Medion S2013, fot: Krzysztof Swoboda (Tabletowo.pl)

Kupiłem chromebooka za 350 złotych. Pewnie nie uwierzycie, ale to była świetna decyzja

Macie czasem przeświadczenie o tym, że wszystko wokół nas drożeje? Począwszy od żywności i usług, a kończąc na cenach elektroniki użytkowej? W zasadzie, jeśli chcemy kupić jakiś ciekawy towar po kosztach, trzeba szukać okazji. I chyba udało mi się tę okazję znaleźć. Mowa o Chromebooku, za którego przyszło mi zapłacić zawrotne 350 złotych.

Jak zawsze subiektywny wstęp

Zabawne, niedawno na laptopa wydałem naprawdę sporo kasy, a o wiele więcej frajdy i jakiegoś takiego pozytywnego zaskoczenia daje mi na ten moment Chromebook. Oczywiście wynika to z tego, że po laptopie za sporo złotówek wymaga się wręcz wszystkiego, a od 11-calowego maleństwa, które kosztuje mniej niż low-endowy telefon, czego można wymagać? Niewiele. Dla mnie jest to przede wszystkim mobilna maszyna do pisania i właśnie w tym ujęciu rozpatruję ten zakup.

Do rzeczy. Z racji wykonywanej pracy, potrzebowałem czegoś małego, co nie wydrenuje do cna i tak nadwyrężonego w październiku budżetu. Miałem więc pozorny wybór między zakupem urządzenia używanego na Windowsie lub Linuxie, a właśnie między laptopem, który pracuje pod kontrolą systemu operacyjnego od Google’a. Przeanalizowałem sobie, jak będę go używał i wniosek był dość oczywisty – nie wiem, w jakim stanie będzie bateria w „używce” na Windowsie, a często pracuję z dala od gniazdek z prądem.

Właśnie ten argument w dużej mierze zaważył na zakupie Mediona S2013, który od teraz dumnie pełni funkcję mojego mobilnego biura. Muszę tu uczciwie stwierdzić, że mój nowy zakup nie będzie panaceum na całe zło tego świata dla tych z Was, którzy chcą nabyć laptopa po kosztach, żeby grać na nim w gry czy montować materiały wideo w stopniu choćby podstawowym. W kolejnych akapitach opowiem Wam o kilku scenariuszach użytkowania, żebyście mogli wyrobić sobie zdanie o tym, czy warto się nie połasić na tego typu urządzenie.

Nowy? W zasadzie, tak…

Urządzenie, które kupiłem, to – zgodnie z informacją, jaką otrzymałem na e-maila – leżak magazynowy. Oznacza to, że mogą być tam jakieś obcierki, tak zwane „mankamenty wizualne”. U mnie objawia się to kilkoma mikrorysami, które są widoczne pod światło. Złośliwość świata polega natomiast na tym, że urządzenie zgubiło logo przeglądarki Chrome. Poniżej zamieszczam Wam zdjęcie  żebyście dokładnie mogli zobaczyć, co mam na myśli.

Medion S2013, fot: Krzysztof Swoboda (Tabletowo.pl)

Co najważniejsze, urządzenie dostałem z 12-miesięczną gwarancją, a dzięki zakupowi przez sieć, przysługuje mi czternaście dni na zwrot bez podawania przyczyny, naturalnie po spełnieniu kilku niezbędnych „formalności”. Jako, że Chromebook – co będę powtarzał do znudzenia – nie jest sprzętem dla każdego, warto rozważyć tę formę zakupu. Trzy i pół stówy to nie jest majątek, ale wiadomo, że jeśli urządzenie nas rozczaruje, to lepiej mieć je w kieszeni, niż męczyć się ze sprzętem, który nie spełnia oczekiwań.

Stawiam tu sprawę uczciwie, to naprawdę warty rozważenia scenariusz. Mam też kilka naklejek informujących mnie o obecności plomb gwarancyjnych, a w naprawdę świetnie zabezpieczonym opakowaniu zastępczym odnalazłem jeszcze ładowarkę i naklejki polonizacyjne na klawiaturę, które na szczęście okazały się być zbędne. Mimo wszystko, zachowam je sobie, nigdy nie wiadomo, czy kiedyś nie będę w pilnej potrzebie usunięcia jakichś znaków z klawiatury QWERTZ czy AZERTY, jaką można spotkać we Francji.

