Czym jest chmura obliczeniowa i „cloud computing”?

Chmura to jednak nie tylko plusy. Wad i ograniczeń jest równie wiele, ale skupimy się na kilku najważniejszych.

Ograniczenia i związek z tabletami

Po pierwsze – stały dostęp do Internetu, najlepiej za pomocą szybkiego i stabilnego łącza. O ile duże firmy mogą sobie na to pozwolić, konsument indywidualny nie zawsze jest w stanie korzystać z tej możliwości na wystarczająco wysokim poziomie. Brak połączenia = brak dostępu do usług zapewnianych przez chmurę. Ale nawet samo połączenie nie wystarczy. Jeśli nie będzie stabilne i szybkie, jakość korzystania z serwisów będzie niska i zniechęcająca dla przeciętnego użytkownika. Drugą kwestią jest bezpieczeństwo. Oczywiście korzystając z zaufanych usługodawców, możemy liczyć na wysoki poziom zabezpieczeń sprzętowych i systemowych, ale mimo tego, nadal przechowujemy własne, czasami newralgiczne dane, na obcych serwerach, całkowicie oddając kontrolę nad nimi. Już nieraz zdarzały się duże wpadki, nawet poważnym graczom, takim jak Dropbox czy Google Drive. Ale bezpieczeństwo danych, to nie tylko ataki z zewnątrz. Korzystając z darmowych dysków sieciowych powinniśmy dokładnie przeczytać regulamin świadczenia usługi i przekonać się na ile pozwalamy świadczeniodawcy. Czy ma on prawo do dowolnego dysponowania naszymi plikami? Czy przechodzą one na jego własność? Nie czuję się na siłach analizować tego od strony prawnej, jednak zachęcam wszystkich do zapoznania się z regulaminami i przemyślenia jakie pliki chcemy trzymać w chmurze oraz czy automatyczny upload zdjęć na Google+, OneDrive czy Dropbox będzie rozsądny.

cloudA jaki ma to związek z tabletami? Przeanalizujmy to pod kątem trzech usług – dysków sieciowych, grania w chmurze oraz systemu operacyjnego „na życzenie”. Nie przypadkiem w logotypach wielu dysków sieciowych jest chmura. Rozproszone przechowywanie danych to jedno z najczęstszych sposobów wykorzystania chmur obliczeniowych, szczególnie jeśli mówimy o pojedynczych konsumentach. O zagrożeniach już powiedzieliśmy, a co z korzyściami? Te są oczywiste. Uzyskujemy dostęp do naszych plików z dowolnego urządzenia za pomocą aplikacji czy przeglądarki. Mamy automatyczną synchronizację plików i łatwość ich współdzielenia oraz zarządzania prawami dostępu. Mając szybkie łącze i duży limit transferu, dysk w chmurze może nam rekompensować mały dysk lokalny – rozwiązanie to znamy doskonale z Chromebooków, a powoli trafia ono też do tabletów. 16 GB pamięci wewnętrznej w urządzeniu to często mało, ale jeśli powiększymy to o kolejne 15 czy 50 GB w chmurze – okaże się, że pamięć fizyczna zacznie odgrywać coraz mniejsze znaczenie. Szczególnie jeśli serwisy, z których korzystamy, pozwalają na streaming wideo czy muzyki przed całkowitym ściągnięciem pliku do pamięci lokalnej.

Kolejną ważną usługą może być granie w chmurze. Może być, bo jeszcze nie jest. Nie jest, bo nadal problematyczna jest szybkość łącza i opóźnienia z tym związane oraz moc obliczeniowa serwerów. Sama usługa polega na udostępnieniu gry przez łącze internetowe w formie strumienia danych, gdzie sam silnik gry znajduje się na serwerach operatora platformy czy samego wydawcy gry. Gracz wchodzi w interakcję z grą przesyłając na serwer jedynie dane wejściowe (sterowanie), a zwrotnie otrzymuje strumień wideo gotowy do odtworzenia. Dzięki temu nie potrzeba złożonych obliczeń lokalnych i obciążania CPU i GPU. W teorii brzmi świetnie, w praktyce – na razie jeszcze technologia nie dorosła do tego rozwiązania – głównie ze względu na opóźnienia na łączach i problem ze skalowalnością klastrów serwerów w chmurze. Zespoły Xboxa, PlayStation czy Nvidii pracują już nad takimi rozwiązaniami próbując eliminować negatywne zjawiska i niewykluczone, że już niedługo uzyskamy dostęp do usług, które będą wystarczająco dobre zarówno w teorii, jak i praktyce.

