Zegarki Fitbit Ionic i Fitbit Versa – para dla aktywnych (recenzja)

Szeroko pojęta aktywność fizyczna nie jest moją najmocniejszą stroną. Nie przepadam za bieganiem. Najlepiej, jeśli już, czuję się na rowerze i na dłuższych pieszych wędrówkach. Obie te formy aktywności pomagają mi w walce z wagą i w zachowaniu tej odrobiny kondycji. Do rejestrowania swoich wysiłków korzystam z programu Strava, wspomagając się prostą i tanią opaską sportową z pulsometrem. Kiedy pojawiła się możliwość przetestowania urządzeń dużo bardziej zaawansowanych i wszechstronnych, przyjąłem ją z zaciekawieniem. I tak prawie miesiąc temu kurier przywiózł niewielką paczkę, a w niej od razu aż trzy urządzenia: zegarki Fitbit Versa i Fitbit Ionic oraz opaska Fitbit Alta HR. O tej ostatniej napiszę być może przy innej okazji, dziś chciałbym opisać swoje wrażenia z użytkowania zegarków Versa i Ionic.

Versa i Ionic

Tytułem wstępu

Oba urządzenia postanowiłem przetestować razem, gdyż, pomijając kilka detali, w gruncie rzeczy są do siebie bardzo podobne. Zestaw dostępnych funkcji jest podobny, a obsługa niemal identyczna. Oba urządzenia zapakowane są w podobne stylistycznie, solidne pudełka, dobrze chroniące zawartość. W środku zbyt bogato nie jest – poza zegarkiem i kablem ładującym znalazłem tylko dokumentację i dodatkowy, dłuższy pasek, który założyłem, jako że domyślny był trochę zbyt krótki. Zobaczmy jednak, z czym mamy do czynienia:

Fitbit Ionic Fitbit Versa
akcelerometr trójosiowy trójosiowy
żyroskop trójosiowy trójosiowy
pulsometr optyczny optyczny
odczyt pulsometru 5 s / 1 s w czasie ćwiczeń 5 s / 1 s w czasie ćwiczeń
czujnik wysokości tak tak
czujnik oświetlenia tak tak
czujnik nasycenia nie tak
wibracja tak tak
WIFI 802.11 b/g/n 802.11 b/g/n
lokalizacja GPS/GLONASS korzysta z lokalizacji smartfona
odczyt lokalizacji co 1 s w zależności od smartfona, typowo co 5 s
NFC tak tak
Wyświetlacz dotykowy LCD, 1,42″, 348 × 250 pikseli dotykowy LCD, , 300 x 300 pikseli
Wodoodporność 5 ATM 5 ATM
Bateria 5+ dni, 10 h z aktywnym GPS 4+ dni

Testowane urządzenia można kupić w cenach od ~1220 zł za Fitbit Ionic i od ~800 zł  za Fitbit Versa

Ionic odpięty od telefonu pokazuje dość dziwną godzinę i datę :)

Oba urządzenia są w stanie przechować zestaw danych zebranych z sekundową dokładnością przez ostatnie 7 dni. Jak widać, najważniejsza różnica to obecność wbudowanego GPS/GLONASS w Ionicu i czujnik wysycenia krwi w Versie, przy czym ten ostatni jest, ale jakby go nie było, gdyż oprogramowanie póki co go w żaden sposób nie obsługuje. Poza tym oczywiście jest jeszcze kwestia wyglądu, który jest bardziej klasyczny w przypadku Ionica, ale ostatecznie wybór, który prezentuje się lepiej, jest kwestią gustu każdego z nas.

Czas start

Niezależnie od wybranego zegarka, proces pierwszego uruchomienia wyglądał podobnie – zaczynamy od instalacji aplikacji na smartfonie. Następnie już w aplikacji wybieramy, jaki model zegarka uruchamiamy. Podczas całego procesu smartwatch musi być w pobliżu telefonu – aplikacja zestawia połączenie przez BLE, oferuje aktualizację oprogramowania (jeśli jest konieczna), która może trwać do 30 minut. Jeszcze kilka ekranów instruktażowych i gotowe – można działać. Na tym etapie konfigurujemy dostęp do usług dodatkowych (np. Deezera, o ile mamy konto premium i Stravy). Wybredni mogą także zmienić domyślną tarczę zegara. Trzeba przyznać, że wybór jest spory, ale naprawdę ładnych jest jak na lekarstwo. O ile dla Ionica znalazłem zgrabną klasyczną tarczę, to do Versy zostawiłem w końcu domyślną – naprawdę nie było z czego wybrać, żeby to jakoś wyglądało.

