To znaczy – zapewne iPhone’y sprzedawały się pod koniec ubiegłego roku na poziomie, który chętnie osiągnęłoby wielu producentów, ale Apple ma swoje standardy. Plan nie został wykonany, więc trzeba będzie gdzieś poszukać oszczędności. Najlepiej sprawdza się to na ludziach.
W efekcie spodziewanych zmian nikt nie ucierpi – po prostu będą działy, do których Apple zatrudni mniej osób niż początkowo planowano. Tim Cook, zapytany, czy w takiej sytuacji byłoby dobrze w ogóle zamrozić zatrudnianie nowych pracowników, stwierdził, że nie jest to zbyt dobre rozwiązanie. Zamiast tego, niektóre segmenty firmy po prostu zmniejszą nabór.
Jeszcze nie wiadomo, które działy będą musiały pogodzić się ze zmniejszoną rekrutacją. Na pewno grupy zajmujące się sztuczną inteligencją wciąż będą potrzebowały wsparcia, więc tam nadal będą zatrudniani nowi ludzie. Zmiany nie dotkną także biur, które mają być otwarte w Austin w Teksasie oraz kalifornijskim Los Angeles.
Apple zatrudniło w 2018 roku około 9000 pracowników. Przez cały rok, który go poprzedzał, było to 7000 pracowników. Aktualnie w Apple pracuje około 132000 ludzi.
Firma przeprowadziła spotkanie niedługo po ogłoszeniu, że obniża ona prognozę przychodów na pierwszy kwartał fiskalny 2019 roku, ze względu na niższą sprzedaż iPhone’ów od spodziewanej. Aktualnie Apple zamierza w tym okresie zarobić (a dokładniej – uzyskać przychód) na poziomie 84 mld dolarów, choć początkowo prognozowano przychód w granicach 89-93 mld dolarów.
Reakcja na przychody mniejsze niż spodziewane, musi być szybka i konkretna. Apple nie może sobie pozwolić na stratę kolejnych miliardów dolarów, zwłaszcza gdy sprzedaż smartfonów nie tylko tej firmy, ale praktycznie każdej konkurencyjnej firmy, wykazuje tendencje spadkowe.