Crazy Taxi: City Rush – czyli jak zepsuć dobrą markę

Gdy kilka miesięcy temu firma Sega ogłosiła, iż następna część serii Crazy Taxi będzie tytułem zarezerwowanym dla tabletów i telefonów komórkowych, fani kultowego oryginału podeszli do tej wieści dość sceptycznie. Teraz ten mocno spóźniony tytuł (planowana premiera miała się odbyć pod koniec marca) zadebiutował wreszcie w App Store, udowadniając wszystkim że… niestety mieli rację.

Okazało się bowiem, że City Rush skupia w sobie praktycznie wszystkie najbardziej denerwujące cechy mobilnych produkcji typu freemium. Oprócz oczywistych mikropłatności znajdziemy tu bowiem również nachalne reklamy, silną integrację z Facebookiem i system energii określający ile razy dziennie możemy za darmo odpalić grę. Prawdziwi fani byliby pewnie w stanie przeboleć te mankamenty, gdyby nowa część oferowała poziom rozrywki zbliżony do kultowego oryginału. Niestety, tu właśnie zaczynają się schody…

BEZ PRAWA JAZDY

Okazuje się bowiem, że mimo iż cel gry pozostał zasadniczo bez zmian (dowieźć pasażera na miejsce w określonym czasie zaliczając przy tym jak najwięcej efektownych poślizgów, skoków i kolizji) to jednak sama mechanika rozgrywki w niczym nie przypomina konsolowego pierwowzoru. W City Rush nasze auto prowadzi się bowiem same, a nasza rola ogranicza się do informowania go o tym, kiedy ma zmienić pas (przesunięcie palcem w odpowiednim kierunku), skręcić (przytrzymanie boku ekranu przed interesującym nas zakrętem) bądź skorzystać z dopalacza (dotknięcie odpowiedniej ikony). Całość przypomina więc nieco Temple Run w którym postać biegacza zastąpiono taksówką, co samo w sobie może się podobać (zwłaszcza jeśli szukamy produkcji przy której łatwo wyłączyć mózg), jednak pod względem grywalności stanowi dość drastyczny krok wstecz w stosunku do swobodnej jazdy i otwartego świata znanego z oryginału. Co jakiś czas zdarzają się tu wprawdzie misje specjalne, w których musimy np. zaliczyć jak najwięcej okrążeń przed upływem czasu lub niszczyć inne pojazdy poruszając się czołgiem, jednak nie stanowią one wcale tak wielkiego urozmaicenia, jak mogłoby się z początku wydawać. Krótko mówiąc: mimo starań twórców nowe Crazy Taxi nie jest nawet w połowie tak szalone jak wydany pod koniec zeszłego stulecia pierwowzór.

TO JA PANU RADIO WŁĄCZĘ

Charakterystyczna oprawa muzyczna zawsze była znakiem rozpoznawczym serii. W pierwszej części za dźwięki dobiegające z głośników odpowiadała czołowa reprezentacja kalifornijskiego pop punku, czyli Bad Religion i The Offspring, których twórczość idealnie wpasowywała się w atmosferę gry. Twórcy City Rush zdecydowali się postawić na nieco świeższą krew, która zachowuje jednak w pewnym stopniu klimat znany z pierwowzoru. W grze usłyszymy więc między innymi takie formacje jak Fit for Rivals, The Story So Far i State Champs, jednak jeśli proponowane przez nie brzmienia nie przypadną nam do gustu, nic nie stoi na przeszkodzie by zastąpić je muzyką z własnej kolekcji. Całkiem nieźle wypada też oprawa graficzna, nawiązująca stylistycznie do poprzednich odsłon serii, lecz posiadająca własny, unikalny charakter.

OPŁATA ZA PRZEJAZD

Na koniec warto powrócić do wspomnianej we wstępie kwestii mikropłatności, które w przypadku Crazy Taxi: City Rush potrafią naprawdę zniechęcić do gry. Już na samym wstępie zostajemy poinformowani o tym, że za odpowiednią dopłatą możemy wystartować z lepszym samochodem niż „normalni” gracze. Motyw zbyt słabego pojazdu powraca zresztą co jakiś czas, gdyż niektóre misje zaprojektowano tak, byśmy nie mogli sobie z nimi poradzić bez konkretnego zestawu udoskonaleń, co ma na celu skłonić mniej cierpliwych do nabycia lepszego pojazdu za realne pieniądze. Oczywiście coraz lepsze samochody i części można zdobyć również w bardziej tradycyjny sposób: zbierając fundusze poprzez wykonywanie misji dodatkowych. Niestety, proces ten przebiega tutaj w iście ślimaczym tempie, gdyż po każdym wykonanym zadaniu ubywa nam benzyny. Pełen bak wystarczy na rozegranie czterech misji, po czym pozostaje nam do wyboru cierpliwe czekanie na darmową porcję paliwa, oglądanie reklam (z którego można skorzystać określoną ilość razy po czym należy odczekać kilka godzin) lub wydanie diamentów, waluty zdobywanej w grze dość powoli lub nabytej za realne pieniądze. Do tego wszystkiego dochodzą pojawiające się co jakiś czas reklamy i ciągłe zachęty do połączenia gry z kontem w serwisie Facebook. Teoretycznie da się w to grać bez wydawania pieniędzy, jednak musimy się wtedy pogodzić z faktem, iż to gra będzie decydować o tym, kiedy będziemy mogli w nią zagrać. Jeśli zaś zdecydujemy się na delikatne odchudzenie portfela, gra może okazać się typowym workiem bez dna, zmuszającym nas do bezustannego wyrzucania pieniędzy w zamian za możliwość rozegrania jeszcze jednej misji, trwającej niespełna minutę i polegającej dokładnie na tym samym co poprzednia.

PODSUMOWANIE

Crazy Taxi: City Rush to idealny przykład tego, jak zepsuć dobrą markę przenosząc ją na urządzenia mobilne. W teorii mamy tu bowiem do czynienia z całkiem sympatycznym reprezentantem popularnego gatunku, który dodatkowo nawiązuje do popularnego hitu z końcówki lat dziewięćdziesiątych. W praktyce fani serii odbiją się od tej produkcji z niesmakiem, gdyż w niczym nie przypomina ona uwielbianego przez nich oryginału, natomiast wielbiciele gier typu auto-runner bez problemu znajdą w App Store (i Google Play, bo City Rush powinno już niedługo pojawić się również i tam) wiele podobnych gier oferujących taki sam poziom zabawy lecz wyposażonych w nieco bardziej przystępny model mikropłatności. Po legendzie jaką jest Sega wypadałoby się jednak spodziewać czegoś więcej.

[button link=”https://itunes.apple.com/pl/app/id794507331″ class=”zkazdej” id=”appstore” newtab=”on”][/button] [button link=”https://play.google.com/store/apps/details?id=com.sega.cityrush” class=”zkazdej” id=”googleplay” newtab=”on”][/button]