Ta recenzja Kingdom Hearts III nie ma absolutnie większego znaczenia

Recenzja Kingdom Hearts III to trudne zadanie, które nie niesie ze sobą specjalnej wartości. Jest to bowiem odsłona, która podsumowuje historię budowaną przez 10 różnych części cyklu, jakie ukazały się na przestrzeni blisko 17 lat. Do kogo zatem potencjalnie może trafić ta odsłona? Głównym celem Square Enix są zagorzali fani serii, więc – jakby nie patrzeć – to specyficzne grono odbiorców i tak zdołało już kupić tę grę. Niemniej jednak samą recenzję popełnić zamierzam i jeśli chcecie być pasażerem tego szalonego pociągu, to zapraszam do lektury.

Czy uważam siebie za zagorzałego fana serii? Cóż, nie bardzo. Przez wiele lat los tej serii był dla mnie obojętny, ale zachęcony sporym hypem na trzecią część serii i po obejrzeniu kilku fragmentów rozgrywki z „dwójki”, postanowiłem nadrobić poprzedniczki. Skończyłem Kingdom Hearts oraz Kingdom Hearts II jeszcze kilka tygodni temu, a ważne punkty fabularne z wielu spin-offów postanowiłem nadrobić przez lekturę tematycznej Wikipedii i obejrzenie materiałów na YouTube. Powiecie, że to trochę droga na skróty, ale rozgrywka pomniejszych tytułów cyklu specjalnie mnie nie zachęciła, a nie chciałem się zmuszać do ich kończenia.

Przyznam szczerze, że taka dawka Kingdom Hearts wreszcie obudziła we mnie pewne uczucia odnośnie nadchodzącej „trójki” i dzień premiery był przeze mnie mocno wyczekiwany, a nawet pokusiłem się o swój pierwszy w życiu pre-order. Miałem szczerą nadzieję, że zwieńczenie 10 poprzednich odsłon wryje mnie w fotel, może lekko wzruszy i wciągnie na długie godziny, podobnie jak zrobiła to świetna „dwójka”. Jednak kiedy piszę ten tekst na spokojnie i chłodnie podsumowuję sobie wszystkie elementy układanki, to coraz bardziej zaczynam dostrzegać w niej defekty. Może i fani serii mnie za to zjedzą, ale osobiście jestem tą odsłoną nieco rozczarowany.

Niekończąca się opowieść

Próba wytłumaczenia fabuły potrzebnej do częściowego zrozumienia Kingdom Hearts III, na tym etapie praktycznie mija się z jakimkolwiek celem. Jest to jednak kluczowe do chociażby szczątkowego pojęcia tego, co dzieje się w najnowszej części cyklu. W przeciwnym wypadku większość linii dialogowych i toczące się wydarzenia będą stekiem losowych słów.

Tetsuya Nomura przez ostatnie 17 lat stworzył bestię ze spaghetti, zamkniętą w równie zawiłym labiryncie, nad którą w zasadzie sam stracił panowanie, choć jego kamienna twarz każe nam myśleć, że ma on wszystko pod kontrolą. Choć spędziłem dziesiątki godzin w celu jakiegoś tam pojęcia opowieści, to i tak niektóre wątki do teraz powodują u mnie lekki zawrót głowy. Dlatego też pozwólcie, że kompletnie pominę próbę opisania przedstawionej opowieści i przejdę do bardziej subiektywnego ocenienia tego elementu gry.

Nie o taką linię mety walczyłem

Kingdom Hearts III nie jest finałem, na jaki czekałem. Square Enix kompletnie nie wyszło rozładowanie zebranego przez lata napięcia i ostatni epizod tej sagi zamyka masę wątków w tempie serii wypluwanej z UZI. Przejście gry zajęło mi jakieś 30 godzin i około 80% tej podróży było zwykłym wypełniaczem w postaci podróży po światach Disney’a, w trakcie których praktycznie wcale nie tykano głównego trzonu opowieści.

Kilka ostatnich godzin jest wręcz wypchane całą masą konkluzji, których nie jesteśmy nawet w stanie odpowiednio przetworzyć emocjonalnie, bo twórcy rzucają nam już w twarz kolejnym rozwiązaniem jakiejś okropnie zawiłej historii, na przykład którejś z dziesiątek postaci. Ma się przez to wrażenie, jakby obudzili się dopiero pod koniec tworzenia Kingdom Hearts III i zauważyli, że mają zbyt dużo luk, które postanowią załatać za jednym zamachem.