Obudowa, użyte tworzywa i jakość wykonania

Plastik. Plastik everywhere ;) Warto odnotować, że urządzenie noszę zwykle w plecaku. Ot, stara, wysłużona kostka, o której pisałem Wam już kiedyś przy recenzji Flexa 14 od Lenovo. Widać, czy też może raczej czuć, że tutaj każda złotówka była na wagę złota. Nie znajdziecie żadnych metalizowanych elementów obudowy, smaczków designerskich i tego typu rzeczy, i trzeba to po prostu zaakceptować.

Laptop czy też może raczej netbook, bo wymiarami jest mu znacznie bliżej do tej grupy urządzeń, waży kilogram, może parędziesiąt gramów więcej. To śmiesznie mało. Dla mnie to atut, bowiem mam po prostu mniej do tachania ze sobą. Potrafię też wyobrazić sobie scenariusz, w którym S2013 mieści się do teczki czy większej damskiej torebki. Cieszy mnie natomiast, że niemal nic tu nie trzeszczy. Sugeruje to, że plastik jest odpowiedniej grubości i że rama urządzenia jest dość stabilna.

Trzeba się wysilić, aby urządzenie zatrzeszczało, gdy przykładacie dłoń na srebrnej bryle, mniej więcej pod klawiszami CTRL i Alt. Ramki ekranu są spasowane bardzo dobrze, zaskoczyła mnie też obecność kamerki, choć jej rozdzielczość każe traktować tę funkcjonalność w kategoriach bajeru, pewnego rodzaju zabawki, która jest użyteczna w dobrze naświetlonych pomieszczeniach, nawet wtedy nie dając ostrego jak brzytwa obrazu.

Zwraca też uwagę dość sensowny dobór portów funkcyjnych. Na lewej ramce znajdziecie wejście na port ładowarki, port HDMI i slot na kartę SD, żeby nieco bardziej rozbudować pamięć. Po przeciwnej stronie obudowy czeka na Was port USB oraz wejście słuchawkowe 3,5 mm. Dopowiem też, że obok portu ładowarki odnajdziecie malutką diodę LED, która sygnalizuje o konieczności ładowania urządzenia (włącza się przy 5% akumulatora).

Podsumowując ten rozdział recenzji, jest dobrze. Naprawdę dobrze, jeśli traktujecie Mediona jako mobilną maszynę do pisania i nie jesteście tym typem użytkownika, który chciałby mieć jakieś metalowe wstawki czy autorskie smaczki producenta. Tu ich nie ma i tyle, kropka.

Klawiatura i gładzik

Przerwy między klawiszami są należycie zaakcentowane, to atut. Mimo wszystko, warto sobie zdawać sprawę z tego, że potrzeba nieco czasu na oswojenie się z klawiaturą ulokowaną na tak małej powierzchni. Pierwszego dnia myliłem się dość często, ale z każdą kolejną godziną nabierałem coraz to więcej pewności siebie, efektem czego, na ten moment piszę dla Was ten tekst już niemal nie zerkając na klawiaturę. Można? Można.

Naturalnie, musi tutaj paść słowo klucz: plastik. Klawiatura także jest zbudowana z tego tworzywa, choć podoba mi się to, że nie jest to plastik „na wysoki połysk”, po którym palce ślizgałyby się jak oszalałe, a raczej jest to tworzywo, które usiłuje być nieco szorstkie, amortyzujące nasze dłonie. Ot, taka mała ciekawostka, która ułatwia życie. Chromebooki mają dość specyficzny układ klawiatury, który wymaga szerszego omówienia w kolejnym akapicie. No i – oczywiście – o podświetleniu klawiszy można zapomnieć ;)

Medion S2013, fot: Krzysztof Swoboda (Tabletowo.pl)

Nie ma tu klawisza funkcyjnego Fn, tak samo jak na próżno szukać Caps Locka. W miejscu popularnego „Capsa”, Google przewidziało szybki klawisz wyszukiwania. W pewnym sensie jest to laptop dla ludzi szanujących Netykietę. Nie ma Capsa, więc sobie w sieci raczej nie pokrzyczycie :) No, chyba że komuś chce się pisać z Shiftem. Wyparował też klawisz Delete, co oznacza po prostu tyle, że trzeba kasować zaznaczoną treść Backspacem.