Ionic brzmi w trzcinie

Funkcje, które mnie najbardziej interesowały, to krokomierz, pulsometr, monitoring snu i rejestracja śladów wędrówek i jazdy na rowerze. W obu zegarkach pomiar pulsu wykonywany jest co 5 sekund w spoczynku i co sekundę po wykryciu aktywności – jest to wystarczająco dużo, by dać dobry pogląd na to, jak pracuje organizm podczas wysiłku. Co ważne, ten sam pomiar pulsu (i ruchów) jest wykorzystywany do badania faz snu – zegarki zaskakująco dokładnie wykrywały nawet kilkuminutowe wybudzenia. Dokładność jest nieporównywalnie lepsza niż w popularnym Mi Bandzie 2, który po dłuższym wybudzeniu nie potrafił często wykryć ponownego zaśnięcia.

Pomiary krokomierza w urządzeniach Fitbita są konsekwentnie nieco wyższe niż w opasce Xiaomi, ale urządzenia wydają się czulsze i dokładniejsze, skłonny więc jestem uznać, że słuszność jest po ich stronie. Zegarki są w stanie wykryć i zidentyfikować na bazie wskazań czujników rodzaj aktywności (spacer, bieg, jazda na rowerze, pływanie) i zarejestrować je w oprogramowaniu – wymagane jest jedynie ustalenie minimalnego czasu trwania treningu. Działało to dość dobrze, choć zdarzały się i pomyłki. Warto jednak ręcznie uruchomić ręcznie aplikację Exercise przed rozpoczęciem treningu – tylko wtedy aktywowany zostanie wbudowany GPS (Ionic) lub zostanie nawiązane połączenie ze smartfonem w celu uzyskania danych o lokalizacji. Można też wtedy ustawić działanie autopauzy. Co ciekawe, domyślnie w aplikacji nie ma trybu wędrówki, by się pojawiła, trzeba skonfigurować dostępne dyscypliny za pomocą aplikacji Fitbit.

Nie znalazłem żadnej ładnej tarczy do Versy

Fitbit na co dzień

Oba zegarki nosiło mi się bardzo wygodnie, choć należy przyznać, że zapięcie w Fitbic Ionic jest niepotrzebnie udziwnione – połączenie klasycznej klamry i bolca nie sprawdzało się tak dobrze, jak klamra ze szlufką w Versie. Bolec zdarzało mi się zaczepić i wyrwać. Pomijając to – było zupełnie normalnie. Zegarki nie wyświetlają tarczy cały czas – wymagany jest ruch nadgarstka lub przyciśnięcie przycisku w celu aktywacji. Wykrywanie ruchu działało w miarę – nie było zupełnie dobrze, zwłaszcza wolniejsze ruchy nie były rozpoznawane, co zmuszało do kilkukrotnych prób. Zegarki dyskretnie przypominały kilka minut przed upływem godziny o niewypełnieniu minimalnej liczbie kroków, zachęcając do nadgonienia. Dość użyteczne okazało się przekazywanie powiadomień na ekran smartwatcha –  wymagane było tylko ustawienia, które powiadomienia mają być pokazywane. W praktyce potrafiło to działać dziwnie – nie raz zegarek nie pokazywał nic, choć telefon sygnalizował komunikat.

Nieźle wyglądał czas pracy na baterii – oba zegarki wytrzymywały koło 5 dni, zanim pojawiał się komunikat o ładowaniu przy spadku do 20% baterii. Jest to całkiem niezły wynik – przyznaję, że chyba nie potrafiłbym używać zegarka ładowanego codziennie. Ładowanie trwa około 2 h – do ładowania służy mała stacja dokująca w przypadku Versy i znacznie wygodniejszy magnetyczny kabel w przypadku Ionica.