Spodziewałem się czegoś więcej. Myślałem, że dotychczasowe wydarzenia nabiorą nieco kontekstu, a niezwykle jednoliniowe oraz płaskie postacie zyskają jakąś głębię czy wytłumaczona zostanie motywacja ich działań. Tego tu absolutnie nie ma. Ostatecznie sprawia to, że całą opowieść można określić mianem dziecinnie sztampowej walki dobra ze złem i niczym więcej. 10 gier, 17 lat życia serii i zero mądrze budowanej konkluzji.

W ramach ciekawostki powiem tylko, że serdecznie polecam omijać w przyszłości jakiekolwiek trailery od Square Enix. Przed premierą Kingdom Hearts III obejrzałem praktycznie wszystkie zwiastuny tejże produkcji i znacznie popsuły mi one zabawę. Pokazały one bowiem masę najbardziej efektownych scen, a także sporo tych kluczowych dla całej opowieści, włącznie z tymi składającymi się na niektóre zwroty akcji.

Skoro jesteśmy jeszcze przy fabule, to warto też wspomnieć o dialogach, które są po prostu okropne. Scenariusz napisany został w paskudny sposób, postacie często wymieniają ze sobą nic nie wnoszące zdania lub prawią banalne morały o dobru i złu. Teksty zostały w dodatku zagrane w sztywny, nieludzki oraz pozbawiony emocji sposób, co tylko potęguje negatywne wrażenia. Plejada aktorów składa się z plejady hollywoodzkich sław i praktycznie wszyscy bohaterzy z bajek Disneya czy Pixara posiadają swoje oryginalne głosy. Tak, Jacka Sparrowa gra nawet Johny Depp, ale nawet o jego roli nie jestem w stanie wyrazić się pozytywnie.

Nie mam pojęcia, kto zawinił w tym miejscu, ale raczej skłaniałbym się ku reżyserom. Talent samych aktorów jest bowiem nieziemski, ale sposób w jaki ich użyto prosi się wręcz o Złotą Malinę. Można byłoby jeszcze przymknąć oko na dialogi, gdyby nie spora ilość scenek przerywnikowych, którymi jesteśmy karmieni.

Odyseja Disneya

Kingdom Hearts słynie z tego, że jest mieszanką światów Disneya i postaci z Final Fantasy, co może brzmieć absurdalnie, ale w praktyce sprawdza się świetnie. Kingdom Hearts III stara się jednak wypychać swoją współpracę z Disneyem wręcz na piedestał i tak też do naszej dyspozycji oddano 8 różnych, wspaniałych uniwersów. W jednym momencie będziemy częścią zabawkowej ekipy z Toy Story, by następnie usiąść za sterami statku pirackiego z Jackiem Sparrowem u boku. To nie lada gratka dla wszystkich fanów produkcji Disneya, choć oczywiście zabrakło uniwersum Marvela czy Gwiezdnych Wojen.

Dzięki mocy obliczeniowej obecnej generacji, lokacje wreszcie przybrały nieco na rozmiarach. Może Kingdom Hearts III jest grą relatywnie liniową, ale światy prezentują się cudownie i są wręcz wypchane masą drobnych detali. Najbardziej doceniłem to w świecie Toy Story, gdzie spędziłem kilkanaście minut na oglądaniu różnych zabawek czy czasopism poukładanych na półkach.

Choć części animacji zaprezentowanych w Kingdom Hearts III nie znam, albo zdążyłem je w dużej mierze zapomnieć, to czuć spore zaangażowanie twórców w odwzorowanie klimatu tych różnych uniwersów. Ekipa Square Enix pokusiła się nawet o przeniesienie 1-do-1 niektórych kultowych fragmentów bajek na silnik gry. Roszpunka z Zaplątanych i jej dylemat po pierwszej ucieczce z wieży czy piosenka „Let it go” z Krainy Lodu zostały idealnie przeniesione na Unreal Engine 4. Polecam zajrzeć na YouTube i zobaczyć porównania, bo realizacja jest genialna.

Myszka Miki z mieczem w ręku

Choć moje główne zarzuty względem Kingdom Hearts III skierowane są w stronę fabuły, to prawdę mówiąc, można ją kompletnie zignorować i dobrze bawić się samą rozgrywką. W głębi duszy jest to bowiem action-RPG z systemem walki odbywającym się w czasie rzeczywistym. Kingdom Hearts słynie z głębokich mechanik potyczek, co idealnie pokazywała „dwójka”, która mogła po części stawać w szranki z takimi tytułami, jak Devil May Cry. W mojej opinii „trójka” jest lekkim krokiem wstecz względem swojej numerowanej poprzedniczki, bo sterowanie oraz idące za nim animacje nie są tak szybkie, responsywne oraz precyzyjne. Nie znaczy to jednak, że w Kingdom Hearts III walczy się słabo, ale uważam tę odsłonę za krok w nieco innym kierunku.

