Jak imprezować przez internet? Dziewięć zasad, pięć technik

To proste. Wystarczy internet, urządzenie do niego podpięte i konto społecznościowe. Tylko jednego brak przez internet. Nie damy w mordę współpijącym*.

Rok temu Łukasz Orbitowski – niezwykły obserwator przewrotnego turpizmu dzisiejszych czasów – napisał tekst o tym, jak się pije w dobie Youtube’a. Tekst ten czytam sobie co jakiś czas, bo jest doskonałą analizą tego, co zrobił z nami internet. Orbitowski wskazuje bowiem na coś, co dzieje się praktycznie zawsze, na każdej domówce, i co w konsekwencji zawsze staje się końcem takiej imprezy. Jest to szerowanie analogowe muzyki.

Youtube party

Otóż jeśli mamy podczas imprezy w gronie obecnych znajomych przynajmniej jedną osobę, która ma przy sobie urządzenie zdolne do odtwarzania muzyki (co chyba dzieje się w 99 proc. przypadków), to istnieje blisko stuprocentowa pewność, że osoba ta po jakimś czasie będzie musiała podzielić się z resztą “świetnym kawałkiem, który ostatnio znalazła”. W efekcie cała impreza się zatrzymuje, by słuchać. Niestety, to nie koniec. Najprawdopodobniej będzie ciąg dalszy, czyli kolega czy koleżanka zakrzyknie: “albo jeszcze to” i włączy kolejny kawałek, ewentualnie druga osoba wyciągnie swoje urządzenie i puści coś konkurencyjnego. Ogólnie rzecz biorąc pierwsze „a znacie ten kawałek?” jest śniegową kulką, która porusza lawinę.

Najgorzej, gdy w miejscu imprezy jest komputer podpięty do internetu. Wówczas spotkanie towarzyskie zamienia się w Youtube party, w którym przestaje być ważne to, co mam do powiedzenia, a na pierwszy plan wychodzi kwestia, kiedy będzie moja kolejka do puszczenia tego, po czym się zsikacie z wrażenia.

Ej, ludzie, ale to, co teraz puszczę, to będzie dopiero zarypiaste, seriooo!

W takiej sytuacji, jeśli muzyka nie jest na tyle dobra, by rozruszać towarzystwo, a animator imprezy nie dorósł do swego zadania i śpi już pod kanapą lub przebywa długo w toalecie (albo co gorsza zamknął się w pokoju w celu bliższego zapoznania się z kimś), przechodzimy w 90 proc. przypadków na tematykę technologii wizualnie, czyli pokazywania sobie swoich urządzeń. Jest to coś w rodzaju tańca godowego pawi, albowiem każdy czuje się w obowiązku:

Ogólnie impreza w stylu Youtube party zamienia się najczęściej w kilkuosobowe symultaniczne i synchroniczne przeglądanie internetu lub zasobów urządzeń, przerywane zmianą kolejki do puszczania super kawałka z Youtube.

Bójki są rzadkie, ponieważ mogą spowodować uszkodzenie lub zagubienie trzymanych w dłoni urządzeń.

Rozmowy prowadzi się głównie w kuchni lub na balkonie, gdzie osoby palące wychodzą, by zrobić sobie przerwę od mazania palcem po ekranie. Jeśli rozmowa jest naprawdę interesująca lub rozmówca jest wystarczająco atrakcyjny wizualnie, jej uczestnicy mogą nawet schować swe urządzenia i kontynuować, ale powrót do głównego pomieszczenia imprezy zwyczajowo oznacza powtórne jego wyciągnięcie i kontynuację sprawdzania, czy na przykład jest lepsza aplikacja do SMSów czy obróbki zdjęć.

Następnego dnia o epickości imprezy świadczą przede wszystkim lajki i interakcje pod zdjęciami i wpisami dotyczącymi spotkania, oraz kwestie: “to kiedy powtarzamy?”.

A można przecież inaczej.

