Dziesiątki konsol w swojej kieszeni – stan emulacji na urządzeniach mobilnych

Znaki zapytania, czyli o przyszłości mobilnej emulacji

Jest pewien sektor emulacji, który dopiero zaczął swój prawdziwy rozwój. Mowa tu o imitowaniu konsol pokroju PlayStation 2, GameCube czy Wii. Ta sztuka posiadaczom komputerów osobistych udała się dopiero kilka lat wstecz. Tak też używając najpopularniejszego emulatora dla GameCube/Wii – Dolphin, od początku do końca uda nam się przejść 90% katalogu obu sprzętów. Z kolei PCSX2 – oprogramowanie symulujące PS2 – pozwoli nam ukończyć aż 95% gier. Trzeba tylko zaznaczyć, że po drodze mogą wystąpić jakieś pomniejsze błędy czy graficzne artefakty, ale w ogólnym rozrachunku tytuły są grywalne.

Do emulowania PS2, GameCube’a czy Wii nie potrzeba też jakiegoś mocarnego sprzętu. Co więcej, spora część dzisiejszych komputerów potrafi uruchomić tamtejsze produkcje w rozdzielczości 4K, a to może nawet wyręczyć dużą liczbę remasterów samo z siebie.

Niestety, ze smartfonami nie jest już tak kolorowo. Płynna emulacja PlayStation 2, GameCube’a oraz Wii to temat niezwykle odległy. Na chwilę obecną wszystkie urządzenia ze Snapdragonem 845 ledwo radzą sobie z niektórymi tytułami na PS2 czy GameCube. Ich znacznie większa część uruchamia się, ale z masą błędów i bardzo niską płynnością, która wynosi zaledwie kilka klatek animacji na sekundę. Kilka wyjątków działa optymalnie, ale resztę śmiało można nazwać nieakceptowalną do zabawy.

Wiąże się to głównie ze słabo zoptymalizowanymi emulatorami na sprzęt z Androidem. Niemniej jednak taki stan będzie się utrzymywał przez jeszcze kilka najbliższych lat. Emulatory do tej pory powstawały z myślą o pełnoprawnych procesorach, które są w stanie przekroczyć taktowanie ponad 3 GHz. Dla porównania architektura ARM pozwala przekroczyć granice 2 GHz w bardziej flagowych jednostkach. Trzeba pamiętać, że 1 GHz to mniej więcej równowartość 1 miliarda podstawowych operacji w ciągu sekundy, co w przypadku symulowania konsol robi ogromną różnicę.

Tak samo emulatory na PC pisano pod zupełnie inne API – OpenGL, które nie jest jakoś specjalnie rozwinięte na Androidach. Przyszłością może się okazać API Vulkan, które jest obecnie wciąż testowane przez twórców emulatorów. Vulkan stawia na wieloplatformowość i niski narzut sterownika, dzięki czemu potencjalny deweloper ma większą kontrolę nad procesorem graficznym. W umiejętnych dłoniach Vulkan będzie w stanie zdziałać cuda, ale do uwolnienia jego pełnego potencjału pod kątem emulacji na Androidzie, przyjdzie nam jeszcze nieco poczekać.

Nutka wątpliwości  – throttling, bateria, kontrolery

Emulacja na smartfonach nie jest jednak w stu procentach perfekcyjna i niesie ona ze sobą pewne wątpliwości. Powiedzmy to sobie szczerze, że urządzenia mobilne nie są najlepszym i najwygodniejszym sprzętem, jeśli chodzi o granie. Większość tytułów z Google Play pisana jest z myślą o intuicyjnym sterowaniu dotykiem, czego nie można powiedzieć o „starożytnych” produkcjach z epoki NES-a czy SNES-a.

Największym problemem może okazać się zatem samo sterowanie. Na wyświetlaczu trzeba w końcu zmieścić klawisze odpowiedzialne za poruszanie się postaci, wykonywanie akcji czy dodatkowe spusty. Nic zatem dziwnego, że większą część ekranu emulatora zajmują przyciski dotykowe. W takim wypadku rekomenduję zaopatrzenie się w jakiegoś przenośnego gamepada, który łatwo można połączyć z urządzeniami Android. Steelseries ma chociażby w swojej ofercie sprzęt z serii Stratus. Ba! Nawet Xiaomi ma swój kontroler, który można dostać w rozsądnej cenie. Dodatkowe urządzenie mocno ogranicza oczywiście mobilność smartfonowej emulacji, ale znacznie ułatwia życie podczas grania.