U podstaw mechanika walki jest taka sama – w lewym dolnym rogu mamy panel z komendami, które możemy wydawać naszej postaci. Poruszamy się po nim przy pomocy d-pada (krzyżaka) i z jego poziomu mamy dostęp do standardowego ataku, magii, przedmiotów czy innych akcji specjalnych. Oczywiście do niektórych komend możemy przypisać odpowiednie skróty, dzięki czemu potyczki nie tracą na dynamice. Oprócz tego, pod inne przyciski przypisano też unik czy blok, a jeden z guzików służy do wykonania tzw. „reaction commands”, czyli czynności możliwych do sprowokowania tylko w określonym momencie (Quick Time Event w inny sposób).

Całość brzmi na papierze nieco dziwnie, ale Kingdom Hearts III w praktyce to zupełnie inna para kaloszy. System walki jest głęboki i składa się z dużej ilości mechanik, a do tego jest bardzo płynny, intuicyjny, efektowny i satysfakcjonujący. Wystarczy obejrzeć choć jeden fragment rozgrywki, by zostać oczarowanym tym jak prezentuje się sama akcja. Na ekranie czasem dzieje się za dużo, ale nadal idzie się w tym wszystkim jakoś odnaleźć, choć gałki oczne pragną wpatrywać się w taki chaos wręcz w nieskończoność.

Jedyną sporą bolączką Kingdom Hearts III jest to, że gracz nie ma tak naprawdę okazji wykorzystać tak złożonego systemu walki. W edycję Final Mix do Kingdom Hearts II miałem okazję grać niedawno i ilość dodatkowych, wymagających bossów była duża. Stawiali oni przed graczem spore wyzwanie i ich pokonanie zależało od czegoś więcej niż nabytego ekwipunku czy poziomu postaci. Trzeba było odpowiednio wykorzystać bogate mechaniki i dostosować swój zestaw zdolności pod danego oponenta.

A co z „trójką”? Cóż, tutaj po prostu tego nie ma. Wszyscy bossowie, poza może dwoma czy trzema ostatnimi, nie wymagali ode mnie niczego innego niż ślepego uderzania przycisku ataku i od czasu do czasu uleczenia się. Przejście Kingdom Hearts III nie stawia większego wyzwania, nawet na wyższym poziomie trudności, co przy okazji poprzedniczek było wręcz nie do pomyślenia. Bossowie „dwójki” na normalu byli dla mnie dość twardym orzechem do zgryzienia i tego samego zabrakło mi przy okazji ocenianej tu odsłony. Mam nadzieję, że Square Enix wypuści za jakiś czas (oby) niepłatnego, dużego patcha, który naprawi te bolączki. Choć patrząc po tym, jak potraktowano Final Fantasy XV (masa płatnych DLC), mam pewne wątpliwości.

Gra w grze

Kingdom Hearts słynie również z całej masy różnych mini-gierek i „trójka” nie jest pod tym względem gorsza. Tę odsłonę serii wypchano bowiem po brzegi pobocznymi aktywnościami, których obecność jest jak najbardziej mile widziana.

Podróże między światami Disneya odbywają się za pomocą statku Gummi i sekcje z nim są małym połączeniem shmupów oraz mocno okrojonego space-sima. To jednak nie jedyna, dodatkowa atrakcja, jaka na nas czeka. W uniwersum Krainy Lodu będziemy zjeżdżać na pseudo-snowboardzie, w świecie Toy Story czeka na nas mini-gra inspirująca się walką mechów, pomożemy Remy z Ratatuj w gotowaniu czy nawet pobawimy się rytmicznie w postaci tańca z Roszpunką z Zaplątanych. A to w sumie nie koniec.

Choć nie powiem, że mini-gierki w Kingdom Hearts III ocierają się o geniusz, to świetnie urozmaicają główną kampanię. Gracz nie czuje przez to znużenia ciągłym bieganiem po mapie i walką, które przecież stanowią główny trzon samej rozgrywki. Mile widziany dodatek.

Baśń w czasie rzeczywistym

Graficznie Kingdom Hearts III prezentuje się cudownie i prawdę mówiąc nie wiem, co więcej można tu dodać. W dużym skrócie tytuł ten wygląda tak, jakbyście zrobili z animacji Pixara grę. Czuć inspiracją tym studiem, a po wejściu do świata Toy Story zaczynamy zapominać, czy przypadkiem nie oglądamy filmu.