Ucieszyły mnie natomiast klawisze funkcyjne. Szybki „wstecz” i „do przodu”, odświeżenie strony czy wydzielone przyciski dla ustawienia jasności wyświetlacza oraz poziomu głośności. Wbrew moim windowsowym i linuxowym nawykom, okazuje się dość jednoznacznie, że odchudzona klawiatura ma rację bytu, jednak niesie też pewne ograniczenia, o których trzeba tu wprost powiedzieć.

Zapiszcie sobie na karteczce skrót „Ctrl+Shift+?”, naprawdę warto. Można tam znaleźć wirtualną klawiaturę, która podpowiada kilka ciekawych skrótów, które Chromebook ma na wyposażeniu. Jeśli myślicie, że są Wam niepotrzebne, to szybko wyprowadzę Was z błędu dwoma pytaniami:

a) jak zrobicie printscreena?

b) jak zmienicie nazwę zapisanego pliku, bo przez PPM -> zmień nazwę się nie da.

Chromebook wymaga pewnego samozaparcia, jednak rewanżuje się całkiem przyjemnym przeglądaniem, konsumowaniem i generowaniem treści, wliczając w to VOD czy media społecznościowe.

Krótko odnośnie gładzika. Ślizg palca jest blokowany przez plastikowe (a jakżeby inaczej) tworzywo, więc nieraz trzeba się trochę namachać. W dolnej części odnajdziecie wydzielony LPM. Z moich dotychczasowych obserwacji wynika, że PPM w zasadzie tutaj nie istnieje. Są natomiast świetne gesty, które nieraz można spotkać na urządzeniach bazujących na innych systemach.

Można przewijać strony, przewijając je dwoma ulokowanymi na gładziku palcami, a za sprawą przyłożenia dwóch palców i przeciągnięcia w lewo, możemy też szybko wykonać funkcję „wstecz” w przeglądarce. Bardzo mi się to rozwiązanie spodobało. Podsumowując, gładzik nie jest mocną stroną Mediona S2013, ale po zrozumieniu jego specyfiki, można przywyknąć. Ot, taki średniak, który działa.

Ekran i głośniki

11,6 cala na rozdzielczości 1366 x 768 pikseli, z tego, co zdołałem odczuć na swoim wzroku, bez żadnej wyszukanej warstwy blokującej odblaski. Tak najprościej można podsumować to maleństwo. Naturalnie, nie jest to wyświetlacz dotykowy i chyba dobrze się stało. Pozwólcie jednak, że opowiem Wam teraz o maksymalnej jasności tego modułu, która wypada naprawdę dobrze.

Medion S2013 potrafi świecić naprawdę JASNO. Na tyle jasno, że nawet, gdy pracujecie przy niesprzyjających warunkach, edycja tekstu jest możliwa i przebiega w miarę komfortowo. Nie spodziewałem się tego, a tu proszę – miła niespodzianka. Nie zachwycą Was natomiast kąty, jakie oferuje matryca. Mogę ją przyrównać do tego, co w swoich czasach oferowały ekrany TN w smartfonach.

Medion S2013, fot: Krzysztof Swoboda (Tabletowo.pl)

Kontynuując wątek, chodzi naturalnie o kąty. Jeśli siedzicie na wprost Chromebooka, barwy są OK. Bez szału, ale zielony zawsze pozostaje zielonym, czarny czarnym, a niebieski niebieskim. Jeśli zbyt mocno odchylicie urządzenie od Waszego optymalnego kąta, dostrzeżecie przekłamania kolorów. Liczyłem się z możliwością wystąpienia tego efektu w urządzeniu za trzy i pół stówy i potwierdzam, zjawisko to ma miejsce.

Czy mimo tych oczywistych słabostek, uznaję ten wyświetlacz za zły? Nie, to nie tak. To przeciętniak, który w zupełności powinien spełnić oczekiwania wszystkich tych, którzy mają dla Mediona S2013 proste zastosowania, jak pisanie czy surfowanie po sieci. Jeśli jednak wymagacie czegoś więcej, bo przecież klient płaci, klient wymaga, no to sorry, ale powinniście przemyśleć dołożenie paruset złotych ekstra. W pewnym segmencie rynku oszczędności po prostu muszą gdzieś wyjść. Warto o tym pamiętać.

