cof

Bezkonkurencyjna książka, ale do ideału jej jeszcze trochę brakuje – recenzja Lenovo Yoga Book C930

Pierwszy Yoga Book był jak powiew świeżego powietrza w ciasnej sali o kiepskiej wentylacji. Jasne – nie wszystko w tym urządzeniu grało, ale swoją wyjątkowością zwracało na siebie uwagę i sprawiało, że o niedociągnięciach dało się zapomnieć. Pod tym względem Yoga Book C930 jest niesamowicie podobna do starszego modelu. Wręcz wzorowo rozprawia się z problemami poprzedniej generacji i… tworzy nowe.

Bardzo szanuję to, że Lenovo potrafi zaryzykować. Podczas gdy inni się poddają, pozostając na stabilnym, sprawdzonym gruncie, Lenovo podejmuje rękawicę i przeciera szlaki swoim następcom, których na razie próżno szukać. Bo Yoga Book C930 jest urządzeniem pod wieloma względami wyjątkowym, wręcz unikatowym. Mało tego – jestem pewien, że dla niektórych będzie to idealny sprzęt do pracy „na kolanie”, podczas przemieszczania się środkami transportu miejskiego czy przy okazji krótkiego odpoczynku między spotkaniami w przyjemnej kawiarence. Ale po kolei.

Lenovo Yoga Book C930

Specyfikacja Lenovo Yoga Book C930:

  • Procesor: Intel Core i5-7Y54 7. generacji
  • System operacyjny: Windows 10 Home
  • Grafika: Intel HD Graphics 615
  • Pamięć operacyjna: 4 GB LPDDR3
  • Pamięć masowa: dysk SSD 256 GB, slot na karty microSD (do 512 GB)
  • Wyświetlacz:
    10,8” QHD (2560 x 1600) IPS, dotykowy z obsługą pióra
    10,8” FHD (1920 x 1080), Flexible E Ink Mobius, dotykowy z obsługą pióra
  • Dźwięk: 2 głośniki z Dolby Atmos
  • Bateria: do 8,5 godziny użytku ogólnego (wg producenta)
  • Wymiary: 179,4 x 260,4 x 9,9 mm
  • Waga: 775 g
  • Kolor: Iron Gray (żelaznoszary)
  • Łączność:
    Dwukanałowa 802.11 a/b/g/n/ac
    Bluetooth 4.2
  • Porty: 2 x USB-3.1 (1. generacji) Type-C
  • Gniazdo karty microSD/nanoSIM (LTE tylko w niektórych wersjach)

Cena w momencie publikacji: 5599 zł

Sztuka bycia ładnym

Testowany przeze mnie Yoga Book pierwszej generacji (z 2016 roku), mógł być traktowany jako połączenie laptopa, tabletu i notatnika. Konstrukcja przyciągała wzrok wyjątkową, dotykową klawiaturą i bransoletowymi zawiasami, pozwalającymi na obracanie ekranu w 360 stopniach wokół „grzbietu” książki. Miała także notatnik, którego można było używać do digitalizowania naszych zapisków. Pomysł ten miał jednak swoje wady. Notatnik miał ograniczoną liczbę kartek, a trzeba było też pamiętać o wymiennych końcówkach rysika.

Lenovo Yoga Book C930

W Yoga Book C930 zrezygnowano z tego magnetycznego notatnika, co w mojej opinii jest bardzo, bardzo dobrym krokiem. Zamiast dotykowej klawiatury, mamy do czynienia z drugim ekranem e-ink o rozdzielczości 1080p. I ma on znacznie więcej zastosowań niż poprzedni panel dotykowy. Ma też swoje mankamenty, o czym przeczytacie później.

Lenovo Yoga Book C930

Żałuję jedynie, że poprzedniego Yoga Booka testowałem w wersji z Androidem. Łatwiej byłoby mi się odnieść do różnic w wydajności czy szybkości pamięci eMMC, za którą krytykowany był tamten model, a co było wyraźnie odczuwalne w edycji z Windowsem 10.

Lenovo pokusiło się o mocne podbicie ceny względem poprzednika. Różnica jest naprawdę spora. Yoga Book C930 to wydatek przynajmniej 4599 zł (z procesorem m3), zaś ceny Yoga Booka z 2016 roku nie sięgały 3000 zł. Przy takim skoku oczekiwałbym przynajmniej małej rewolucji.