Podobnie jest też ze ścieżką dźwiękową, która błyskawicznie wpada w ucho i jest świetnym połączeniem orkiestry z nutą nowoczesnych dźwięków. Sporo tu remixów motywów z poprzednich odsłon, choć oczywiście znalazło się też miejsce dla nowych kompozycji. Świetnie także oddano charakterystyczne dla światów Disneya utwory.

Na Kingdom Hearts III po prostu patrzy się i słucha gry z ogromną przyjemnością. Tutaj nie mam absolutnie nic do zarzucenia.

Żadne Grande Finale

Tetsuya Nomura potwierdził, że Kingdom Hearts III nie będzie ostatnią częścią serii i po obejrzeniu zakończenia wraz z epilogiem, nie można tym słowom zaprzeczyć. Po tym, co zobaczyłem w „trójce”, zaczynam się jednak nieco martwić o przyszłe części serii. Osobiście uważam, że „trójka” nie podołała ogromnemu brzemieniu, jakie reżyser serii na nie narzucił. Z jednej strony przyszłe odsłony mogą być świeżym startem dla marki, albo dalej wręcz gloryfikować jej przesadną i zbędną zawiłość.

Ciężko nie ukryć, że konkluzja zostawiła mnie mocno nieusatysfakcjonowanego, pomimo zamknięcia większości przesadzonych wątków. Choć ogólny ton recenzji jest mocno negatywny, głównie z powodu na rozczarowującą i niepotrzebnie skomplikowaną fabułę, to ogólnie przy Kingdom Hearts III bawiłem się całkiem nieźle. Udało się to jednak głównie przez kompletne wyłączenie mózgu podczas scenek przerywnikowych i większości dialogów. Skupiłem się bardziej na czerpaniu przyjemności z samej rozgrywki oraz mini-gierek, a opowieść śledziłem bardziej w ramach ciekawostki. Ciężko nie przejść bowiem obojętnie obok finału serii, przy której spędziło się tak dużo czasu.

Problemem jest też dla mnie wskazanie grupy odbiorców, która potencjalnie mogłaby się tym tytułem zainteresować. To naprawdę późny moment na nadrabianie całej serii, choć wcale nie wierzę, że są jeszcze na świecie osoby skore tego dokonać. Kingdom Hearts jest bowiem marką tak specyficzną, że można ją szybko pokochać, albo znienawidzić. Wystarczy odpowiedzieć sobie na pytania, czy:

  • Kochamy animacje Disneya/Pixara,
  • Lubimy dynamiczne systemy walki w RPG-ach,
  • Jesteśmy w stanie przymknąć oko na niektóre idiotyzmy,
  • Lubimy japońskie gry RPG.

Jeśli odpowiedzieliście na te punkty twierdząco, to pozostaje Wam już tylko pognać do sklepu po jakieś zbiorcze wydanie wszystkich poprzednich odsłon. W przeciwnym wypadku unikajcie tego tytułu jak ognia, bo spotka Was rozczarowanie.

Pora jednak wrócić do tytułu tej recenzji. Tak, tego, który woła w oczy, że ponad 2000 wyrazów z tego tekstu nie ma w ogólnym rozrachunku większego znaczenia… i to najszczersza prawda, bo moje narzekanie czy chwalenie niczego nie zmieni. Zagorzali fani i tak zignorowaliby tę recenzję, by pobiec ślepo do sklepu. Zagorzali przeciwnicy serii lub osoby kompletnie niezaznajomione z tą marką, prawdopodobnie pominęły ten artykuł. Ludzie, którzy chcieli nadrobić historię całego cyklu, pewnie już to zrobili i dołączyli do któregoś z wcześniej wymienionych obozów. Dzieło Tetsuyi Nomury ma już swoje specyficzne i wyrobione przez 17 lat grono odbiorców, więc mój głos jest jedynie dodatkową kropelką w morzu zarówno pozytywnych, jak również negatywnych opinii.

Dla kogo zatem ta recenzja? Bardziej dla mnie i ewentualnie dla potomnych, dlatego pozwólcie, że pominę przyznanie oceny końcowej. Zresztą, Kingdom Hearts sprzedało się w nakładzie aż 5 milionów egzemplarzy i to tydzień po premierze gry, co jakby nie patrzeć jest ogromnym sukcesem. A to czyni moją opinię jeszcze bardziej bezużyteczną.

Recenzję oparłem o wersję Kingdom Hearts III na PS4. Grę sprawdzałem na standardowej wersji konsoli.

źródło grafiki głównej: kh13.com