Krótko o głośnikach. Są dwa (uff…), choć ulokowane na spodzie. Ciekawostką jest natomiast dobra jakość brzmienia oraz zaskakująco pozytywna głośność maksymalna. Widać, że Medion to firma, która kiedyś tworzyła elektronikę użytkową, jak radia czy boomboxy. W tej cenie, naprawdę nie zgłaszam żadnych dużych podstaw do narzekań. Nie liczcie oczywiście na wysublimowane podbicie basowe czy akcentowanie wokalu, ale do obejrzenia filmu w VOD czy ciekawych treści na YouTube, spokojnie wystarczy.

ChromeOS – krótkie omówienie i działanie

System to przeglądarka i… tyle. To pewnego rodzaju uproszczenie, jednak jestem przekonany o tym, że dość dobrze oddaje ono ideę Chromebooka. Zaczynałem z ChromeOS w wersji 69.x, jednak dziś w nocy urządzenie dało mi możliwość zaktualizowania do 70.x. Nie wypowiadam się na temat zmian pod maską, jednak z zadowoleniem przyjąłem odświeżony interfejs oraz nieco przebudowane menu główne.

Ze względu na to, że są to w Polsce urządzenia niszowe, opowiem Wam bardzo krótko o sposobie nawigacji. Krótko, bo sam jeszcze się go uczę ;) W miejscu, gdzie posiadacze Windowsa mają menu Start, Wy odnajdziecie ikonkę w kształcie okręgu. To Wasz dynamiczny skrót do wyszukiwarki oraz zainstalowanych przez Was aplikacji, jak choćby Hangoutsów, Gmaila, edytora tekstu czy – dla wybrańców – Sklepu Play.

Środkowa belka to ikony programów, wliczając w to rozszerzenia, jak Edytor Plików. Odnalazłem też kilka narzędzi od Google’a, jak Dokumenty czy YouTube. Po prawej stronie macie ikonkę zegara na szarym tle. To – wbrew pozorom – dość ważna strefa, bowiem po tapnięciu w to miejsce zyskujecie dostęp do Waszego konta Google ustawień, menedżera połączeń WiFi czy Bluetooth. Tapając na ikonkę śruby wchodzimy do głównych ustawień. Mamy też suwak regulacji poziomu dźwięku oraz jasności minimalnej bądź maksymalnej. Ot, cały interfejs, przynajmniej na początku Waszej przygody z urządzeniem.

Medion S2013, fot: Krzysztof Swoboda (Tabletowo.pl)

Z moich obserwacji wynika, że Chromebook działa bardzo dobrze tak do około 7-10 kart w przeglądarce, do czego można brać w ciemno YouTube’a grającego w tle. Przy większej ilości narzędzi, kart, przy zabawie z menedżerem plików czy kombinowaniu z ich edycją, widać już drobne lagi, zwłaszcza gdy, wklejamy dużą ilość tekstu bądź chcemy wycofać wprowadzone w tekście zmiany.

Generalnie, mam dokładnie takie urządzenie, za jakie zapłaciłem. Wiedziałem, że Cortex A17 z 2 GB RAM i 16 GB dysku eMMC nie pozwoli na bardzo wiele. Wydaje mi się więc, że mogę ocenić wydajność urządzenia jako zadowalającą. Warto natomiast pochwalić aktualizację dla tak wiekowego urządzenia, które – o ile pamiętam – debiutowało pod koniec 2015 roku. Poniżej załączam Wam najważniejsze informacje ze specyfikacji technicznej:

  • Procesor: ARM Cortex A17 (4 x 1.8 Ghz),
  • Grafika: Mali T-764,
  • Pamięć RAM: 2 GB,
  • Dysk twardy: eMMC 16 GB,
  • System operacyjny: ChromeOS 70.x

Dopowiem też, że Google najwyraźniej zdaje sobie sprawę z tego, że 16 GB to śmiesznie mało. Z tego też względu dostajecie 100 GB za darmo na dwa lata w usłudze Google Drive.