Lenovo Yoga Book C930

Nowy Yoga Book czerpie pełnymi garściami z wyglądu swojego starszego brata. Tu także mamy obudowę ze stopu aluminium i magnezu, wykończoną w lekkim macie, dzięki czemu nie ślizga się w dłoniach. Mam jednak wrażenie, że nie jest tak „lepka” w dotyku jak wcześniejsza wersja, a spocone dłonie nie pozostawiają na niej tak widocznych śladów.

Bryła urządzenia urzeka symetrią zaburzoną jedynie logo producenta – pokrywa oraz klawiatura wyglądają jak dwie równorzędne części. Wizualnie nadaje to przyjemnej lekkości całej konstrukcji. Zresztą, elegancja bije także z kolejnego elementu znanego z poprzedniego Yoga Booka – zawiasów bransoletowych. Te błyszczące pierścienie to tak naprawdę 130 współpracujących ze sobą części mechanicznych. Elementy te przypominają małe koła zębate, obracające się w przeciwnych kierunkach, co pozwala na ustawienie laptopa w dowolnej pozycji.

Lenovo Yoga Book C930

Choć użyte materiały sprawiają wrażenie solidnych, to jednak człowiek miał wiecznie jakieś przeświadczenie, że tym oto sprzętem trzeba będzie się opiekować, pilnować czy nie naciska się zbyt mocno, bo kruche toto i delikatne. Próby siłowe poniekąd potwierdzały te obawy, ale obie części obudowy są tak cienkie, że wcale się nie dziwiłem lekkiemu skrzypieniu podczas prób mocnego ściskania ich. Podczas normalnego korzystania z laptopa, korpus nie będzie jednak wystawiony na działanie takich sił. Chyba, że zdecydujemy się na nim usiąść, ale osobiście nie zaliczam tego do typowego scenariusza użytkowania.

Lenovo Yoga Book C930

Nie ma czego przyciskać, ale jest co dotykać

Jedną z bardziej irytujących mnie rzeczy w pierwszym Yoga Booku był fakt, że otworzenie tego urządzenia wymagało zręczności szympansa. Zaś satysfakcję ze zrobienia tego jedną ręką przebijało tylko uratowanie przed rozbiciem spadającego z regału przedmiotu, który złapało się w ostatnim momencie. Miejsce, w którym moglibyśmy znaleźć jakąś małą fazkę, wcięcie, za które można by zahaczyć choćby paznokciem, nie istnieje także w Yoga Booku C930. Tutaj jednak ktoś poszedł po rozum do głowy i wyposażył urządzenie w sprytną funkcję. Wystarczy dwukrotnie zapukać w pokrywę laptopa, by otworzyła się ona nieznacznie. Towarzyszy temu dźwięk przesuwanych magnesów w środku pokrywy, co dodatkowo „dobajerza” cały proces, trwający może sekundę. Alternatywnie, jeśli uderzanie knykciami w obudowę jest dla nas z jakichś względów niekomfortowe, zawsze można przycisnąć dłużej przycisk zmniejszania głośności, a efekt będzie taki sam. Cóż, brawo, Lenovo, nie udało mi się przyłapać Was na powtarzaniu tego samego błędu z generacji na generację.

Lenovo Yoga Book C930

Po otworzeniu wnętrze to już samo szkło – zarówno główny ekran dotykowy, jak i wyświetlacz e-ink, to 12-calowe panele. Są też powodem, dla którego Yoga Book C930 jest nieco większy od poprzednika oraz odrobinę grubszy. Ogólnie jednak to bardzo wygodny i lekki sprzęt. Aż człowiek uśmiechał się, gdy zabierał laptopa do teczki – przy wadze 775 gramów, można prawie zapomnieć, że zabrało się go ze sobą.

Testując wersję Yoga Booka z Androidem nie przeszkadzało mi kompletnie, że sprzęt ma mało portów – w urządzeniu z systemem od Google nie potrzeba kompatybilności z wieloma urządzeniami zewnętrznymi. Podczas gdy tamta edycja mogła być swobodnie nazwana tabletem z nieodłączalną klawiaturą, tu – przez samą zmianę systemu – moglibyśmy marzyć o ultramobilnym laptopie z Windowsem. Jego przydatność ogranicza jednak fakt, że zamontowano w nim tylko dwa porty USB typu C, co można uznać za postęp (poprzedni Yoga Book miał tylko jedno gniazdo) i regres jednocześnie. A to dlatego, że przeznaczenie gniazda umieszczonego z lewej strony praktycznie całkowicie ogranicza się do zasilania urządzenia. Nie podłączymy do niego sprzętu, z którego chcielibyśmy przesłać jakieś dane. Mało tego – nie zadziałają za jego pośrednictwem nawet słuchawki. Żeby dało się słyszeć jakiś dźwięk, należy je podpiąć do prawego portu USB-C. Szkoda, że Lenovo nie zdecydowało się pozostawić portu audio jack. W poprzedniku sprawdzał się on całkiem nieźle.