Od grania w chmurze przechodzimy płynnie do podobnej, choć dużo szerszej opcji – system operacyjny jako usługa. Jakby to miało wyglądać? Tak jak w przypadku gier – wszystkie obliczenia, zarządzanie pamięcią i przestrzeń dyskowa byłyby zapewnione przez usługodawcę, a użytkownik otrzymywały jedynie obraz do wyrenderowania – na podobnej zasadzie jak działa zdalny pulpit czy popularny TeamViewer. Użytkownik wykupowałby usługę jaką jest dostęp do systemu operacyjnego i określonych zasobów (mocy procesora, pamięci RAM czy przestrzeni dyskowej). Po zalogowaniu się zobaczyłby ekran startowy/pulpit, gdzie mógłby instalować aplikacje, programy, zapisywać pliki, korzystać z mocy obliczeniowej wewnątrz uruchomionych programów itd… Jednym słowem nie różniłoby się to niczym od normalnego korzystania z urządzenia mobilnego czy laptopa. Problem zacząłby się jednak wtedy, gdybyśmy utracili połączenie z Internetem. Brak połączenia równałby się całkowitemu brakowi dostępu do usługi. Stąd najprawdopodobniej wprowadzane będą rozwiązania hybrydowe. Na naszym tablecie dalej będziemy mieli mocny procesor, pamięć wewnętrzną i RAM do lokalnych operacji offline na wypadek braku łączności. Na razie jest to jedyne sensowne wyjście, ale nie taka jest idea stojąca za systemem operacyjnym w chmurze. W świecie idealnym, z powszechnym, szybkim i stabilnym Internetem, nosilibyśmy przy sobie jedynie leciutkie i cieniutkie „ekrany” będące interfejsem fizycznym dla środowiska operacyjnego opartego na cloud computingu. Urządzenia takie nie musiałyby mieć dużej pamięci wewnętrznej i zadowoliły się bardzo podstawowym procesorem oraz modemem do łączności. A to oznaczałoby bardzo niską cenę. W dodatku, takich „tabletów” moglibyśmy mieć kilka – o różnych wielkościach ekranu, dających jednak dostęp do tych samych zasobów. Problem kradzieży czy uszkodzenia zszedłby zdecydowanie na drugi plan. Podsumowując – ideą jest przeniesienie wszelkich zaawansowanych obliczeń i magazynowania danych do chmury oraz traktowanie lokalnych urządzeń jedynie jako ekranowe interfejsy do usługi, jaką jest dostęp do systemu operacyjnego.

Jednymi z głównych dostawców przetwarzania w chmurze są Microsoft, Amazon i Google z odpowiednio Microsoft Azure, Amazon Web Services i Google Cloud Platform. Oferta tych firm być może nie zainteresuje pojedynczego użytkownika domowego, ale w tak szybko rozwijającym się świecie technologii mobilnych i rozproszonych warto zdawać sobie sprawę, które koncerny stawiają na własną infrastrukturę chmury obliczeniowej. Dość szybko można zauważyć, że wśród tych firm nie ma Apple. To prawda, firma ta nie oferuje rozwiązań cloud computing dla firm, a własną infrastrukturę opiera często o rozwiązania konkurencji, choćby właśnie Azure od Microsoftu do oferowania usług związanych z iCloud. To ważne, bo od tego będzie zależeć czy nasz ekosystem nadąży za duchem czasu i w przyszłości zaoferuje nam usługi, o których pisałem wcześniej – choćby granie w chmurze czy dostęp do zdalnego systemu operacyjnego z wszystkimi jego dobrodziejstwami.

cloudcomputing-(3)

Podsumowanie

Zdefiniowaliśmy czym jest chmura obliczeniowa jako usługa, powiedzieliśmy o korzyściach, możliwościach i zagrożeniach z tym związanych. Co dalej? Pozostaje nam czekać na rozwój sytuacji i już wkrótce będziemy musieli decydować jak głęboko chcemy rezygnować z naszego lokalnego przetwarzania danych, na korzyść cloud computingu. Temat przechowywania wszystkich swoich danych na serwerach dużych firm jest bardzo kontrowersyjny i z pewnością dalej będzie budził skrajne emocje. Na szczęście wszystko wskazuje na to, że jeszcze długi czas będziemy mieli wybór i to my zdecydujemy, co będzie się działo z naszymi plikami, aplikacjami czy całymi systemami operacyjnymi. Mnie dużo bardziej ciekawi warstwa technologiczna i potencjalne możliwości, a dyskusje o prawach własności, prywatności i bezpieczeństwie pozostawiam osobom, które są do tego bardziej wykwalifikowane.