Internet jako metafora współczesnej wieży Babel?

Nie odnosicie czasem wrażenia, że we współczesnym świecie nie ma już rzeczy, które z pełnym przekonaniem możemy uznać za pewne i niepodlegające dyskusji? Czy z ręką na sercu jesteście w stanie wskazać osobę, spoza kręgu bliskich, której słowa bierzecie za pewnik, ponieważ jest dla Was autorytetem? Pora na kilka chwil refleksji.

Kilkadziesiąt lat temu, jeśli przykładowo jakiś produkt żywnościowy był powszechnie uznawany za zdrowy, to z całą pewnością mało kto z tym polemizował. Masło było zdrowe, bo po pierwsze jadła je matka, babcia i prababcia, a po drugie po prostu było… masłem. Nikt nie zastanawiał się (bo też nie miał do tego podstaw) nad potencjalnie negatywnymi skutkami jego spożywania i nikt nie biegał po mieście z megafonem, ogłaszając wszem i wobec, że ten oto produkt jest owocem spisku międzynarodowych koncernów, stworzonym w celu depopulacji ludzkości. Gdy w szkołach uczono, że okrągła Ziemia krąży wokół Słońca, a szczepionki są bezpieczne i chronią nas przed chorobami, to tak po prostu było. Co z biegiem lat sprawiło, że już tak nie jest i nie czujemy takiej pewności? Rozwój nowych technologii, mass mediów, a wśród nich przede wszystkim i w największym stopniu – internet. Tak, to przysłowiowy wujek Google jest sprawca całego zamieszania.

Pewnie zastanawiacie się, co wspólnego z tym wszystkim ma zatem biblijna przypowieść o wieży Babel?

Współczesny internet, jakim posługujemy się na co dzień, pozwala nam komunikować się natychmiast i bez jakichkolwiek ograniczeń. Internet miał i ma w założeniu przybliżać do siebie ludzi z najdalszych zakątków świata, którzy razem tworzą globalna wspólnotę. To, co kiedyś zajmowało dni czy miesiące, dziś dzieje się w ułamku sekundy. Często mam jednak wrażenie, ze ten rodzaj komitywy przypomina właśnie wieżę, której mieszkańcy na pierwszy rzut oka żyją w harmonijnym, jednolitym i dla wszystkich zrozumiałym świecie, zaś rzeczywistość pokazuje, że jest to wyłącznie ułuda, ponieważ ich języki coraz bardziej się plątają. Nie mam tu na myśli oczywiście języka jako narzędzia komunikacji, lecz to, jak bardzo internet zmienił postrzeganie i interpretowanie przez ludzi rzeczywistości, a przez to, mówiąc kolokwialnie, wywrócił wszystko i wszystkich do góry nogami.

Można oczywiście powiedzieć, że to nie ludzie zmienili się pod wpływem internetu, tylko możliwość dostępu do informacji, której jeszcze ileś lat temu przeciętny człowiek po prostu nie miał. Łatwość pozyskania i rozpowszechniania wiedzy spowodowała namnożenie się wszelakich teorii i opinii w skali, z jaką nie mieliśmy nigdy do czynienia. Wiadomo od zawsze, że każdy człowiek ma własne zdanie na każdy temat (ok, wyjątkiem będą tu mieszkańcy Korei Północnej). Jest to oczywiście prawda i nic w tym aspekcie nie zmieniło się. Podstawowym jednak pytaniem jest to, czy ta mnogość i teoretyczne bogactwo wiedzy dla każdego oraz możliwość jej udostępniania wszystkim, bez jakichkolwiek ograniczeń, jest dla ludzkości zbawieniem czy przekleństwem?