Patrząc przez pryzmat emulacji PS2, GameCube’a czy Wii, największym problemem może okazać się techniczna konstrukcja urządzeń mobilnych. Ich producenci stawiają przede wszystkim na dobry design i odpowiednią kompaktowość takiego sprzętu. Takie rzeczy, jak wydajność czy chłodzenie jednostki centralnej, schodzą na boczny plan. W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie będzie non stop popychał swojego smartfona do granic jego mocy obliczeniowej.

Wymagające emulatory są zatem skazane na walkę z nieustannie drenującą baterią i ogromnym throttlingiem zamontowanego układu. Tym samym przy zabawie z imitowaniem PS2, nasz akumulator błyskawicznie wyczerpuje swoje zasoby, a obudowa zamienia się w powierzchnię do smażenia jajek. Wybawieniem mogą okazać się „gamingowe smartfony”, aczkolwiek na ten moment ich ogólna jakość stoi pod znakiem zapytania.

Oczywiście emulatory starszych konsol nie stanowią tak wielkiego problemu dla współczesnych smartfonów. Nadal drenują sporo mocy obliczeniowej, ale nie w takiej częstotliwości, co oprogramowanie symulujące PS2. Niemniej jednak, jeśli myślicie o zabawie z emulatorami na dłuższą metę, to polecam zaopatrzyć się w jakiś powerbank… ale dla mobilnych graczy nie będzie to jakaś większa nowość.

Xiaomi powerbank 10000 mAh (fot. mi-home.pl)

Co z iOS?

Cały czas piszę tutaj o telefonach z Androidem, ale co z posiadaczami urządzeń z „nadgryzionym jabłkiem”? Cóż, tutaj sytuacja mocno się komplikuje. Apple nie jest firmą, która specjalnie pozwala ingerować głęboko w swój sprzęt, a to – jakby nie patrzeć – jest potrzebne w procesie pisania takiego emulatora. Kilka legalnych, dostępnych w AppStore symulatorów konsol występuje, ale jeśli chcemy na serio pobawić takimi apkami na iPhone’ach, to będziemy zmuszeni zrobić jailbreaka… a to nie jest dobrze widziane przez Apple. Utrata gwarancji i wszelkiego wsparcia nie jest czymś, co warto poświęcić na rzecz pobiegania w Super Mario Bros.

Może niektórym nie przejdzie to przez myśl, ale jeśli naprawdę chciałbyś pobawić się w emulację, to skieruj swój wzrok w stronę Androida. Przykro mi, drogi posiadaczu iPhone’a.

źródło: ios.gadgethacks.com

Podsumowanie

Mam nadzieję, że udało Wam się dotrwać do końca tak długiego tekstu i czujecie się doinformowani w tematyce emulacji na urządzeniach mobilnych. Sama zabawa z klasycznymi grami i emulatorem nie jest jednak tak bardzo skomplikowana, jak mógłby to prezentować artykuł. Wystarczy, że zainstalujecie daną aplikację i uruchomicie plik z samą grą – to tyle. Niemniej jednak głównym celem moich wypocin było zaprezentowanie obecnego stanu rozwoju mobilnej emulacji, jej przyszłości, a także głównych bolączek technicznych. Jeśli jednak dalej macie jakieś nurtujące Was pytania, to oczywiście zapraszam do sekcji komentarzy.

Najbardziej liczę jednak na to, że przekonacie się do emulacji i zaakceptujecie ją jako świetną alternatywę dla wielu nijakich tytułów mobilnych, które często nastawione są na wydojenie gracza przy pomocy licznych mikrotransakcji. Starsze konsole kryją dziesiątki, o ile nie setki wybitnych tytułów, które zapadły w pamięć wielu graczom dzięki niepowtarzalnej rozgrywce czy poruszającej fabule. Unikatowe, niezapomniane przygody czekają jak na wyciągnięcie ręki. Czy to jest zabawa warta świeczki? Zdecydujecie już sami.

Spis treści:

1. Wstępniak, kilka słów o moralności emulatorów i obecny stan emulacji na Androidzie
2. Co dalej w emulacji? Wątpliwości, ograniczenia techniczne i podsumowanie

źródło zdjęcia głównego: retroarch.com