Bateria

Jest naprawdę dobrze. Jestem z Medionem dopiero kilka dni, jednak przez ten czas musiałem podpinać go do ładowarki tylko raz. Na dużym spokoju udawało mi się wykręcić 7,5 godzin pracy, zachowując przy tym kilkanaście procent ogniwa w rezerwie. Bardzo mi się to podoba. Jeśli bateria zachowa tak dobrą żywotność przez dłuższy czas, to naprawdę nie ma tu na co narzekać.

Wypada też pokrótce poinformować Was o tym, że przy porcie ładowarki odnajdziecie diodę LED-ową. Włącza się ona przy 5% zapasu mocy, podświetla się też lekko, gdy podepniecie urządzenie do źródła zasilania. Tak, wiem, to w zasadzie standard, który był znany od średniowiecza, jednak mając na uwadze wybitną wręcz „budżetowość” Mediona S2013, wolę zwrócić na ten szczegół Waszą uwagę.

Urządzenie nie sprawiało też wrażenia, jakby oprogramowanie ograniczało jakieś określone funkcje, gdy ikona baterii w prawym dolnym rogu ChromeOS świeciła się na czerwono. Nie odniosłem wrażenia, że wtedy system zwolnił. Podoba mi się też to, że Chromebook naprawdę włącza się w te kilka sekund. To nie były testy w warunkach w stu procentach laboratoryjnych, a czysta prawda. Naciskacie Power i… już. Świetne. Dokładnie tak samo mają się rzeczy, gdy zdecydujecie się wybudzić urządzenie. Z moich obserwacji wynika też, że uśpiony Medion nie podjada baterii.

Podsumowanie

Pora kończyć. Miło pisało się dla Was ten tekst z mojego nowego nabytku. Urządzenie już zaczyna na siebie pracować i mam wielką nadzieję, że będzie towarzyszyć mi w dobrej formie przez długi, długi czas. Nigdy nie miałem takiej w stu procentach jednoznacznej opinii o Chromebookach. Mam dość duży luz, jeśli mówimy o systemach operacyjnych. Staram się nie skreślać żadnego ekosystemu, dopóki go nie spróbuję.

Naturalnie, większą część życia spędziłem na Windowsie, jednak Ubuntu, Mint, a kiedyś nawet Arch Linux, to środowiska, w których także się odnajduję. Piszę o tym nie bez przyczyny. Otóż jakiś czas temu zdałem sobie sprawę z tego, że do pracy w sieci nie potrzeba wybitnie przepłaconej konstrukcji. Piszę teksty dla Tabletowo.pl, mam swoje konta w mediach społecznościowych i kanał na YouTube. No dobra, gram też czasem w gry, ostatnio wracam do Cities Skylines.

Medion S2013, fot: Krzysztof Swoboda (Tabletowo.pl)

Do gier i YouTube’a mam wypasionego laptopa, którego cena nadal gdzieś mi siedzi z tyłu głowy. Tylko że jest z nim pewnego rodzaju problem. Dużo waży i ma pokaźne gabaryty. Nie sprawdzi się zatem zbyt dobrze w pracy w terenie. Brałem pod uwagę tanie hybrydy na Windowsie, jednak opinie internautów były – delikatnie mówiąc – niejednoznaczne. I tak właśnie, drogą eliminacji, doszedłem do Chromebooka za mniej niż cztery stówy.

Czy żałuję? Nie. Dostrzegam wiele ograniczeń i słabostek, jednak wracamy tutaj do moich słów sprzed dwóch akapitów. To mobilna maszyna do pisania, a ja przecież właśnie tego szukałem. Żeby zwiększyć swoją aktywność i móc tworzyć dla Was więcej treści. A że w tle leci sobie muzyka z YouTube’a, całość długo działa na baterii, wreszcie, że jestem – jak wielu z Was – w dużej mierze zależny od ekosytemu Google’a, to chyba dobrze się składa, prawda? ;)

Będę nadal pracował nad tym urządzeniem. Postaram się stworzyć dla Was obszerny wpis o jego ograniczeniach, słabostkach, ale i kolejnych zaletach. Jeśli tylko zdołam je znaleźć.

Swoją drogą, jakie jest Wasze zdanie o tej rodzinie laptopów, jaką są Chromebooki? Rozważacie je, czy też stanowczo nie są dla Was? Koniecznie dajcie znać w komentarzach ;)