Dr Duda protestuje przeciwko nieuczciwym praktykom Google

Google logo

Z reguły spory patentowe i tym podobne sprawy dzieją się z dala od nas, przez co nie są one aż tak „angażujące”. Szczególnie, że jest to chleb powszedni, ponieważ zawsze ktoś ma do kogoś jakieś wąty. Tym razem jednak sytuacja dzieje się na naszym, polskim podwórku. I na celowniku jest nie byle kto, bo samo Google.

Ochrona własności intelektualnej już ogólnie sama w sobie nie jest prostą sprawą, jednak sytuacja może się jeszcze bardziej skomplikować, jeżeli ktoś nie zdecydował się zastrzec swojego pomysłu, tylko udostępnił go w internecie i zezwolił wszystkim na swobodny i nieodpłatny dostęp do niego. Niektórym może wydawać się to dziwne, ale naprawdę niektórzy tak robią.

Na przykład dr Jarosław Duda, adiunkt w Instytucie Informatyki i Matematyki Komputerowej na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Swojego czasu stworzył on tzw. kodowanie ANS, pozwalające kompresować dane w urządzeniach elektronicznych (m.in. komputerach). Rozwiązanie to ma wiele zalet, jednak jednymi z największych są bez wątpienia zdecydowanie szybsze działanie programów oraz mniejszy pobór energii.

Jak już wiecie, dr Jarosław Duda nie zdecydował się opatentować swojego pomysłu, tylko postanowił przysłużyć się ludzkości i udostępnił je w internecie. W tym miejscu warto wspomnieć, że opracowane przez badacza rozwiązanie wykorzystały w swoich produktach m.in. Apple, Facebook i Google. W pewnym momencie sprawy się jednak skomplikowały.

Ostatni z ww., czyli Google, postanowiło bowiem opatentować pomysł, który może nie jest kopią wymyślonego przez dr Jarosława Dudę rozwiązania, ale bez wątpienia jest mocno nim inspirowany, ponieważ wykorzystuje kilka opracowanych przez Polaka rzeczy. Żeby było ciekawiej, badacz już od 2014 roku pomagał koncernowi w zaadaptowaniu kodowania ANS na jego potrzeby i w życiu by nie przypuszczał, że sprawy potoczą się w takim kierunku.

Dlatego dr Jarosław Duda postanowił złożyć do amerykańskiego Urzędu Patentów i Znaków Towarowych protest, w którym domaga się, aby Google wycofało swój wniosek patentowy. Zaznacza w nim m.in., że Amerykanie nie raczyli go nawet poinformować o tym fakcie, nie mówiąc już o wymienieniu go jako współautora – a to już poważny zarzut natury etycznej.

To jednak początek drogi, a z doświadczenia wiadomo, że takie sprawy mogą ciągnąć się nawet latami. Chociaż jest nadzieja, że Polak wygra, ponieważ już raz mu się to udało. W 2016 roku próbowano bowiem zrobić już coś podobnego (choć nie koncern z Mountain View) i wówczas tamtejszy sąd uznał, że nie można opatentować czegoś, co jest powszechnie i nieodpłatnie dostępne w sieci.

Serwis źródłowy poprosił Google o komentarz w tej sprawie, ale uzyskał jedynie odpowiedź, że [zainteresowany] nie komentuje spraw patentowych będących w toku.

Źródło: Business Insider

Exit mobile version