Lenovo Yoga Book C930

Z przyciskami zasilania i głośności miałem mały problem. Za Chiny nie mogłem zapamiętać, gdzie one leżą. Zwłaszcza, jeśli często zmieniałem orientację ekranu i wywijałem klawiaturę na plecki urządzenia. Kończyło się to zwykle tak, że chcąc odblokować sprzęt tradycyjnie (bo po wywinięciu klawiatury na plecki czytnik linii papilarnych jest z tyłu w superpozycji – czyli niby tam, gdzie zawsze, ale musisz go zobaczyć, żeby przycelować), macałem wszystkie krawędzie na ślepo w poszukiwaniu fizycznych wystających elementów. Nie wiem, czy tego typu rozterki są wspólne wszystkim ludziom, czy zatytułować ten akapit „mój nieogar1” i przejść dalej. Hm.

Lenovo Yoga Book C930

Moduły łączności nie wybijają się jakoś specjalnie – czytnik kart pamięci działa, Wi-Fi i Bluetooth także. Tak samo modem LTE, który był na wyposażeniu wersji, którą testowałem.

W miejscu, gdzie poprzedni Yoga Book miał aparat (po odwróceniu klawiatury na tył, mógł działać jako „główny”, i to całkiem niezły jak na tablet), w C930 znajdujemy czytnik linii papilarnych. Sprawny i łączący się z Windows Hello. Razem z innymi sensorami, pokroju miernika natężenia światła, akcelerometrem i czujnikiem Halla. Do działania tego ostatniego mam pewne obiekcje, bo to on decyduje o tym, czy wygasić ekran po zamknięciu pokrywy laptopa czy nie. Niejednokrotnie bywało, że oprogramowanie czujnika się myliło i ekran po prostu wygaszał mi się podczas użytkowania. Początkowo myślałem, że to wina jakichś dziwnych ustawień zasilania w Windowsie. Ale nie. Najwyraźniej sensor źle interpretował odczyty natężenia pola elektromagnetycznego. Nie było to jakoś mocno irytujące – w ciągu dwóch tygodni testów coś takiego przydarzyło mi się zaledwie kilka razy, i to tylko wtedy, gdy używałem Yoga Booka w trybie tabletu, z ekranem e-ink na pleckach.

Lenovo Yoga Book C930

W Yoga Booku C930 znajdziemy przednią kamerę z matrycą 2 MPix, bez automatycznej regulacji ostrości. Nadaje się do Skype’a, ale nic ponad to.

Po pierwsze – ekran

Lenovo bardzo przyłożyło się do ekranu w Yoga Book C930. Urządzenie dysponuje panelem o rozdzielczości 2560×1600 pikseli, a więc wyższej niż u poprzednika. Już tam było naprawdę dobrze pod względem jakości obrazu – a w nowym Yoga Booku jest on naprawdę znakomity. Głęboka czerń, wysoki kontrast, brak wycieków podświetlenia na krawędziach, a to wszystko w IPS-ie. Producent deklaruje jasność na poziomie 400 cd/m2, ale z tego, co można znaleźć w internecie, faktyczne wartości jasności ekranu sięgają maksymalnie 340 cd/m2. Oznaczałoby to, że jest on nieco ciemniejszy od tego zastosowanego w pierwszym Yoga Booku, choć to i tak nadal czołówka, jeśli chodzi o ten parametr, kluczowy również w sytuacji, gdy będziemy chcieli skorzystać z urządzenia w mocno naświetlonym miejscu. Na laptopie da się pracować „pod parasolem” albo gdy niebo zasłonią chmury, i to całkiem komfortowo. Jedyny minus to błyszcząca powłoka, która wzmacnia odbicia, co może irytować.