Impreza internetowa – zasady

  1. Impreza przez internet opiera się przede wszystkim na tym, że nie wymaga żadnego dress code. Dlatego w bardzo złym tonie jest nalegać na kamerkowe skype czy hangouts party, ponieważ przed kamerką trzeba być w coś ubranym. A istotą i największą zaletą imprezowania przez internet jest to, że można być ubranym lub nie ubranym, w cokolwiek, jak się chce.
  2. Nie trzeba nigdzie wychodzić, ani też siedzieć we wskazanym przez gospodarza miejscu. Dlatego też jest to rewelacyjna rzecz dla osób, które mają stosunkowo duże wymiary i nie jest im wygodnie kręcić się na chyboczącym krześle czy gnieść z brzydkimi koleżankami gospodarza na kanapie. Można całą imprezę przeleżeć wygodnie w łóżeczku z tabletem w dłoni. Albo w wannie. Albo schować się w łóżku. Ekran tabletu czy smartfona ma własne podświetlenie, więc doświetlenie miejsca imprezy nie jest potrzebne.
  3. Nie trzeba być błyskawicznym mistrzem celnej riposty. Jako że impreza taka odbywa się za pośrednictwem czatu, Facebooka, Twittera, forum, czy innych usług pośredniczących w komunikacji, ale nie wymagających natychmiastowości, każdą odpowiedź można przemyśleć, wesprzeć się bazą np. wikicytatów, obrazkiem z Google, czy nawet żartem z dowolnego serwisu z humorem. Odpowiedź – jeśli celna – zostanie docenona nawet pół godziny po kwestii, na którą się odpowiada. Ba – nawet kilka dni po niej! Oto piękno internetu!
  4. Patrzymy na avatary, a nie na prawdziwych ludzi. Oznacza to, że wszyscy są ładni albo śmieszni.
  5. Nie musimy rozmawiać z kimś, z kim nie mamy ochoty. Nikt nas za rękaw nie złapie i nie zaciągnie do kuchni na spowiedź powszechną.
  6. Nikt nie zakończy spożywania swych napojów poprzez upublicznienie ich na nasze ubranie. Jedyną osobą, która może to zrobić jesteśmy my sami.
  7. Przez całą imprezę może lecieć taka muzyka, jakiej sobie życzymy, a wrzuty z Youtuba innych ludzi są tylko linkami, w które nikt nas nie zmusi, by kliknąć.
  8. Nikt nie upubliczni naszych gorszących czy stawiających nas w złym świetle zdjęć. Chyba, ze zrobimy to my sami.
  9. Nikt nie widzi tego, co pijemy. Może to być piwo imbirowe, cola zero, a nawet czysta woda. Podczas imprezy przez internet istnieje taka sama zasada, jak dawniej w edytorach HTML – WYSIWYG. Pijemy to, co pokazujemy, że pijemy. A Google grafika pełne jest ciekawych napojów przecież.

Picie* podczas imprezy internetowej – techniki

Patrzcie, patrzcie, kupiłem sobie Google Glass! ;)

Technikę picia* przez internet wyznacza zasadniczo medium, jakiego się używa do imprezy.

Technika na Facebook – należy na nim założyć wydarzenie zamknięte o nazwie impra [śmieszna nazwa]. Można oczywiście założyć wydarzenie publiczne, ale ryzykujemy wówczas, że pojawi się nam niespodziewany współimprezowicz, niekoniecznie pożądany, a zawsze to głupio kogoś w trakcie imprezy wyautować z wydarzenia.

Poprzez Facebok pije* się na lajki, np. kolejkę wychyla ten, kto zdobędzie najwięcej lajków pod zdjęciem trunku. Można też wyznaczyć regułę ostatniego komentarza, czyli że następną kolejkę zaczyna ten, kto jako ostatni wpisał się pod poprzednią. Dobrą metodą jest też komentowanie każdej kolejki zdjęciem swojej miny po połknięciu dawki. Dozwolone jest, by oznaczać osoby, do których się pije*, ewentualnie z którymi się człowiek – za przeproszeniem – stuka (internetowo).

