Recenzja Lenovo Yoga Book – książki, której nie odłożysz na półkę

Istnieje pewna miejska legenda opowiadająca krótką historię młodego człowieka piszącego maturę z języka polskiego. Tematem wypracowania, z jakim musieli zmierzyć się maturzyści, była odpowiedź na pytanie: „Czym jest odwaga?”. Na pracę przewidziano pięć stron. Wspomniany uczeń pozostawił cztery strony puste, a na piątej zapisał tylko słowa: TO JEST WŁAŚNIE ODWAGA. I wyszedł z sali egzaminacyjnej. Lenovo przypomniało mi tę opowieść. A to dlatego, że niedawno samo poniekąd zdawało pewien egzamin. Na ławce leżała jedynie Yoga Book, z krótką notatką na kartce, której tekst pojawił się również na ekranie urządzenia: „To jest właśnie odwaga”.

Rzeczywiście, trzeba było swego rodzaju odwagi, żeby wprowadzić na rynek urządzenie pokroju Yoga Book. Nie jest to typowy tablet, nie jest to typowa hybryda, w końcu – nie jest to też typowy laptop konwertowalny „2 in 1”. Istnieją dwie wersje tego sprzętu – działająca na Windowsie 10 oraz druga, którą zarządza Android Marshmallow 6.0.1. Otrzymałem do testów drugą opcję. Wobec tego recenzowana odmiana plasuje się gdzieś w kategorii tabletu z nieodłączalną klawiaturą, przy czym to właśnie ta klawiatura decyduje o wyjątkowości tego urządzenia.

Na początku przyjrzymy się pokrótce specyfikacji i szybko przejdziemy do prezentacji urządzenia.

  • System operacyjny: Android 6.0.1 Marshmallow
  • Wyświetlacz: IPS 10.1”, rozdzielczość 1920×1200 pikseli, 224ppi
  • Procesor: Intel Atom x5-Z8550, cztery rdzenie, 1,45 GHz (Turbo do 2,4 GHz)
  • Procesor graficzny: Intel HD Graphics 515
  • Pamięć operacyjna: 4 GB
  • Pamięć masowa: 64 GB
  • Złącza: słuchawkowe/mikrofonowe, microUSB 2.0, microHDMI
  • Łączność: WiFi (2,4 GHz i 5 GHz), Bluetooth 4.0
  • Kamery: 8 Mpix główna, 2 Mpix przednia (obie nagr. Full HD, 30kl/s)
  • Wymiary: 257 x 171 x 9,6 mm
  • Waga: 690 g

Cena w momencie publikacji recenzji: około 2700 zł

Muszę przyznać, że Yoga Book robiła bardzo dobre wrażenie wszędzie tam, gdzie się pojawiła. Ten przypominający rozkładaną książkę tablet, powodował podnoszenie się brwi i robienie dużych oczu tak, jakby mało kto spodziewał się rozwiązania, które ostatnio widziane było chyba w Star Treku. Chodzi mi o świecącą klawiaturę dotykową – element tak niezwykły, że wzbudzał autentyczne zdziwienie. Jeszcze do niej wrócę, gdyż nie tylko obcy ludzie byli zdziwieni klawiaturą.

Przyjrzyjmy się najpierw zamkniętej Yodze: to ewidentny skok na wrażliwe dusze estetów. Z obudową, która w najcieńszym miejscu mierzy mniej niż centymetr, Yoga Book jawi się jako sen maniaka smukłości. Trudno temu sprzętowi zarzucić, że jest wtórny czy kopiuje konkurencję. Nie kradnie pomysłów od innych: Lenovo Yoga Bookiem udowadnia, że ma własne.

Podstawa i pokrywa mają taki sam kształt. Gdyby nie fakt, że „góra” ma na sobie dumnie połyskujący napis „Lenovo”, trudno byłoby zorientować się przed otwarciem, która część to ekran, a która jest klawiaturą. Co ciekawe, patrząc na urządzenie od strony krótszego boku, napis jest dostosowany pod nas. Firma ewidentnie chciała nam wpoić przekonanie, że mamy do czynienia z cyfrową wersją notatnika i konsekwentnie prowadzi ten zamiar przez wszystkie wizualne (ale i również techniczne) aspekty budowy Yoga Book. Bo nie wspomnę już o nazwie, która bardziej książkowa być już chyba nie mogła.

Sam materiał, z którego wykonana jest obudowa, przywodzi na myśl aluminium, choć tak naprawdę jest to stop magnezu. Osiągnięto w ten sposób znaczną redukcję masy – urządzenie waży niecałe 700 g i jest to znakomity wynik. Trzymając tablet w dłoniach oczywiście czujemy tę masę i porównując ją z ciężarem klasycznych tabletów o podobnej przekątnej ekranu, jest gorzej. ALE. Yoga Book ma przecież nieodłączalną klawiaturę. Zakładając dość swobodnie, że podstawa ma taki sam tonaż jak część z ekranem, można by dojść do wniosku, że sama część dotykowa ma 345 g – a to już byłby rekord.