Lenovo Yoga Book C930

Ekran jest dotykowy, także swobodnie obsłużymy go palcami lub dołączonym do zestawu rysikiem. Często ten drugi sposób jest znacznie wygodniejszy, ze względu na skalowanie niektórych okien i programów w dość dużej rozdzielczości na tak niewielkim ekranie. Dotyk jest bardzo precyzyjny i nigdy nie miałem z nim jakichkolwiek problemów. Oczywiście po ekranie da się rysować, co czasem jest lepszym rozwiązaniem niż korzystanie z ekranu e-ink.

Lenovo Yoga Book C930

Po drugie – ekran

Yoga Book C930 nie ma klasycznej klawiatury. Nawet nie ma podświetlanego panelu z dotykowymi klawiszami, jak w poprzedniku. Jest za to 11-calowy ekran e-ink, który wyświetla klawiaturę, jeśli potrzeba. Zwykle trwa to jakąś sekundę, zanim „zaskoczy”, jednak jest to wina zastosowanej technologii i trudno tutaj na to narzekać.

Wirtualne klawisze mogą ukazywać się w dwóch wersjach – klasycznym i nowoczesnym. Osobiście mi bardziej odpowiadał ten drugi, ze względu na nieco większą powierzchnię klawiszy oraz „chowający” się touchpad. W widoku klasycznym gładzik jest stale wyświetlany na ekranie. Każdy z widoków ma też dwie wersje kolorystyczne, jeśli w ogóle można mówić o kolorach w czarno-białym wyświetlaczu. Możemy po prostu zdecydować, czy na ekranie ma dominować biel czy czerń.

Lenovo Yoga Book C930

Układ klawiszy delikatnie modyfikuje też „sztuczna inteligencja”. Laptop analizuje nasz sposób pisania i delikatnie przesuwa lub powiększa niektóre klawisze. W ten sposób szybkość pisania miała wzrosnąć względem pierwszego Yoga Booka o 22%. Czy wierzę w te bajki? Cóż, przez czas przygotowywania recenzji, Yoga Book C930 potrafił dla mnie powiększyć nieco pasek z klawiszami Ctrl i Shift – najwyraźniej nie trafiałem w nie ze zbyt dużą dokładnością, i algorytm stwierdził, że ułatwi mi nieco robotę. Miło z jego strony. Więc – tak, wierzę.

Lenovo Yoga Book C930

Samo pisanie w mojej opinii nie należy do najprzyjemniejszych i po dłuższym czasie mnie męczyło. Odniosłem takie wrażenie pewnie przez fakt, że jestem przyzwyczajony do klawiatur, w których czuć jakikolwiek skok klawiszy. W Yoga Booku zorganizowane to jest nieco inaczej. Za każdym przyciśnięciem dotykowego klawisza, pod palcem czujemy lekką wibrację oraz słyszymy klik z głośników. Efekty te można wyłączyć w panelu ustawień, co zapewne szybko zrobi większość z użytkowników.

Lenovo Yoga Book C930

Jak to bywa podczas przygotowywania recenzji, bywało, że klawiatura nie zadziałała tak jak trzeba. Zdarzyło się tak może ze dwa razy w ciągu dwóch tygodni, i wystarczyło ponownie zmienić zawartość wyświetlanego ekranu, by poniższy efekt ustąpił, więc uważam, że nie jest to wada, a co najwyżej mój pech.

Lenovo Yoga Book C930
Liczę na glicze

Co innego brak jakiegokolwiek podświetlenia. Choć poprzednik świetnie nadawał się do wprowadzania tekstu w nocy, bo miał wokół klawiszy świecące obwódki, tak w 930-stce bardzo brakuje tego typu udogodnienia. Szkoda, wielka szkoda.

Touchpad nie jest zbyt duży. Łącząc to z faktem, że z powodów oczywistych nie ma on żadnych fizycznych ramek, rzadko kiedy wiemy czy zaraz nie przekroczymy obszaru roboczego czy nadal „smyramy” w jego obrębie. Pewnym sygnałem przekroczenia prostokąta touchpada jest wibracja i wydanie dźwięku kliknięcia. Do pewnego stopnia to pomaga, ale mnie bardziej irytowało, przez co praktycznie od razu zacząłem korzystać z myszki bezprzewodowej.

