez przebiegły mechanizm słowotwórczy (nazwa marki Nexus – podobna do marki samochodów Lexus) zakorzenił ludziom przeświadczenie, że jego produkty to ścisła klasa „Premium” . Gdybym miał wydać ocenę końcową, bilans zysków i strat wyszedłby na piątkę z minusem. Parę potknięć, takich jak przy Nexus One, nie przekreślało bardzo dobrego ogólnego wrażenia, jakie niewątpliwie można odnieść po obcowaniu z urządzeniami z tej rodziny.

Zapraszam zatem do oczekiwania na drugą część, w której przedstawię dalsze losy „wyszukiwarkowego giganta” na arenie urządzeń mobilnych. Zobaczymy jak Nexus radził sobie na zdecydowanie bardziej wymagającym rynku, niż w latach poprzednich.

 

Fot. by Jousue Goge (CC), Robert Scoble (CC), Johan Larson (CC), Abul HussainCC,

 ryanne lai (CC), closari (CC), Cuboher (CC), Henri Bergius (CC)

Exit mobile version