FIFA 19_20181020121609

FIFA 19 – sporo zmian i nowości, nie wszystkie na plus

Trudno, przy okazji recenzji serii FIFA, nie zacząć tekstu zwrotem w stylu: „kolejny rok, kolejna FIFA”. Coroczna premiera tychże produkcji jest praktycznie nieunikniona, więc trudno utrzymać wobec nich odpowiednio wysokie dawki entuzjazmu. Nie zmienia to jednak faktu, że mam do tego cyklu pewną słabość i tak cyklicznie wyposażam się w kolejne części, każdego września, bez większego zająknięcia. Tak, jestem lekkim hipokrytą i, tak, całkiem nieźle bawiłem się przy FIFA 19… choć nie obyło się bez sporych zgrzytów.

Kilka słów na rozgrzewkę

Choć wielu graczy zarzucało „osiemnastce”, że jest ona produkcją stosunkowo niedopracowaną, to prawdę mówiąc samemu bawiłem się przy niej naprawdę dobrze. Relatywnie wysokie tempo rozgrywki strasznie mi sprzyjało, a i odnalazłem w tym tytule formację oraz taktykę, która świetnie dopasowała się do mojego stylu gry. Nic więc dziwnego, że FIFA 18 sprawiała mi sporo czystej frajdy.

Skoro „osiemnastka” potrafiła mnie przy sobie przytrzymać, to powinienem napisać to samo o „dziewiętnastce” i dać Wam już spokój z recenzją… racja? Można zdecydowanie powiedzieć, że EA Sports niewiele zmienia, jeśli chodzi o kolejne części ich flagowej serii piłkarskiej. Trudno jednak co roku wymyślać koło na nowo, dlatego EA stara się eksperymentować z bieżącą formułą na ile może, a przy tym wprowadza pomniejsze nowości oraz zmiany w samym silniku rozgrywki. Choć niezaznajomione głębiej z serią oko nie zauważy tych subtelnych różnic, to przy bezpośrednim porównaniu dwóch różnych odsłon, wrażenia oraz samo „wyczucie” rozgrywki zmienia się diametralnie.

Wróćmy jednak do samej „dziewiętnastki”, przy okazji której z moimi pozytywnymi emocjami względem rozgrywki jest nieco na odwrót. Jeśli zastanawiacie się, dlaczego recenzja FIFA 19 pojawia się ze stosunkowo sporym opóźnieniem, to na swoją obronę mogę powiedzieć, że jeszcze przed wypuszczeniem pierwszej łatki, był to dla mnie tytuł kompletnie niegrywalny. Wolałem poczekać na pierwszą aktualizację i dopiero potem podzielić się wrażeniami z gry, niż zamienić tę recenzję w ścianę negatywnego lamentu… choć bez tego w tekście oczywiście się nie obędzie.

O mnogości (?) trybów słów parę

Zanim jednak przejdę do bardziej konkretnego omówienia samej rozgrywki, to warto poruszyć temat trybów zabawy. Tych od czasu FIFA 18 zbyt wiele nie przybyło, a te obecne od lat, doczekały się niewielkich zmian. Najbardziej poczuć to można w trybie kariery menedżerskiej, który z opcji dla pojedynczego gracza kocham najbardziej. Doczekał się on bowiem dosłownie kilku niewiele znaczących nowości, przez co nie spędziłem w nim zbyt wielu sezonów. Zdecydowanie czuję lekkie rozczarowanie, bo fani mają masę pomysłów na to, jak można usprawnić tę koncepcję. Niemniej jednak ważne zmiany mogą nadejść, albo w niedalekiej przyszłości… albo równie dobrze wcale.

Trzeba bowiem pamiętać, że w FIFA 19, podobnie jak w paru poprzednikach, całą siłą napędową produkcji EA Sports jest oczywiście FUT, czyli FIFA Ultimate Team. To praktycznie oddzielna gra w grze, gdzie budujemy nasz wymarzony skład przy pomocy kart z zawodnikami. Choć sama koncepcja jest naprawdę ciekawa, to nie potrafię spędzić tu więcej niż kilku dni zabawy. Niestety, FUT ma to do siebie, że jeśli marzymy o jakimś relatywnie dobrym składzie, to musimy odpowiednio za niego zapłacić portfelem, albo spędzić na wirtualnym boisku relatywnie dużą ilość wolnego czasu… na który trudno jest mi sobie pozwolić.