Osobiście uważam, że prawda, co nie jest specjalnie dziwne, leży po środku, ponieważ jak to już w naszym ziemskim życiu się przyjęło, nic nie jest tylko czarne lub tylko białe, bo żyjemy w rozmaitych odcieniach szarej rzeczywistości. Jako regularny i aktywny użytkownik sieci, mam coraz częściej wrażenie, niestety, że ten szary kolor staje się coraz ciemniejszy. Liczba idiotycznych informacji, fake newsów, absurdalnych teorii, niszczenie autorytetów, relatywizacja każdego aspektu życia, powoduje we mnie coraz większy wstręt do używania tego medium. I nie, nie chodzi tu o to, że nie umiem poruszać się w tym bagnie. Problemem jest tu to, czym stał się internet i to, jak wielu ludzi nie potrafi lub nie chce odnaleźć się w jego otchłani. Internet to aktualnie śmietnik, na który wyrzucono to, co w ludziach najgorsze i nie widzę, aby miało się to w krótkim czasie zmienić, tym bardziej, że prawie każdy co sekunda coś do niego dokłada. Coraz częściej nie dziwię się osobom, których telefon to maksymalnie stara Nokia 3210, kalendarz to ten kupiony w papierniczym, a zdjęcie wrzucone na „walla” to te wywołane i powieszone na ścianie. Mówię tu przede wszystkim o ludziach, którzy świadomie zrezygnowali z dobrodziejstw nowoczesnych technologii, wcześniej ich używając, a nie z rocznika 1940.

fot. Pixabay

 

Wróćmy jednak do meritum, czyli nie tego, jaka sieć jest, ale jaką implikuje degrengoladę w ludzkich głowach. Internet i nowinki techniczne to, poza aspektem użytkowym, moja pasja i hobby, choć pewnie niektórzy na podstawie tego tekstu mogą uznać, że jest dokładnie odwrotnie. Codziennie z nich korzystam, ponieważ mimo wszystko, uważam, że trudno jest bez nich obejść się we współczesnym świecie. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, które graniczy niemalże z pewnością, że wraz z postępującą komputeryzacją życia, ludzie stają się coraz głupsi i de facto ich poziom orientacji w tym, co dzieje się na świecie, nie rośnie a maleje.

Paradoksalnie ogrom informacji, jakimi jesteśmy bombardowani codziennie, we wszystkich środkach masowego przekazu, zamiast nas ubogacać i rozwijać, powoduje, że tracimy pewność czy wiedza, którą posiadamy, jest rzeczywiście prawdziwa. Bardzo często szukając odpowiedzi w internecie, dostajemy w zamian kolejne pytania, które generują następne pytania i tak w kółko. Jeśli ktoś z Was pije czystek, ostatnio bardzo modny w naszym kraju, to polecam poczytać informacje na temat jego cudownych, wręcz magicznych właściwości i takiej samej masie opinii temu przeczących. Co ciekawe, każda ze stron opiera swoją argumentację na badaniach naukowych. Podobnych przykładów można mnożyć bez końca, ponieważ tak naprawdę obojętnie jakiego zagadnienia i z jakiej dziedziny dotkniemy, to będzie ono interpretowane na wiele sposobów. Nie ma nic złego w tym, aby Kowalski z Nowakiem spierali się ze sobą o takie dyrdymały jak ziółka, gorzej, jeśli w dyskusje na tematy polityczne, kulturowe, medyczne czy naukowe wkracza cały arsenał naszych podłych charakterów, uprzedzeń, frustracji, cynizmu, jawnych kłamstw, dewiacji i chorób psychicznych, który to przy pomocy internetu wybucha z każdym dniem… a potem czytają lub oglądają to nasze dzieci.

W tym miejscu należałoby sobie zadać jeszcze jedno i ostatnie pytanie. A może po prostu tacy jesteśmy? Być może te nasze poplątane języki są papierkiem lakmusowym nas samych i prędzej czy później sami doprowadzimy do własnej zagłady. Mam nadzieję, że tak nie jest i z biegiem czasu to, co do tej pory osiągnęliśmy jako gatunek, będziemy potrafili i przede wszystkim chcieli przekuć w szczęśliwy, zgodny i harmonijny byt dla każdego człowieka na tej planecie.

Nie wystarczy bowiem zbudować Sieć czy Wieżę. Obojętnie, jak to nazwiemy, trzeba jeszcze umieć ze sobą współżyć, także w tym wirtualnym na pozór świecie.

zdjęcie tytułowe: pixabay