Wirówka do smartfonów. Verizon używa jej, by symulować ich wielokrotne upadki

Ile razy w roku upuszczasz swój smartfon na ziemię? Dla większości z nas nie jest to obce zjawisko. Jeśli mamy szczęście, to upadek skończy się bez ofiar w wyświetlaczach, ale bywa i tak, że po podniesieniu telefonu z ziemi, naszym oczom ukazuje się pajęczynowy wzór na ekranie. Jednak nie każde wyśliźnięcie się smartfonu z dłoni od razu musi oznaczać pożegnanie z nim. Stara się to udowodnić Verizon.

Verizon jest największym operatorem telefonii komórkowej w Stanach Zjednoczonych. Tak dużej sieci na pewno zależy na tym, by sprzedać jak najwięcej smartfonów i podpisać jak najwięcej umów z klientami. Niektórzy mają jednak pewne obawy co do wytrzymałości tych urządzeń. Wyobrażają sobie, że szklane, duże ekrany są tak kruche, że pękają nawet wtedy, gdy ktoś się na nie krzywo popatrzy. W wypadku kontaktu z ziemią, los takiego smartfona wydaje się być absolutnie przesądzony, a naprawa zbitej szyby zwykle sporo kosztuje.

Żeby walczyć z mitem, że każdy upadek smartfona kończy się dla niego odejściem do niebiańskiego sadu czy krainy wiecznych Androidów, Verizon zbudował maszynę, która symuluje lata upadków telefonów w ciągu zaledwie 30 minut. Pracownicy sieci nazwali ją „Tumbler” („Upuszczacz”). Telefony zaliczają 100 upadków na twarde podłoże z prędkością 4,3 metra na sekundę.

https://youtu.be/ap2HqTiHDh4

Takie testy służą jeszcze kilku innym celom: mają udowodnić, że połączenie głosowe w tak trudnych warunkach może być utrzymywane (poniewierany telefon jest cały czas włączony i połączony z testowym numerem) oraz pozwala Verizonowi zorientować się, jak mocne telefony wprowadzane są do oferty operatorskiej. Zanim smartfon trafi na półki salonów tej telefonii komórkowej, przechodzi w sumie 12 testów, z czego jeden przeprowadzany jest w kręcącym się Upuszczaczu.

Kiedy ostatnio smartfon wyśliznął się Wam z dłoni? Obyło się bez uszkodzeń wyświetlacza? A może macie na ekranie pamiątkę w postaci „pajęczynki”?

 

źródło: PhoneArena