Fani FUT otrzymali jednak nowość w postaci trybu Division Rivals, gdzie gra na podstawie naszych wyników oraz umiejętności umieszcza nas w jednej z lig. Wspinaczka w rankingu pozwoli nam zebrać lepsze nagrody, co ostatecznie przełoży się na wzmocnienie składu. Dla najlepszych czeka miejsce w Lidze Weekendowej, gdzie oczywiście gramy o coraz to większe nagrody ze znacznie mocniejszymi rywalami… i tak w koło Macieju.

Co jak co, osobiście preferuję rozgrywki w Sezonach Online, faktycznymi klubami czy reprezentacjami i to tam właśnie spędzam najwięcej czasu. Niemniej jednak, jeśli ktoś kupuje tytuły z cyklu FIFA z myślą o FUT właśnie, to ponownie zapewni sobie sporo rozgrywki na długie miesiące.

Jeśli chodzi o tryby zabawy to największą nowością jest pojawienie się tzw. „własnych zasad”, czyli rozgrywek stworzonych głównie z myślą o imprezach. Rozgrywamy w nich standardowe mecze z kilkoma bardzo specyficznymi modyfikatorami, np. bramki uznawane są tylko przy strzale zza pola karnego lub po zdobyciu gola, jeden losowy zawodnik schodzi z boiska. Jako że FIFA jest u mnie zwykle w centrum małej domówki, to tego typu tryby świetnie się sprawdzają. Sprawiają masę frajdy i zmuszają graczy do stosowania mocno niekonwencjonalnych taktyk. Śmiało mogę powiedzieć, że zdążyłem się w nich zakochać.

Wreszcie nie trzeba też zapisywać rezultatów na kartce, bo gra śledzi statystyki dwóch graczy. Jeśli zarywamy nockę ze znajomym przy FIFA 19, to gra pokaże kto ile wygrał spotkań i jak wyglądają skumulowane rezultaty wszystkich meczy. Dzięki temu możemy w wyraźny sposób pokazać znajomemu, kto jest królem wirtualnej piłki. To małe zmiany, ale wiele znaczące dla miłośników lokalnej rozrywki, w tym oczywiście mnie samego.

W FIFA 19 pojawiła się też licencja na Champions League, ale prawdę mówiąc poza aspektem wizualnym, nie wprowadza to zbyt wiele nowości. Jakby nie patrzeć, to po prostu zwykła licencja, która sprawia, że zamiast „Mistrzostw Europy”, podnosimy prawowity puchar Ligi Mistrzostw… i to dla przykładu jakimś klubem z Ekstraklasy. Obecność Champions League to miła nowość i, prawdę mówiąc, niewiele poza tym.

Zgrzytanie zębami, pady w powietrzu

Gameplay to jest to, co trzyma sklejone elementy odsłon serii FIFA w całości. Wszystkie tryby to zaledwie pretekst czy też ubarwienie tego, co dzieje się na faktycznym boisku. Niestety, z dużą przykrością muszę stwierdzić, że FIFA 19 mocno mnie od siebie odepchnęła. To pierwsza część serii od dawna, która boryka się z dużą ilością błędów i pozostawia graczom niewielką swobodę, jeśli chodzi o konstruowanie akcji.

FIFA 19 podążyła w dość ciekawym kierunku, gdzie ogólne tempo gry mocno spowolniło, zaś silnik stawia na piedestale graczy ze stosunkowo silną budową. Fizyczność jest tu całkiem ważna, rzekłbym nawet bardziej niż szybkość samego zawodnika, gdzie wcześniej sytuacja ta prezentowała się skrajnie odwrotnie. To miła odskocznia od FIFY 18, gdzie szybkość rozgrywki była szalenie wysoka… co mi akurat bardzo odpowiadało. Jestem typem osoby, która lubi błyskawiczną konstrukcję akcji przy pomocy wymiany dużej ilości krótkich podań. Posiadanie piłki jest dla mnie kluczowe i jeśli mówi Wam coś słowo tiki-taka, to powinniście móc wyobrazić sobie mój styl rozgrywki.