Technika na NK – impreza opiera się na gąbkach. Jako że nie posiadam NK, nic więcej o tym nie wiem, ale mniemam, że imprezy te bywają bardzo udane, albowiem gąbki wchłaniają całkiem sporo.

Technika na Twitter – poprzez TT imprezuje się koniecznie w sposób otwarty, publiczny, za pomocą hashtagu #alkotwitter*. Nie ma zasadniczo znaczenia, czy ktoś próbuje się włączyć do imprezy z własnym wkładem, albowiem zawsze można taką osobę zMUTE’ować, przez co nie widzimy jej i nie czytamy, a wcale jej nie wyrzucaliśmy. Poprzez Twitter pije* się podobnie, jak przez Facebook – tyle, że na gwiazdki, ewentualnie na retweety, ale to już wyższa szkoła jazdy i wymaga trochę wysiłku, by zmieścić się w 140 znakach. Genialnie prostą i efektywną metodą jest np. wyznaczenie słowa, które jest wezwaniem do wychylenia kolejki – może to być np. słowo “się”, które działa w takim wypadku doskonale, choć zbyt częste stosowanie tej metody powoduje prędkie zakończenie imprezy.

Technika na Snapchat – impreza taka jest formą ekshibicjonizmu, ponieważ musimy pokazać jakieś zdjęcie – czy to siebie, czy to napitku, co jest złamaniem aż dwóch zasad imprezowania internetowego. Aczkolwiek może za to zaowocować zobaczeniem ciekawych zdjęć osób, które mają frywolne podejście do odzieży oraz norm moralnych. W ten sposób impreza poprzez Snapchat jest wyjątkowo bliska imprez w dyskotece, remizie strażackiej, lub barze osiedlowym, co dla wielu osób jest szczególnie stymulujące.

Technika na czat/forum –  impreza zasadniczo przypomina techniki na FB i TT, za wyjątkiem tego, że nie ma radości z tego, że zobaczy to nasz szef, czy matka, co zmniejsza poziom adrenaliny i automatycznie czyni imprezę bardziej stetryczałą.

 

Zasadniczo w dobie internetu, urządzeń mobilnych i szybkiego internetu, oraz klawiatur z autokorektą, imprezowanie poprzez  internet jest najłatwiejszą, najbezpieczniejszą i najtańszą formą imprezowania. Po pierwsze – nie mamy możliwości bełkotania (dzięki autokorekcie). Po drugie – nikt nie da nam w papę. Po trzecie – możemy w ten sposób zdobyć mnóstwo świeżego kontentu w postaci zrzutów ekranu, do wykorzystania na następne dni i trollowania znajomych. Bardzo ważne – zwłaszcza w dobie AIDS – jest to, że impreza internetowa wyklucza przygodny seks bez zabezpieczenia z mało znaną sobie osobą. Lub osobą mało atrakcyjną. Plonem takiego spotkania towarzyskiego przez internet może być seks tylko i wyłącznie z osobą, którą się dobrze zna, nawet lubi, osobą atrakcyjną, która jest całkowicie bezpieczna – sobą.

Najważniejszą zaletą imprezowania przez internet jest jednak ta, że można to robić wszędzie i o każdej porze. W domu, na uczelni, w pracy, w autobusie, u dentysty, na randce, w chorobie, podczas wykonywania obowiązków małżeńskich, czy nawet posługi kapłańskiej. Wszędzie, gdzie mamy tablet, smartfon, czy komputer i internet.

A wszystko to dlatego, że mamy urządzenia mobilne!

Być może własnie to sprawia, że – z moich obserwacji – jest to coraz częściej kultywowana przez nas forma imprezowania?… Zwłaszcza przez przedstawicieli Biurowej Klasy Średniej…

 

* UWAGA. W żaden sposób nie namawiam i nie zachęcam w niniejszym tekście do spożywania napojów alkoholowych. Słowo “picie*” jest stosowane metaforycznie jako raczenie się jakimkolwiek napojem niezawierającym alkoholu, a sprawiającym, że czujemy się miło i chce nam się co jakiś czas siku.

Exit mobile version