Październikowa aktualizacja systemu Windows 10 jest chyba najmniej szczęśliwym pakietem nowości od Microsoftu, odkąd tylko powstał ten system. Na papierze wygląda bardzo dobrze, i kiedy działa, jest w porządku. Niech tylko jednak coś zacznie się sypać, a od razu uprzykrza życie.
Microsoft już raz wstrzymywał dystrybucję październikowej aktualizacji Windowsa 10. Po prawie dwóch tygodniach od jej wznowienia użytkownicy tego systemu nadal muszą się borykać z problemami, które ona wnosi. Mamy więc końcówkę listopada, a niektórych nadal nawiedza duch nieudanego update’u sprzed miesiąca.
Nowe problemy wnosi wydanie aktualizacji oznaczone numerem 17763.134. Większość nowych funkcji może rzeczywiście być wartościowa, na przykład łatają one zgłoszone luki bezpieczeństwa czy usprawniają działanie kilku programów, w tym przeglądarki internetowej Edge. Niestety, jednemu programowi dostało się rykoszetem.
Windows Media Player po aktualizacji staje się kaleką, gdyż pasek postępu odtwarzania nie reaguje na polecenia. Co prawda odtwarzany klip można obejrzeć, ale o cofnięciu go o kilka sekund można zapomnieć.
Co więcej, aktualizacja uniemożliwia niektórym użytkownikom zmianę domyślnej aplikacji dla filmów na program systemu Win32, na przykład VLC. Nie wiadomo, czy to błąd, czy Microsoft w mało subtelny sposób chce zachęcić swoich użytkowników do używania programów UWP nawet w przypadku alternatyw wobec domyślnej aplikacji Windowsa.
Microsoft przekazał, że pracuje już nad rozwiązaniem tych problemów. Oby tylko kolejne poprawki nie zawierały w sobie innych niedoróbek. Choć październikowa aktualizacja nie zdestabilizowała systemu na moim komputerze, to jestem w stanie zrozumieć każdego, komu niedziałająca funkcja lub program podnoszą ciśnienie.