Tekstura obudowy jest przyjemna w dotyku i niemalże zachęca do tego, by nosić Yoga Booka zawsze przy sobie. Wiadomo, że to rzadkie przypadki, ale gdybyśmy chcieli tablet rzeczywiście trzymać non-stop w ręce, po jakimś czasie dłonie zaczną się pocić. Biorąc pod uwagę, że powierzchnie urządzenia są leciutko matowe, mogą być na nich wtedy widoczne mokre smugi. Na szczęście tablet nie brudzi się trwale ani nie przyciąga kurzu, więc przez większość czasu będzie utrzymywał estetyczny wygląd.

Spoglądając na urządzenie w rzucie notebookowym, po jego lewej stronie znajdziemy gniazdo microUSB oraz microHDMI. Oprócz tego jest też miejsce na kartę SIM oraz jeden z głośników stereo. Drugi z głośników znajdziemy na przeciwległej krawędzi tabletu, pomiędzy przyciskami głośności a klawiszem wybudzania tabletu. Pojawił się też poczciwy jack 3,5 mm. Trzeba zaznaczyć, że wszystkie te rzeczy występują na bokach elementu z klawiaturą, do czego trudno się przyzwyczaić. Może to nastręczać pewnych problemów, zwłaszcza, gdy całe życie odblokowywaliśmy tablety przy pomocy przycisku, który znajdował się na krawędzi ekranu. Rozumiem jednak podejście Lenovo, gdyż lepiej podpinać jakiekolwiek kabelki i urządzenia do części, która leży na stole, dzięki czemu nic nie obciąża zawiasów ekranu.

A, właśnie – zawiasy. Styl Lenovo się w nich czai. Biegną one przez całą długość krawędzi zagięcia tabletu. Tam, gdzie część ekranowa łączy się z klawiaturą, błyszczy srebrny pas bransolet, dzięki którym można obrócić ekran od pozycji zamkniętej, aż o 360 stopni. Tworzy to kilka możliwości ustawienia tabletu – w pozycji notebooka, zwykłego tabletu czy namiotu. Zawiasy są wystarczająco silne, nie „przepuszczają” ani nie mają luzów. Jednak leciutka konstrukcja pokrywy sprawia, że gdy korzystamy z tabletu w formie notebooka, to przy silniejszym dotykaniu ekranu, lubi się on nieco „bujać”. Nie jest to coś, co uniemożliwiałoby normalne korzystanie z urządzenia, jednak niektórym może przeszkadzać. Wynika to z budowy tabletu – żeby uniknąć takiego efektu, zawiasy musiałyby być znacznie bardziej ciasne, a część z ekranem bardziej masywna.

Trzeba zauważyć, że otworzenie tego cuda jedną ręką to zadanie godne trzynastej pracy mitycznego Heraklesa. Kiedy Yoga Book jest zamknięta, jej wzdłużne krawędzie są ścięte do środka. Niby takie rozwiązanie powinno ułatwiać otwieranie tabletu, ale tak nie jest. Sprzęt jest zbyt lekki, a zawiasy i magnetyczne dopięcie trzymają za dobrze, żeby otworzyć urządzenie jedną ręką. Co ciekawe, otworzenie tabletu dwoma rękami też jest pewnym wyzwaniem – początkowo zwykle potrzebowałem do tego kilku prób. No, chyba, że mam już jakieś zaburzenia motoryczne.

Kiedy położymy sprzęt na gładkim stole, musimy zachować pewną uwagę, gdyż tablet nie ma na spodzie ani w jakimkolwiek innym miejscu gumowanych podkładek, które przeciwdziałałyby ślizganiu się urządzenia po blacie. Nie ma nawet na rogach najmniejszych „guzków”, które minimalnie podnosiłyby tablet do góry, nie dopuszczając do przylegania powierzchni obudowy do stołu. Yoga Book leży zatem na płaskich powierzchniach niczym naleśnik, co zwiększa ryzyko zarysowania obudowy w miejscu styku. Przez dwa tygodnie testów nie udało mi się tabletu zarysować, jednak mam wrażenie, że to tylko kwestia czasu, aż obudowa, choć trwała, zacznie się stopniowo przecierać. Mnie ten los nie spotkał, pewnie dlatego, że przez większość czasu urządzenie grzecznie leżało sobie na moich kolanach. A kolana mam zwykle wolne od piachu i żwiru.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania
2. Klawiatura. Rysik i notes
3. Ekran. Wydajność. Łączność. Multimedia
4. Bateria. Podsumowanie