Rejestracja tras, Strava i aplikacja Fitbit

Strava jest aplikacją, w której rejestruję większość aktywności. Cieszyłem się więc, że Fitbita można spiąć ze Stravą na poziomie samych portali, co zapowiadało bezproblemową współpracę. W praktyce okazało się to działać znacznie gorzej. Po pierwsze, synchronizowane ze Stravą są wyłącznie ćwiczenia, w których aktywny był GPS – pozostałe nie i już. Czyli żadne ćwiczenia automatycznie nie zostaną przekazane do Stravy. Mając to na względzie wychodząc aktywowałem stosowne ćwiczenie w zegarku ręcznie. Z wędrówką i „bieganiem” nie było problemu – po zakończeniu rejestracji i zsynchronizowaniu z oprogramowaniem Fitbita po parunastu minutach trasa była już w Stravie. Z niewiadomych powodów za pierwszym razem nie zadziałało to przy jeździe na rowerze – nie dość, że w samym portalu Fitbita wycieczka pojawiła się z dużym opóźnieniem, to jeszcze autosynchronizacja ze Stravą zawiodła. Kolejny raz wszystko z kolei zagrało jak należy – nie mam pojęcia, skąd problemy.

Kilka minut i kilkaset metrów różnicy przy rejestracji Ionicem i parą iPhone + Mi Band 2. Nic wielkiego, złożyły się błędy spowodowane prawie 1:30 h w trybie pauzy :)

Podczas treningów Versą, do uzyskania dokładnej lokalizacji potrzebne było połączenie ze smartfonem i użycie go jako GPS. Z tego, co zdołałem zaobserwować, tandem taki ma tendencję do rozrywania połączenia i przez jakiś czas zegarek nie odbiera wtedy danych o lokalizacji – Ionic z wbudowanym GPS/GLONASS był tu o wiele bardziej niezawodny, a precyzja rejestrowanego co sekundę śladu była wyższa niż GPS-u w telefonie.

Versa też brzmi w trzcinie

Chcąc następnym razem włączyć rejestrację w oprogramowaniu na telefonie, napotkałem kolejną ciekawostkę – nie ma tam w ogóle takiej pozycji jak jazda na rowerze. Nie mam pojęcia jaka logika za tym stoi. Sądziłem, że może poradzę sobie, rejestrując trasę wprost w Stravie za pomocą GPS telefonu, licząc, że uda się wykorzystać zegarki jedynie jako źródło informacji o pulsie. Niestety, okazało się, że Fitbit nie pozwala na bezpośredni odczyt z czujnika – skończyło się na odkurzeniu i założeniu na drugą rękę Mi Banda 2, który dzieli się tymi danymi bez problemu ze Stravą. Zresztą, po zbadaniu sprawy dokładniej wyszło, że Fitbit to w ogóle straszny zazdrośnik i niechętnie dzieli się z innymi pozyskanymi danymi. Po doświadczeniach z Mi Bandem i Lenovo miałem za standard, że dane z opaski i zegarka trafią też do Apple Health – a gdzie tam. Nie mamy pana danych i co pan nam zrobi… Nie i już.

Połowa dystansu wycieczki

Czego nie ma

Jako prawdziwe smart-zegarki można Ionica i Versę rozbudowywać funkcjonalnie. Niestety wybór aplikacji, jakie możemy zainstalować, nie jest w tej chwili zbyt wielki i większość ma trochę wątpliwą jak dla mnie użyteczność. Z funkcji dodatkowych najbardziej przydatna może być możliwość sparowania z urządzeniem słuchawek i wykorzystania zegarka do słuchania muzyki (własnej lub z Deezera). Od kilku tygodni można także skorzystać z płatności Fitbit Pay, o ile mamy konto w Santanderze. Ogólnie to jednak funkcje dodatkowe są takie trochę… na przyczepkę. Deweloperzy też chyba nie przykładają zbyt wielkiej uwagi do Fitbita, woląc zapewne pisać aplikacje dla zegarków z WatchOS, Tizen i Android Wear. Nie powiem jednak, by mi to jakoś przeszkadzało – od samego początku oba modele wydały mi się raczej czymś w rodzaju bardzo rozbudowanych funkcjonalnie opasek, których głównym zadaniem ma być motywowanie takich osób, jak ja, do ruszenia tyłka z fotela i pobawienia się w sport.