Jest jeszcze jedna rzecz dotycząca gładzika. W układzie nowoczesnym klawiatury, za każdym razem, gdy zaczniemy pisać, touchpad ustępuje miejsca spacji. Generuje to czasem problemy, zwłaszcza, gdy cały czas korzystamy z gładzika, ale w międzyczasie skorzystamy z jakiegoś skrótu (na przykład zmiany głośności). Wtedy on znika i trzeba go wywoływać ponownie. Wydaje się więc, że lepszym rozwiązaniem jest widok klasyczny, ale w nim z kolei powierzchnia wyświetlanego gładzika jest mniejsza o klawisz spacji. W tym trybie był on dla mnie prawie nieużywalny, choć techniczna jego obsługa, w tym „smyr” palca po powierzchni ekranu i jego czułość, były jak najbardziej w porządku. A wystarczyłoby jeszcze trochę zmodyfikować układ klawiatury i przenieść klawisze funkcyjne w rząd z przyciskami opcji – i już zrobiłoby się miejsce na jeden rząd klawiszy gratis. Ach, programiści Lenovo, przecież nie będę myślał za Was.

Po trzecie, zgadnijcie – ekran. I rysik

To w gruncie rzeczy kontynuacja tematu dotyczącego drugiego ekranu. A to dlatego, że dołączonym do zestawu rysikiem nie tylko obsłużymy kolorowy dotykowy wyświetlacz, ale także drugorzędny ekran e-ink. Ekran ten ma kilka trybów pracy. O trybie klawiatury już wspomniałem, ale to tylko jedna z jego funkcji. Może on na przykład pełnić rolę naszego notatnika.

Pismo odręczne lub rysunki wykonane za pomocą pióra rozpoznającego 4096 poziomów nacisku zapiszemy do wykorzystania na później lub prześlemy do schowka, skąd można wkleić je np. do Painta. Praca z rysikiem jest przyjemna i dość intuicyjna.

Funkcje przycisków możemy edytować sobie w ustawieniach pióra w Windowsie oraz dodatkowym oprogramowaniu Lenovo. W związku z tym, że Yoga Book C930 wyposażono w ekran e-ink, jednocześnie pozbawiono ten model możliwości robienia notatek w fizycznym zeszycie doczepianym do podstawy laptopa i digitalizowania ich. Wydawałoby się, że będzie tej funkcji brakować, ale moim zdaniem zrezygnowanie z niej na rzecz ekranu e-ink było krokiem w dobrą stronę.

Ekran ten ma kilka przydatnych opcji. Można na przykład wyświetlić obraz z pulpitu w postaci czarno-białego zrzutu i edytować go. Następnie da się wyciąć kawałek, by później wkleić go do programu graficznego. Szkoda, że nie ma możliwości bezpośredniego zapisania grafiki z ekranu e-ink do jakiegoś pliku, choćby w postaci prostej bitmapy. Oprogramowanie czarno-białego wyświetlacza nie jest niestety na tyle zaawansowane. To jednak byłbym w stanie mu wybaczyć, jednak nie mogę przejść obojętnie obok innego tragicznego niedociągnięcia.

Taki ekran znakomicie nadawałby się do czytania e-booków. Funkcję tę spełnia tylko po części, bo rozpoznaje wyłącznie pliki zapisane w formacie PDF – przynajmniej tak było w moim egzemplarzu. Nie byłem w stanie otworzyć książek w formacie EPUB ani MOBI, choć na stronie producenta podkreśla się, że te typy plików są wspierane. Dziwne.

Obsługa PDF-ów na ekranie Yoga Booka zniechęca do zapoznawania się z dziełami literatury za jego pomocą. Regulacja powiększenia tekstu jest mocno skokowa, a kiedy litery są wystarczająco duże, to trzeba przesuwać tekst w poziomie, żeby doczytać cały wiersz. Tak, takie są minusy czytania czegokolwiek w PDF, ale przy bardzo niskim odświeżaniu ekranu, charakterystycznym dla ekranów e-ink. Suma tych wszystkich czynników każe mi stwierdzić, że choć Yoga Book C930 mógłby z powodzeniem zastąpić niektórym czytnik e-booków, to w moim wypadku tak nie było. Może to kwestia mojego egzemplarza, bo inni recenzenci nie mieli z EPUB-ami i MOBI żadnych problemów. Trochę żałuję, bo chętnie sprawdziłbym, czy choć ekran e-ink wytrzymuje deklarowane przez Lenovo 13 godzin lektury książek. Czytając w PDF-ie bym się chyba zajechał.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania, ekrany i rysik
2. Wydajność. Łączność. Multimedia. Bateria i Podsumowanie