O ile w „osiemnastce” grało mi się w ten sposób bardzo dobrze, to „dziewiętnastka” ma spore problemy, jeśli chodzi o precyzję oraz kalkulowanie kierunku podania. Często perfekcyjnie wymierzone podania z odpowiednią ilością siły, potrafią znaleźć kompletnie złego adresata… albo w ogóle do niego nie dolecieć. Piłka potrafi bowiem zmierzać za wolno przy krótkiej wymianie, a jeśli dołożymy nieco więcej energii do kopnięcia, to gra zupełnie inaczej interpretuje nasze zamierzenie i posyła futbolówkę na kilkanaście metrów do przodu, co ostatecznie kończy się jej utratą. Tak, gram na włączonym wspomaganiu podań, ale nawet przełączenie się na częściową asystę niewiele mi pomogło (a jej kompletna dezaktywacja to czysty masochizm).

Zresztą to tylko początek zarzutów, jakie można postawić nowej FIFA 19. Frustruje przede wszystkim brak balansu w metodach strzału oraz ich ogólna losowość. Pojedynki sam na sam są bardzo często nie do wygrania, bo bramkarze zachowują się wówczas jak bogowie, a napastnicy mają tendencję do przestrzeliwania. Szkopuł tkwi jednak w tym, że ci sami golkiperzy absolutnie nie radzą sobie ze strzałami głową czy przewrotkami. Uwierzcie mi, w FIFA 19 łatwiej jest strzelić gola po wykonaniu salta czy nożyc piłkarzem niż przy pojedynku 1 na 1 z bramkarzem.

Wielki Mur Chiński

Obrona w poprzednich odsłonach gier z cyklu FIFA pozostawiała sporo do życzenia, ale braki te można było uzupełnić umiejętnymi rękoma. W „dziewiętnastce” postanowiono odpowiednio podrasować pracę sztucznej inteligencji, choć trzeba powiedzieć, że EA Sports poszło w absolutną skrajność. Znacznie łatwiej teraz po prostu puścić obrońców i dać im wolną rękę, bo komputer potrafi narzucić szalenie skuteczny pressing, a przy okazji w niesamowity sposób przejmuje podania. Budowanie akcji jest teraz znaczne trudniejsze niż dotychczas, ale w wielu przypadkach widać czarno na białym, że oponent ani trochę nie angażuje się w pracę obrony… ona po prostu robi wszystko za niego. Mecze zamieniają się przez to w istną kopaninę.

Trzeba tu też nadmienić, że EA Sports wreszcie sprawiło, że bardzo szybcy zawodnicy nie mają już tak łatwo z penetrowaniem linii obrony. W poprzednich odsłonach FIFA wystarczyło kilka sprytnych podań, w tym jedno prostopadłe, by móc wypuścić zwinnego napastnika na niewielką odległość, której i tak nie mogli nadrobić defensorzy. W FIFA 19 zawodnik przy piłce jest trochę wolniejszy, co tym samym sprawia, że nawet nieco wolniejsi obrońcy są w stanie dogonić takiego piłkarza. To ciekawe rozwiązanie, które przypomina te bardziej rzeczywiste realia boiska. Bardzo mi się ono spodobało, bo łatwiej dzięki temu naprawić wcześniej popełnione błędy w defensywie.

Niestety każda moneta ma dwie strony i ten sam element doprowadza do absolutnie abstrakcyjnych sytuacji. Świeżo wypuszczony z ławki Messi czy Jordi Alba z piłką przy nodze jest w stanie przegrać pojedynek sprinterski ze znacznie wolniejszym zawodnikiem, np. takim Sami Khedirą. Na faktycznym boisku takie sytuacje raczej nie mają miejsca.