Co wyszło, a co nie wyszło Fitbitowi

Niewątpliwie czas pracy na baterii jest jednym z jaśniejszych punktów obu testowanych urządzeń. Autonomia rzędu 5-6 dni w szczycie (jeśli nie rejestrujemy aktywności) jest zupełnie niezłym wynikiem. Także 8-10 h rejestracji śladu GPS na w pełni naładowanym Ionicu to bardzo zachęcający wynik. Jakość wykonania stoi na bardzo dobrym poziomie, mimo, że w czasie testów zdarzyło mi się parę razy dość mocno uderzyć szkłem zegarka nie ma na nim najmniejszej rysy – pokrycie szkłem Gorilla 3 sprawdza się dobrze, choć w zegarku w sumie wolałbym szkiełko szafirowe. Trochę nie wyszły chyba funkcje smart – są uproszczone, oprogramowania jest mało i nie ma tam nic ciekawego. Dla osób serio chcących podejmować wyzwania dostępny jest trener personalny Coach z własną aplikacją – jeśli chcemy z niego skorzystać, niestety bez sięgnięcia po kartę płatniczą się przy tym nie obejdzie. Skądinąd trochę nie rozumiem rozbijania tych funkcji na osobne aplikacje.

Oczka czujników

Słowo podsumowania

Ogólne wrażenie po miesiącu ciągłego użytkowania Fitbitów jest pozytywne. Oba testowane urządzenia spełniły moje – niezbyt wysokie – wymagania. Doskonale spisały się jako zegarek na co dzień – mierząc czas, powiadamiając o nowych wiadomościach na redakcyjnym Discordzie i zwyczajnie zachęcając do wyrabiania dziennego celu 10 tysięcy kroków. Zarzucić muszę jedynie traktowanie się Fitbita jak oblężonej twierdzy – bardzo, bardzo mi brakuje synchronizacji z Apple Health i możliwości odczytywania danych z pulsometru bezpośrednio przez oprogramowanie typu Endomondo czy Strava. I tylko trochę rekompensuje tu bodaj najlepsza aplikacja webowa na portalu Fitbita.

W drogę!

Jak zatem odpowiedzieć na pytanie, czy warto postawić na Fitbita wybierając sprzęt dla siebie? Wydaje mi się, że jeśli określasz się jako sportowca z aspiracjami i mierzysz wysoko, wybór powinien paść na bardziej rozbudowane urządzenia Garmina i Polara. Ale jeśli poszukujesz czegoś mniej wyrafinowanego, co ma po prostu zmotywować się do ruszenia się z domu, to Fitbit będzie dla ciebie. Mnie w każdym razie szkoda będzie rozstać się z Fitbitem (szczególnie z Ionicem), ale już dłużej nie mogłem odwlekać recenzji ;)

Zegarki Fitbit Ionic i Fitbit Versa – para dla aktywnych (recenzja)
Zalety
GPS (Ionic) z sekundowym logowaniem
Connected GPS (Versa) – możliwość korzystania z GPS smartfona
ciekawy wygląd
dobra jakość wykonania
łatwy system wymiany pasków
dokładny pulsometr
ponadprzeciętny monitoring snu
dobry czas pracy na jednym ładowaniu
Wady
Connected GPS w Versie potrafi zerwać połączenie na kilka minut
czujnik wysycenia krwi jak do tej pory bezużyteczny
brak współpracy z aplikacjami innych firm bez pośrednictwa platformy Fitbit
synchronizacja logowanych aktywności między Fitbitem a Stravą potrafi zawieść bez przyczyny
system zapinania paska w Ionicu jest niezbyt wygodny i pasek potrafi się rozpiąć
stacja dokująca do Versy jest niewygodna w użyciu
8.5
OCENA