Jasna strona futbolówki

To nie tak, że będę tu FIFĘ 19 tylko krytykował. Gdy wymienione powyżej zgrzyty czasowo znikają, to sama rozgrywka sprawia sporo frajdy. Nowe dzieło EA Sports można określić mianem „guilty pleasure” – pomimo błędów i nerwów, gra się w to stosunkowo przyjemnie, zwłaszcza w gronie znajomych. Efektowne bramki padają tu często i sprawiają masę frajdy zarówno strzelającemu, jak i widzom.

W FIFIE 19 są też zmiany na dobre! Dużo popraw pojawiło się bowiem w aspekcie taktycznym samej gry. Teraz wreszcie możemy przypisać zmianę formacji i taktyki do odpowiedniego skrótu klawiszowego. Dzięki temu po strzeleniu bohaterskiej bramki w 90-tej minucie z ofensywnego 4-3-3, będziemy mogli przejść w np. bardziej defensywne 4-4-2 czy 5-4-1.

Same menu doboru taktyki jest teraz bardziej czytelne, nawet dla początkującego gracza FIFA 19. Każda zmiana jest odpowiednio przedstawiona na dynamicznie zmieniającej się prezentacji, dzięki czemu zamiast zwykłych suwaków z liczbami, możemy z miejsca zobaczyć potencjalny wpływ danego ustawienia na grę zespołu. FIFA potrzebowała takiego rozwiązania od dawna.

Grafika, oprawa meczy, braki techniczne

FIFA 19 dalej działa na silniku Frostbite, podobnie zresztą jak jej poprzedniczka. Jeśli chodzi o samą grafikę to prawdę mówiąc, nie uległa ona znacznej poprawie. Poprawiono niektóre modele zawodników i dodano sporo nowych, ale jeśli chodzi o wizualne fajerwerki to niewiele się raczej zmieniło.

Oprawy meczowe prezentują się za to obłędnie w dużej ilości scenariuszy. Kibice Juventusu trzymają ogromne plakaty z wizerunkiem Cristiano Ronaldo, a ogromna część trybun mieni się biało-czarnymi barwami. Nie każdy zespół oczywiście otrzymał równie piękne oprawy, ale większość czołowych klubów europejskich jest w stanie się takowymi poszczycić. Efekt podwaja się tylko w czasie meczy Ligi Mistrzów, więc można dostać z wrażenia lekkiej, gęsiej skórki.

Piłka kopana, nie do końca udana

FIFA 19 to moim zdaniem lekki krok wstecz, jeśli chodzi o poprzedniczkę. Choć oczywiście pojawiło się więcej trybów, a zwłaszcza tych stawiających na rozrywkę lokalną, to sporo braków dostrzec można w aspekcie czystego gameplay’u. Nowa futbolówka od EA Sports jest w obecnym stanie mocno niedopracowana pod wieloma aspektami i, prawdę mówiąc, nie czerpałem zbyt dużej frajdy z zabawy przy konsoli z uruchomioną FIFA 19.

Oczywiście nie zamierzam spisywać gry już teraz na straty. Produkcja EA Sports będzie funkcjonować jeszcze miesiącami, oczywiście do następnego września, kiedy to pojawi się nowa odsłona cyklu. Do tej pory twórcy mają mnóstwo czasu, żeby odpowiednio załatać dziury w rozgrywce przy pomocy stosownych łatek. Będę na bieżąco obserwował sytuację tego tytułu i być może za pół roku napiszę następny tekst, który zweryfikuje stan prac „Elektroników”. Tymczasem odwieszam koszulkę do szatni i wystawiam mocne 7… z potencjałem na wzrost z upływem czasu.

FIFA 19 była testowana na standardowej edycji konsoli PlayStation 4.

FIFA 19 – sporo zmian i nowości, nie wszystkie na plus
Zalety
Licencje
Zmiany w sferze taktycznej
Nowe tryby stworzone z myślą o imprezach
Oprawy meczowe
Wady
Niby trybów rozgrywki jest sporo, ale nie wszystkie dotknęły zmiany
Sporo błędów i dziwnych rozwiązań w rozgrywce
7
OCENA